Sesja eimyra

- Jest. - odpowiedział Mirek, skręcając w boczną uliczkę i uśmiechając się dziwnie. - Głównie przez Wirtualnych. Od biedy można by do nich... Ale nie, lepiej nie. Jeszcze by mu zafundowali elektrowstrząsy drukarką, albo co. - wskazał głową na leżącego z tyłu Eteryka. - Swoją drogą, ciekawe co robili przez ten czas Chujowi. Ich fundacja jest przecież w katedrze.
Co? Gdzie? W katedrze? A tak, mijaliście katedrę, całkiem sporą. Stojącą jakieś 60 metrów od Białej Fabryki.
Ciągnę kartę. Przecież nagły spadek mocy w centrum miasta mógł dosięgnąć również monitoringu. Ostatecznie, te kamery to pewno też się dość chwilę włączają... albo mogły się wyłączyć skierowane w jakimś irracjonalnym kierunku. Wreszcie, podobnie mogło stać się ze światłami ulicznymi. Nagły reset skrzyżowań mógł je przypadkowo tak ustawić, żeby akurat dla nas była zielona fala...
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Zielonej fali nie było, ale jechaliście całkiem szybko, przystając raptem raz na czerwonym. Miasto powoli budziło się do życia, przynajmniej jeśli chodzi o ruch na drogach, ale świt jeszcze nie nastał w pełni, zaś samochodów wciąż było niewiele. Po pięciu minutach skręcaliście obok pałacu i fabryki Poznańskich na Ogrodową. Wyciągnąłeś kartę - trójka pik.
Słabo. Pewnie dlatego z zielonej fali nic nie wyszło. Zaglądam do tyłu na starca i zerkam też, czy mazda jedzie za nami. Do Fundacji nie powinno być już chyba daleko?

Gdy tylko dojechaliśmy, używam pokrowca z tylnego siedzenia Nissana jako prowizorycznych noszy. Razem z Manfredem zabieram starca do środka, a jeśli hermetyczny mag również przejawia chęć towarzyszenia nam, nie wyrażam sprzeciwu.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Zeszliście we trzech do krypty, w której czekał już na was Nikodem.
- Co się... Grohman??? - zdziwił się na widok niesionego Eteryka. - Lachesis! Choć tu natychmiast! - zawołał w stronę ukrytego korytarza, z którego po chwili wylazła stara raszpla. Zauważywszy Tarnowskiego przedstawił mu się krótko. - Nikodem Kruk, przewodzę tej Fundacji, witam pana. - uścisnął mu dłoń. - Rozumiem, że poszło bardzo źle. - nie tyle spytał, co stwierdził, patrząc to na Hermetyka to na ciebie.
- W większej części tak. - zgodziłem się - Spóźniliśmy się, nie mam pojęcia co się stało z Fundacją Eteryków, ale fabryka to teraz kupa gruzu. Spotkaliśmy się z Melonikiem, tym samym, o którym śniłem, wyglądał na materializację jakiegoś większego Ducha. Ten starzec walczył z nim dłuższy czas, nasze przybycie tylko go wypłoszyło, ale i tak wygląda na to, że zdążył zrobić wszystko, co planował. - odpowiedziałem w miarę prędko, chcąc zaspokoić jego ciekawość - Szczegóły później. Dodasz coś jeszcze, Tarnowski?
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- W tej kwestii to za wiele nie mogę. Próbowałem oddziaływać na niego pośrednio i to przyniosło jakieś rezultaty, ale sukcesu nie zapewniło. Bardzo pilnował swojej laski. Przepraszam w ogóle, że tak nagle się zjawiłem. Przyjechałem do Łodzi szukając informacji o moim zaginionym mistrzu Mateuszu Pokorskim. Zniknął już jakiś czas temu. Wiem, że prowadził jakieś dziwne badania. Ostatnio usłyszałem imię Sehona i powiedziano mi, że może się to wiązać z tą sprawą.
Nikodem pokiwał tylko głową, Lachesis w asyście dwóch akolitów przeniosła gdzieś Grohmana. Następnie Nikodem usiadł i westchnąwszy ciężko, powiedział:
- Przyznam, że to co się dzieje przerasta moje wyobrażenie. Nigdy nie pomyślałbym, że ktoś może poważyć się na tak otwarty atak na fabrykę Geyera... Nie wiem, czy ja sam jestem jeszcze w stanie jakoś bardziej pomóc, co najwyżej nasze Wieszczki. Może Wirtualni Adepci, albo Niebiański Chór będą służyć lepszą radą w tej sprawie, niż ja. A może ktoś spoza naszego środowiska, może Mateusz Geyer i miejscowi Garou... Albo ten ksiądz, który ponoć był przy śmierci Sehona. Tymczasem służę obu panom takimi środkami, jakie mam. - wskazał gestem na kryptę i dalszą część Fundacji, a następnie przeczesał palcami włosy.
- Generalnie dowiedliśmy paru rzeczy. Jego inkarnacja nie jest na krótką metę niezniszczalna. Można go trafić zwykłym strzałem z pistoletu, a kula nasycona Kwintesencją urąbała mu dłoń. Po drugie, wygląda na to, że jego laseczka ma możliwość wysysania energii z jakiegoś obszaru. W naszym przypadku była to energia elektryczna. - zamyśliłem się przez chwilę - Podczas następnej walki proponowałbym odłączyć całą okolicę ze wszystkich oczywistych źródeł zasilania. I walczyć Nasyconymi brońmi, względnie można spróbować używać Fetyszy. Nie jestem do końca pewien czy dlatego oberwał, że moja broń ma swój duchowy odpowiednik, ale jest to prawdopodobne. Na koniec, wyjątkowo nie spodobały mu się próby pogrubienia rękawicy w obszarze, w którym się znajdował.

Wtedy dopiero, gdy zmusiłem się do chłodnej, taktycznej kalkulacji opadło mnie zmęczenie. Przygnieciony podróżą, ciężkim wieczorem, jeszcze cięższym snem a teraz poważną walką, musiałem zapłacić adrenalinowy rachunek, oczywiście z niemałym procentem. Ziewnąłem ukradkiem, garbiąc się.

- Możecie mi jeszcze wytłumaczyć, dlaczego akurat zaatakował fabrykę jakiegoś geja. Homofob, czy jak? Jeśli to możliwe, to zaraz potem pójdę spać. I nie miałbym nic przeciwko gdyby któraś ze star... - ugryzłem się w język - ...ze starszyzny Fundacji osoba rzuciła osłonę na sny moje, a najlepiej wszystkich. Nie mam ochoty spotkać tego zadufanego w sobie bubka po raz trzeci w ciągu doby.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Fabrykę Ge-ye-ra. - przeliterował Nikodem, patrząc na ciebie z politowaniem. - Dziadek teurga łódzkiego caernu, Mateusza Geyera, był jej założycielem, potem przeszła w ręce pana Grohmana i fundacji Synów Eteru. Nie wiem dlaczego to coś zaatakowało właśnie tam. Na pewno miało swój powód, o którym coś więcej powie nam pan Grohman, gdy wydobrzeje. Tymczasem oczywiście poproszę Atropos, by zadbała o nasze bezpieczeństwo tutaj. Miejmy nadzieję, że mimo wszystko kolejnych takich starć nie będzie. Wystarczy jedna spalona fundacja... - dodał nieco ciszej.
- Marzysz, Nikodemie. Wróg zniszczył największą, jak mi się wydaje, i najbardziej eksponowaną placówkę Tradycji w mieście. Mam wrażenie, że gryzie to miasto jak kanapkę, zaczynając od najlepszych kawałków. Gdybym miał jego możliwości, zaatakowałbym Chór tak prędko jak to możliwe. Mówicie, że to spora katedra, więc zniszczenie będzie ogromne, a Chórzyści, jak pokazały dzisiaj strzały moje i wspólny wysiłek wszystkich, stanowiliby dla niego spore zagrożenie. - ziewnąłem potężnie. Nie wiem co mogło mnie utrzymać na nogach. Szklanka Cofitosów? Kreska sproszkowanych Cofitosów? Cofitosowa lewatywa?

- Wystarczy na dziś. Muszę odespać walkę.

Poszedłem do pokoju. Wyciągnąłem magazynek z broni, płynnie odciągnąłem zamek, łapiąc nabój gdy wyskoczył z komory. Dokładam go do magazynka, wraz z kilkoma dodatkowymi, z pudełka, tak, by był pełen. Kładę go obok broni.
- Pogadamy jutro. - czynię krótki gest, tak, by Sieghild mnie słyszała w swoim umbralnym świecie.

Rzucam się na łózko, zdejmując wcześniej pospiesznie ubranie. W sennym amoku pół-świadomie pół-przypadkowo zapominam oczywiście o budziku...
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
[ Ilustracja ]

Sen dopadł cię natychmiast, okazując się zlepkiem dziwnych, niejasnych obrazów.

Widziałeś kruki, krążące nad pobojowiskiem, pełnym czaszek, trupów, ciał szarpanych przez wygłodniałe psy. Psy, które nie były zwykłymi psami, lecz szponiastymi, efemerycznymi bestiami, krążącymi po surrealistycznym polu walki.

Stałeś na środku ciemnej ulicy, wśród ciemnych kamienic o ciemnych oknach i niewidocznych kształtach, obracając się nieprzytomnie we własnym zagubieniu. Nie widziałeś ani nie słyszałeś nic, poza miarowym, głuchym stukaniem laski o kamienny bruk.
- Czy to wszystko, na co cię stać? - zapytała postać w meloniku, z lekką nutą rozbawienia w głosie. Nie widziałeś twarzy, jedynie zarys sylwetki, który to obraz natychmiast rozwiał się, zastąpiony przez jeszcze bardziej nieprzyjemny - paskudna gębę wiekowej staruchy, wyciągającą w twoją stronę kartę, która rosła tak długo, aż przesłoniła całą twą wizję.



Wszystko umilkło, zniknęło, uspokoiło się...

Zobaczyłeś węzeł, silny, pulsujący energią, przy którym dostrzegłeś dwie osoby. Wiedziałeś, czułeś że ty sam jesteś gdzieś blisko. Tuż obok, choć nie tutaj. Bezpieczny, śniący.
Wszystkie barwy zdawały się przybrudzone, nie sięgałeś wzrokiem dalej, niż na węzeł i ludzi, z których jeden kreślił jakieś znaki.
- Jesteś pewien, że to wystarczy? - zapytał drugi z nich, w skórzanej kurtce, z irokezem na głowie.
- Niczego nie jestem już pewien. - odparł drugi z nich, zwrócony plecami do ciebie, ubrany w coś na kształt sutanny czy czegoś takiego. - Ale na pewno pomoże. Nie możemy pozwolić, by z Euthanatosami zrobił to samo.
Mężczyzna z irokezem prychnął gwałtownie.
- Nie wieżę, że robisz coś takiego. Może jeszcze zaprosisz do tego Mariusa?
- Marius nic tu nie pomoże...
- odrzekł drugi z namysłem. Nadstawił uszu, jak ktoś, kto słyszał jakiś szmer, po czym sypnął przez ramię jakimś proszkiem i wszystko się rozmyło. Poczułeś się jeszcze bardziej senny, senny we śnie.

Obudziłeś się lekko. Spokojny, wypoczęty, ciesząc się przyjemnym chłodem pościeli. Spojrzenie na zegarek - 13:34
Wstaję, dokonuję rytuału porannej toalety. Ubrany i umyty, idę do wspólnego pokoju, by przygotować coś do jedzenia. Zabieram ze sobą sniadanie i wracam do mojego pokoju. Przy biurku wyciągam zestaw szmatek i wyciorów. Sprawdzam raz jeszcze, czy w komorze nie ma naboju i blokuję zamek w otwartej pozycji. Następnie dwa ruchy dźwignią uwolnienia zamka i po piętnastu sekundach pistolet leżał przede mną w częściach.

- Hej. Jak się wczoraj podobało? - zazwyczaj czyściłem ją patrząc na nią tylko jednym okiem i tym razem nie było inaczej. Drugie spoglądało w Umbrę. To był jeden z tych intymnych momentów, który odróżniał posiadacza od partnera. Obok broni zawsze leżała duża, czysta ścierka zawsze po stronie drzwi, tak, bym w każdej chwili mógł ukryć rozkawałkowaną broń przed wzrokiem kogoś postronnego. Byłem jej to winien. Część rytuału, część zaufania. Nawet jeśli to było tylko piętnaście minut dziennie, to byl moment, gdy spotykalismy się tylko we dwoje.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Bardzo się nie podobało. - odpowiedziała marudnie, pokazując ci się przelotnie. - I gdybyś widział to, co ja, też by ci się nie spodobało. Wy się tam zabawialiście, a ja musiałam patrzeć czy coś nie wylezie mnie zeżreć przez te wszystkie dziury w płaszczyznach, które wiszą sobie w Umbrze. - bardzo starała się sprawiać wrażenie obrażonej, ale nie umknęło twej uwadze, że wygląda bardziej na przestraszoną. Zaraz też dodała, już łagodniejszym tonem. - Nie rób tego ponownie, bardzo cię proszę.
- Wiesz, że nie mam wyboru. I wiem, że poradzisz sobie, a nawet gdybyś była w niebezpieczeństwie, uciekniesz w metal.] - uśmiechnąłem się lekko - Dziury. Możesz mi powiedizeć coś więcej?

Czyszczenie było już z mojej strony zupełnie odruchowe. Raz dziennie wnętrze rękojeści, zamek, lufa i suwadło, reszta z zewnątrz. Raz w tygodniu mechanizm spustowy, kurek i iglica, chyba że pistolet ubrudzi się ponad miarę. Lubiłem to. Ja mogłem jej dać odczuć, że nie jest narzędziem, a ona zrzucała swoją skorupę twardej i perfekcyjnej wojowniczki. Duch też człowiek.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- To trudno opisać, musiałbyś to zobaczyć... - powiedziała z wyraźnym zakłopotaniem. - To, co ty widzisz przed Rękawicą jako faceta w meloniku, po mojej stronie jest... Nie wiem jak ci to powiedzieć, po prostu nie da się nawet na to patrzeć. To coś przyciąga do siebie wszelkie badziewie ze wszystkich planów Umbry. Normalne duchy uciekają, inne, podobne do niego, przedzierają się z głębszych poziomów. Wiesz ile tam jest Strzępiaków?! A jak wpieprzają wszystkie strumienie elektrycznej energii? - zapiszczała gderliwie.
= Te strzępiaki mają coś wspólnego z jego laseczką. A nie widziałaś, czy żrą też inną energię? - powoli kończyłem czyszczenie.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Tak... Wszystko, co pozytywne... Wszystkie dobre drgania, wibracje. Albo raczej - okruchy tego, czego to coś nie zdążyło zmienić w rozkład i czerń. - gorączkowo usiłowała ubrać jakoś w słowa swą odpowiedź. - Ale jest jeszcze coś. Im bardziej tam szaleliście i im większe wyczynialiście tam numery, tym większe robiły się wyrwy, przynajmniej tam gdzie widziałam, wokół was. W pewnym momencie wokół tego czegoś powstała jakaś ściana i wszystkie gówna latające wokół niego nie mogły się do niego dostać, ale generalnie z każdą chwilą te dziury się powiększały, jak rozprute łaty na... - zamilkła na chwilę. - No... jak to się nazywa... Na spodniach, o. Raz spojrzałam w tę wyrwę, Ciarán i... mogę się mylić, pewnie tak jest, ale... przez niektóre z tych wyrw widać kolejne, jeszcze w tych głębszych planach. Raz chyba widziałam Horyzont.
- Spokojnie, Sieghild. Rozumiem, że Cię to niepokoi, ale nic na to nie poradzimy. Ta ściana to chyba skutek mojego pogrubienia Rękawicy w tym obszarze. - złożyłem broń do kupy i załadowałem - W każdym razie wczoraj odstrzeliłaś jego postaci dłoń. To było niezłe. Następnym razem odstrzel mu łeb, dobra? Zaraz po tym jak się uporamy z tą jego chorą laseczką. - pogładziłem lekko tył broni, klasyczne, kształtne zakończenie - Mówiłem ci już, że masz fajny tyłek?

Wykręciłem numer do Reznora.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Ty też. - odpowiedziała z lekkim rozbawieniem i zamilkła. Zamiast niej, w słuchawce usłyszałeś coś, co przyprawiło cię o małe deja vu.
"The number you are trying to reach is currently unavailable."
Postąpiłem zgodnie z tym, co nakazywało deja vu. Wykręciłem drugi numer, idąc już w stronę pokojów Nikodema. Jeśli i ten nie odpowie, poproszę o towarzystwo Mańka. Może ten chłopak nosi przy sobie kupę złomu, ale przynajmniej ma jaja.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
← Sesja WoD
Wczytywanie...