[ekhp1] Początek - Terion i VL

- W końcu zachowujecie sie jak trzeba. Ciekawość, niepewność, podejrzenia. Bardzo dobrze. Kto NAS wynajął? Wynajął to nie najlepsze określenie jak tak sobie myśle - mówi odchylając się w krześle - Wynajmuje się zbirów co by komus pysk obili przed karczmą. On raczej rzucił nam wyzwanie. A Mortissieri lubią wyzwania. I wcale ten ktoś, którego z resztą poznacie osobiście wkrótce, nie wynajął WAS. Kwestie znalezienia dodatkowych współpracowników zostawił nam. A my wiedzieliśmy już kogo wybrać. Wasze rzadkie talenty jak chociażby umijętność unikania większych kłopotów, neutralność na magie - spojrzenie na Ramizesa - czy chociażby taki banał jak to, że po wykonaniu zadania będziecie mogli zniknąć sprawił, że wybraliśmy właśnie was.

- Ale do rzeczy. Bo noc się dłuży a my tu żadnych konkretów nie ustaliliśmy. Jesteście z nami czy... przeciwko nam. - na jego twarzy zastyga uśmiech, a w otwartej, wyciągniętej dłoni pojawia się moneta.
Nie wiem jak ty Devil, ale ja zgadzam się na to. W końcu porzadnie zarobimy niżeli z...tej pracy, którą robiliśmy. Zatem ruszajmy póki noc...w innym wypadku mogę być...niedostępny... mówię i czekam na decyzję Dev'a.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Skinal glowa w gescie akceptacji.
- No i pięknie! - podbija monete kciukiem w powietrze po czym jego postać znika.... słyszycie ruch za waszymi plecami po czym zza was wyłania się dłoń w rękawiczce która chwyta monete zanim ta upadła na stół. Totalnie osłupieli widzicie jak mężczyzna patzry na was z łobuzerskim uśmieszkiem. - Zawsze trzeba być ubezpieczonym - po czym podchodzi do Rawenny i szepcze jej coś do ucha. Dopiero teraz spostrzegacie, ze podczas całej rozmowy nie odezwała się nawet słowem. Kiedy Mortissieri skończył szeptać nagle wzięła głęboki wdech i rozejrzała się przestraszonym wzrokiem po pomieszczeniu. Mężczyzna odstąpił o krok po czym nadstawił policzek. Rawenna huknęła go z otwartej dłoni tak, ze aż zatrzeszczało. - No, cóż należało mi się. - powiedział rozcierając policzek

Mężczyzna odpiął sakiewkę i rzucił ją na stół.

- To wasza zaliczka. 50 monet wystarczy by podsycić wasze apetyty. Jutro wyruszycie do stolicy i spotkacie się z nami w Kryształowej Sali pałacu Vasconnich. Kamerdynerowi powiecie, że przysyła was Vistonzo. A teraz bywajcie. I panią jeszcze raz proszę o wybaczenie - mówi po czym kłania się do samej ziemi. Niedbałym gestem sięga za pasek po czym wyciąga mały srebrny prostokącik, rzuca go w taki sposób, ze wbija się w stół.

Na blaszce (wykonanej najwyraźniej ze srebra albo jakiegoś stopu srebra) widnieje ozdobny, pełen zawijasów napis.

[font="Geneva"]Vistonzo Raulemb de Mortissieri[/font]

Mężczyzna wychodzi szybkim kocim krokiem. Mimo iż w waszej podłodze są niemiłosiernie skrzypiace deski Vistonzo wyszedł bezszelestnie. Znikł w mroku nocy. Zapadła cisza, nie było parskania konia, odgłosu kopyt. Cień znikł...


Słowniczek pojęć:

50 mirkorskich monet to bardzo duża suma. To miesiąc życia w bardzo luksusowy sposób. Dla was odpowiednik półrocznej "pracy".
Spoglada na Ravenne. Co.. co on Ci zrobil ?!?
Co on Ci nagadał? Znasz go skąś? Czy jest to taka sytuacja jak z nami? Revenno... pytam się spokojnie.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Mina dziewczyny świadczy o tym, ze jest zła i zbulwersowana.

- Nic mi nie zrobił. Wszedł, przedstawil się i powiedział, ze musi z wami porozmawiać. Dałam mu jeść i zaczęliśmy rozmawiać ale kiedy usłyszał, że idziecie doskoczył do mnie po czym powiedział słowo i... ja nie mogłam się poruszyć ani odezwać. Ale teraz juz jest dobrze. Widocznie nie chciał bym was ostrzegła, że się ukrył. Ale wy mogliście zauważyć, ze się nie odzywam! - Spogląda na was z wyrzutem.

- Tyle pieniędzy... W końcu będziemy mogli żyć jak ludzie. Ale nie dzielmy skory na niedzwiedziu, najpiwerw musicie wrócić cali i zdrowi, prawda?
To prawda, jednakże myślałem, że sie nie oddzywasz gdyż nie chcesz mu przeszkodzić...W każdym bądź razie... biorę do dłoni kilka monet Nie zdaje się aby kłamstwem było to co mówił. Jutro ruszamy, noc powoli chyli się do snu, tak samo jak i ja. Gdy zajdzie Słońce ruszamy. mówię to bawiąc się monetam.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Nie uwazasz, ze najpierw powinnismy sie zaopatrzyc w rzeczy przydatne nam przy zadaniu???
To chyba logiczne, a co najwazniejsze, mamy ZA CO... podrzucam monetę po czym ją łapię Srpzydałoby się wyruszyć do miasta i porobić małe zakupy...
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Podchodzi do Ramizesa i szybko szepcze mu do ucha. I przydaloby by sie jakos ta akcje zrewanzowac Rawennie.
Informacja dla was (na jej podstawie podejmijcie decyzje).

Do najbliżeszego godnego uwagi miasta (Gornisfestin) jest około 20km (dzień a raczej noc marszu). Tam będziecie mogli się zaopatrzyć w odpowiedni ekwipunek oraz zakupić konie lub wynająć jakiś środek transportu do stolicy oddalonej o około 80km. Mniej więcej w połowie drogi do Gornisfestin znajduje się mała, niedawno powstała osada krasnoludzka (w związku ze znalezieniem jakis rud w okolicznym lesie).


Zaczynacie odczuwać coraz większe zmęczenie. Wydarzenia tej nocy, spotkanie tajemniczego wędrowca oraz wizyta Mortissierego naprawde was wykończyły. Niedługo zacznie się świt...
Przeczekajmy dzien, pozniej wyruszymy. Pamietasz ta niedawno postawiona krasnoludzka wioske? Po drodze do Gornifestin mozna by bylo ja dokladniej obejrzec, wiesz krasnoludy maja dosc czesto dobre pomysly techniczne, mozna by je wykorzystac.
Zaraz, zraz, po kolei. Jestem trochę zmęczony więc pozwól mi przemyślec co nie co. na chwile zapada niczym niezmącona cisza Zatem, jutro ruszamy do Gornifestin, po drodze dojdziemy do krasnouludów chociaż nie wiem, co oni moga nam zaoferować
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Za oknami powoli zaczęło robić się coraz jaśniej. Dla Ramizesa był to oczywisty znak, że nadszedł czas odpoczynku. Udał się do spiżarki gdzie znajdowało się zejście do małej piwniczki. Małej ale przytulnej i co najważniejsze broniącej przed nienawistnym słońcem. Devilusowi również dało się we znaki zmęczenie. Chwile porozmawiał z Rawenną po czym udał się do sypialni. Nie minęła chwila a już spał... Rawenna tym czasem siedziała przy stole na którym ciągle leżał mieszek pełen monet. Przyglądała mu się z dziwnym, nieodgadnionym wyrazem twarzy. Chwilę jeszcze poczekała aż słońce wzejdzie. Ciągle czuła sentyment do dawnego życia. Jednak nikt o tym nie wiedział...
Ramizes ułożyłsię na łóżku starając się zapaść w sen. Przewracał się z boku na bok ale coś nie pozwalało mu odpocząć należycie. To myśli, które zaprzątały mu głowę. A raczej pytania, czasami nachodził go taki dzień gdzie padały pytania, na które starał sobie odpowiedzieć. Odpowiadał jednakże wciąż wracały. Był trupem, kims kogo nie powinno być. Przyłozyl dłoń do piersi szukajać bicia serca, nic. Cisza, pustka, martwa pustka. Widział śmierć, pamiętał ją gdy zmarł aby powstać. Był po tamtej stronie ale nagle wrócił. Zapadły mu w pamięci widoki, które widział. Najpierw była ciemność potem coraz jaśniej. On był w cetrum tego wszystkiego, nic nie czuł, praktycznie tak jak teraz. Nie czuł ogranicznień, był wolny. Potem pojawiły się obrazy, miejsca piękne, istoty radosne, zawdowolne, w pieknym mieście ze złota. Słońce tam nie zachodziło a wszyscy byli młodzi i piękni. Potem zobaczył inne miejsce. Było tam ciemno, potem wziosły się przeraźliwe krzyki cierpienia i bólu. Widział ich twarze, oszpecone, zniszczone przez męki. Wtedy nie czuł radość i chęci zostania lecz przeciwnie, chęc ucieki i strasznego umęczenia. Następnie oddalił się gdzieś daleko i widział te dwa meijsca jakby z daleka. Po prawej było to złote miasta, a po lewej ciemność a wszystko jakby wszyste w białe wszechobcene tło. I wtedy zaczął spadać, krzyczał, spojarzł w dół i widział, jak nizwykle szybko spada prosto na ziem, wpadł w nią, przeleciał trochę w dół i zobaczył...siebie. Blady, leżący, martwy i wtedy się obudził. Potem straszny głód. A co gorsze nie mógł on jeść zwykłych rzeczy. Nie wiedział co ma jeść. Aż do momentu gdy skaleczyła się jego siostra podczas robienia obiadu. Cieknąca z palca krew pobudziła go, czuł jej zew, jak go woła. Wcześniej też czuł coś podobnego lecz nie wiedział co to aż do momentu gdy to ujrzał. Pamięta swoją reakcję. Nie panował nad nią, jakby coś robiło to za niego. Chwycił ją za palca, wziął do buzi i począł ssać. Kilka kropel starczyło aby rzucić się jej do gardła po więcej. Gdyby nie Dev...Razmizes nie mógł pomyslec co mogło by się stać chociaż to było wiadome. Pierwsze dni był najgorsze. Niewiadomo było co robić w takiej sytuacji. Padały słowa żeby uwolnić ramizesa od bycia tym czy jest. Jednak temu przeciwko była Rawenna...Tak, co on by zrobił bez swojej kochanej siostry. Kochanej...jak to dziwnie brzmi, dlaczego nie potrafi tego poczuć? NIe czuje tego co kiedyś, tych więzi...W sumie mogła być jak i nie. "Co ja wygaduję?" powiedział szeptem oburzajać się na siebe. "Czas zasnąć" powiedziałsobie i oczyszczając przez chwilę usmysł zapadł w sen. W sen gzdie była tylko ciemność.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Czas panowania słońca minął. Nastała dla was nowa noc. Wypoczęci wstaliście do wspólnego śniadania (a raczej kolacji). Kołaczą się wam po głowach wydarzenia ostatniego dnia. Rozmyślacie nad co przyniesie wam pzryszłość i jak powinniście stawić jej czoła...
Devilus wstaje i robi sobie sniadanie. Czeka na Ramizesa. A szczegolnie na to kiedy powie co o tym wszystkim mysli.
Po obudzeniu się chwilę jeszcze leżałem. Dochodziły mnie słuchy z góry "już wstali, to chyba Dev..." po czym wstaję i wychodze na górę. Zastaje Deva robiącego sobie śnidanie. Wparuje się w nie, myśląc jak je dawno temu jedałem. Ciekawe....Dev, daj mi kawałek chleba zwracam się do przyajciela ale po chwili pukam się w czoło Co ja wygaduję... po czym wychodzę na zewnątrz i przed kryjówką rozporostowuje kości. Wyginam śmiało ciało i czekam na pojawienie sie Deva.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Devilus malo zadlawil slyszac Ramizesa. Odkaszlnal kawalki jedzenia i wyszedl za wampirem. Ramizes, co Ty wygadujesz???Wszystko z Toba ok?
← [ekhp] Sesja 1
Wczytywanie...