Sesja eimyra

Konieczny wysłuchał cię uważnie, nie spuszczając z ciebie wzroku. Zrobił to dopiero parę sekund po tym, jak skończyłeś, uśmiechając się przy tym półgębkiem.
- Zdaje się, że rozumiem, panie Mackiewicz, niemniej zaskoczę pana już na wstępie, zapewne też trochę rozczarowując. Ja również nie znajduję się w centrum miejscowych układów i rozgrywek, o ile po bitwie stoczonej z Sehonem jeszcze takowe się ostały. Tuż przed ową bitwą, mniej więcej rok temu, zostałem tu mianowany przez prymasa po tragicznej śmierci arcybiskupa Ziółka, miejscowego metropolity. Śmierć ta zbiegła się w czasie z przewrotem, jakiego dokonał Sehon, o którym później dowiedziałem się bardzo dużo w bardzo krótkim czasie... No, może jednak nie aż tak dużo. - zreflektował się. - Ale wystarczająco. Także niestety, panie Mackiewicz, w kwestiach stricte łódzkich nie jestem rozeznany najlepiej. Więcej o mieście, Sehonie i rzeczonym Pakcie mógłby jednak opowiedzieć panu ktoś inny, pewien ksiądz, z którym chętnie pana skontaktuję. Tymczasem, co do kwestii z czym się borykamy...
Wziął krzyż do ręki, ucałował go i wyszeptał parę słów, po których promienie słońca przestały przeświecać przez wielkie okno za nim, jakby zatrzymując się na niewidzialnej barierze, zaś zamek w drzwiach do pokoju trzasnął kilkukrotnie. Zrobiło się nieco ciemniej i jakby ciszej.
- Czy wie pan czym jest deiforma, panie Mackiewicz?
- Odkąd przyjechałem, nie mogę odbyć rozmowy nie zaczynającej się od tego pytania. Niech więc tym razem, dla odmiany, będzie, że nie. Chętnie posłucham o tym, co tak bardzo wszyscy chcą mi powiedzieć.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Konieczny spojrzał na ciebie ostro.
- Nie, panie Mackiewicz, widzę, że źle mnie pan zrozumiał. W żadnej mierze nie pragnę dzielić się tą wiedzą z kimkolwiek bez wyraźnej potrzeby. Tym bardziej, że właśnie ta widza przyczyniła się do powstania tego, z czym się borykamy. Jak pan zatem wie, deiforma stworzona przez Sehona zdążyła wzrosnąć do poziomu, którego próbkę miał pan ostatniego wieczora. Jak jednak nietrudno się domyśleć, i co wynika z natury takich tworów, nie jest to bynajmniej szczyt jej możliwości, finalne stadium, nazwijmy to. Ta konkretna deiforma wyszła już z fazy centralizacji i obecnie doszła już do poziomu powszechnego, choć wciąż miejscowo ograniczonego zasięgu. I dziękować Bogu, bo w przeciwnym razie tego miasta pewnie już by nie było. Herbaty? Kawy? - zapytał znienacka.
- Deiformy. Nie chciałem osądzać, ale lepiej, żeby mi ktoś to raz wyjaśnił, niż żebym miał złe założenia od samego początku. Mam pewną wiedzę o działaniu duchów i wpływie wiary na Idee, ale proszę mnie potraktować jak laika.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Pokiwał spokojnie głową na znak zrozumienia.
- Przepraszam więc na wstępie za mój wywód, bo będzie dość długi, a i tak nie zawrę w nim całości sprawy, bo chyba nikt jej nie poznał poza samym Sehonem. No, i może księdzem Korothirem... Ale do rzeczy. - wziął głębszy oddech i wpatrzył się w biurko, najwyraźniej obmyślając jak zacząć. Przyjrzawszy mu się bliżej stwierdziłeś, że nie ma wyglądu większości spaślaków w sukienkach, jakich oglądałeś zwykle w telewizji, ani typowego dla Chórzystów zadęcia. Ciekawy człowiek.
- Deiforma to, mówiąc najprościej, efekt zgeneralizowanej wiary, myśli, przekonań i odczuć dużej zbiorowości. Im większa ta zbiorowość, im silniejszy rezonans dzielonych przez jej członków idei, emocji, obaw czy nadziei, tym bardziej skonkretyzowaną formę przybiera ich emanacja. Emanacja ta, posługując się terminologią Ducha, jest duchem właśnie, nie w pełni samodzielną Ideą, a w każdym razie czymś w takim kształcie. Do jej wytworzenia potrzeba bardzo długiego czasu i szeregu rytuałów, które wzmacniają efekt podstawowy - wiarę. Zwłaszcza w zbiorowości tak ogromnej, jak mieszkańcy niemal milionowego miasta, wytworzenie w ich zbiorowej świadomości jednego, silnego, wspólnego przeświadczenia jest rzeczą nad wyraz karkołomną i trudną. To przeświadczenie może mieć różne formy - uogólniony żal czy gniew, jak niechęć miasta do miasta, czy w szerszej skali narodu do narodu. Poczucie dumy, lokalnego patriotyzmu, życiowego optymizmu albo... - wskazał zamaszystym gestem po pokoju, mając zapewne na myśli całe miasto - beznadziei, przygnębienia, stagnacji, rozkładu. Im dłużej, silniej i konkretniej istnieje owo przekonanie, tym mocniejsza staje się owa emanacja, przybierając ostatecznie formę... deiformy. Mówiąc w jeszcze większym skrócie, za który jeszcze dziś w moim środowisku mogłyby spotkać mnie nieprzyjemności - uśmiechnął się kwaśno - , deiforma jest tym samym, co wszystkie obiekty wierzeń ludzkości w całej jej historii - bogiem. Podobnie jak pogańscy bożkowie, demony i duchy, istnieje ona właśnie dzięki wierze swych wyznawców i z niej czerpie swą moc. Technokraci powiedzieliby zapewne, że nasz Bóg Ojciec jeśli istnieje jest właśnie z technicznego punktu widzenia deiformą. Ten szczególny duchowy twór ma też bardzo unikalną właściwość - po pewnym czasie przestaje być w pełni zależny od wiary, z której powstał i zaczyna wzmacniać ją i poszerzać samym swym istnieniem, a także każdym podejmowanym przez siebie działaniem. Gdy deiforma przyjmie już postać duchowego i fizycznego obiektu, jak to, co widział pan w nocy, sprawia że rezonans tworzącego ją przekonania jest tym silniejszy, im silniejsza jest ona sama. Ona sama zaś jest tym silniejsza, im silniejszy jest ów rezonans. Oczywiście, zależnie od nasilenia owego rezonansu, wspólnej idei czy przekonania, możliwości takiej deiformy są różne, jednak w naszym wypadku "Fabrykant", jak nazwałem go roboczo, posiada już bardzo szeroki zasięg. Miejscem, które nie jest jeszcze w pełni jego domeną, jest ścisłe centrum miasta. To, z czym walczyliśmy wczoraj, było najsłabszą jego postacią. W miejscach najbardziej pogrążonych w "jego" idei, jak Bałuty, Radogoszcz, Dąbrowa czy inne gorsze dzielnice, dodatkowo posiadające własne dzikie węzły, ta deiforma nie jest ograniczana ani przez czas, ani przez miejsce, panie Mackiewicz.
Odetchnął ciężko, robiąc wreszcie pauzę. - Czy mam mówić dalej, czy chce pan o coś zapytać?
- Nie. Na razie wszystko, co Ekscelencja powiedział pokrywa się z moimi domysłami i wnioskowaniami. Słucham uważnie dalej.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Proszę bardzo. To może dla odmiany coś pozytywnego? - uśmiechnął się nieznacznie. - Otóż dobra nowina jest taka: wszystko dąży do równowagi, przynajmniej w sferze Magyi. Tak jak Paradoks możemy od biedy nazwać efektem polaryzacji pomiędzy Sztuką a Konsensusem, tak i deiforma, jak byt szczególny, nie może istnieć sama sobie. Jest też druga deiforma, opozycyjna do tej, która gnębi to miasto od ponad roku. Jest jednak ona znacznie słabsza, znacznie bardziej ograniczona, zarówno w zasięgu jak i możliwościach. Staramy się wzmacniać ją wszelkimi dostępnymi nam środkami, zarówno magycznymi jak i duszpasterskimi, ale jak już wspominałem, jestem tu zaledwie rok i siłą rzeczy nie mogłem zmienić wszystkiego w kwestii ewangelizacji. Do stworzenia swojej deiformy Sehon przygotowywał się przez lata, jeśli nie przez wieki. Jest ona tym bardziej niezwykła i groźna, że została stworzona zarówno magyą Sfer, jak i magią taumaturgiczną, o której niewiele mogę powiedzieć. Na pewno gdzieś w mieście muszą istnieć miejsca kluczowe dla jej istnienia, powiedzmy... ołtarze tej mocy, które cedują na niej entropiczny i negatywny rezonans miasta na Fabrykancie. Nie wiemy jednak dokładnie gdzie, a próby poszukiwania tych dawnych pracowni Sehona są szalenie ryzykowne po obu stronach Rękawicy. Jest na pewno jedna, przez którą kilku osobom udało się dostać do twierdzy Sehona podczas tamtej bitwy, ale niestety nie wiem gdzie ona jest, choć znam kogoś, kto wie. Kolejny problem dotyczy kilku starych, dzikich i jeszcze z dawna splugawionych węzłów, które rozmaitymi sposobami odizolowano od istot Umbry jak i rzeczywistości. Obawiam się, że deiforma Sehona dąży do zerwania tych pieczęci, choć w tej kwestii na pewno więcej może powiedzieć biskup Geyer, z łódzkiego Caernu...
Pochyli głowę i przeczesał ręką krótkie, siwe włosy, po raz pierwszy zdradzając oznaki zmęczenia.
- Wiem, że istnieją księgi, które znacznie dokładniej opisują zarówno samą naturę tej istoty, jak i sam proces jej tworzenia. W ich posiadaniu jest obecnie ksiądz Korothir, który był jedną z trzech osób bezpośrednio odpowiedzialnych za śmierć Sehona. Nie umiem określić panu jaką dokładnie mocą dysponuje ta deiforma, choć i tutaj prawdopodobnie więcej mogliby powiedzieć ksiądz Marius lub biskup Mateusz.
- W takim razie będą mi potrzebne nazwiska, adresy i kontakty tych trzech księży. - wyciągnąłem notes, pragnąc zapisać podstawoowe dane - Interesuje mnie jeszcze sam Sehon. Kim jest bądź był? Śpiacym, Magiem, Maruderem? Jaka była jego rola w tworzeniu paktu między siłami w Łodzi?
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Konieczny zmarszczył brwi, jakby czegoś nie zrozumiał.
- Trzech? zdaje się, że mówiłem o dwóch... Jeden to ksiądz Marius Korothir, proboszcz parafii świętego Jana Chrzciciela na Złotnie, bodajżeee... ulicy Artylerzystów, jeśli dobrze pamiętam. Drugi to Mateusz Geyer, biskup parafii świętego Mateusza i łódzkiego Kościoła Ewangelicko-Augbsurskiego. Znajdzie go pan albo w katedrze świętego Mateusza, pięć minut piechotą od naszej, albo w lesie Łagiewnickim, gdzie znajduje się Caern Sowy, którego jest teurgiem. Mogę podać panu telefon kontaktowy do księdza Mariusa, bo z biskupem Mateuszem dość ciężko się skontaktować... Pytał pan o Sehona. Jak mówiłem, wiem o nim bardzo niewiele, na pewno dużo mniej niż wymienieni przed chwilą duchowni. Z informacji, które posiadam, wynika, że był od dawien dawna przyjacielem księcia miejscowych Kainitów, Mateusza Poznańskiego, które ostatecznie własnoręcznie zabił. Bez wątpienia był też bardzo, bardzo starym wampirem i wybitnym taumaturgiem. Zgromadził wokół siebie wielu Maruderów, Nephandi i innych, pochłoniętych przez Jhor, a przynajmniej wystarczająco wielu, by stworzyć zarówno podwaliny swojej rewolty, jak i omawianą przez nas deiformę. Nigdy nie widziałem go osobiście, jednak oczywiście jako egzarcha Chóru brałem udział w tamtej bitwie i muszę przyznać, że było to jak dotąd moje największe wyzwanie. Bez wątpienia Sehon dysponował mocą, której możliwości z trudem dorównywały. Naszym zadaniem było zabezpieczenie miejsca walki przed Śniącymi i postronnymi obserwatorami. W tym celu musieliśmy stworzyć Bąbel, w którym zmieściłby się cały las pod Zgierzem, ech... - machnął ręką, kręcąc przecząco głową. - Nie muszę chyba tłumaczyć jaki był to wysiłek, w dodatku przy wszystkich walczących w środku. O Sehonie da panu też jakieś wyobrażenie fakt, że jego właściwa siedziba również znajdowała się w takim Bąblu, bodaj o jeszcze większym zasięgu.
- Aha. Marius i Korothir to jedna osoba. W porządku. - zapisałem adresy - Konynuując... co Chór zyskał na mariażu z innymi siłami? To chyba precedens na skalę tej części Europy, stąd moje zainteresowanie.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Arcybiskup zmarszczył brwi.
- Przepraszam... Chyba nie do końca rozumiem. Jakie siły ma pan na myśli? Przenieśliśmy się tutaj w sytuacji, w której nie mieliśmy żadnego innego wyjścia niż wszelkimi dostępnymi środkami zapobiec katastrofie, jaka spadłaby na mieszkańców tego miasta, gdybyśmy tego nie zrobili. Nie mając wystarczająco dobrego rozeznania w samym mieście, nie mając dość czasu ani zbyt wielu możliwości, musieliśmy oprzeć się na tych, którzy stawali przeciw Sehonowi i pokładać wiarę w ich starania i intencje. Jak się okazało, wiara ta była słuszna. Czy o to panu chodziło?
- Czyli powstały sojusz rozmaitych frakcji nie był wynikiem wcześniejszych ustaleń a jedytnie odpowiedzią na pojawienie się deiformy? Słyszałem coś innego, że pakt o nieagresji pomiędzy różnymi grupami istot nadnaturalnych trwał już wcześniej.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Tak, to prawda. Jednak ja nie byłem jednym z jego sygnatariuszy. Pakt o którym pan mówi został zawiązany lata temu, a nasza fundacja pojawiła się tutaj niemalże równocześnie z jego zerwaniem. Niemniej nie ma to większego znaczenia w wymiarze praktycznym. Zarówno nam jak i pozostałym grupom zależy na normalnej koegzystencji, której potrzebę tylko podkreśliły działania Sehona oraz jej skutki. Dodatkowo biskup Geyer jest człowiekiem bardzo światłym i rozsądnym. Słyszałem, że świętej... jeśli można tak powiedzieć o wampirze... pamięci Mateusz Poznański również był takim człowiekiem.
- Ostatnia kwestia. Ta osoba, która widziała ołtarze i bazę Sehona... Kto to jest? Jak mogę się z nią skontaktować?
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- To nie jedna osoba, a trzy. Ksiądz Marius, Reznor Barnaba oraz Rafał Ostrowski, z Caernu Sowy. Do dwóch pierwszych ma pan już kontakt, trzeciego niestety nie znam osobiście, ale zapewne któryś z tej dwójki da panu na niego namiar, jeśli będzie panu potrzebny.
- W porządku. Dziękuję za poświęcony mi czas. - wstałem, uśmiechając się do księdza - Pójdziemy już. W razie czego będziemy w kontakcie.

Ksiądz wydawał się ogarnięty, sympatyczny i pomocny. I właśnie dlatego postawiłem go zaraz na pierwszym miejscu listy osób podejrzanych. Wiele potrafiłem sobie wyobrazić o księżach, ale to było stanowczo zbyt cudowne, by mogło być prawdziwe.

Gdy już wyszedłem, zadzwoniłem do Reznora jeszcze raz. Jeśli nie odbierał, zwróciłem się do Mundka, by odwiedzić Wirtualnych. Może chociaż z nimi się dogadam.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Reznor wciąż pozostawał niedostępny. Wobec powyższego ruszyliście do Wirtualnych. Trasa była już dobrze znana, bo Wirtualni swą siedzibę mieli ponoć tuż przy skrzyżowaniu Piłsudskiego z Piotrkowską, za łódzkim Silver Screenem. Tam też zajechaliście Nissanem. Mateusz skręcił i zaparkował pod klockowatym budynkiem radia Eska. Weszliście po schodach na górę, gdzie znajdowało się piętro z neonem radia i jednym korytarzem z dwiema parami drzwi - jednymi na zamek magnetyczny i domofon, bez podpisu. Młody zadzwonił, pytając o Staszka. Zabrzęczało w zamku, weszliście.
Znalazłeś się w pokoju wielkości malutkiego biura, zawalonego po sufit płytami, podzespołami i kablami. Na pięciu biurkach leżały fragmenty klawiatur, procesorów, z płyt głównych zrobiono tapetę, z sufitu zamiast lampy zwisał stary monitor, niewiadomym sposobem oświetlający jasno całe pomieszczenie. W głębi, plecami do siebie, siedziało trzech nerdów tak potwornych, jakby żywcem wyjęto ich z kreskówki. Żaden zdawał się nie zauważyć twojego przybycia. Wszyscy trzej grali w WoWa.
- Kurwa Tomsooon, dawaj to agroooooo!!! AAAAAAAAAA!!!
- Aż tak? - spojrzałem niepewnie na Marcina - Jak zwykle zwracasz ich uwagę? Wyłączasz im serwer z prądu?
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Zaśmiał się krótko, kręcąc przecząco głową.
- Myśli, że gdyby to było takie proste, to w ogóle byśmy się do nich fatygowali?
- No wyciągaj, wyciągaj! Dawaj tych czterech z lewej!
- Ekhm...
- Staszek, przyzwij wreszcie tego skurwysyna!
- Ekhm...
- No to nie rób tego jebanego thundercalpa! Sto razy powtarzam, a ty...
- JEBAĆ HORDĘ!!!
- zakrzyknął za trzecim razem Marcin. Poskutkowało.
- C...? Aa, siema. Co jest? Wpadliście na PvP? - zapytał nerd nazwany Staszkiem, patrząc na chwilę na Marcela i na ciebie, po czym znów zwrócił głowę w stronę ekranu.
Spojrzałem na mojego towarzysza pytającym wzrokiem. Musiał chyba czasem wpadać na PvP.
- Nie tym razem, moje PvP jest raczej w realu. Questa fabularnego przyszliśmy robić. A ja jestem z tych, którzy czytają dialogi. Któryś z was zechce się oderwać?
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
← Sesja WoD
Wczytywanie...