Sesja Morttona

Włożyłeś w cios tyle siły, ile mogłeś. Nawet trochę za dużo. Topór przełamał niemrawą zasłonę i przebił się przez mostek i plecy, zatrzymując w drewnianej ścianie. Musiałeś pomóc sobie nogą wyciągając go z niej i z ciała. Sapaliście już obaj, ale nie zdążyliście pogawędzić na temat tej niespodziewanej rozrywki. Przez drzwi sąsiedniej izby wyszło kolejnych dwóch jegomościów w identycznych butelkowozielonych zbrojach, wyciągając kusze w waszym kierunku, celując po jednym w każdego z was.
W iście hoolywodzkim stylu razem z Deilen zasłaniamy się stołem.
Dwa bełty wbiły się po drugiej stronie stołu na wysokości waszych głów. Moment później zarówno was jak i stół przedzielił w połowie rozcinający go miecz.
Odskok do tyłu i trzy szybkie cięcia z piruetem i ewentualnym odskokiem.
-Ha! Frajerzy nie dajecie rady krasnoludom! A niby tacy dobrzy potęga militarna, a niektórzy z was g*wno umią. Nawet bić się nie umiecie.
Przeciwnik nie odpowiedział, na twoje ataki odpowiedział swoimi blokami, a następnie kontrą. Bardzo szybkie cięcie w lewy bok. Blokujesz... Cholera, zmyłka! W ostatniej chwili podbił ostrze i przejechał nim wzdłuż twego barku, na łączeniu naramiennika, zadając dość głęboką ranę. Walczyć umiał, oj, umiał...
A teraz wykonuje silne i powolne cięcia połączone z blokiem, a zaraz po bloku szybki kontratak.
Pierwsze cięcia, choć wolniejsze i bardziej sygnalizowane, zabrały przeciwnikowi sporo siły. Mimo to jego atak, którego spodziewając się przyjąłeś na blok, dał się solidnie poczuć w twoich mięśniach i kościach. Skontrowałeś, przeciwnik ustawił się do zasłony i w jednym momencie otoczyła go lodowata, iskrząca mgła, a on sam zmienił się w bryłę lodu, którą roztrzaskałeś swym atakiem na wiele małych kawałeczków, zanim zdążyłeś choćby zrozumieć tę zaskakująca przemianę. Wiedząc, że Deilen zajmuje drugiego napastnika, pozwoliłeś sobie na szybkie, zdumione spojrzenie wkoło, którym dostrzegłeś zastygłego w dziwnym geście "Podróżnika", który krwawiąc z poprzecznej rany na piersi, stał nad ciałem trzeciego z napastników, wyciągając dłonie w twoim kierunku, chyba nie mniej zaskoczony niż ty.
-Chyba zmienię nastawienie do kręgu. To co podróżniku zrobimy z nich lodową potrawkę?
Mag uśmiechnął się blado i zniknął za stołem, może po to, żeby opatrzyć swe rany. Deilen właśnie rzucił na ścianę swego oponenta, posyłając za nim przepoławiające cięcie, które zadzwoniło na ścianie, gdy cel kocim ruchem odskoczył, sam tnąc krasnoluda po plecach. Jego ostrze zadzwonił na pancerzu Legionisty. Koło ucha tymczasem zagwizdał ci bełt, który wyleciał przez drzwi i utkwił w gardle oberżysty. Zaraz po nim wyszedł przez złotowłosy elf z odkrytą twarzą, na której majaczył łobuzerski uśmiech.
Slalomem podbiegam do elfa i cztery cięcia : W nogi, w głowę, w krocze i w rękę.
Przed pierwszymi dwoma cięciami uskoczył w tył, nawet nie sięgając po broń. Znalazłeś się w drzwiach do drugiej izby, co ograniczało nieco swobodę twoich ruchów. Przy cięciu z dołu w krocze byłeś pewny, że nie zdąży odskoczyć, lecz on nie tylko nie uciekł, ale zdołał sięgnąć rękami na plecy, gdzie skrzyżowane były dwa jego krótkie miecze i zatrzymać twój topór krzyżowym blokiem tuż przed tym, jak zdołał go dosięgnąć. Siłowałeś się z nim przez sekundę po której zepchnął twój topór w bok i unosząc ręce z bronią uderzył cię w twarz trzonkiem jednego z mieczy. W oczach pojawiły ci się łzy, z nosa skapnęła krew. Cofnąłeś się do poprzedniej izby, elf spokojnie poszedł za tobą, z tym samym szczeniackim uśmiechem.
Ocieram nos i depcze mu stopę, a następnie tnę w krocze, po nogach i w głowę.
Elf cofnął stopę, którą chciałeś nadepnąć, a drugą, wykroczną nogę osłonił przed cięciem jednym ostrzem, drugim zbijając twoje w bok, przez co uniemożliwił ci atak na głowę. W kącie pomieszczenia Deilen wbił wreszcie topór w brzuch swego przeciwnika i, spluwając na ziemię, podszedł do ciebie, dysząc ciężko i ocierając pot z czoła.
- Dwóch na jednego? To się nie godzi... - zadrwił elf. Mówił z dziwnym, lekko denerwującym akcentem, twardo akcentując niektóre głoski.
-Prowokujesz frajerze to teraz giń z tym swoim honorem i zasadami!
Pchnięcie w brzuch, cięcie w nogi i w pół piruet.
Atakowałeś, obracałeś się, ciąłeś i pchałeś jak w amoku, niemal czując to, co Berserkerzy nazywają "bitewnym szałem". Bailum z kolei wybierał wymyślne kombinacje cięć, pchnięć i obrotów. Jednak elf popisywał się nieprawdopodobną zręcznością i szybkością, nie atakując, jakby bawiąc się z wami. Z całą pewnością nie spotkałeś jeszcze takiego przeciwnika. Nagle, niespodziewanie trzasnęła cięciwa i gwizdnął bełt.
Elf musiał należeć do rodzaju tych, którzy posiadają specjalny, szósty zmysł, a może i więcej. Odrzucił nogi i korpus w tył, wyrzucając ręce przed siebie, tak, że bełt zadzwonił na pierścieniach jego kolczugi i wbił się we framugę. Zabójca spojrzał zaskoczony tam, gdzie oparty o stół mag wymierzył i wystrzelił w jego kierunku, i rzucił się do sąsiedniej izby. Ruszyliście za nim, ale on rozpędził się w stronę niewielkiego okna i wyciągając się w powietrzu jak kot wyskoczył oknem na ulicę. Pomyślałeś od razu czy gramolić się za nim, lecz twą uwagę przykuło coś innego. Cierpki, słodkawy zapach świeżej krwi. Rozejrzałeś się i spostrzegłeś na środku sali podłużną ławę, na której i pod którą walało się kilka przewróconych pucharów, kilku martwych krasnoludów, parę porzuconych lub wbitych weń mieczy i sztyletów, a przede wszystkim po którym rozlewała się szeroką kałużą zmieszana z winem krew, kapiąc na podłogę.
Patrzę czy jest tam mój ojciec.
Rozejrzałeś się pośród leżących na i pod stołem ciał. W sąsiedniej izbie rozbrzmiały jakieś hałasy, ale zignorowałeś je. W głębi sali, twarzą do ziemi i ze sztyletem w plecach, leżał twój ojciec, podobnie jak pozostali z wetkniętym we włosy długim, kruczym piórem.
Usłyszałeś za sobą ciężkie kroki. Sześciu strażników miejskich wpadło do izby z kuszami i toporami.
- Na Stwórcę... - zawołał jeden z nich, patrząc na krwawą jatkę, a następnie wziął cię na cel. - Stać! Nie ruszać się! Rzucić broń!
-Spokojnie chłopaki to nie my! TO ci koleś w tych zielonych strojach w sąsiedniej izbie.
- To się jeszcze okaże... - strażnik i jego koledzy nie opuścili broni, jeden z nich wrócił do poprzedniej sali. - Nie przede mną będziecie się tłumaczyć. Ale jeśli chcecie tłumaczyć się przed kimkolwiek, to nakazuję wam natychmiast rzucić broń!
Chowam topór do pochwy i wchodzę do drugiej izby.
← Sesja DA
Wczytywanie...