Sesja Tokara

- Pod twoim zamkiem, lordzie Clovis, znajduje się niebywale ambitny, przebiegły, a nade wszystko cierpliwy i potężny baron, który z pomocą osobistego boga zamierza nieźle namieszać w piekielnej hierarchii. - zaczął tłumaczyć, nieco spuszczając z tonu. - Deiforma to niebywała, absolutnie unikalna moc. Różna od bogów, choć i oni na swój sposób zostają "stworzeni", jednakże w odróżnieniu od deiform można ich zniszczyć, a nie można wskrzeszać. W każdym razie, nikt jak dotąd nie zdołał. Jednak deiformy są inne. To żywe, magiczne idde. A idee, lordzie Greystör, są nieśmiertelne. Mając do swej dyspozycji tak straszliwą broń, nasz znajomy może zdrowo namieszać w piekielnej hierarchii i wspiąć się znacznie wyżej, niż obecna pozycja sługi zamkniętego w bryle lodu Levistusa. Czy też raczej - znacznie niżej...? W każdym razie domyślam się, że takie są właśnie intencje hrabiego M. Intencje, które w jego mniemaniu zostają doskonale ukryte przed prymitywnym umysłem ludzkiego władyki, owładniętego trywialnymi, nic nieznaczącymi w skali Sfer intrygami. Jednak w tej pogardliwej wyższości nie można upatrywać zupełnego bezpieczeństwa dla twoich prawdziwych działań. Pan baron nie jest tak krótkowzroczny i demonicznie zadufany, jak możnaby sądzić. - Jerro spojrzał na ciebie dziwnie i zmrużył oczy, lekko przekręcając głowę.
- Zaryzykowałbym tezę, że gdyby wcielić go w ludzką postać i nasze realia, byłby tobą, lordzie Greystör. To zaskakujące podobieństwo... Ale odbiegam od tematu. Moje domniemania potwierdza fakt, że Mefasm wpadł w sidła, jakie nań zastawiłem. Byłeś uprzejmy wydrwić mą naiwność pozwalającą mi wierzyć, że nikt nie odkryje biesa zimującego w lordowskiej piwnicy. Jednakże nie jestem takim głupcem, jak najwyraźniej sądzisz. Księga, która przyczynia się do naszych obecnych problemów, może być czytana i użyta tylko przez istotę niezwykłej, nadludzkiej wiedzy i mocy. Jednakże otworzyć ją może jedynie istota spełniająca dwa skrajnie ograniczające warunki. Pierwszy - bycie człowiekiem pozbawionym jakichkolwiek talentów magicznych. Drugi - bycie lordem Velen lub jego dziedzicem. Wiedziałem, że Velen postrada życie równie pewnie jak zmysły i jego linia wygaśnie. Jednakże wbrew mym nadziejom schedy po nim nie wzięli diabli. Sam nie mogłem wówczas tego dopilnować, efektem czego linia ta, choć pozbawiona ciągłości krwi, przetrwała. Otworzyłeś więc drzwi, do których demon nigdy nie mógłby się dotknąć i spotkałeś go, choć nikt poza tobą nie mógłby tego uczynić. Problemem jest jednak to, że gdy wasza deiforma nabierze odpowiedniej formy i mocy, nawet diabeł nie będzie w stanie jej kontrolować. On sam nie wie o tym, bo nigdy dotąd tego nie robił. Może to przeczuwać, ale nie przyzna się do tego ani przed sobą, ani tym bardziej przed tobą. Pomyśl zatem co stałoby się, gdyby na wszystkich mieszkańców twych włości w jednej chwili spadł zamęt, zmieniający ich w dzikie bestie. Pomnóż to po tysiąckroć, zamknij w jednej postaci, nadaj jej świadomość i wypchnij w szeroki świat a uzyskasz pewne wyobrażenie o tym, czym jest dzika, niekontrolowana Deiforma. Ja wiem jak to powstrzymać. Demon nie.
Odpowiedz
Zrobił kwaśną minę, której zawtórowało energiczne machnięcie ręką, wyrażające zniecierpliwienie. - Prawisz rzeczy ogólne i oczywiste, o których zdążyłem się już dawno wywiedzieć od piekielnego barona lub wykoncypować samodzielnie. Chciałbym tylko zauważyć, że mam wojnę do wygrania, a ewentualne zwycięstwo oddziałów królewski znacznie skomplikuje NASZĄ sytuację i dobrze o tym wiesz, mój miły. Zatem, jeżeli byłbyś łaskaw, oświeć mnie i moich ludzi, jak masz zamiar ujarzmić tę całą deliformę i w jaki sposób pomożesz mi wykurzyć monarchę oraz jego klakierów z mojej ziemi, bo bez tego... - wzruszył ramionami. - Cóż... z przykrością muszę stwierdzić, ze nie mamy o czym gadać, bo taki układ nie zadziała już na starcie.
Odpowiedz
Jerro westchnął głęboko i przeczesał dłonią krótkie, ciemne włosy, strącając przy tym z głowy kaptur. "Ile on może mieć lat?" - przeszło ci przez myśl, gdy patrzyłeś na jego wytatuowaną twarz, z której zniknęła już widmowa poświata.
- Z oczywistych względów nie objaśnię ci arkanów magii, którą wykorzystam do ujarzmienia tej istoty. - mówił cicho, poważnie, niskim, dźwięcznym basem. - Dość powiedzieć, że widzę tu dwa rozwiązania. Pierwsze, prostsze: pozbycie się demona. Zarówno on jak i ty jesteście związani z deiformą, lecz tylko on daje jej możliwość wzrostu i kształtuje ją, utrzymując przy, nazwijmy to, życiu. Wynika z tego, że bez niego ta deiforma obumrze, zniknie, ewentualnie skurczy się do rozmiarów niegroźnego widma lub podobnej formy. Jeśli jednak to nie wystarczy, zostaje drugie rozwiązanie, jakim będzie przejęcie nad nią kontroli lub bezpośrednia konfrontacja. To znacznie mniej pewne i bardziej ryzykowne, ale podejmę się tego, jeśli nie będę miał innego wyjścia. Co zaś tyczy się królewskiej floty, jestem pewny, że demon oferował ci jakąś pomoc w tym zakresie. Myślę, że mogę ci zaoferować równie wiele, jeśli nie więcej, a przy tym bez dodatkowych, niepożądanych konsekwencji. Podobno wasz król terminował przez jakiś czas u Aumara, być może nauczył się paru sztuczek. Ja znam nieco więcej, niż parę sztuczek, zapewniam. Jeśli nie będzie innego wyjścia, sam przyniosę ci koronę i włożę ją na głowę - banicja w jednym królestwie mniej czy więcej nie robi mi różnicy, a przy pomyślnym obrocie spraw może będzie to jedno mniej, niż więcej.
Jerro zamilkł, a z oddali rozległ się dźwięk okrętowych dzwonów, oznajmiających wejście okrętu do portu. Ponieważ wszystkie bramy znajdowały się wysoko nad poziomem moża, można było zawsze ogarnąć wzrokiem to, co dzieje się w porcie. Była głęboka noc, lecz gwiazdy i księżyc rozlewały swe światło na tafli wystarczająco mocno, byś zdołał dostrzec dumną sylwetkę okrętu, który rozpoznałeś bez trudu, choć nie byłeś w stanie z tak daleka dostrzec bandery. Blacksmith wrócił. A to oznaczało, że wraz z nim przybyła delegacja Manshaki.
Odpowiedz
Pod pokerową twarzą Clovisa Greystöra kryło się zdziwienie, które ciężko byłoby mu teraz ukryć, gdyby nie lata hartowania przez dyplomację i polityczne gierki. To nie była krótka potyczka, lecz bezwarunkowa kapitulacja i teoretyczna zgoda na praktycznie każdy taniec, na jaki ówczesny lord Velen miał ochotę. Szybko... Zdecydowanie za szybko, jak na człowieka, o którego uporze czy fochach krążą legendy, a także szlachcica mającego szansę przebywać w towarzystwie lorda Nashera i Czarnego Bractwa z Luskanu. Jerro, co Ty skurwielu kombinujesz? To nie było jednak istotne. Wiedział, że kolejny krok skieruję go w stronę szaleńczo niebezpiecznej gry, przy której jego najświetniejsze intrygi są dziecinną igraszką, lecz jeżeli przegra to cóż... jak odchodzić to z hukiem. Przynajmniej będzie ciekawie, a ewentualny sukces spowodowałby, że jego pozycja byłaby niezachwiana przez wieki.

Wskazał na kapitana. -... lecz jego możesz śmiało wtajemniczyć w Twoje tajniki. To jedno z ustępstw, na które musisz się zgodzić. Korona nie będzie konieczna, mój drogi. Królewski żywot nie jest mi niestety pisany, gdyż jestem na to zbyt inteligenty i za mało rozpasany. Aczkolwiek pomoc człowieka posiadającego tak niebywałe talenta, byłaby niezwykle mile widziana w najbliższych dniach. Umberlee mi świadkiem, że znacznie mi milsze towarzystwo takiego sztywniaka jak Ty niż bladego barona, od którego na kilometr śmierdzi siarką. Sucza królewna również wie, że mam słabość do przygarniania banitów i renegatów. Dlatego też, jestem skłonny porzucić nasze spory i rozpocząć współpracę. Pozostała tylko jedna nierozwiązana kwestia. Problem w tym, że w takim wypadku nie możesz już działać incognito i jestem szpetnie ciekawy, jak zamierzasz ukryć swoją obecność, a także nasz mały układ przed drogim baronem?

Dźwięk dzwonów był znakiem, że te przedziwne spotkanie dobiegało końca.
Odpowiedz
- Ukryję ją tak długo, jak zdołam. Jednak ostatecznie nie unikniemy jatki. Im bardziej mi pomożesz, tym większe nasze szanse, lecz zarazem większe ryzyko dla ciebie. Jeśli demon domyśli się, że działasz przeciw niemu, zabije cię bez namysłu. Twój wybór. - sięgnął za połę płaszcza i pośród echa portowego dzwonu podał ci coś, co wyglądało na zwykłą kopertę.
- Jeśli masz dość odwagi i dość mało czasu, przekaż mu to. Początkowo miałem wysłać go tobie... Ale po namyśle stwierdziłem, że nawet ja nie jestem tak okrutny. - skwitował uśmiechem świadczącym o czymś z goła przeciwnym i gestem wskazał na Jeditta. Pozostali bracia spojrzeli na kapitana, on jednak tylko skinął głową im i tobie, dając do zrozumienia, że możesz iść z nimi i dołączy do was po rozmowie z czarnoksiężnikiem.
Nim echo dzwonów przebrzmiało, ty wracałeś już kolejnym sekretnym przejściem między uliczkami i domami w eskorcie pozostałych Meduz. Najwyraźniej nie tylko kapitan znał wszystkie miejskie ścieżki równie dobrze, co spotykane sporadycznie przez was koty. Dodatkowo raz lub dwa któryś z kapłanów zamienił szybkie słowo z przygodnym obdartusem, w którym twe wprawne oko rozpoznało szybko zawodowego złodzieja, najwyraźniej służącego braciom za informatora. Szliście szybko w dół, w stronę portu, lecz niezmiennie z zachowaniem pełnej ostrożności. Sam nawet nie zorientowałeś się, kiedy do twej eskorty dołączyło dwóch kolejnych zakonników.
- Panie, delegacja Manshaki pewnikiem została przyjęta na nabrzeżu przez pozostałych braci i szlachetnego Eskela. - szepnął do ciebie jeden z kapłanów, gdy doszliście do skrzyżowania trzech głównych alei. - Czy życzysz sobie spotkać się z nimi, z ser Steverronem, czy też mamy eskortować cię z powrotem do Miilvuthan, gdzie przyjmiesz ich oficjalnie?
Odpowiedz
Schował do kieszeni tajemniczy dar od nowego demonologicznego... sojusznika? To chyba zbyt mocne słowo, ale z braku niczego lepszego musiał zadowolić się tym określeniem. Cóż, przynajmniej do czasu. Był boleśnie świadom faktu, że gdy tylko zakończą interes z deliformą, czarnoksiężnik z lubością wbije mu nóż w plecy i zostawi go na lodzie, aby mistrz katowski Najjaśniejszego Króla zakończył jego żywot po bolesnej partyjce tortur. Powodów na to miał zbyt wiele, poczynając od tego, że Jerro nienawidził z wzajemnością ludzi pokroju Clovisa Greystöra, a kończąc na tym, że lord Velen śmiał strwonić cenny czas magika (a skoro raz to zrobił, mógł zrobić i drugi), a także zbyt wiele wiedział na jego temat. Szybkie usunięcie błędu, jakim było Velen z pewnością uspokoiłoby i ogrzałoby lodowate serce starego Ammona.

W mroźnym portowym powietrzu z łatwością można było wyczuć napięcie i nastrój nabożnego wyczekiwania. Ostatnie dni były zaiste intensywne i obfitowały w wydarzenia, które te mury nie widziały od naprawdę wielu dekad, lecz każdy z jego ludzi doskonale zdawał sobie sprawę, że to był jeno początek. Kulminacja jeszcze nie nadeszła i od decyzji, jakie wyda lord Velen w trwającym jeszcze preludium, wkrótce wyrosną frukta - zgniłe bądź słodkie. Pomimo olbrzymiej lojalności i zaufania, jakim cieszył się wśród podkomendnych, widział w ich oczach pewną nerwowość oraz niepokój. To była normalna reakcja i Meduzy nie były tutaj wyjątkiem, choć ich niezwykłe zdyscyplinowanie sprawiało, że do takich wniosków mogło dojść tylko niezwykle sprawne oko.

Uśmiechnął się ciepło i powiedział serdecznie. - Bracie, wiedz, że rad byłbym powitać sojuszników Naszej Sprawy i ludzi, którzy z respektem spoglądają na majestat Suczej Królowej, tak szybko jak to tylko możliwe. Gardzę splendorem, wytrawnymi ucztami i całym tym festiwalem pychy. Jednak niestety, polityka to okrutna i próżna kochanka. Gdybym powitał ich w łachmanach, w jednej z brudnych alejek dzielnicy portowej toczonej przez zgniliznę, otoczony ze wszystkich stron swoimi najlepszymi ludźmi, to do jakich wniosków doszliby? Z pewnością, że nie panujemy nad sytuacją, co jak dobrze wiesz, jest bolesnym kłamstwem. Najprawdopodobniej są tak przerażeni tą draką z zarazą, że gotowi są uciec z miasta. Dlatego też, musimy ulżyć tym strapionym duszom, a najlepiej to zrobić w spokojniejszym otoczeniu, przy dobrej strawie. Niech poznają słynną veleńską gościnność i szlachetność, jaką szczycą się protektorzy interesów Umiłowanej Umberlee na tym padole łez. Dwór będzie zdecydowanie odpowiedniejszym miejscem. - Położył rękę na ramieniu kapłana. - Poza tym, na dzisiaj dość wrażeń i ganiania po mieście. Wam również przydałby się relaks i odpoczynek. Chcę, abyście byli w doskonałej kondycji, gdy nastąpi godzina sądu.
Odpowiedz
Kapłan, zwyczajem innych swych współbraci, skinął tylko głową na znak aprobaty, a potem ponownie na resztę co oddziału. Z miejsca ruszyliście drogą pod górę, po drodze napotykając czterech obwiesiów wspartych o wielką kupę pak okrytych szmacianym płótnem. Zamiast ominąć rzezimieszków, jeden z Meduz podszedł do nich, zamienił parę krótkich słów, na które obwiesie odpowiedzieli i pokiwali głowami, po czym zdarli płótno, odkrywając nie kupę pak, a duży, na pierwszy rzut oka zupełnie sprawny wóz. Brodaty rzezimieszek gwizdnął przeciągle na palcach, a z bocznej, ciemnej uliczki wychynęło dwóch kolejnych jego kompanów, każdy prowadzący jednego pociągowego wałacha.
- Zechciejcie, wasza lordowska mość... - starszy z kapłanów wskazał ci wóz, którym ruszyliście w stronę zamku.
Nim zdołałeś się nadziwić tej cyrkowej sztuce, wjeżdżaliście już na dziedziniec. Pozornie zamek wciąż pogrążony był we śnie, tak jak pozostała część miasta, lecz po ilości świateł zapalanych w kolejnych oknach i wzmożonym ruchu służby w stajniach i na dziedzińcu szybko wywnioskowałeś, że zbudził się już kto żyw i twój majordomus trwa pewnie teraz w bitewnym szale.
Odpowiedz
Cieszyło go to, bo doskonale wiedział, iż piękne sale balowe i kryształy wypełnione kunsztownym winem, spełniały podobną rolę, co pole bitwy oraz zaciężne wojska. Tak czy inaczej, ostatecznym celem był zawsze podbój i postawienie swoich racji oponentowi, tyle tylko, że bez tego całego krwawego bajzlu. Dominacja. Taktyka. Odwaga, brawura i zdrowy rozsądek. Zaskoczenie i dezinformacja. Wiedza, skrupulatna analiza sytuacji i błyskawiczna reakcja na poczynania przeciwnika. Sam szacowny Lord Peque de la Forte mawiał, że kielich przedniego wina i umiejętna prezencja, potrafi zasiać znacznie większe spustoszenie w sercu rywala niż karmazynowy szlak pozostawiony przez okutą rękawicę.

Z drugiej strony, facet był pierdolonym pijakiem i zmarł w wyniku przejedzenia, więc może to tylko pieprzenie? Tak czy owak, nie zamierzał ryzykować, gdyż co by nie mówili wielcy mistrzowie etykiety, to wiedział doskonale, że pierwsze wrażenie było jedną z ważniejszych podwalin pod fundamenty dobrego traktatu. Zdawał sobie sprawę, że pod względem spotkania powitalnego majordomus odwali kawał dobrej roboty, w niespotykany sposób łącząc polot i finezje południowych krain ze słynnym veleńskim pragmatyzmem. To wszystko zgodne z najnowszymi krzykami mody. W duszy po trosze gardził tym wszystkim, bo zamiast przepiórczych jaj i ikry, wolał zjeść porządny barani udziec, popijając go dobrym ale. Gdzieś wewnątrz nadal był młodym chłopakiem, który w dzieciństwie karmiony był pogardą ze strony synalków bogatszych sąsiadów i prostodusznością zwykłych mieszczan. Jednak polityka to okrutna kochanka, wymagająca ustawicznych poświęceń i Umberlee mu świadkiem, był na nie gotowe za cenę zwycięstwa w najbliższych dniach! Szybko otrząsnął się z nostalgii za dawnymi, na swój sposób piękniejszymi i prostszymi, latami.

Skierował się do swoich komnat, gdzie miał zamiar przygotować się do przyjęcia. Oczekiwał również Ser Steverrona, który nakreśli mu wstępny raport na temat gości z Manshaki. Słonecznej krainy przepełnionych mistycyzmem, bogactwem i zgnilizną. Sucza Królowa tylko wiedziała, czego może oczekiwać po takiej mieszance...
Odpowiedz
[ Ilustracja ]

Przemierzywszy dziedziniec energicznym krokiem podtuczyłeś swym okiem paru stajennych, którzy w najwyższym pośpiechu porządkowali wszystko, co mogło nosić jeszcze jakiekolwiek ślady gnoju, zgniłej słomy i innych rzeczy, których nie powinno widzieć się w pierwszej kolejności, wkraczając na dwór lorda Velen. U wrót do zamku powitała cię świeża i bynajmniej nie podsypująca straż nocna, zapewne przed momentem przebrana w strój galowy. Tuż za wejściem, na wysokości zejścia do piwnicy i "cukierni Słodyczka", którą ktoś bardzo przytomnie zapieczętował na cztery spusty (zapewne razem z gospodarzem), trafiłeś na grupę pałacowych ciurów, toczących po podłodze wielkie, pękate beki najstarszego wina. Zmordowani i zasapani do granic, widząc zjawisko tak niecodzienne w ich życiu, jak władca ich świata i okolic, przystanęli bezradnie, nie wiedząc, czy kłaniać się, czy padać na twarz, czy też toczyć beczki dalej, zadecydowali więc gremialnie przystanąć i patrzeć bezmyślnie, z szeroko rozdziawionymi, szczerbatymi gębami.
Gwałtowne gwizdnięcie i klaśnięcie obserwującego wszystko ze szczytu schodów majordoma przywołało ich do porządku, wywołując na twej twarzy mimowolny uśmiech. Stawiając pierwsze kroki na wysokie schody prowadzące do głównej sali i dalej do twych prywatnych komnat, poczułeś jeszcze kuszące zapachy dobiegające gdzieś z zakamarków kuchni.
Przemierzając kolejne poziomy tej gwarnej bieganiny dotarłeś do swojej komnaty. Tutaj czekały na ciebie już dwie wieczorowe szaty oraz dwie służące, mające pomóc ci w przebraniu się. Pierwsza szata mieniła się rozmaitymi odcieniami czerwieni i szkarłatu, przeplatanymi z haftami z horrendalnie drogiego, czarnego jedwabiu, zapewniającymi ci iście królewską prezencję w świetle licznych, surowych świec. Druga, tkana z aksamitu w kolorze błękitu i morskiej zieleni ze złotymi wstawkami, była znacznie prostsza i chłodniejsza, choć nieco bardziej pasująca do stereotypowego wyobrażenia władcy nadmorskiej krainy.
Nim zdołałeś ostatecznie zadecydować którą z tych dwóch wybierzesz, czy też rozkażesz posłać po jeszcze inny strój, charakterystyczne pukanie do drzwi oznajmiło wejście kolejnego służącego.
- Panie, ser Steverron Blacksmith pozdrawia cię i pyta, czy życzysz sobie widzieć go teraz, czy też ma udać się do którejś z gościnnych komnat i tam czekać na twoje wezwanie.
Odpowiedz
Wybrał drugą szatę, gdyż bardziej pasowała do jego charakteru i nie czuł się w niej niczym nowobogacki dupek, który nie ma zielonego pojęcia, za jaki koniec trzeba trzymać miecz. Postanowił również ubrać czarny płaszcz, pośrodku którego wyszyto grubymi złotymi nićmi słońce sięgające promieniami wgłąb morskiej otchłani oraz meduzę - symbol wieczystego mariażu Velenu z tajemniczym zakonem. Nie był fanem tej części odzienia z wiadomych względów, jednak nie zamierzał w najbliższych godzinach walczyć ani tańcować, więc tym razem był gotów pójść na takie poświęcenie.

- Dziękuję. Wpuść go proszę i zostaw na samych. - powiedział serdecznie, acz dostatecznie stanowczo.
Odpowiedz
Przez uchylone drzwi wszedł Blacksmith. Pachniał morzem, wiatrem, a zasolone cholewy butów i chyba nieco wilgotny płaszcz świadczyły, że od zejścia z pokładu nie zdążył jeszcze się przebrać.
- Witaj, milordzie. - przycisnął pięść do piersi i skłonił ci się charakterystycznie, po żołniersku. - Zechciej, proszę, wybaczyć mój strój, lecz pojechaliśmy co koń wyskoczy z nabrzeża, moi ludzie prowadzą część gości nieco okrężną drogą.
Niemal nie pytany zdał ci krótką relację z przebiegu rejsu - od momentu, w którym pozwolił ludziom Mordechaja zaatakować calimshański statek, a sam, pod osłoną zaklęcia kapłanów zainscenizował niespodziewany ratunek, po spokojną trasę do samego portu, podczas której członkowie delegacji podzielili się między dwa okręty, częściowo korzystając z jego zaproszenia.
- Niestety, milordzie, rad bym powiedzieć ci więcej, ale dowiedziałem się tylko tyle w tym krótkim czasie. Wszystko wskazuje na to, że ta urodziwa kobieta imieniem Khadijah jest formalnym zwierzchnikiem tej delegacji i jednym z zaufanych doradców samego wezyra. To ona została z załogą Manshaki, podczas gdy stary mistyk, Jafaar bodajże, skorzystał z mej gościny, ale szybko zszedł pod pokład i niewiele z nim mówiłem. Coś mi się jednak zdaje, że i on trzyma tu ważne karty. Do tego nie jest tak stetryczały, jak usiłuje wyglądać, w mgnieniu oka rozprawił się z piratami Rapiera. Jeśli chodzi o kobietę, to lada moment powinna zajechać do zamku wraz z Eskelem. Jest jednak jeszcze inny problem, panie. Nie wiedzieć czemu, z delegacją Manshaki przybył "mistrz Koell z Thay, prawa ręka Zulkira Zauroczeń". - zakończył z nieskrywanym niesmakiem dawny paladyn, który miał swoje własne poglądy na temat sankcjonowanego, przemysłowego wręcz niewolnictwa. - Jadą wraz z Jafaarem z moją strażą, również dotrą tu niebawem.
Odpowiedz
Zulkir i magicy z Thay. Na dźwięk tych słów odruchowo zacisnął pieści, tak mocno, że jego palce przybrały niebezpiecznie bladą postać, a paznokcie boleśnie wbiły się w jego skórę. Miał ochotę rozkwasić komuś nos. Ze wściekłości cisnął puchar z winem, który pozostawiła niczego nieświadoma służba, prosto w lustro znajdujące się naprzeciw niego. Ser Steverron, podobnie jak znakomita cześć jego dworu, miał dobre powody nienawidzić tych kurwi synów, a najlepsze miał sam Clovis. W końcu ślady zabójców jego ojca sięgały prosto do tego gniazda żmij, choć oczywiście niczego nigdy im nie udowodniono. To nie mógł być przypadek, że postanowili wysłać poselstwo właśnie w tak newralgicznym momencie. Każdy "Czerwony Szpieg" po serii tygodniowych tortur był żywcem obdzierany ze skóry, w miejsce uciętego języka wkładano mu świński ozór, a ciało wystawiano na widok publiczny, po ówczesnym wykąpaniu w gnojówce. Było to okrutne i krwawe zachowanie, lecz tylko taką wiadomość rozumieli mistrzowie tej obmierzłej organizacji. Marzył, aby tak samo uczynić z tym całym Koellem, lecz niestety jako wysłannik był on praktycznie nietykalny.
- Ech... szkoda, że nie udało Ci się zręcznie upozorować jego śmiertelnego wypadku, mój przyjacielu. Obawiam się teraz, że będziemy musieli wykorzystać bardziej subtelne metody, aby wyrzucić ich z naszego zamku - uśmiechnął się smutno. Westchnął głośno i starał się ostudzić negatywne emocje.
- Ta kobieta... jej zachowanie jest dość stereotypowe, czy też pragnie by traktować ją bardziej po męsku? - słyszał wiele o wojowniczkach z północnych krain, których muskulatury i sztuki władania bronią mogło pozazdrościć wielu mężczyzn, rozpieszczonych szlachciankach, które usilnie walczyły o równouprawnienie czy o "babo-chłopach" żłopiących ale niczym starzy marynarze. Krainy były pełne dziwów...
Odpowiedz
Blacksmith zastanawiał się przez chwilę.
- Zaryzykowałbym wniosek, iż jest to najzwyczajniejsza w świecie, pełna wdzięku kobieta, tylko jak to się teraz mawia... no... "wyzwolona", o. Najwyraźniej na dworze Fanzira panują nieco inne porządki. Nie wyglądała na wojowniczkę, choć nie wiadomo jakie formy szkolenia przechodzą tamtejsi dyplomaci. Mówiła jednak twardo, sprawnie i przystojnie, jednak widać, że nawykła do rozmów z mężczyznami.
Odpowiedz
Pokiwał głową.
- Tym lepiej dla nas. Popełnienie faux pas już na powitaniu zbyt dobrze nie wróżyłoby późniejszym negocjacjom. Masz coś jeszcze do zakomunikowania? Jeżeli nie, to odpocznij, przyjacielu. Jak zwykle spisałeś się wyśmienicie i bogini mi świadkiem, że w najbliższych dniach będę potrzebował zarówno Twojego bystrego umysłu, jak i kunsztu w posługiwaniu się bronią białą.
Odpowiedz
Żołnierz skłonił się ponownie.
- Jak sobie życzysz, milordzie. Pozwól zatem, że dołączę do uczty, gdy tylko się odświeżę i zmienię strój na bardziej stosowny.
Po tych słowach opuścił twoją komnatę. Zostałeś sam, bodaj po raz pierwszy tego dnia i wieczoru. Sam zastanawiałeś się na jak długo.
Odpowiedz
Usiadł na miękkim krześle w taki sposób, jakby wypuszczono z niego całe powietrze. Krnąbrny demon, pyszałkowaty król, sfrustrowany demonolog, głupi druidzi, niepewni południowcy, zdradzieccy magowie w czerwieni... Czuł się naturalnie w bagnie intryg i z lubością grał w morderczą grę o władzę, ale powoli obawiał się, że trafił na zbyt wielu trudnych przeciwników jednocześnie i postawił na stół za wiele. Nie był jednak człowiekiem, który poddaje się na widok problemów i szybko odchodzi od stołu z miną zbitego psa. Wolał określać kolejne bariery jako wyzwania, lecz czy tym razem nie zapolował na zbyt grubego zwierza? Czas pokaże.

Otworzył jedną ze swoich szkatuł i wyjął z niej emblemat władzy nad okręgiem veleńskim. Formalnie mógł się jeszcze szczycić mianem Duke'a, ale po zakończeniu tej całej draki z królem, odejdzie ono w niepamięć. Nie należał do sentymentalnych osób i cisnąłby ten bibelot z uśmiechem na ustach prosto w rozszalałe morskie odmęty, lecz zapewniał on ochronę przed kontrolą umysłu każdemu, kto go nosi. Przydatne cacko, w szczególności, gdy miało się do czynienia z Czerwonym Magiem, który był pupilkiem jednego z Zulkirów. Ironią losu był fakt, że dostał ten fant od króla, tego popychadła Elminstera. Na samą myśl, że był zmuszony do korzystania z magii Harfiarzy, ściskało go w dołku, aczkolwiek było w tym coś składko tragikomicznego.
Odpowiedz
- Wino i rum, zemsta i kobiety, magia i polityka... - mówił twój suweren, wyjmując ze szkatuły łańcuch z emblematem i odwracając się, by zapiąć ci go na karku. - ... to przyjemności, jakich wedle wszelkich praw zdrowia i rozsądku łączyć nie należy. Jeśli nie uwiodą cię jedne, zabiją cię drugie. Obyś nigdy nie stawiał czoła takim pokusom, lordzie Greystör.
Twarz człowieka o wyrazistych rysach twarzy i bardzo krótkich, niemal po żołniersku przyciętych, czarnych włosach szybko znikała z twej pamięci wraz ze wspomnieniem tamtego zdarzenia.
Doprawdy, coś tragikomicznego.
Kiedy po raz ostatni miałeś czas na zwykłe przyjemności? Kiedy ostatnio siedziałeś w starszym od ciebie, częściowo zeżartym przez czas fotelu twego ojca, czytając przy kominku jakąś ciekawą księgę?
Księgę nie będącą spisem podatków, wykazem składu towarów czy prastarym, nadnaturalnym podręcznikiem piekielnej magii?
Kiedy po raz ostatni spędziłeś noc z kobietą?
Noc, bo o dzień nawet sam siebie nie chciałeś pytać.
Stary Velen oszalał i umarł, przeklinany przez własnych poddanych, zamęczony przez demony, samotny, pozbawiony potomków i bliskich.
Twoje małe imperium rozkwitało, skarbiec w najlepsze wypełniał się złotem, rosła potęga morska, rozszerzała polityczna kontrola, a tyleż niespodziewane i trudne, co potencjalnie owocne sojusze, zwiastowały rychłe i gwałtowne pomnożenie swej władzy.

Stałeś tak sam, spoglądając na siebie z głębi pięknie oprawionego lustra, i zastanawiałeś się jak wiele dzieli cię jeszcze od lorda Velena.
Odpowiedz
Patrzył oniemiały na antyczne lustro, które potłukł w napadzie złości. Arcydzieło mistrzów szklarskich z Waterdeep, wykonane z kunsztem i precyzją godną bogów, to nie ulegało wątpliwości. Stworzenie tego typu dzieła wymagało miesięcy, jak nie lat pracy i z pewnością było chlubą artysty, który je stworzył. Może nawet jego najdoskonalszym tworem, czymś co pozwoliło uznać jego żywot za spełniony i w spokoju odejść na emeryturę? Jeżeli tak było, ten człowiek musiał się teraz przewracać w grobie. Rama z bursztynowego szkła była okropnie porysowana, z kolei srebrna tafla została kompletnie strzaska - szkło w większości leżało na podłodze i tylko kilka kawałków nieśmiało trzymało się dawnej konstrukcji. Tak, jakby nie mogły się pogodzić z tym, że ostatecznie przegrały, a ich czas przeminął wraz z pięknem, które umarło w czasie brutalnego zderzenia ze złotym pucharem. Ślady po ciepłych odcieniach żółci i czerwieni znikły, zastąpiła je ciemność.

- Moja piękna, ale po cóż mi lustro? Jasne, jestem nieziemsko przystojnym, ale również skromnym człowiekiem. Obawiam się, że moi poddani i kontrahenci, a w szczególności Umiłowany Król Haedrak III, nie będą zadowoleni, gdy zamknę się w komnatach, podziwiając swoją aparycję. Sucza Królowa dała mi tę fizyczną powłokę, abym się nią dzielił z inn... - ironiczny uśmieszek na jego twarzy, szybko zbił delikatny kuksaniec zadany przez jego piękną towarzyszkę. Pozornie naburmuszyła się, ale z czułością położyła dłoń na jego ramieniu. Zapach orzechów zmieszany z solą morską, które wydzielały jej kruczoczarne kręcone włosy, przypominał mu dom. Westchnęła. - Pieniądze, handel, Umberlee... Znów ta stara śpiewka. Zapomnij na chwilę o swych zobowiązaniach względem króla i ciesz się życiem, włączając w to te wszystkie małe przyjemności. Nie pozwolę, aby "wielki lord" Greystör chodził niczym kocmołuch, gdy zabraknie mu akurat w pobliżu kobiecej ręki. - Powiedziała z przekąsem i po chwili podeszli do lustra stojącego naprzeciw. Niezwykła szczegółowość zapierała dech w piersiach, kunsztowne wykończenia promieniowały od szlachetności, natomiast odcienie odbijające się od srebrnej tafli przywodził na myśl głębiny morskie w słoneczne letnie popołudnie. Było idealne. - Dobrze... wygrałaś. - Jej szczery uśmiech oraz charakterystyczne dołeczki w policzkach ogrzały jego serce. Ta piękna chwila warta była więcej niż całe bogactwo i tytuły, jakie zgromadził dotychczas.

Patrzył na rozbite kawałki i nie potrafił wykonać nawet jednego gestu w obawie, że te wspomnienie przeminie. Saffron Starrain, jedna z dam jego serca. Niezwykła kobieta, która później wyszła za mąż za bogatego kupca i urodziła mu dwójkę dzieci. Czyżby miała rację? Może nie potrafił cieszyć się życiem i jego drobnymi aspektami? Może mógł już tylko niszczyć i sprawiać ból? Kiedy mrugnął, wspomnienie umknęło, natomiast odbicie pięknej kobiety zastąpiła twarz Gregora Velena, który uśmiechał się półgębkiem. Jego cichy śmiech niemal wwiercał mu się w umysł. Przycisnął ręce do uszu.

- Nie... Nie. NIE PODDAM SIĘ! - Chwycił ramę wraz z jego nielicznym kawałkami i rzucił na drugą stronę komnaty. Był znacznie sprytniejszy, uważniejszy i odważniejszy od tego przeklętego gnojka. Jeżeli miał przegrać i umrzeć, to sprawi, aby zwycięstwo króla oraz jego żałosnych popleczników było cierpkie. Jednak nie zamierzał ulec, wręcz przeciwnie i miał kilka asów, które pozwalały mu tak myśleć. Po tym wszystkim zamierzał cieszyć się życiem i jego małymi przyjemnościami, a pierwszą z nich będzie strzaskanie legendarnej żelaznej woli Haedraka III.
Odpowiedz
Nim jeszcze brzęk upadającej ramy wsiąkł w ściany twojej komnaty, drzwi do niej otworzyły się gwałtownie i stanęło w nich dwóch kapłanów, z których jeden trzymał w rękach dwa noże do rzucania, a drugi składał dłonie w jakimś dziwnym geście. Obaj pojęli jednak swą pomyłkę równie szybko, jak wparowali do pomieszczenia, dlatego też skłonili ci się nisko i pospiesznie zamknęli drzwi ponownie.
Zdążyłeś jeszcze westchnąć, wygładzić szatę i przeczesać włosy, gdy rozległo się dyskretne pukanie i przez uchylone lekko drzwi wszedł twój majordom. Stanął przed tobą i skłonił się tak, jakby zupełnie nic się nie działo i jakby nie dostrzegał panującego teraz naokoło bałaganu.
- Milordzie, goście właśnie zajechali.
Odpowiedz
- Najwyższy czas, zaczynałem się już niecierpliwić. - wyszedł z komnaty pewnym krokiem.
Odpowiedz
← Sesja FR

Sesja Tokara - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...