Sesja eimyra
- Naturalnie. Otóż będzie jeszcze sporo czasu, aby dogadywać szczegóły tuż przed spotkaniami... I jeszcze jedno pytanie, o ile było mi się domyśleć jaki jest Pański stosunek do zwierzoludów, to ciekawi mnie jeszcze jaka jest Pańska opinia odnośnie wywiadów z wampirami. Zważywszy, że Sehon miał kilka tysięcy lat, aby narobić sobie wrogów i przyjaciół uważam, że będzie to absolutna konieczność. Szczególnie, że jest ich teraz w mieście zdecydowanie najwięcej ze wszystkich dzieci mroku.
- Nie zrozum mnie źle. Nie mam nic przeciwko wilkołakom, jeśli tylko akurat nie próbują mnie rozszarpać na strzępy. Jestem w stanie pogodzić się z nich wyczulonym nosem, awanturnicza naturą, nawet z obelgami i skrajną pogardą wobec naszego przykrego, śmiertelnego obowiązku. Niestety, wizja utraty kończyn wymownie wpływa na mój osąd, więc wolę strzelić raz więcej niż trzeba niż, żeby szukali moich szczątków po hektarze lasu. Gdyby nie to - nie miałbym nic przeciwko kontaktom z Garou, w końcu to starożytny i dumny rodzaj. - zamrugałem tak, by było widać, że szczerze żałuję, że wilkołaki nie mogą dojść do porozumienia z Euthanatosami. I tak, by jasno powiedzieć, że ich nienawiść jest jednostronna, a wszystkie przeszłe strzelaniny, pościgi, starcia i polowania są wyższą koniecznością, tak smutną jak konieczną. - Z wampirami nie miałem zbyt wiele do czynienia. Spotkałem jednego czy dwóch przyjaznych, ale nie była to zażyła znajomość. Z kontaktów z tymi mniej przyjaznymi wiem, jak ciężko skurczybyka naprawdę zabić i jak cholernie oni się tego boją.
Po krótkim milczeniu, podczas którego przyglądał ci się uważnie, wsadził długie chude palce w butonierkę kamizelki i wyjął z niej wizytówkę. Była wykonana z utwardzanego papieru kalkowego, przy jednej krawędzi znajdywał się nieregularny trójkąt z niepoliczalną na pierwszy rzut oka ilością kolejnych takich samych trójkątów weń wpisanych, po przeciwległej stronie widniał prosty napis "Reznor Barnaba - grafika wydawnicza, ilustracja" i numer telefonu, mail oraz strona internetowa.
- W porządku, rozumiem. Zatem co mogliśmy pobieżnie omówić to już omówiliśmy. Teraz pora jest już na działanie w terenie jeśli Pan się ze mną zgadza. Pójdę już wobec tego, a jutro zaraz jak Pan zje śniadanie proszę zadzwonić na ten numer. - Położył wizytówkę przed tobą. - A przyjadę tu i zaczniemy przejażdżkę po fundacjach, niestety ja nie byłem przygotowany do tej rozmowy, ale jutro rano pokażę rozmieszczenie fundacji w mieście i może wspólnie zadecydujemy o kolejności.
Powiedziawszy to wstał, zdjął z oparcia krzesła czarny trencz w którym przyszedł i zarzucił go sobie przez ramię. Na odchodne skinął ci głową i posłał ironiczny całus w stronę staruchy.
- W porządku, rozumiem. Zatem co mogliśmy pobieżnie omówić to już omówiliśmy. Teraz pora jest już na działanie w terenie jeśli Pan się ze mną zgadza. Pójdę już wobec tego, a jutro zaraz jak Pan zje śniadanie proszę zadzwonić na ten numer. - Położył wizytówkę przed tobą. - A przyjadę tu i zaczniemy przejażdżkę po fundacjach, niestety ja nie byłem przygotowany do tej rozmowy, ale jutro rano pokażę rozmieszczenie fundacji w mieście i może wspólnie zadecydujemy o kolejności.
Powiedziawszy to wstał, zdjął z oparcia krzesła czarny trencz w którym przyszedł i zarzucił go sobie przez ramię. Na odchodne skinął ci głową i posłał ironiczny całus w stronę staruchy.
Skinąłem głową. Nie było sensu żegnać się wylewniej. Ciekawe, czy będzie się zachowywał jak mój goryl. Mam wrażenie, że cokolwiek zrobię, będzie mi patrzył na ręce. This fockin' sucks. "Zewnętrzny specjalista", my ass.
Wracam do pokoju. Przechodząc koło szafki muskam pistolet. Nie wystrzeliłem dizś z niego ani razu od trzech dni, będę musiał zapytać o strzelnicę. Nie przepadałem za nieprzestrzeloną bronią. Zupełnie jakbym się obawiał, że zapomnę jak to się robi. Teraz nie ma czasu.
Rozbieram się d osnu i nastawiam budzik na rozsądną godzinę, tak, by nie być z rana chodzącym zombie. Gdy wstanę, czas na szybkie śniadanko i zaraz potem telefon.
Wracam do pokoju. Przechodząc koło szafki muskam pistolet. Nie wystrzeliłem dizś z niego ani razu od trzech dni, będę musiał zapytać o strzelnicę. Nie przepadałem za nieprzestrzeloną bronią. Zupełnie jakbym się obawiał, że zapomnę jak to się robi. Teraz nie ma czasu.
Rozbieram się d osnu i nastawiam budzik na rozsądną godzinę, tak, by nie być z rana chodzącym zombie. Gdy wstanę, czas na szybkie śniadanko i zaraz potem telefon.
Położyłeś się, a raczej rzuciłeś na łóżko, bo mijający dzień - zwłaszcza po 2 w nocy - nie należał do najprzyjemniejszych.
Ze snów pamiętałeś niewiele, niemalże nic, poza tym, że były dziwne, nieprzyjemne, w pewien sposób niepokojące.
Obudziłeś się z uciekającym szybko sprzed oczu niewyraźnym wizerunkiem jakiegoś mężczyzny w meloniku. Dziwne.
Spojrzałeś na zegarek - 10:15. Wyspałeś się przyzwoicie. Na śniadanie zebrałeś się bez zwłoki, zjadłeś to, co upolowałeś w okolicach lodówki. Poza paroma akolitami nie spotkałeś nikogo. 10:42 - zadzwoniłeś na numer Reznora.
"The number you're trying to reach is currently unavailable."
Ze snów pamiętałeś niewiele, niemalże nic, poza tym, że były dziwne, nieprzyjemne, w pewien sposób niepokojące.
Obudziłeś się z uciekającym szybko sprzed oczu niewyraźnym wizerunkiem jakiegoś mężczyzny w meloniku. Dziwne.
Spojrzałeś na zegarek - 10:15. Wyspałeś się przyzwoicie. Na śniadanie zebrałeś się bez zwłoki, zjadłeś to, co upolowałeś w okolicach lodówki. Poza paroma akolitami nie spotkałeś nikogo. 10:42 - zadzwoniłeś na numer Reznora.
"The number you're trying to reach is currently unavailable."
Co za kutas. Próbuję dzwonić za chwilę, nie licząc jednak na skutek. Następnie udaję się do Nikodema lub kogokolwiek kompetentnego w jego miejsce po listę adresów Fundacji. Wygląda na to, że będę musiał zacząć tę robotę sam. A zacznę od Synów Eteru, jeśli tylko dane mi będzie mieć taką szansę. W ostateczności, dzwonię pod drugi numer z wizytówki.
Rozejrzałeś się wokoło, po wszystkich salach - nikogo. Nawet młodzi, których mijałeś przy śniadaniu, gdzieś zniknęli. Cisza. Iście martwa. Wszedłeś do pierwszej sali - schody na cmentarz przykryte płytą. Nikogo, niczego. Tylko cisza i płomienie pochodni.
[Dodano po 3 godzinach]
Spojrzałeś na odwrót wizytówki. Był tam numer telefonu zapisany odręcznie, z podpisem "Marius". Wybrałeś numer, wcisnąłeś zieloną słuchawkę.
Telefon zniknął z twojej dłoni.
- Szczerze odradzam dzwonienie do księdza, panie... Mackiewicz.
Odwróciłeś się w stronę, z której dobiegał głos. Przy szerokim stole siedział mężczyzna w garniturze, meloniku, wsparty jedną ręką na eleganckiej lasce. Odkładał właśnie twój telefon na stół.
Adrenalina skoczyła ci do uszu. Od razu percepcja włączyła najszybsze obroty, dzięki czemu zobaczyłeś, że kilka rzeczy jest tu nie tak. Na przykład pochodnie - rozświetlały grobowiec, ale nie słyszałeś charakterystycznego dźwięku, który towarzyszył spalaniu tlenu przez płomień. Inna - płomienie lizały kamienie podziemnych ścian, ale nie zostawiały na nich smug.
Twarz mężczyzny, podobna absolutnie do nikogo, z krótką, równo przyciętą bródką, zwrócona była wprost na ciebie, z lekkim, niemal uprzejmym uśmiechem. Była to twarz, którą widziałeś we śnie. Twarz, która bez wyraźnego powodu napawała cię niemałym przestrachem.
[Dodano po 3 godzinach]
Spojrzałeś na odwrót wizytówki. Był tam numer telefonu zapisany odręcznie, z podpisem "Marius". Wybrałeś numer, wcisnąłeś zieloną słuchawkę.
Telefon zniknął z twojej dłoni.
- Szczerze odradzam dzwonienie do księdza, panie... Mackiewicz.
Odwróciłeś się w stronę, z której dobiegał głos. Przy szerokim stole siedział mężczyzna w garniturze, meloniku, wsparty jedną ręką na eleganckiej lasce. Odkładał właśnie twój telefon na stół.
Adrenalina skoczyła ci do uszu. Od razu percepcja włączyła najszybsze obroty, dzięki czemu zobaczyłeś, że kilka rzeczy jest tu nie tak. Na przykład pochodnie - rozświetlały grobowiec, ale nie słyszałeś charakterystycznego dźwięku, który towarzyszył spalaniu tlenu przez płomień. Inna - płomienie lizały kamienie podziemnych ścian, ale nie zostawiały na nich smug.
Twarz mężczyzny, podobna absolutnie do nikogo, z krótką, równo przyciętą bródką, zwrócona była wprost na ciebie, z lekkim, niemal uprzejmym uśmiechem. Była to twarz, którą widziałeś we śnie. Twarz, która bez wyraźnego powodu napawała cię niemałym przestrachem.
Adrenalina i strach, to wszystko, co było mi potrzebne by w jednej chwili wyciągnąć broń i skierować ją w stronę mężczyzny w meloniku, zamierając w postawie Weavera. Czy miało to jakieś uzasadnienie? Być może nie. Ale postawienie broni pomiędzy mną a melonikiem pozwoliło mi się trochę opanować.
- Dobrze wychowane osoby zdejmują kapelusz w pomieszczeniach. A taką laskę nosi się do cylindra i fraku, panie intruz. - przełknięcie śliny. Kimkolwiek jest, jest niebezpieczny - Nie powinieneś się najpierw przedstawić i wyjaśnić gdzie są wszyscy?
- Dobrze wychowane osoby zdejmują kapelusz w pomieszczeniach. A taką laskę nosi się do cylindra i fraku, panie intruz. - przełknięcie śliny. Kimkolwiek jest, jest niebezpieczny - Nie powinieneś się najpierw przedstawić i wyjaśnić gdzie są wszyscy?
- Dobrze wychowane osoby - zaczął facet, podnosząc się powoli z krzesła. - nie przechodzą na "ty" z nieznajomymi bez wyraźnego przyzwolenia, panie Mackiewicz. - uchylił lekko melonik i nałożył go z powrotem - Ale faktycznie, ma pan rację, zapomniałem o tym detalu... - powiedział, a jego garnitur na twoich oczach wydłużył się i zmienił krój na frak. - Tak lepiej, dziękuję panu. - powiedział uprzejmie, wspierając się na lasce, ale czułeś, że w tym głosie było znacznie więcej groźby, niż czegokolwiek innego.
- Radzę nie dzwonić do wścibskich, którzy wtykają zbyt długie nosy w nie swoje sprawy. Radzę wytknąć też swój własny nos ze sprawy, która pana nie dotyczy, drogi panie. To miasto ma swój porządek, byłoby nietaktem go zakłócać. - stwierdził i powoli ruszył w twoją stronę.
- Radzę nie dzwonić do wścibskich, którzy wtykają zbyt długie nosy w nie swoje sprawy. Radzę wytknąć też swój własny nos ze sprawy, która pana nie dotyczy, drogi panie. To miasto ma swój porządek, byłoby nietaktem go zakłócać. - stwierdził i powoli ruszył w twoją stronę.
- Nie przedstawiłeś się, a nie zwykłem wołać niczym uczniak "proszę pana" do obcych bez przyzwolenia wpraszających się jak do siebie. A melonik nadal nie pasuje. - nie ruszyłem się ani o cal z postawy strzeleckiej. To jakiś pojeb. Potężny, ale jednak pojeb. Chowam broń. Z takim nie ma co zaczynać na serio. - Takt czy nietakt, częścią mojego zawodu jest to, że sprawy, w które wtykam nos siłą rzeczy stają się moje. - Odkładając broń do kabury koncentruję się na nim, próbując wyczuć jego rezonans rozkładu jak również duchowy kształt i zależności - Ostrzeżenie przyjęte. Jeśli pan pozwoli, wrócę do swoich zajęć, panie...?
Mężczyzna uśmiechnął się półgębkiem, a było w tym uśmiechu coś niesamowicie drapieżnego, wrednego, choć wciąż dystyngowanego.
- A jak chciałby mnie pan zwać, panie Mackiewicz? Ma pan na to jakiś pomysł? Jakąś ideę? - uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Skoro, jak sam pan mówi, przyjął pan ostrzeżenie, to oczywiście nie będę dłużej zajmował pańskiego czasu i wypoczynku. Ale trzymam pana za słowo... - wyprostował się i stuknął laską o posadzkę. - ... panie Mackiewicz...
Wszystko momentalnie zaczęło się sypać. Ściany porósł grzyb, mech, drewno pleśń, kamienie zaczęły natychmiastowo wietrzeć i pękać, aż cały grobowiec zatrząsł się w posadach. Ty sam poczułeś się dziwnie, a gdy spróbowałeś użyć Magyi do zbadania natury tego cudaka, poczułeś się jakby ktoś sprzedał ci solidnego liścia w twarz. Oddech stał się cięższy, dychawiczny, kości i stawy zaczęły cię boleć, jakbyś w sekundę nabawił się starczego artretyzmu. Spojrzałeś na swoje dłonie, na których w absurdalnym tempie pojawiły się zmarszczki, żylaki, brązowe plamy...
Usiadłeś na łóżku.
Rozejrzałeś się po pokoju. Spojrzałeś na siebie, oddychając wciąż bardzo szybko, w dodatku nieźle spocony. Wszystko było na miejscu. Zegarek - 3:27. Spałeś chyba niecałe pół godziny.
Zza drzwi dobiegało echo podniesionych głosów, jeden męski i jeden chyba kobiecy.
- A jak chciałby mnie pan zwać, panie Mackiewicz? Ma pan na to jakiś pomysł? Jakąś ideę? - uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Skoro, jak sam pan mówi, przyjął pan ostrzeżenie, to oczywiście nie będę dłużej zajmował pańskiego czasu i wypoczynku. Ale trzymam pana za słowo... - wyprostował się i stuknął laską o posadzkę. - ... panie Mackiewicz...
Wszystko momentalnie zaczęło się sypać. Ściany porósł grzyb, mech, drewno pleśń, kamienie zaczęły natychmiastowo wietrzeć i pękać, aż cały grobowiec zatrząsł się w posadach. Ty sam poczułeś się dziwnie, a gdy spróbowałeś użyć Magyi do zbadania natury tego cudaka, poczułeś się jakby ktoś sprzedał ci solidnego liścia w twarz. Oddech stał się cięższy, dychawiczny, kości i stawy zaczęły cię boleć, jakbyś w sekundę nabawił się starczego artretyzmu. Spojrzałeś na swoje dłonie, na których w absurdalnym tempie pojawiły się zmarszczki, żylaki, brązowe plamy...
Usiadłeś na łóżku.
Rozejrzałeś się po pokoju. Spojrzałeś na siebie, oddychając wciąż bardzo szybko, w dodatku nieźle spocony. Wszystko było na miejscu. Zegarek - 3:27. Spałeś chyba niecałe pół godziny.
Zza drzwi dobiegało echo podniesionych głosów, jeden męski i jeden chyba kobiecy.
Wstaję, zanim adrenalina opadnie i tętno się uspokoi, a wraz ze spokojem przyjdzie rozespanie. Podchodzę do drzwi i nasłuchuję. Jeśli nic nie jestem w stanie zrozumieć, zakładam spodnie i wychodzę w nich na korytarz. Olewam zakładanie koszuli, chcę wyglądać na rozespanego. Poza tym, niech to będzie demonstracja. Na mojej lewej piersi znajduje się duża, wytatuowana zielonym tuszem, tak ciemnym, że wydaje się czarny, triquetra, zaś po mojej prawej, na plecach, tego samego koloru triskelion.
Na korytarzu zastałeś zobaczyłeś Nikodema, kłócącego się z jedną z trzech kutrep.
- ...stanowione. - usłyszałeś fragment jego wypowiedzi, powiedziany bardzo stanowczym tonem.
- Naprawdę nie rozumiesz, że nie możemy się w to mieszać?! - darła się prukwa, wymachując rękoma. - Nie wiesz na jakie niebezpieczeństwo narażasz siebie i nas?!
- NIE! - teraz wściekł się Nikodem. - Albo my wreszcie coś z tym zrobimy, albo to zrobi coś z nami! Chcesz tu siedzieć i modlić się, żeby nikt nie znalazł cię pod... - urwał, zdając sobie wreszcie sprawę, że ich obserwujesz. Momentalnie zeszło z niego powietrze, na twarzy zaś pojawił się wyraz zmęczenia i rezygnacji. Zwrócił się do ciebie, znów spokojnym tonem.
- Ach, obudziliśmy pana, przepraszam najmocniej. Otrzymałem właśnie telefon od Adeptów, że coś bardzo niedobrego dzieje się w Umbrze w centrum, w pobliżu fundacji Eteryków. A i chyba sama Biała Fabryka jest trawiona przez jakiś pożar. Zamierzam się tam wybrać, bo chyba chodzi o to, o czym rozmawiałem z panem. Zechce wybrać się pan ze mną?
- ...stanowione. - usłyszałeś fragment jego wypowiedzi, powiedziany bardzo stanowczym tonem.
- Naprawdę nie rozumiesz, że nie możemy się w to mieszać?! - darła się prukwa, wymachując rękoma. - Nie wiesz na jakie niebezpieczeństwo narażasz siebie i nas?!
- NIE! - teraz wściekł się Nikodem. - Albo my wreszcie coś z tym zrobimy, albo to zrobi coś z nami! Chcesz tu siedzieć i modlić się, żeby nikt nie znalazł cię pod... - urwał, zdając sobie wreszcie sprawę, że ich obserwujesz. Momentalnie zeszło z niego powietrze, na twarzy zaś pojawił się wyraz zmęczenia i rezygnacji. Zwrócił się do ciebie, znów spokojnym tonem.
- Ach, obudziliśmy pana, przepraszam najmocniej. Otrzymałem właśnie telefon od Adeptów, że coś bardzo niedobrego dzieje się w Umbrze w centrum, w pobliżu fundacji Eteryków. A i chyba sama Biała Fabryka jest trawiona przez jakiś pożar. Zamierzam się tam wybrać, bo chyba chodzi o to, o czym rozmawiałem z panem. Zechce wybrać się pan ze mną?
- To nie państwo mnie obudzili, proszę kontynuować. Odwiedził mnie jakiś poj... - chrząknąłem - człowiek w meloniku. Dosyć realny i nieprzyjemny sen. Zna pan kogoś takiego? - sięgnąłem po odzież, żałując, że nie potrafię magyą życia wejść w jakiś przyspieszony tryb snu. A może potrafię? Nigdy nie próbowałem, a moje talenta w tej dziedzinie nie były na tyle wysokie, by na poczekaniu wyprodukować tak subtelny efekt. Wszystko, co udawało mi się zrobić w Sferze Życia przypominało pracę pogotowia ratunkowego - bezpośrednie efekty, nastawione na natychmiastowe działanie z pogardą dla działań ubocznych i przeciwwskazań. I kurewsko bolesne. Nie, bez studiów i rytuału mógłbym się wprowadzić w śpiączkę, nie ma sensu ryzykować. - Mamy jakiś samochód? - to pytanie zadałem nie wiedząc, czy brać ze sobą Blasera. Co prawda mógłbym go spakować do niedużej walizki, ale targanie ze sobą prawie sześciokilowego, nie licząc opakowania, karabinu nie należało do przyjemności.
- Mogę pójść. Pan pewnie jest świadom, że zazwyczaj nie łączę w tak oczywisty sposób mojego zawodu detektywa z życiem jako mag? - zagadnąłem, gdy już zabrałem wszystko, co potrzebne, pakując do kieszeni garść Cofitosów, a jednego od razu do gęby. Fuck yeah, Cofitos. - Zazwyczaj jestem przydzielany do politradycjowych kabał bojowych na krótki czas. Bojówkarze potrafią dobrze napierdzielać, ale brakuje im bardzo często elastyczności w działaniu, a Sfery Ducha i Entropii są zbyt subtelne, by zwrócili na nie uwagę. Dbam o wolne końce i wygładzam fałdy. To tutaj to niezłe wyzwanie.
- Mogę pójść. Pan pewnie jest świadom, że zazwyczaj nie łączę w tak oczywisty sposób mojego zawodu detektywa z życiem jako mag? - zagadnąłem, gdy już zabrałem wszystko, co potrzebne, pakując do kieszeni garść Cofitosów, a jednego od razu do gęby. Fuck yeah, Cofitos. - Zazwyczaj jestem przydzielany do politradycjowych kabał bojowych na krótki czas. Bojówkarze potrafią dobrze napierdzielać, ale brakuje im bardzo często elastyczności w działaniu, a Sfery Ducha i Entropii są zbyt subtelne, by zwrócili na nie uwagę. Dbam o wolne końce i wygładzam fałdy. To tutaj to niezłe wyzwanie.
- Drogi panie, jak sam pan widzi nie jestem typem komandosa. - starał się zażartować Nikodem, czekając w drzwiach aż się spakujesz. - Również wolę operować subtelniej, gdyż tylko tak można poruszać się na cienkiej linie życia i śmierci. Problem polega na tym, że nie wiem z czym dokładnie mamy tu do czynienia. I niestety nie wiem, kto się panu przyśnił. - dorzucił również na pół żartobliwie, a gdy zebrałeś się, dodał: - Mam starą Omegę. Rupieć, ale jeździ. Mam nadzieję, że to...
- A więc nie zamierzasz słuchać już nawet własnych Wieszczek? - zasyczała cicho niczym wąż wiedźma, wbijając w Kruka czarne jak noc spojrzenie.
- Nie zamierzam siedzieć bezczynnie schowany w grobowcu i czekać, aż ktoś naprawdę mnie w nim pogrzebie, Lachesis. Nie mamy już czasu na udawanie, że coś nas nie dotyczy. Przepraszam, panie Mackiewicz, pojedziemy teraz prosto do Białej...
- Stary idioto! Nadal do ciebie nie dociera?! Mówiłyśmy ci już co pokazały karty. Umrzesz, jeśli się z tym spotkasz!
Na moment zapadła cisza, Nikodem stał z twarzą zwróconą do ciebie i z zamkniętymi oczami. Otworzył je po chwili i ciągnął dalej, idąc w stronę wyjścia.
- ... W stronę Białej Fabryki. To jakieś parę minut szybkiej jazdy stąd, na drugiej połowie Piotrkowskiej. Nie chciałbym, by czuł się pan przeze mnie zmuszany jechać ze mną, dlatego wolę zapytać raz jeszcze...
- A więc nie zamierzasz słuchać już nawet własnych Wieszczek? - zasyczała cicho niczym wąż wiedźma, wbijając w Kruka czarne jak noc spojrzenie.
- Nie zamierzam siedzieć bezczynnie schowany w grobowcu i czekać, aż ktoś naprawdę mnie w nim pogrzebie, Lachesis. Nie mamy już czasu na udawanie, że coś nas nie dotyczy. Przepraszam, panie Mackiewicz, pojedziemy teraz prosto do Białej...
- Stary idioto! Nadal do ciebie nie dociera?! Mówiłyśmy ci już co pokazały karty. Umrzesz, jeśli się z tym spotkasz!
Na moment zapadła cisza, Nikodem stał z twarzą zwróconą do ciebie i z zamkniętymi oczami. Otworzył je po chwili i ciągnął dalej, idąc w stronę wyjścia.
- ... W stronę Białej Fabryki. To jakieś parę minut szybkiej jazdy stąd, na drugiej połowie Piotrkowskiej. Nie chciałbym, by czuł się pan przeze mnie zmuszany jechać ze mną, dlatego wolę zapytać raz jeszcze...
Mężczyzna znów się zatrzymał, a przez jego twarz przemknął cień irytacji. Szybko jednak ustąpił miejsca starczemu zmęczeniu.
- Mariusz! - zakrzyknął, wpatrzony w podłogę. Zaraz zza jednych drzwi wypadł młodzieniec, który rozpoczął porąbany koncert bębnowy po twojej solówce. Podszedł do Nikodema.
- Zawieziesz pana Mackiewicza do Białej Fabryki. Wiesz już co się dzieje. Weź swój samochód i uważaj. Bardzo uważaj.
Euthanatos nazwany Markiem skinął głową w milczeniu i spojrzał na ciebie wyczekująco.
- Mariusz! - zakrzyknął, wpatrzony w podłogę. Zaraz zza jednych drzwi wypadł młodzieniec, który rozpoczął porąbany koncert bębnowy po twojej solówce. Podszedł do Nikodema.
- Zawieziesz pana Mackiewicza do Białej Fabryki. Wiesz już co się dzieje. Weź swój samochód i uważaj. Bardzo uważaj.
Euthanatos nazwany Markiem skinął głową w milczeniu i spojrzał na ciebie wyczekująco.
- Marek. - poprawił z uśmiechem. - Oczywiście, nic specjalnego. - odsłonił połę sztruksowej marynarki, którą miał na sobie, ukazując przewieszonego przez ramię RAKa. - Strasznie sieje nawet na średni dystans, ale co poradzić...
- Hu-hu-hu, dwójkę trupów widzę tu! - powitała was sowa, gdy wychodziliście z krypty.
- Ale w sam raz na takie pokraki. - dodał Mateusz uśmiechają się szeroko i udając, że celuje w ptaszysko, które hucząc z oburzeniem odleciało gdzieś dalej na cmentarz.
- Hu-hu-hu, dwójkę trupów widzę tu! - powitała was sowa, gdy wychodziliście z krypty.
- Ale w sam raz na takie pokraki. - dodał Mateusz uśmiechają się szeroko i udając, że celuje w ptaszysko, które hucząc z oburzeniem odleciało gdzieś dalej na cmentarz.
W takich chwilach żałowałem, że nie nosze ze sobą walizki z porządnym uzbrojeniem, które mógłbym na poczekaniu rozdawać idiotom nie potrafiącym zorganizować sobie czegoś porządnego.
- Jeśli rozpyla to prościej stosować efekty Entropii. - postarałem się myśleć pozytywnie - Za to nie bedę miał nic przeciwko jeśli twoim samochodem okaże się T-34, ha, ha, ha. - Człowiek Suchar Przedstawia - W drogę. - w samochodzie już koncentruję się, by zawołać duch swojej broni. Cokolwiek tam się dzieje, nawet, gdybym nie wystrzelił ani razu, jej asysta będzie nieoceniona.
- Jeśli rozpyla to prościej stosować efekty Entropii. - postarałem się myśleć pozytywnie - Za to nie bedę miał nic przeciwko jeśli twoim samochodem okaże się T-34, ha, ha, ha. - Człowiek Suchar Przedstawia - W drogę. - w samochodzie już koncentruję się, by zawołać duch swojej broni. Cokolwiek tam się dzieje, nawet, gdybym nie wystrzelił ani razu, jej asysta będzie nieoceniona.