Sesja Tokara
- Dziękuję, nie skorzystam. Jeżeli wszystko dobrze pójdzie, to nawet moje wojska nie będą musiały wyciągać mieczy z pochew. - Wstał i energicznie potarł swoje ręce. Zimno tutaj było jak... no właśnie, w piekle. Każdy oddech powodował powstanie małego obłoczku pary, który przez ułamek sekundy żył własnym życiem. Jeżeli te wszystkie pokręcone plany się nie powiodą, jego małe imperium może skończyć podobnie. Ręce przeciwników powoli zaciskały się na krtani władcy Velenu i przygotowywały się do zadania kilku dźgnięć pod żebra, a może nawet w plecy? Kto wie, kto wie...- Zatem dobrze, wszystko ustalone. Skoro jesteś taki obeznany w moich intrygach i sprawach państwa, będziesz wiedział kiedy rozpocząć akt pod tytułem "Plaga". Jakby co, dam Ci znać. - Uśmiechnął się, skinął głową na pożegnanie i skierował w stronę wyjścia.
Demon ukłonił się z charakterystyczną sztywną elegancją i wrócił do wertowania księgi. Podczas krótkiej wizyty zdążyliście zmarznąć na tyle, że gdy morska, słona bryza ponownie owiała twą twarz znad klifu, wydała ci się niemal powiewem pustynnego żaru.
- Jego moc rośnie zastraszająco szybko. - cichy głos kapitana zmieszał się z szumem wiatru i śpiewem fal przyboju. - Zastanawiające jakiej "pomocy militarnej" mógłby nam udzielił, gdybyś go o to poprosił, milordzie... - kącik ust drgnął mu lekko, podczas gdy oczy skierowane były beznamiętnie w rozciągające się pod wami miasto. - Fortel z zarazą, milordzie, jest wielce hazardowny. Oby Mefasm potrafił go kontrolować równie dobrze, jak my jego.
[Dodano po 6 dniach]
[Tokarro...? ]
- Jego moc rośnie zastraszająco szybko. - cichy głos kapitana zmieszał się z szumem wiatru i śpiewem fal przyboju. - Zastanawiające jakiej "pomocy militarnej" mógłby nam udzielił, gdybyś go o to poprosił, milordzie... - kącik ust drgnął mu lekko, podczas gdy oczy skierowane były beznamiętnie w rozciągające się pod wami miasto. - Fortel z zarazą, milordzie, jest wielce hazardowny. Oby Mefasm potrafił go kontrolować równie dobrze, jak my jego.
[Dodano po 6 dniach]
[Tokarro...? ]
- Nie mamy innego wyjścia, pozostały nam jedynie mocno radykalne koncepty. Pomimo naszej dominacji na wodach przylegających do Tethyru i ogólnego bogactwa, jesteśmy tylko jedną prowincją. Nasza siła opiera się na najemnikach, niepewnych sojuszach i przyjaciołach, którzy w razie problemów wyprą się wszystkiego lub zapadną się pod ziemię. No i jeszcze ten demon i jego piekielna gra, jakiej zasady zna chyba tylko on sam. Bez ryzykanctwa czeka nas jedynie długa i wyniszczająca wojna, a nie jestem pewny, czy kapryśna Tymora tym razem uśmiechnie się w stronę Velenu... - uciął, bo nie chciał dzielić się swoimi wszystkimi obawami już w tym momencie. - Dlatego szczęściu trzeba dopomóc. Zrobimy to tak... dzisiaj mamy święto, więc oprócz naszej małej ceremonii, alkohol będzie lał się strumieniami. Powiedzmy, że kilku strażników więziennych golnie sobie parę głębszych i zacznie plotkować, rozpowiadając nasze "tajemnice". A to, że ułożyliśmy się z Casselem, a to że mamy układ z Manshaki, a to że w slumsach każdego ranka można znaleźć coraz więcej powykręcanych i strawionych dziwną przypadłością ciał biedaków, a lord Greystör nagle wdrożył w straży procedury epidemiologiczne. Dane, które powinny trafić do naszych nieprzyjaciół i zainteresują potencjalnych szpiegów, w tym wspomnianych druidzkich szpicli, których uszy powinny je usłyszeć. Następnie, jutro z samego ranka zwrócimy im wolność, razem z kilkoma innymi więźniami pod pretekstem drugiego dnia święta, gdy celebrujemy sprawiedliwość wielkiej Umberlee, "druga szansę", amnestię czy jakkolwiek to nazwiemy. Ma się rozumieć, kompletnym przypadkiem na zasadzie "ślepego losu" i oczywiście, wszystko na oczach całego miasta.
Jedit zaśmiał się krótko.
- Wyborne, milordzie, choć nie stawiłbym głowy, czy druidzi dadzą wiarę przypływowi naszej wielkoduszności... Niemniej wykonam bez zwłoki. Pod wieczór przedstawię wam raport z sytuacji w mieście i rozwoju zarazy Mefasma. Co zatem ze wspomnianym układem z Manshaką? Mieli przybyć lada chwila, bodaj jutro o brzasku lub nawet dziś w nocy przy pomyślnym wietrze. Eskel dostarczył coś nowego?
- Wyborne, milordzie, choć nie stawiłbym głowy, czy druidzi dadzą wiarę przypływowi naszej wielkoduszności... Niemniej wykonam bez zwłoki. Pod wieczór przedstawię wam raport z sytuacji w mieście i rozwoju zarazy Mefasma. Co zatem ze wspomnianym układem z Manshaką? Mieli przybyć lada chwila, bodaj jutro o brzasku lub nawet dziś w nocy przy pomyślnym wietrze. Eskel dostarczył coś nowego?
Uśmiechnął się nieznacznie. - Och... jestem święcie przekonany, że będą coś podejrzewać, ale czy mają ku temu dobry powód? Wszystkie fakty są w jakimś stopniu prawdziwe i mają potwierdzenie w rzeczywistości, a sam wspomniałeś, że ten duet nie należy do zbyt łebskich. Po drugie, blokada informacyjna i zwiększenie straży znacznie utrudnia prowadzenie akcji wywiadowczych, więc nawet zdawkowy oraz pełen podejrzeń raport da druidom do myślenia. Zresztą, to ma być tylko impuls i jak mówiłem wcześniej, nie chodzi o to, co wiedzą, ale to, co mają przekazać. Zapewniam Cię, mój przyjacielu, że tutaj nie chodzi o jakąś zwykłą wiadomość - plan był szaleńczo ryzykowny i niepewny, ale warty świeczki. Chodziło o pewien efekt domina i liczył, że trafi on w serce kurnika, w którym ukrywają się druidzi. "Pocałunek śmierci", nieświadomie przekazywany przez objętych amnestią miał zdestabilizować, uszczuplić siły i wywołać u lokalnej ludności niechęć ukierunkowaną w tych przyrodniczych drani. W końcu każdy patafian ma nad sobą kogoś i tak krok po kroku, jego koncept może przynieść frukta. Generalnie, choroba nie wybiera i miał nadzieje, że wirus wysłany z Velen przez tą nietypową sieć posłańców, trafi z czasem do serca nieprzyjaciela i Wielkiego Druida. Może nawet do Mosstone? Koniec końców ważne fakty przekazuje się ustnie, gdyż papier i atrament mogą często trafić w niepowołane ręce.
- Wieczorem musimy przysiąść nad mapami miasta i ustalić, jak zminimalizować ogniska epidemii w naszym mieście oraz wywołać maskaradę. - Proste, chodziło również o wywołanie pewnego złudzenia. To jeden z kluczowych elementów wojny, o których się nigdy nie wspomina, przynajmniej w epickich pieśniach chwalących bohaterskie zwycięstwa. Okpić, okłamać, omamić fortelem... Przekonać przeciwnika, że to, co widzi jest tym, czego najbardziej pragnie na świecie. Kilka trupów w slumsach, służby miejskie postawione w stan gotowości, pozorny chaos i dramatyczne ruchy, są chorobą, która trawi Velen od środka. Pewny swego król szybko nie spostrzeże, że prawda jest inna. Da to kilka dodatkowych dni na przyszykowanie obrony, w końcu monarcha nie będzie się pchał do miasta ze swoim wojskiem, skoro matka natura może załatwić sprawę za niego? A gdy zamiast szkieletowej i rozbitej obrony, spotka zorganizowane, przygotowane i bitne wojska, będzie już zbyt późno. Taką miał przynajmniej nadzieję.
- Nic nowego, nie otrzymywałem od niego żadnego raportu. Ser Steverron jest jednak nieprzeciętnym klejnotem w naszych szeregach i wątpię, aby dał ciała przy takim prostym zadaniu. Powinni być więc tutaj lada chwila.
- Wieczorem musimy przysiąść nad mapami miasta i ustalić, jak zminimalizować ogniska epidemii w naszym mieście oraz wywołać maskaradę. - Proste, chodziło również o wywołanie pewnego złudzenia. To jeden z kluczowych elementów wojny, o których się nigdy nie wspomina, przynajmniej w epickich pieśniach chwalących bohaterskie zwycięstwa. Okpić, okłamać, omamić fortelem... Przekonać przeciwnika, że to, co widzi jest tym, czego najbardziej pragnie na świecie. Kilka trupów w slumsach, służby miejskie postawione w stan gotowości, pozorny chaos i dramatyczne ruchy, są chorobą, która trawi Velen od środka. Pewny swego król szybko nie spostrzeże, że prawda jest inna. Da to kilka dodatkowych dni na przyszykowanie obrony, w końcu monarcha nie będzie się pchał do miasta ze swoim wojskiem, skoro matka natura może załatwić sprawę za niego? A gdy zamiast szkieletowej i rozbitej obrony, spotka zorganizowane, przygotowane i bitne wojska, będzie już zbyt późno. Taką miał przynajmniej nadzieję.
- Nic nowego, nie otrzymywałem od niego żadnego raportu. Ser Steverron jest jednak nieprzeciętnym klejnotem w naszych szeregach i wątpię, aby dał ciała przy takim prostym zadaniu. Powinni być więc tutaj lada chwila.
Na miejscu zastałeś już Eskela, jak zwykle w kolczej koszuli i z mieczem przy pasie. Stał w drzwiach balkonowych, pozwalając by rześkie podmuchy morskiego wiatru owiewały jego przypruszone siwizną włosy, lecz gdy tylko posłyszał nieśmiertelne skrzypienie drzwi wejściowych obrócił się na pięcie jak podczas musztry i skłonił po żołniersku.
- Witaj, panie. Pozwoliłem sobie przygotować dla ciebie korespondencję. - wskazał na stertę kopert piętrzących się bezładnie na blacie biurka. - Sporo dziś tego, będzie ze dwadzieścia. Jak dziś nasz przeklęty przyjaciel, bodaj by go diabli wzięli? - zapytał i stanął tuż obok ciebie, gdy zasiadłeś na nowym, krytym perkalem krześle, które służba widocznie przyniosła tu po demolce, jakiej dokonał monstrualny niedźwiedź.
Panujący na biurku chaos wbrew pozorom nie wynikał z niechlujstwa twego pierwszego dowódcy, lecz po prostu z doświadczenia. Listy zawsze same wędrowały po całym biurku, a niekiedy nawet pokoju, gdy usiłowało się porównać treść jednego z poprzednimi, gdy silniejszy podmuch wiatru porywał je z ręki lub też wtedy, gdy ze względu na treść darto je lub ciskano nerwowo na dywan. Dlatego też układnie ich w zgrabne stosiki nie miało sensu, a ty mogłeś w dowolnej chwili wybrać z kupki ozdobnego papieru i wymyślnych pieczęci ten, który akurat cię interesował.
Musiałeś przyznać, że dziś faktycznie listów było nieco więcej niż na co dzień, choć nie dziwiło cię to zbytnio. Podobnież nie wszystkie raporty straży miejskiej, sprawozdania handlowe portowych celników, na pół grzecznościowa korespondencja cechu złotników z Amn czy też niekończące się litanie skarg i zażaleń gildii kupieckiej interesowały cię z równą mocą. Niemniej wśród pobierznie przejrzanych kopert dostrzegłeś kilka interesujących, choć na pierwszy rzut oka nieznanych glejtów, jak też bardziej ci bliskich podpisów, wśród których znalazł się choćby naznaczony pospiesznie inicjał [font="Comic suns"]M. M[/font]. Był tam również (twe serce aż podskoczyło radośnie w piersi) kolejny list Arcydruida Mosstone, jak też wiadomość bez pieczęci, opatrzona jedynie odciśniętymi w czarnym atramencie trzema palcami. Bardziej niezwykłe, choć równie dobrze ci znane pieczęcie w ogromnej ilości strzegły koperty opatrzonej symbolem Cyrica, bez wątpienia nadesłanej z Athkatli, oraz druga, której nie sposób pomylić z żadną inną - pieczęć królewska.
Eskel sięgnął tymczasem po list z wizerunkiem płonącej róży.
- Ser Steverron pisze, że udało mu się przechwycić delegację Manshaki tuż przed tym, jak "obdartusy Rapiera" zrobiły z nich to, co z każdą inną kozą. Pisze też, że odstawił przy tym ładne przedstawienie, które kosztowało Mordehaja paru ludzi, lecz ser Steverron wyraża głębokie przekonanie, że korsarz Jego Lordowskiej Mości jakoś to przeżyje, gdy już się o tym dowie. - kąciki ust zadgrały mu w chwilowym rozbawieniu. - Przewiduje, że przy pomyślnym wietrze dopłyną do nas jeszcze dziś w nocy.
- Witaj, panie. Pozwoliłem sobie przygotować dla ciebie korespondencję. - wskazał na stertę kopert piętrzących się bezładnie na blacie biurka. - Sporo dziś tego, będzie ze dwadzieścia. Jak dziś nasz przeklęty przyjaciel, bodaj by go diabli wzięli? - zapytał i stanął tuż obok ciebie, gdy zasiadłeś na nowym, krytym perkalem krześle, które służba widocznie przyniosła tu po demolce, jakiej dokonał monstrualny niedźwiedź.
Panujący na biurku chaos wbrew pozorom nie wynikał z niechlujstwa twego pierwszego dowódcy, lecz po prostu z doświadczenia. Listy zawsze same wędrowały po całym biurku, a niekiedy nawet pokoju, gdy usiłowało się porównać treść jednego z poprzednimi, gdy silniejszy podmuch wiatru porywał je z ręki lub też wtedy, gdy ze względu na treść darto je lub ciskano nerwowo na dywan. Dlatego też układnie ich w zgrabne stosiki nie miało sensu, a ty mogłeś w dowolnej chwili wybrać z kupki ozdobnego papieru i wymyślnych pieczęci ten, który akurat cię interesował.
Musiałeś przyznać, że dziś faktycznie listów było nieco więcej niż na co dzień, choć nie dziwiło cię to zbytnio. Podobnież nie wszystkie raporty straży miejskiej, sprawozdania handlowe portowych celników, na pół grzecznościowa korespondencja cechu złotników z Amn czy też niekończące się litanie skarg i zażaleń gildii kupieckiej interesowały cię z równą mocą. Niemniej wśród pobierznie przejrzanych kopert dostrzegłeś kilka interesujących, choć na pierwszy rzut oka nieznanych glejtów, jak też bardziej ci bliskich podpisów, wśród których znalazł się choćby naznaczony pospiesznie inicjał [font="Comic suns"]M. M[/font]. Był tam również (twe serce aż podskoczyło radośnie w piersi) kolejny list Arcydruida Mosstone, jak też wiadomość bez pieczęci, opatrzona jedynie odciśniętymi w czarnym atramencie trzema palcami. Bardziej niezwykłe, choć równie dobrze ci znane pieczęcie w ogromnej ilości strzegły koperty opatrzonej symbolem Cyrica, bez wątpienia nadesłanej z Athkatli, oraz druga, której nie sposób pomylić z żadną inną - pieczęć królewska.
Eskel sięgnął tymczasem po list z wizerunkiem płonącej róży.
- Ser Steverron pisze, że udało mu się przechwycić delegację Manshaki tuż przed tym, jak "obdartusy Rapiera" zrobiły z nich to, co z każdą inną kozą. Pisze też, że odstawił przy tym ładne przedstawienie, które kosztowało Mordehaja paru ludzi, lecz ser Steverron wyraża głębokie przekonanie, że korsarz Jego Lordowskiej Mości jakoś to przeżyje, gdy już się o tym dowie. - kąciki ust zadgrały mu w chwilowym rozbawieniu. - Przewiduje, że przy pomyślnym wietrze dopłyną do nas jeszcze dziś w nocy.
Pokiwał głową z zadowoleniem, nocne wizje znów się sprawdziły. Wysłanie Ser Steverrona okazało się strzałem w dziesiątkę, gdyż eks-paladyn był obyty w niuansach dworskich, a także umiał w dyskretny sposób pogłaskać podniebienie najbardziej krnąbrnej szlachty. Elastyczny i lotny umysł też był niezaprzeczalnym atutem, gdyż jego plan z fałszywym napastnikiem był doskonały. Koniec końców, reputacja jest najważniejsza, a pokazanie delegatom, że lord Velen panuje nad sytuacją i jest jedynym protektorem tych wód może okazać się kluczowe podczas negocjacji. - Powiedz służbie, aby przyszykowała pokoje dla naszych gości i strawę na dzisiejsze przyjęcie. Kiedy "Płonąca Róża" zawije do portu, ma w nim czekać doborowy oddział "Meduz", który odeskortuje ich tutaj. - Zrobił charakterystyczny ruch dłonią, prosząc o kolejny list. Po cichu liczył, że stara zasada "jaki pierwszy list, takie pozostałe" okaże się prawdziwa.
Może nieco przekornie, może nieświadomie, Eskel sięgnął po pismo Arcydruida.
- Ykhm... "Do Clovisa Greystora, lorda Velen, bluźniercy i okrutnika"... Ha, niewiarygodni są ci ludzie. - zaśmiał się żołnierz. - "My, Arcydriud Mosstone, wraz z kongregacją druidów Tethyru, w imieniu Chauntei, Sylvanusa i wszystkich bogów, przeciw którym występujecie w swym barbarzyństwie i bałwochwalstwie, po raz ostatni wyciąga ku wam rękojmię ratunku przed gniewem nieśmiertelnych, który już spadł na wasze pogrążone w grzechu miasto. My, Arcydruid, wraz z kongregacją druidów, w imieniu Matki Ziemi zobowiązani jesteśmy chronić wszelkie niewinne istoty, których gniew ten, waszymi i sług waszych tylko grzechami zawiniony, zarówno dosięga. Jeśli więc prawdziwym władcą być chcecie, wy, Clovis Greystor, i nie macie za nic podwładnych swoich, w dwójnasób cierpiących wasze występki, odstąpicie tedy od prześladowań braci naszych, zarówno tych w wierze, jak i w krwi. Za dowód tego uznamy odwołanie wściekłych sfor, bezcelowo przeszukujących święte lasy, celem zaszczucia braci naszych, jak też zniesienie selekcji rasowej przy wjeździe do miasta. Znajcie więc, że gdy na tę drogę wstąpicie, my, Arcydruid, wraz z kongregacją druidów, swych wszelkich starań i mocy dołożymy, by przebłagać bogów i przegnać zarazę, która trawi wasze miasto na równi z waszymi grzechami. Nie zróbcie tego, a słudzy natury nie znajdą wyjścia innego, jak starania i moc tę samą przeznaczyć po temu, by czym prędzej zagładę na was sprowadzić."
- Ykhm... "Do Clovisa Greystora, lorda Velen, bluźniercy i okrutnika"... Ha, niewiarygodni są ci ludzie. - zaśmiał się żołnierz. - "My, Arcydriud Mosstone, wraz z kongregacją druidów Tethyru, w imieniu Chauntei, Sylvanusa i wszystkich bogów, przeciw którym występujecie w swym barbarzyństwie i bałwochwalstwie, po raz ostatni wyciąga ku wam rękojmię ratunku przed gniewem nieśmiertelnych, który już spadł na wasze pogrążone w grzechu miasto. My, Arcydruid, wraz z kongregacją druidów, w imieniu Matki Ziemi zobowiązani jesteśmy chronić wszelkie niewinne istoty, których gniew ten, waszymi i sług waszych tylko grzechami zawiniony, zarówno dosięga. Jeśli więc prawdziwym władcą być chcecie, wy, Clovis Greystor, i nie macie za nic podwładnych swoich, w dwójnasób cierpiących wasze występki, odstąpicie tedy od prześladowań braci naszych, zarówno tych w wierze, jak i w krwi. Za dowód tego uznamy odwołanie wściekłych sfor, bezcelowo przeszukujących święte lasy, celem zaszczucia braci naszych, jak też zniesienie selekcji rasowej przy wjeździe do miasta. Znajcie więc, że gdy na tę drogę wstąpicie, my, Arcydruid, wraz z kongregacją druidów, swych wszelkich starań i mocy dołożymy, by przebłagać bogów i przegnać zarazę, która trawi wasze miasto na równi z waszymi grzechami. Nie zróbcie tego, a słudzy natury nie znajdą wyjścia innego, jak starania i moc tę samą przeznaczyć po temu, by czym prędzej zagładę na was sprowadzić."
Uśmiechnął się z zadowoleniem. List był kolejnym krokiem, który pogrążał Arcydruida i jego świtę w ponure bagno. Następny kamyczek, jaki mógł wykorzystać politycznie, dyskretnie podsycając wzrastającą nienawiść prostego ludu do druidów. W końcu stary pryk niejednokrotnie groził mu klątwą, śmiertelną zarazą czy innym tego typu bzdetem, nieprawdaż? Teraz mógł wykorzystać te dyletanckie i wyświechtane groźby. Za kilka do kilkunastu dni, gdy kontrolowana epidemia rozwinie się do pewnego rozmiaru, zacznie rozprowadzać lekarstwo, skutecznie ukazując plebsowi i rozpieszczonej szlachcie, kto jest dobry, a kto jest zły. Nie zapominajmy o zwiększeniu wpływów Umberlee w Tethyrze, gdyż wszystko oczywiście będzie cudem, który się ziścił dzięki fanatycznemu oddaniu i niezachwianej wierze do "Suczej Królowej". Arcydruid na chwilę obecną wykonywał przewidywalne ruchy i miał cichą nadzieję, że tak pozostanie.
Tylko szybko się skurwiel dowiedział o tej epidemii... Nie chciał wpadać w paranoje typu "on wie, że ja wiem, że on wie...", ale koncept został wprowadzony ledwie kilka dni temu. Wiedział, że plotki rozchodzą się z szybkością opadania gaci prostytutek, ale, cholera, musiał otrzymać wiadomość, przetrawić ją i przesłać stosowny list, a to zawsze trochę trwało. Chyba miał w Velen więcej szpicli niż się przewidywał. Wzruszył ramionami, bo i tak kurwi syn miał się o tym dowiedzieć. Może i to lepiej, że udało mu się to tak szybko. Zobaczymy, czy sztuczka z Casselem i zwiększona działalność jego wywiadu wewnętrznego zmieni coś w tym aspekcie. List odłożył do specjalnej szkatułki. - Doskonale, odpisz mu coś w stylu, że będziemy się modlić, żeby przestali kroczyć niebezpieczną ścieżką pychy, która jest niemiła bogom. - Zrobił charakterystyczny ruch dłonią, prosząc o kolejny list.
Tylko szybko się skurwiel dowiedział o tej epidemii... Nie chciał wpadać w paranoje typu "on wie, że ja wiem, że on wie...", ale koncept został wprowadzony ledwie kilka dni temu. Wiedział, że plotki rozchodzą się z szybkością opadania gaci prostytutek, ale, cholera, musiał otrzymać wiadomość, przetrawić ją i przesłać stosowny list, a to zawsze trochę trwało. Chyba miał w Velen więcej szpicli niż się przewidywał. Wzruszył ramionami, bo i tak kurwi syn miał się o tym dowiedzieć. Może i to lepiej, że udało mu się to tak szybko. Zobaczymy, czy sztuczka z Casselem i zwiększona działalność jego wywiadu wewnętrznego zmieni coś w tym aspekcie. List odłożył do specjalnej szkatułki. - Doskonale, odpisz mu coś w stylu, że będziemy się modlić, żeby przestali kroczyć niebezpieczną ścieżką pychy, która jest niemiła bogom. - Zrobił charakterystyczny ruch dłonią, prosząc o kolejny list.
Tym razem Eskel sięgnął po lilst Moore'a. Rozłożył go i zaczął czytać, mocno marszcząc przy tym czoło. Wiadomości Moore'a zawsze były szyfrowane w sposób, który nawet tobie nastręczał problemów w zrozumieniu treści, nie dziw więc, że Eskel, który nauczył się szyfru z musu, miał ich jeszcze więcej. Gdy skończył grymas niezadowolenia pozostał na jego twarzy i szybko zrozumiałeś dlaczego.
- Meredrin pisze, że zeszłej nocy z Mosstone wymaszerował około trzystuosobowy oddział, zapewne ściągnięty tam uprzednio z Zetaspuru lub nawet z Zamku Tethyr. Szybkim marszem dotrą do nas w cztery dni, może trochę wolniej, jeśli będzie im zależało na dyskrecji i zaskoczeniu. Donosi też o zaskakującym wzroście liczby elfów w lesie tethyrskim, jak również o walnym zgromadzeniu druidów, które trwa od dwóch dni. Zdaniem Moore'a decydują się na bezpośredni atak, gdy tylko flota królewska dopłynie do naszego brzegu. I tu kolejna niespodzianka. - Eskel skrzywił się jeszcze bardziej. - Meredrin twierdzi, że zdołał przechwycić list króla, świadczący jednoznacznie o tym, że król zawarł jakiś układ z Murran, na mocy którego ma pozyskać stamtąd dodatkowe okręty. Moore nie wie dokładnie ile i jakich okrętów wynajęto, od kogo (heh, przecież tym miastem rządzą jakieś dzikusy i pomyleni magicy!), ani za jaką cenę, choć to akurat najłatwiej sobie dopowiedzieć. Listu przesłać nie mógł, twierdzi, że musiał przepuścić go dalej. - westchnął i przeczesał włosy dłonią.
- I "najlepsze" na koniec. Twój przezorny wywiadowca postanowił wywiedzieć się nieco o kondycję lolajności dowódców twej floty, których kondycja moralna w wielu wypadkach pozostawia, jak to ujął, pewne pole do żywienia wątpliwości. Posługując się sfałszowanym królewskim glejtem podał się za... - Eskel zmrużył oczy, ponownie rozczytując ten konkretny fragment i prychnął z rozbawieniem mieszanym z niedowieraniem. - ... za króla, oferując adresatowi tytuł lordowski, całkowitą amnestię, status zaprzysiężonego korsarza Korony oraz włości w wymiarze obecnego nadania lorda Velen. Wszystko to za zręczną zmianę stron w odpowiednim momencie nadchodzącej bitwy. Meredrin nie wie z kim prowadzi korespondencję, ale jest przekonany, że jest to jeden z czterech kapitanów i że trafił na podatny grunt.
Eskel nareszcie odłożył list na stertę pozostałych i odetchnął ciężko.
- Cóż dalej zatem? - zapytał, nie precyzując, czy ma na myśli twój komentarz wobec oznajmionych wieści, czy też prośbę o wskazanie mu kolejnej wiadomości do odczytu.
- Meredrin pisze, że zeszłej nocy z Mosstone wymaszerował około trzystuosobowy oddział, zapewne ściągnięty tam uprzednio z Zetaspuru lub nawet z Zamku Tethyr. Szybkim marszem dotrą do nas w cztery dni, może trochę wolniej, jeśli będzie im zależało na dyskrecji i zaskoczeniu. Donosi też o zaskakującym wzroście liczby elfów w lesie tethyrskim, jak również o walnym zgromadzeniu druidów, które trwa od dwóch dni. Zdaniem Moore'a decydują się na bezpośredni atak, gdy tylko flota królewska dopłynie do naszego brzegu. I tu kolejna niespodzianka. - Eskel skrzywił się jeszcze bardziej. - Meredrin twierdzi, że zdołał przechwycić list króla, świadczący jednoznacznie o tym, że król zawarł jakiś układ z Murran, na mocy którego ma pozyskać stamtąd dodatkowe okręty. Moore nie wie dokładnie ile i jakich okrętów wynajęto, od kogo (heh, przecież tym miastem rządzą jakieś dzikusy i pomyleni magicy!), ani za jaką cenę, choć to akurat najłatwiej sobie dopowiedzieć. Listu przesłać nie mógł, twierdzi, że musiał przepuścić go dalej. - westchnął i przeczesał włosy dłonią.
- I "najlepsze" na koniec. Twój przezorny wywiadowca postanowił wywiedzieć się nieco o kondycję lolajności dowódców twej floty, których kondycja moralna w wielu wypadkach pozostawia, jak to ujął, pewne pole do żywienia wątpliwości. Posługując się sfałszowanym królewskim glejtem podał się za... - Eskel zmrużył oczy, ponownie rozczytując ten konkretny fragment i prychnął z rozbawieniem mieszanym z niedowieraniem. - ... za króla, oferując adresatowi tytuł lordowski, całkowitą amnestię, status zaprzysiężonego korsarza Korony oraz włości w wymiarze obecnego nadania lorda Velen. Wszystko to za zręczną zmianę stron w odpowiednim momencie nadchodzącej bitwy. Meredrin nie wie z kim prowadzi korespondencję, ale jest przekonany, że jest to jeden z czterech kapitanów i że trafił na podatny grunt.
Eskel nareszcie odłożył list na stertę pozostałych i odetchnął ciężko.
- Cóż dalej zatem? - zapytał, nie precyzując, czy ma na myśli twój komentarz wobec oznajmionych wieści, czy też prośbę o wskazanie mu kolejnej wiadomości do odczytu.
Kurwa! Niedobrze, Amn zapewniał go o neutralności w przypadku jakiegokolwiek konfliktu. Łączyło ich w końcu wiele wspólnych interesów. W pewnym sensie również podzielali światopogląd związany z zagrożeniem płynącym ze zbyt swobodnego używania magii. Uczestnictwo Murran w konflikcie było nieprzyjemną niespodzianką. Trzeba było działać szybko. - Niech Moore skontaktuje się ze starym Delrynem i przekona go, aby rada Athkatli zainterweniowała w kwestii swawoli Murran. O ile już tego nie zrobił... - wiedział, że szpieg podejdzie do sprawy profesjonalnie, delikatnie i dyplomatycznie. Najpierw zaproponuje marchewkę w postaci korzystnego układu handlowego, niskiego cła czy obietnicy kilku nieprzyjemnych zbiegów okoliczności, które spotkają jego rywali. Jeżeli to nie poskutkuje, pozostaje jedynie kij, czyli standardowe zastraszanie. W końcu płynęli na tym samym statku, miał mnóstwo kwitów i pęczniejąca księgę rachunkową prezentującą kilka ich wspólnych interesów, o których niekoniecznie chciałyby się dowiedzieć władze Amn czy konkurencyjne rody, a jakie mógłby wpaść w ich ręce pewnego smutnego dnia, gdy Greystörowie zostaną zmiażdżeni. Upadek Velen, oznacza dla Delrynów niezbyt miłe komplikacje. Zresztą, wyciągnął go kiedyś z niemałych problemów finansowych, więc niech ten stary pierdziel lepiej nie kręci nosem. Podrapał swój podbródek - Dyskretnie przelejmy też trochę monet i podrzućmy fikuśny ekwipunek kościołowi Selune. Taki mały datek na rzecz świątyni, niech o nas dobrze myślą. - przymknął jedno oko mówiąc ostatnie słowa.
Wojska króla go mniej martwiły, to te cholerne elfy były problemem. Poruszały się po lesie jak po własnym domu i były zabójczo skuteczne, jeżeli chodzi o zasadzki w nim - Niech najemnicy i straż wycofają się na umocnione pozycje. Większe grupy mają unikać gęstwiny, zwiększyć zwiad. Za każdy elfi skalp płacić dwie złote monety. Utrzymać pozycje, bez gwałtownych ruchów.
Wieść o krecie jakoś go nie zadziwiła, za dużo informacji przeciekało z miasta. Dobrze, lord Verspisky pokazał mu kiedyś sprawdzony i elegancki sposób na tego typu gagatków, przyszedł czas, aby go wykorzystać. Jutro powinien mieć wszystkich kapitanów pod ręką. Idealny moment, aby pokazać kto tu rządzi i dobitnie wykazać, że nie należny gryźć ręki, która tak szczodrze karmi.
Zrobił charakterystyczny ruch dłonią, prosząc o kolejny list.
Wojska króla go mniej martwiły, to te cholerne elfy były problemem. Poruszały się po lesie jak po własnym domu i były zabójczo skuteczne, jeżeli chodzi o zasadzki w nim - Niech najemnicy i straż wycofają się na umocnione pozycje. Większe grupy mają unikać gęstwiny, zwiększyć zwiad. Za każdy elfi skalp płacić dwie złote monety. Utrzymać pozycje, bez gwałtownych ruchów.
Wieść o krecie jakoś go nie zadziwiła, za dużo informacji przeciekało z miasta. Dobrze, lord Verspisky pokazał mu kiedyś sprawdzony i elegancki sposób na tego typu gagatków, przyszedł czas, aby go wykorzystać. Jutro powinien mieć wszystkich kapitanów pod ręką. Idealny moment, aby pokazać kto tu rządzi i dobitnie wykazać, że nie należny gryźć ręki, która tak szczodrze karmi.
Zrobił charakterystyczny ruch dłonią, prosząc o kolejny list.
Pozotając w temacie poprzedniej wiadomości, Eskel sięgnął po nadesłaną z Athkatli. Z koperty opatrzonej zestawem pieczęci i symbolem Cyrica wyjął długi list i zaczął czytać:
- "Do Lorda Clovisa Greystöra, Pana Lasu Tethyrskiego, Władcy Velen i Dziedzica Miilvuthan, od Lorda Raymunda Gillesa, członka Rady Sześciu.
Zasmucony wieściami o niepokojach, jakie w ostatnich dniach nawiedzają Wasze włości, pragnę złożyć wyrazy swego uszanowania oraz wesprzeć Waszą Lordowską Mość dobrym słowem i wszelką pomocą, jakiej Athkatla, siódmy port Faerûnu i jedyny wolny port Amnu, może udzielić najznamienitszemu portowi Tethyru. Dalekowzroczna polityka Waszej Lordowskiej Mości budzi me najwyższe uznanie, zwłaszcza wobec niekompetencji Zetaspuru, który w minionych miesiącach dał poznać się jako nierzetelny i słabujący partner. Rozbudza to we mnie młodzieńcze, choć wciąż żywe marzenie o unii wolnych, prężnych i solidnych handlowo miast, którym nie straszne są zakusy piratów i polityczne zawieruchy, a ich porty zawsze stoją otworem dla chętnych kupców z całego Zachodu i Północy, zaś z czasem także Wschodu i Południa. Bardzo nieprzychlnym okiem spoglądam na ruchy rad miejskich takich miast, jak Murran, wymierzane przeciw podobnym inicjatywom, na rzecz politycznie motywowanych, doraźnych korzyści. Rad bym był położyć im kres, nie wahając się posłać nawet trzeciej części athkatlańskich fregat, lecz zapewne nikt nie rozumie lepiej, niż Wasza Lordowska Mość, że akt taki, jakkolwiek szlachetny w założeniu, musiałby zostać sprokurowany ważnym powodem i silną rękojmią, by nie stać się aktem barbarzyństwa i wyrazem chęci jednowładztwa, którego przejawy nie raz nastręczały mnie, a bez wątpienia i Wam, licznych problemów.
Celem podtrzymania naszej wymiany handlowej, pozwoliłem sobie wysłać do Was dwie fregaty pełne wszelkich eksportowych dóbr, z których tak bardzo słynie Athkatla oraz cały Amn, a także trzydziestu doborowych rzemieślników, których wraz z całym ich żelazem i stalą, we władaniu którymi są nadzwyczaj sprawni, oddajemy do Waszej dyspozycji. Byłbym wielce rad słysząc, że pozostałe dobra znalazły uznanie wśród veleńskich kupców bez względu na ceny wystawionych towarów, jak również gest dobrej woli w postaci zwolnienia ich z opłaty celnej oraz prawa składu, jakkolwiek decyzję o odpowiednich krokach i ewentualnej dalszej współpracy Athkatli i Velen pozostawiam wyłącznie woli Waszej Lordowskiej Mości.
Wraz z symbolicznym prezentem łączę wyrazy szacunku
Lord Raymund Gilles, Członek Rady Sześciu."
Eskel odwrócił wzrok od pisma i lekko marszcząc brwi rozejrzał się po pokoju. Zatrzymał go na podłużnym zawiniątku, które stało oparte o regał za biurkiem. Zabrał je stamtąd, położył przed tobą na biurku i rozwinął. Miecz, mimo ozdobnego charakteru, był dobrze wyważony i nad wyraz ostry, co stwierdziłeś od razu, gdy wziąłeś go do ręki. Na jednej stronie płazu wygrawerowano też krótki, kaligraficzny napis: "Marzenia kryją się w cieniach"
- "Do Lorda Clovisa Greystöra, Pana Lasu Tethyrskiego, Władcy Velen i Dziedzica Miilvuthan, od Lorda Raymunda Gillesa, członka Rady Sześciu.
Zasmucony wieściami o niepokojach, jakie w ostatnich dniach nawiedzają Wasze włości, pragnę złożyć wyrazy swego uszanowania oraz wesprzeć Waszą Lordowską Mość dobrym słowem i wszelką pomocą, jakiej Athkatla, siódmy port Faerûnu i jedyny wolny port Amnu, może udzielić najznamienitszemu portowi Tethyru. Dalekowzroczna polityka Waszej Lordowskiej Mości budzi me najwyższe uznanie, zwłaszcza wobec niekompetencji Zetaspuru, który w minionych miesiącach dał poznać się jako nierzetelny i słabujący partner. Rozbudza to we mnie młodzieńcze, choć wciąż żywe marzenie o unii wolnych, prężnych i solidnych handlowo miast, którym nie straszne są zakusy piratów i polityczne zawieruchy, a ich porty zawsze stoją otworem dla chętnych kupców z całego Zachodu i Północy, zaś z czasem także Wschodu i Południa. Bardzo nieprzychlnym okiem spoglądam na ruchy rad miejskich takich miast, jak Murran, wymierzane przeciw podobnym inicjatywom, na rzecz politycznie motywowanych, doraźnych korzyści. Rad bym był położyć im kres, nie wahając się posłać nawet trzeciej części athkatlańskich fregat, lecz zapewne nikt nie rozumie lepiej, niż Wasza Lordowska Mość, że akt taki, jakkolwiek szlachetny w założeniu, musiałby zostać sprokurowany ważnym powodem i silną rękojmią, by nie stać się aktem barbarzyństwa i wyrazem chęci jednowładztwa, którego przejawy nie raz nastręczały mnie, a bez wątpienia i Wam, licznych problemów.
Celem podtrzymania naszej wymiany handlowej, pozwoliłem sobie wysłać do Was dwie fregaty pełne wszelkich eksportowych dóbr, z których tak bardzo słynie Athkatla oraz cały Amn, a także trzydziestu doborowych rzemieślników, których wraz z całym ich żelazem i stalą, we władaniu którymi są nadzwyczaj sprawni, oddajemy do Waszej dyspozycji. Byłbym wielce rad słysząc, że pozostałe dobra znalazły uznanie wśród veleńskich kupców bez względu na ceny wystawionych towarów, jak również gest dobrej woli w postaci zwolnienia ich z opłaty celnej oraz prawa składu, jakkolwiek decyzję o odpowiednich krokach i ewentualnej dalszej współpracy Athkatli i Velen pozostawiam wyłącznie woli Waszej Lordowskiej Mości.
Wraz z symbolicznym prezentem łączę wyrazy szacunku
Lord Raymund Gilles, Członek Rady Sześciu."
Eskel odwrócił wzrok od pisma i lekko marszcząc brwi rozejrzał się po pokoju. Zatrzymał go na podłużnym zawiniątku, które stało oparte o regał za biurkiem. Zabrał je stamtąd, położył przed tobą na biurku i rozwinął. Miecz, mimo ozdobnego charakteru, był dobrze wyważony i nad wyraz ostry, co stwierdziłeś od razu, gdy wziąłeś go do ręki. Na jednej stronie płazu wygrawerowano też krótki, kaligraficzny napis: "Marzenia kryją się w cieniach"
Ach... Unia Wolnych Miast! Marzenie, które starał się zaszczepić co możniejszym lordom i rodom szlachecki. Żadnych bogów, żadnych panów, jeno czysty handel. Kiedyś pozostawało to tylko w sferze utopijnych snów, o których miło rozmawiało się przy winie... ale teraz? Taka potęga z pewnością zatrzęsłaby całym wybrzeżem i każdy, kto miałby olej w głowie, musiałby czuć respekt przed takim sojuszem. Może dlatego tak bardzo obawiali się go Harfiarze? Zaśmiał się, bo zakrawało to o niemałą ironię losu. Te dupki otwarcie wspierały króla i wszystkich rojalistycznych klakierów, a to właśnie na nich powinni przygotować swoje sidła. Koniec końców, Jaśnie Oświecony Władca Tethyru oraz Pasza sami wpychają Velen i Manshaki w ramiona autonomii.
Liczył na większą pomoc, ale trudno. Tyle musiało wystarczyć. To była cierpka informacja, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że uczyniłby podobnie, gdyby Rada Sześciu prosiła o podobną przysługę. "Oto mały akt wsparcia, ale ten płynący burdel musicie sami ugasić. Jak przeżyjecie, to pogadamy o interesach. Jeżeli zdechniecie, to nie będziemy specjalnie płakać i znajdziemy innego partnera handlowego. Powodzenia". Tak działała polityka od lat i to się nie zmieniało. Wygląda na to, że będzie musiał skontaktować się szybko z tym kościołem Selune, aby trochę ugasili entuzjazm Murann i cały Amn skierował swój wzrok przez chwilę w inną stronę.
Popatrzył z niesmakiem, to na miecz, to na Eskela - Co to kurwa jest?! Gdzie procedury bezpieczeństwa i szeroko pojęta ostrożność? Już zapomniałeś, jak elf wyczarował ze swojego tyłka magiczną bestię? - Pomachał znamiennie głową, ukazując swoją dezaprobatę. - No i, co do cholery ma oznaczać ten miecz? Coś jak dwa nagie miecze przed bitwą czy inny tego typu ekstrawagancki sposób na powiedzenie "pierdol się" lub "niedługo sczeźniesz kurwi synu"?
Liczył na większą pomoc, ale trudno. Tyle musiało wystarczyć. To była cierpka informacja, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że uczyniłby podobnie, gdyby Rada Sześciu prosiła o podobną przysługę. "Oto mały akt wsparcia, ale ten płynący burdel musicie sami ugasić. Jak przeżyjecie, to pogadamy o interesach. Jeżeli zdechniecie, to nie będziemy specjalnie płakać i znajdziemy innego partnera handlowego. Powodzenia". Tak działała polityka od lat i to się nie zmieniało. Wygląda na to, że będzie musiał skontaktować się szybko z tym kościołem Selune, aby trochę ugasili entuzjazm Murann i cały Amn skierował swój wzrok przez chwilę w inną stronę.
Popatrzył z niesmakiem, to na miecz, to na Eskela - Co to kurwa jest?! Gdzie procedury bezpieczeństwa i szeroko pojęta ostrożność? Już zapomniałeś, jak elf wyczarował ze swojego tyłka magiczną bestię? - Pomachał znamiennie głową, ukazując swoją dezaprobatę. - No i, co do cholery ma oznaczać ten miecz? Coś jak dwa nagie miecze przed bitwą czy inny tego typu ekstrawagancki sposób na powiedzenie "pierdol się" lub "niedługo sczeźniesz kurwi synu"?
Żołnierz stropił się wyraźnie.
- Ależ, panie... To służba dostarczyła ci ten przedmiot, jestem pewny, że nie wniesiono go do twej komnaty bez uprzedniego sprawdzenia przez któregoś z braci... Wybacz, nie wiedziałem. Co zaś się tyczy saego podarku... - spojrzał przelotnie na kopertę. - To chyba po prostu jakiś kurtuazyjny gest przyjaźni. O ile mi wiadomo, długie ostrze to jeden z symboli Cyrica, którego znakiem legitymuje się lord Gilles. A dewiza na ostrzu... Nie wiem, może chodzi tu o poparcie Złodziei Cienia? Wiadomo, że to oni trzęsą Amnem. Tak jak i sama Rada Sześciu, choć o niej wiadomo jeszcze mniej...
- Ależ, panie... To służba dostarczyła ci ten przedmiot, jestem pewny, że nie wniesiono go do twej komnaty bez uprzedniego sprawdzenia przez któregoś z braci... Wybacz, nie wiedziałem. Co zaś się tyczy saego podarku... - spojrzał przelotnie na kopertę. - To chyba po prostu jakiś kurtuazyjny gest przyjaźni. O ile mi wiadomo, długie ostrze to jeden z symboli Cyrica, którego znakiem legitymuje się lord Gilles. A dewiza na ostrzu... Nie wiem, może chodzi tu o poparcie Złodziei Cienia? Wiadomo, że to oni trzęsą Amnem. Tak jak i sama Rada Sześciu, choć o niej wiadomo jeszcze mniej...
- Dobrze, już dobrze... Niech to się już tylko więcej nie powtórzy. - Nie chciał wspominać, że wspomniany elf też został dokładnie przeszukany i ledwo stał na nogach, gdy Meduzy wrzuciły go do komnaty, a mimo to udało mu się ich wszystkich zaskoczyć. Doszedł jednak do wniosku, że dobitnie ukazał swoje stanowisko. Wiedział, że to już się więcej nie powtórzy. Natomiast Złodzieje Cienia? Zaprawdę, wiele słyszał o tych bękartach i jeżeli choć połowa z tych plotek była prawdą, byłby to potężny sojusznik. Choć z rangi takich, których należy trzymać wyjątkowo blisko i baczyć na każdy ich ruch, z racji niepohamowanej ambicji i nieprzewidywalności. Miał jednak w tym pewne doświadczenia, chociażby diabelski jegomość z kanałów. Dodatkowo od dawna było wiadomo, że złodziejaszki mają na pieńku z Calimshanem i szukają tylko okazji, aby mocniej nadepnąć tamtejszej władzy na odcisk. Postanowił poczekać na rozwój wypadków. Jasne, czasu miał niewiele, ale i tak na chwilę obecną nie może nic zdziałać w tej kwestii, a coś mu mówiło, że te enigmatyczne statki wysłane przez Radę Sześciu rozwieją wszystkie wątpliwości. - Coś jeszcze?
- Ano jeszcze trochę tego jest... - zamruczał, rozglądając się po biurku w poszukwaniu odpowiedniego listu. Ze zdziwoną miną podniósł jeden z nich, starannie obejrzał go z obu stron, jakby zobaczył coś wybitnie ciekawego i podał tobie.
- Dziwne... Zupełnie nieoznakowany, brak pieczęci, brak podpisu, brak adresata...
Spojrzałeś na wyciągniętą w twoim kierunku kopertę i aż zmarszczyłeś brwi. "Lord Clovis Greystör, Pan Lasu Tethyrskiego, Władca Velen i Dziedzica Miilvuthan, Sługa Umberlee, Spadkobierca Lorda Velena" - głosił wypisany niesamowitym, połyskującym na ciemnoniebiesko atramentem napis. Choć nigdy nie miałeś do tego szczególnego zamiłowania, poznałeś nieco podstaw kaligrafii, lecz żaden ze znanych ci mistrzów ani kronikarzy nie osiągnął nawet namiastki tego, co prezentował sobą ów napis. Do tego atrament, jeśli tak można było go nazwać, mienił się i pulsował jak żywe srebro. Posłałeś Eskelowi badawcze spojrzenie, wiedziałeś jednak, że stary żołnierz nie słynął nigdy z szybkiego dowcipu i humoru, a tym bardziej nie ośmieliłby się zadrwić z ciebie.
- Dziwne... Zupełnie nieoznakowany, brak pieczęci, brak podpisu, brak adresata...
Spojrzałeś na wyciągniętą w twoim kierunku kopertę i aż zmarszczyłeś brwi. "Lord Clovis Greystör, Pan Lasu Tethyrskiego, Władca Velen i Dziedzica Miilvuthan, Sługa Umberlee, Spadkobierca Lorda Velena" - głosił wypisany niesamowitym, połyskującym na ciemnoniebiesko atramentem napis. Choć nigdy nie miałeś do tego szczególnego zamiłowania, poznałeś nieco podstaw kaligrafii, lecz żaden ze znanych ci mistrzów ani kronikarzy nie osiągnął nawet namiastki tego, co prezentował sobą ów napis. Do tego atrament, jeśli tak można było go nazwać, mienił się i pulsował jak żywe srebro. Posłałeś Eskelowi badawcze spojrzenie, wiedziałeś jednak, że stary żołnierz nie słynął nigdy z szybkiego dowcipu i humoru, a tym bardziej nie ośmieliłby się zadrwić z ciebie.
Podniósł list koniuszkami palców i popatrzył na niego z dezaprobatą. Nie lubił marnotrawstwa ani przesadnej ekstrawagancji, a ten kawałek drogiego papieru wyglądał, jakby był napisany przez bóstwo tych dwóch aspektów. Za coś takiego można byłoby kupić kilka porządnych wsi, wypłacić miesięczny żołd niemałej bandzie najemników lub przekupić herszta pirackiego. Zapewne, zgodnie z nową modą, śmierdział jeszcze jakimiś drogimi perfumami, ale z racji czułego powonienia powstrzymał się od dokładnego obwąchania. Od przesytu zrobiło mu się już dawno niedobrze. Prychnął, bo nie widział w tym żadnego sensu. Jeżeli autor myślał, że na widok czegoś takiego ugną mu się kolana lub zrobi to na nim wrażenie, to musiał bardzo słabo go znać. No i jeszcze ta jawna potwarz, czyli jawne powiązanie go z szaleńcem, jakim był Velen. Westchnął, podniósł brew i zaczął czytać dalej.