Pije Kuba do Jakuba, Jakub do Michała,
pijesz ty, piję ja, kompanija cała,
a kto nie wypije, tego we dwa kije...
Łupu cupu, łupu cupu, tego we dwa kije.
Vitanee: Noooooire, dlaczego musimy już wyjeżdżać? Słońce, plaża, drinki z palemką... Prooooszę, zostańmy kolejny tydzień.
Noire Panthere: Też bym chciała zostać, ale zauważ, ze nie mamy już co czytać! No i z Zamczyska przychodzą wieści na czarnym pergaminie, a wiesz, że to taka... "ostateczna ostateczność". Więc musimy wrócić do obowiązków... Choć na chwilę.
V: Ale jeszcze nie wysłałyśmy pocztóweeeeek! Czego oni znowu od nas chcą? Jakby nikogo innego nie było. Każdemu czasem należą się jakieś wakacje, a co z tego, że nam to akurat wypada co dwa tygodnie?
N: Pocztówki? Chyba żartujesz. Niby z jakiej racji mamy wydawać ciężko zarobione złoto na pocztówki dla nich?! A czego chcą… W sumie nie wiem, podejrzewam, że raportów tudzież innych dyrdymałek. Przecież mnie znasz, atrament z pergaminu usuwam bez czytania. W końcu jakoś wypada uzupełnić zapas czarnych zwojów!
Gorący piasek, szumiące morze, grzejące słońce, chłodząca bryza. Cisza, spokój... Choć wydawałoby się to niemożliwe, dziewczyny jednak znalazły zaciszny kącik, w którym nikt im nie przeszkadzał. Vitanee wylegiwała się na leżaku, sącząc niespiesznie drinka z palemką, kocica zaś wykopała sobie całkiem pokaźny grajdół w piasku, w którym chowała się przed słońcem. I najwyraźniej knuła to i owo...
V: Niee, raport już jest, krzyslewy napisał podsumowanie targów. Ehh, będzie mi brakowało tego klimatu w naszym zimnym Zamczysku. I tych kolorowych palemek w naszych drinkach i w ogóle. Przecież w domu nawet lustra są czarne!
N: Czerni nigdy nie za wiele, zawsze to powtarzam. A jeśli jednak masz dość... Cóż, zdaje się, że pewnej szarej niedzieli wspominałam o barwnych smokach ze Wschodu... Piastun znowu w akcji! Ciekawam, ile jeszcze jaszczurzych pisklaków ma zamiar niańczyć?
V:Hłe, hłe, niech pogada z Daenerys zrodzoną w Burzy (i tak dalej...), ona coś wie na ten temat. Co do świata Westeros, nie wiem, czy widziałaś, ale wybrano nowego króla. Noo, społeczność GE w ostatniej ankiecie ustanowiła Hodora nowym monarchą Siedmiu Królestw. Biedny, będzie go ten tron ugniatał w pośladki. Na drugim miejscu plasował się Tyrion Lannister, a Smocza Królowa zajęła ostatni stopień podium.
N: Hodor? Hodor, Hodor Hodor. Hodor! Będzie wesoło. Podejrzewam, że ma największe szanse na dłuższe utrzymanie się na tym tronie. Albo i nie! Jeszcze przyjdzie jakiś war... eee... wilkołak i go zje! Może Szelena, o której przygodach ostatnio się rozpisywałam? Choć moment, raczej nie gustuje w ludzinie... Szkoda.
V: Oj, Noire. Kreujesz nowy wspaniały świat. Hodor na należytym miejscu, my z drinkami w Los Angeles, reszta Redakcji harująca w Zamczysku&... Szkoda tylko, że kiedyś braknie nam książek. No tak. Bo jak oni tam będą zapracowani, a my tu na wakacjach, to w końcu o nas zapomną i przestaną nam przysyłać. Jeśli będziemy same chciały je sobie załatwić, to, cóż, trzeba będzie ruszyć cztery litery ze słonecznego LA, czy innych tropików, a wtedy całe marzenie – puf! – znika.
N: Taa... Wspaniały do czasu, gdy przyjdzie mackowaty Wiktul, wkurzony wielce naszym ignorowaniem wiadomości na czarnym pergaminie. I nas ześle do jakiegoś ciemnego lasu, jak to drzewiej bywało! Choć nie, to twoja wina była, bo użyłaś złej różdżki! Podejrzewam, że Angelina Jolie w roli złej czarownicy takiego błędu by nie popełniła. Ale mniejsza. Myślę, że nie ma po co jeszcze wracać do Zamczyska... Na pewno nie dziś, nie jutro i nie pojutrze, bo prawdopodobnie będziemy na tęgim kacu.
Pili nasi pradziadowie, każdy wypił czarę,
jednak głowy nie tracili, bo pijali miarę.
Kto nad miarę pije, tego we dwa kije,
łupu cupu, cupu łupu, niech po polsku żyje.
V: Już tyle, tyle razy ci powtarzałam, że to nie moja wina! To RON WEASLEY dał mi felerną różdżkę, mimo tego, że poprosiłam go o CZARNĄ RÓŻDŻKĘ, słyszysz? Czarną Różdżkę, przy pomocy której miałyśmy ustalić nowe rządy na GE! Słyszałaś kiedyś powiedzenie "nigdy nie ufaj rudemu"? No właśnie. Choć wróć, ja też jestem ruda. Ups. Co do kaca, no nie moja wina, że akurat dziś wypadają moje urodziny (sto lat dla mnie!). Zaprosiłam parę osób, no tak ze 144, jak Bilbo... Oczywiście Gandalf również przyjedzie ze swoimi fajerwerkami i tym, no, fajkowym zielem. A potem zniknę i pobiegnę czym prędzej do Rivendell! Czemu do Rivendell? Bo tam są elfy, a jak wiadomo, elfy zawsze urządzają najlepsze imprezy. Jakby się kto pytał, odpowiem tak, jak mi polecił Mithrandir:
N: Litości. Masz oczy. Musiałaś widzieć, że to nie Czarna Różdżka. Nawiasem mówiąc, w myśl tego powiedzenia nie powinnam zezwalać ci na mieszkanie w moich komnatach. Hm. Może to niegłupi pomysł, bo jeszcze najdzie cię chętka na zorganizowanie takiej imprezki w Zamczysku i będzie problem... I nie waż mi się znikać! Bo kto będzie mi futro czyścił?! Nie mówiąc już o tym, że gros osób to "trochę" przesadzona liczba. Mam nadzieję, że jakoś mi to wynagrodzisz...
V: W twoich komnatach?! Khem, khem, tak ci tylko przypomnę kto był tam pierwszy… Nie moja wina, że ty też MUSIAŁAŚ tam mieszkać, bo zen, yin i yang i inne pierdoły… No ale dobrze już, dobrze, możemy zniknąć razem! Choć podejrzewam, że reszta redakcji będzie wściekła. Prawie jak Angry Birds.
N: Oczywiście, że moich. I tak mi się zdaje, że to ja byłam pierwsza, więc... I niech sobie będą wściekli, co mnie to? I tak wystarczająco harujemy, potrzebujemy dużo urlopu, by móc odreagowywać nasze traumy! Choć myślę, że prędzej będą zaabsorbowani przesunięciem nowego Tormenta. Nie pograją sobie tak szybko, biedaczki...
V: Dobra, Noire. Czas otwierać moje prezenty! Zostaw już ten zwój i pomóż mi przeciąć tę wstążkę! O, tu. Dzięki. O rany! Najnowszy ........ od ............ (w komentarzach wrzucajcie pomysły ). Ale świetne, zawsze chciałam dostać taki prezent!
Pili nasi pradziadowie, nie byli pijacy,
byli mężni, pracowici, bądźmy i my tacy.
A kto nie wypije, tego we dwa kije,
łupu cupu, cupu łupu,
niech po polsku żyje.
Jeśli komuś można by odmówić zaciętości przy otwieraniu prezentów – tym ktosiem na pewno nie byłaby Vitanee. A że dodatkowo korzystała z pomocy pantery... Skrawki papieru do pakowania tańczyły na wietrze, udając się we własną podróż życia. A przyjęcie...? Zasłońmy to lepiej kurtyną milczenia, bowiem takie rzeczy i dziwy się działy, że niektórym najpewniej włosy stanęłyby dęba.
Na skróty: