Wasza historia moze wydawać się dosyć dziwna i prawdę mówiąc taka właśnie jest. Dwóch facetów i kobieta pod jednym dachem w srodku lasu... To musi się źle skończyć. Choć nie koniecznie. Wystarczy, że On jest w niej zakochany a On jest jej bratem. Aha, i jeszcze do tego jest wampirem.
Wasza historia zaczęła się banalnie. W sielskiej wsi Gael-gealic ulokowanej nad jeziorkiem Niebieskim życię toczyło się leniwie. Ludzie żyli uczciwnie pracując w pocie czołą. Młodzi się żenili i pędzili szczęśliwy żywot, starcy kończyli go we własnych łózkach. Sielanka jednak nie trwała długo.
Zbrojna banda. Trzydziestka kobiet i mężczyzn na koniach. Wystarczył im jeden dzień. Pożary powygasały dopiero po trzech. A drużyny królewskie? Nie przybyły, bo po co?. Któżby się przejmował jakąs tam wiochą której nazwy nawet nie mozna wymówić.
Po zbrojnej kompani przyszło czarna kompania. Rozkładające się ciała i opuszczone ludzkie siedziby ściągnęły Ich. Ghule, wampiry i inne stworzenia nocy zniszczyły do cna to co jeszcze zostało.
Jednak stał się tu pewien cud który udowodnił, że bogowie jednak chyba istnieją. Ramizes, jego siostra Rawenna oraz ich wspólny przyjaciel Devilus syn kowala uniknęli pogromu. Czy to boska opatrzność czy zwykły przypadek, tego nie wiadomo. Kiedy wrócili z sąsiedniej wsi zastali już tylko płonące chaty.
Nie warto nawet pisać co czuli. Dom, rodzice, przyjaciele, cały świat... znikł.
Nie mieli po co tam zostać. Wyruszyli w bory, byle przed siebie. Jednak, nie wiedząc czemu na tym się ta historia nie skończyła. Podrożując spotkali Jego. Biednego, wynędzniałego chłopaka jakże podobnego do nich samych.
To był on. Maruder z Ciemnej fali która przeszla przez Gael. Pewnej nocy rzucił się na Ramizesa niczym dzikie zwierze. Rawenna i Devilus ledwo powstrzymali go jednak. Był słaby i powolny, zwykłe noze wystarczyły. Jednak co się stał to się nie odstanie. Ramizes nieuchronnie ulegał przemianie...
Minęło półtora roku.
Mieszkacie około 2 dni podrózy od zniszczonej wsi. Żyjecie w lesie, w niewielkiej chacie którą sami wznieśliście. Utzrymujecie się z napadania na kupców którzy zdążają traktami do stolicy. Szybko przekonaliście się, ze nowe choć jeszcze nie rozwinięte talenty Ramizesa mogą być bardzo przydatne. Wkrótce okazało się, że współpraca między wami układa się jak najlepiej. Wampirowi jest łatwiej żyć między ludźmi, a ludziom łatwiej zdobywać dzięki niemu dobra na kupcach. Wszyscy szybko przyjęliście i zaakceptowaliście nowy, nocny tryb życia. Nie niepokojeni przez nikogo pędzicie spokojny ale jakże dziwny żywot.
Zapada zmrok. Wszyscy zbieracie się w jadalni. Rawenna szykuje posiłek dla siebie i Devilusa.
Ramizes, zaczynasz odczuwać głód. Zamierzasz właśnie poruszyć kwestię zoorganizowania jakiegoś wypadu do karczmy albo okolicznej wsi.
Rawenna i Devilus usiedli przy stole i zaczeli jesc. Ramizes slabl w oczach, widac bylo ze na nowo potrzebuje ludzkiej krwi. Devilus zjadl do konca, napoil sie nastepnie podciagnal rekaw koszuli do okolic ramion. Na calym przedramionie widoczne byly naciecia. Niektore glebokie, niektore plytkie, jezeli dobrze sie tez przypatrzec mozna bylo ujrzec slady nakluc. Dev wyciagnal noz i nacial skore przedramienia, dokladnie tak, jak to zawsze robil widzac Ramizesa na glodzie. Krew splywala do porcelanowej misy... powoli... nie uraniajac zadnej kropli... Splywala, a z uplywem czasu zaczela kapac. Devilus przylozyl wtedy kawalek skory ktora najwyrazniej od dawna sluzyla mu za opatrunek. Zawiazal wkolo ramienia i solidnie ucisnal. Wzial kolejny lyk wody i usiadl na lozu, czekajac na reakcje wampira.
Wampir popatrzył pytajaco na swojego kompana. Znał odpowiedź. Podszedl do miski po czym dokładnie i ostrożnie wypił jej zawartość. ostrożnie aby nie rozalała się ani kropla. W kólko to samo, krew, głód, krew...Czuł się czasem inaczej, Devilus czy Rewenna kimś normalny. A on był...trupem. Pechowy wypadek. Chociaż "przeżył" w tym stanie już półtora roku, wciaż czułsię inny. Nie rozmawiał często na temat tym czym jest. Zresztą kto by chciał tego słuchać. Ciszy go, że jest potrzebny a zarazem, że ma gdzie się schować przed przeklętym Słońcem. Oni zmienili tryb życia dla niego. Doceniał to i mu było to na rękę. Czy dziś przejeżdza jakaś karawana? Kupcy albo cokolwiek...żywego? zapytał, wampir. Pomimo polepszeniu się jego stanu możliwe byo, że wciaż było to za mało.
Dev rozluzniony wstal, wrzucil szmate do kubla z woda. Woda zaczela naplywac kolorem czerwonym...powolnymi smugami krew mieszala sie z przezroczysta ciecza... Slyszalem, ze kupcy zaczeli rozmawiac o szlaku prowadzacym przez nasz las... i nie pochwalali tej drogi... Jednakze jakis kupiec zaczal sie chwalic, ze nie straszni mu bandyci, gdyz ostatnio kupil pologra na targu niewolnikow... coz...mozna sie spodziewac kupcow, ale z pewnoscia kiedys sprobuja przeczesac las w poszukiwaniu bandytow...radzilbym uwazac
Ramizes oblizał wargi. Nie było na nich wiele krwi, ale zawesze coś. Daj spokój Dev, nie powiesz chyba, że boisz się jakiegoś półogra?Wpatrujac się w Dev'a mówił spokojnie. Jak zawsze. Zresztą od kiedy się TO stało Ramizes rzadko miewał wachania nastrojów. Czyżby trupie poczucie humoru? Dopóki nie przybędzie straż królewska to nie ma się czego obawiać spoglądnął na siostrę. Czy uważała go za brata? Pytanie trudne. Sprzydało by się udać do karczmy, albo do wsi Ramizes mial nadzieję, że wiedzą po co.
Najlepszym wyjsciem bylaby wies...wiesz moge kogos wybawic, jednak trzeba uwazac zeby mnie nie zauwazyli bo moge pozniej zapomniec o wchodzeniu do wioski w bialy dzien...
Zatem możesz zostać. Sam sobie poradzę. Wiem jak wbijać kły w tętnicę. Nie potrzeba mi pomocy do trzymania ofiary. Najlepszym zatem wyjsciem będzie jeśli zostaniesz.
Devilus zarzucil skorzany pas na piers i wsuwal male sztylety jeden po drugim... Zaczal mowic ironicznie Mam zostawic tych biednych wiesnakow na twoja pastwe? Nigdy w zyciu... Ide z toba, bede sie trzymal na tylach...
Mrok za oknem gęstnieje. Zaczyna się ponosić gęsta jesienna mgła. Powietrze jest chłodne ale jeszcze nei zimne. W powietrzu czujecie mocny, świfrujący zapach igieł sosnowych. Kiedy wychodzicie, Rawenna stoją w drzwiach odprowadza was wzrokiem.
Tylko nie mi tu jeden ma baczenie na drugiego. Wróćcie w jednym kawałku, aha. Devilus pożycz jakąś patenię ze wsi, bo ta nasza jest już całkowicie przerdzewiała.
Do wsi jest kilka kilometrów. Wasza trasa będzie przecinać kilka pól i trakt wiodący do stolicy. Szybki marsz powinien zająć wam około 1.5h.
Mimo, ze kKilka dni temu księżyć był w pełni noc jest ciemna. Mlecznoszare chmury rozpraszają światło. Opuszczacie polanę na której znajduje się wasz dom i wkraczacie do lasu...
Obie postacie szły przez chwilę przez las nic do siebie nie mówiąc. Wampir z każdą chwilą bym coraz bardziej zły. Im więcej myślał o tym że Devilus depcze mu po piętach tych złościł się w sobie na niego. Ggd rozegł się odgłos nadepniecia przez kompana suchej gałązki, której dziwięk usłyszałby nawet głuchy Ramizes nie wystrzymał I czego idziesz za mną? Przecież mogę iść sam. Po kiedy diabła ciebie tam...Nie myślisz chyba, że sam jedenej nocy pozabijam wszystkich wieśniaków? NIe zapomnij, że to moje żarcie a żarcia się nie zabija. Przysporzysz mi tylko problemów. mówiłto z wyczuwalną niechęcia do kompana.
Na odgłos łamanej gałęzi zerwała się sowa z pobliskiej gałęzi. Jej pohukiwanie sprawiło, ze obaj aż podskoczyliście. Sowa odleciała bezszelestnie. Zapadała cisza, przerywana cichymi popiskiwaniami jakichś gryzoni w ściółce.
Z ironia w glosie rzekl.Mow sobie co chcesz... zreszta slyszales, mam przyniesc patelnie. A poza tym chodzimy juz tak dlugo razem, cos dzisiaj z Toba nie tak?
Wampir przystanął spojrzał w oczy staremu druhowi Popatrz mi w oczy i sam sobie odpowiedz co ze mna nie tak w ciemności nie wiele było widać, poza przekrwawionymi białkami. Jeśli nie dorwę się do jakiejś krwi to oszaleję. Wybacz, za mój humor, ale to trudno opisać. Wstanie lewą nogą i bycie na głodzie nie sprzyja dobremu humorowi po prostu. Zatem pośpiszemy się do tej wiochy i po patelnię. ruszyli znów ale po kilku krokach... I uważaj jak chodzisz. dodał uwagę i kontynuowali podróż.
Chmury się przerzedzają i noc staje się trochę jaśniejsza. Zaczynacie schodzić z niewielkiego wzniesienia u podnóza którego przebiega trakt do stolicy. Zwalniacie kroku i przysłuchujecie się. Cisza... Szybko przechodzicie przez gościniec. Do wsi został jeszcze krótki kawałek. W powietrzu czujecie już zapach palonego drewna i węgla. Siwy dym snuje się przy ziemii mieszając się z mgłą i tworząc fantastyczne kształty.
Jesteśmy juz blisko, żywy przyjacielu. Trzeba zachować szczególną ostrożność. Podzielimy się, Ty idź po tę patelnia ja coś wrzucę na ząb. Najwyżej spotkamy się tutaj lub w kryjówce powiedział wampir nie patrząc na towarzysza lecz idąc powoli i ostrożnie dalej, ku wiosce. Głos miał jakby radosny z powodu zbliżającej sie wyżerki.
No dobrze... Spotkajmy sie tutaj, z pewnoscia bedzeisz szybszy wiec poczekaj tu na mnie... Udal sie w kierunku wioski i wyszukiwal domow ze swiatlem w oknie, gdzie moznaby przez nie zajrzec.
Wampir udał się inną srogą w kieruku wioski. Gdy juz doszedł szukał ofiary gdzieś na obrzeżach, osobną, nie spodziewającej się atakau ofiary. Chciałto załatwić szybko i cicho.
UWAGA. Prosiłbym o nie czytanie tekstów cudzych tekstów.
Do VL
Idąc w cieniu drzew zbliżyłes się do wioski. Do twoich uszu zaczęły dobiegać dzwięki jakiejś niemrawej co chwila przerywanej muzyki. Brzmiało to tak jakby grający był bardzo zmęczony albo pijany. Muzyka dobiegała z jasno oświetlonego domu blisko centrum wioski. Kiedy się troche zbliżyłęś zobaczyłeś jakieś sylwetki ludzkie porozrzucane po podwórzu. Ktoś leżał pod płotem, ktoś opierał się o studnię, ktoś czołgał się po drodze przed domem mrucząc pod nosem. Nagle doznałeś olśnienia. Wiejskie wesele! Oczywiście mocno zakrapiane. Muzyka zagrała żwawiej. Zauważyłeś migajace w oknach jakieś postacie. Gwar głosów i śmiech przebiły ciszę nocy.
Dom w którym odbywa sie wesele jest otoczony niskim plotkiem. Kilkanaście metrów od niego dostrzegasz zarysy jakiegoś dużego budynku, prawdopodobnie stajni albo szopy oraz znacznie mniejszego - zapewne skąłdziku na narzędzia.
Okna okolicznych domów są ciemne. Jakiś bezpański pies kręci się po podwórzach.
Do Devilusa
Poszedłeś w przceciwnym kierunku niż Ramizes. Minąłes jakiś duży budynek od którego czuć było mocny zapach zywicy - prawdopodobnie tartak. Kilka chat stało na uboczu, niżej niż pozostała część wioski, nad przepływającą rzeczką. W dwóch z nich świeciło się słabe światło. Kiedy się zbliżałes zacząłeś słyszeć jakiś dziwny odgłos. Dopiero po chwili sobie uzmysłowiłeś, że to młyn wodny w którym ktoś mimo późnej pory najwyraźniej mieli zboże.
Chat jest pięć. Ustawione są w okrąg, tworząc po środku małe podwórko. Największy z buynków jest młynem. Przez szpary w zamkniętyc drzwiach przeswituje światło.
Ha! Zabawa, chyba lepiej byc nie mogło. Jednakże trzeba zachować ostrożność. Dobrze będzie znaleźć utronne miejsce...Stodoła...Pamiętam, że często na takich zabawach w stodołach były "małe igraszki", może coś uda się znaleźć...Jakiś miło zapitych albo też nawet śpiących imprezowiczów... pomyślał wampir i ostrożnie, skradając się w cieniu podszedł bliżej stodoły. Nie wszedł do środka tylko zaczął nasłuchiwać czy nie dobiegają jakieś odgłosy.