Sesja Morttona

- Zaraz, natychmiast. Łaska pańska jeździ na pstrym koniu, a zanim wielmożnemu władcy pomyśli się, że jednak wyrzucenie nas za drzwi nie wystarczy do naprawy jego humoru, chciałbym być już daleko stąd. Wcześniej jednak wstąpimy do jakiegoś porządnego kowala, żebyście mieli ze sobą coś więcej, niźli hart ducha w najbliższych starciach.
- Kurcze, a miałem załatwić książki by poznać trochę język krasnoludów albo by móc tłumaczyć ich teksty w drodze. Eh.- westchnął Marcus. - No dobrze, a jak to jest być szarym strażnikiem? Legendy są różne.
- Legendy są dla dzieci. Rzeczywistość jest znacznie bardziej szara i ponura
. - odpowiedział krótko Lodran i zadawało się, że w tej chwili nie ma ochoty mówić nic więcej.
-Marcus nie warto uczyć się krasnoludzkiego. Ten język nie jest ani ładny ani rozbudowany ot język górników. Ale za to przekleństw mamy od grona, a określeń piwa to już aż dużo!
- No nie wiem. Macie kawał historii i jest on zagrzebany w ścieżkach. - odparł mag. - Miałem nadzieje trafić może na coś co wasi przodkowie wiedzieli o magii. Może jej nie umiecie ale nie oznacza, że nie próbowaliście poznać. Może przy okazji badań nad lirium. Dla mnie każdy trop jest dobry
-Co do historii to racja jest ciekawa i mamy kilka niezwykłych wydarzeń. A co do lyrium to mamy taki przetarg z magami, że żadna bryłka nie wydostaje się z konwoju. A i badaniem lyrium też jest zabronione.
- Ja szukam czegoś innego. Dla tego chciałem choć trochę opanować wasze pismo albo mieć księgi do tłumaczenia. No ale teraz otwierają się nowe opcje. Szara straż. Nie przypuszczałbym, że tak mi się poszczęści.
- Poszczęści? - włączył się Lodran - Nie wiem czy można tu mówić o szczęściu, choć będzie wam potrzebne. Ale najpierw potrzebny jest wam ekwipunek, to tutaj.
Zatrzymaliście się przy pokaźnych rozmiarów kuźni, przed którą rozstawiono kilka straganów i stojaków z najróżniejszego rodzaju orężem, pancerzami i tarczami. Były tu rozmaitych rozmiarów topory (Deilen ruszył dziarsko w ich stronę), miecze i inna broń z najrozmaitszych materiałów. Tak samo pancerze przechodziły przez wszystkie kategorie wagowe i techniki wykonania. Poza nimi były też dodatki, jak rękawice, nagolennice, hełmy, szyszaki. Przy dwóch dużych, huczących piecach kręcili się dwaj osmaleni krasnoludowie w skórzanych fartuchach, których łączyło zapewne bliskie pokrewieństwo.
- Wybierajcie. - polecił Strażnik.
Biorę topór z czerwonej stali, szyszak, nagolenniki rękawice i kolczuge z tego samego materiału, łuk z żelazodrzewa i kołczan ze strzałami.
Usatysfakcjonowany założyłeś na siebie cały ekwipunek. Faktycznie, robota najwyższej jakości, choć mimo wszystko wszystko to swoje ważyło. Jednak w przeciwieństwie do płyty nie krępowało ruchów, choć wolałbyś w najbliższym czasie nie startować w biegach sprinterskich.
Marcus do kolczej koszulki wybrał skórzane spodnie i rękawice, oraz bardzo elegancki, prosty długi miecz, który przetestował na miejscu.
- To będzie kosztować ekstra. - uprzedził starszy kowal, ocierając szmatką upocone od żaru pieca czoło. - Choć jak widzę waszmościowie nie stronią od wydatków. - rzucił krótkie spojrzenia na wybrane przez maga i ciebie przedmioty.
Lodran odpiął od pasa pękatą skórzaną sakwę i rzucił na blat przed kowalem. Rozległo się głuche tąpnięcie i zwielokrotnienie brzęczenie.
- Reszty nie trzeba. - oznajmił krótko jeszcze bardziej niż ty usatysfakcjonowanemu krasnoludowi i spojrzał w stronę Deilena.
- A ty? Nic?
- Skoro faktycznie idziemy głębiej, to po drodze miniemy thaigę, w której stacjonują moi współbracia. Tam dobiorę sobie co trzeba.
- A do tego czasu?

- Do tego czasu... - zdjął największe, jeszcze potężniejsze od poprzedniego, toporzysko, które zarzucił na plecy, i dwa małe jednoręczne toporki, które przytwierdził po obu stronach pasa. - ... wystarczy mi to.
Lodran skinął głową i spojrzał na każdego z was.

- Wszystko? Gotowi?
-Jak nigdy!
- Jak najbardziej.- zawtórował ci Marcus ze szczerym uśmiechem. - Ale muszę spytać. Pewien jesteś, że chcesz nas brać? A przy najmniej mnie. Wiesz już, że jestem Apostatą. Przypuszczam, że wiedziałeś wcześniej, już pewnie gdy walczyliśmy na arenie. Czemu nie lepiej mnie zostawić zakonowi? Nie żebym narzekał, ale zwykle musiałem nieźle się namęczyć by ludzie się nie bali.
- Nie obchodzi mnie zakon. - odpowiedział Lodran zdecydowanym tonem. - Nie jestem tu od oceniania tego, kim byliście, a tego, kim możecie się stać. Sam, dwadzieścia lat temu z okładem, byłem jednym z największych morderców, złodziei i dziwkarzy w swoim regionie, a jednak znalazł się ktoś, kto w takiej szmacie jak ja dostrzegł coś wartościowego. Do dziś mam nadzieję, że się nie pomylił... - zakończył mówiąc nieco bardziej do siebie, niż do was.
- Kawał czasu. Jeszcze walczysz? Szara straż nie ma instruktorów do których mogłeś dołączyć czy coś? W takim wieku wysyłają cie na zadanie?.
Lodran milczał przez dłuższą chwilę.
- Nie wysyłają mnie. - odpowiedział wreszcie - Po pierwsze nie ma kto, po drugie nie muszą, powiedzmy, że wysyłam się sam. Ale to niczego nie zmienia, - zmienił ton na bardziej kategoryczny. - przynajmniej nie dla was. Pytanie jakie wy macie pojęcie i wyobrażenie o takiej służbie i podobnych mnie ludziach.
- Wiem o niej z opowieści na szlaku. Z wiosek gdzie dotarłem. Szara straż to bohaterzy z legend. Tylko, że obecnie tym właśnie pozostali. Możliwe, że Arcydemon był swego rodzaju błogosławieństwem. Nagle powróciliście w w chwale. Ale mi to obojętne, lubiłem te opowieści. Przyznaje nie wiem czym jest twoja służba. Nie wiem czym w ogóle jest służba. No może poza definicją.
-Idziemy czy dalej będziemy prowadzić tu to kółko filozofów?
- Jak sobie życzysz, obyś tylko później nie żałował, że być może ostatniej okazji do rozmowy z rozumną istotą nie wykorzystałeś należycie. - odpowiedział Strażnik i nie odezwał się już aż do bramy.
Po kilku minutach ponownie stanęliście przez ogromnymi, ośmiobocznymi wrotami, których powierzchnię zdobiły wymyślne zamki, zbrojenia i układające się w słowa runy. Na ponurym posterunku czuwało pięciu posępnych krasnoludów, toczących przyciszonymi głosami jakieś rozmowy przy płonącym obok ognisku. Lodran ruszył w ich stronę zdecydowanym krokiem, rozmówił krótko z jednym z nich i wrócił do was, podczas gdy wartownicy niechętnie podnieśli się na nogi i podążyli w stronę wielkiego, skomplikowanego kołowrotu, stanowiącego część mechanizmu pozwalającego na rozwarcie wrót.
- Tym, którzy w Ścieżkach zostawili trochę życia, nie muszę przypominać o przeszkodach dla zmysłów. - powiedział, rozdając każdemu z was po jednej pochodni. - Miejcie otwarte umysły i serca, bo oczy i uszy mogą zawieść was w największej potrzebie.
Coś stęknęło, trzasnęło i zadudniło głucho i potężnie. Wrota zadrżały, rozjarzając się magią pokrywających je słów. Wstrząsając sklepieniem wrota rozwarły się, przynosząc z głębi tuneli głuche, upiorne echo, przywodzące na myśl przebudzenie prastarego, wielkiego monstrum.
Lodran spoglądał gdzieś wgłąb zalegających w tunelu ciemności z nieruchomym, matowym wzrokiem.
- Stwórco, miej nas w opiece, albo przynajmniej zapomnij o naszych przeciwnikach... - odezwał się ponownie do siebie człowiek.
-Niech chronią nas przodkowie. Z kamienia powstałeś i do kamienia wrócisz.
Idę do przodu.
Ruszyliście wgłąb jaskiń. Niespodziewanie, mag zapytał:
- Ja wiem, że to nie odpowiedni moment ale przydałby mi się jeszcze tusz i igła do tatuowania.
Spojrzeliście na niego zaskoczeni, jednak Deilen wyszedł na przeciw jego potrzebom.
- Jeśli tego ci potrzeba, to nie martw się, gdy dotrzemy do thaigi Legionu, moi bracia na pewno zaopatrzą cię w coś takiego, tatuaże to doskonały sposób na zabijanie nudy, kiedy zabijanie czegoś innego staje się zbyt monotonne. - stwierdził z wyraźną nutą sarkazmu - Ale na co ci, u licha, igła do tatuażu przed pierwszym wejściem do Ścieżek?
- Swoją straciłem wraz z innymi rzeczami. A tatuaże służą mi do zapamiętywania magii. Uczę się i wpisuje czary na skórę.- Ściągnął lewą rękawice, by pokazać dłoń równocześnie odchylając głowę na prawo by było widać, że tatuaże na twarzy ciągną się w dół, gdzieś pod ubranie. - Taki zwyczaj.
Legionista skwitował kiwnięciem głowy na znak, że zrozumiał. Pierwsze minuty marszu upływały wam w ciszy i względnym spokoju, a także przy dość regularnym oświetleniu, gdyż tak blisko wrót wciąż utrzymywano kilka małych ognisk i co jakiś czas wymieniano ścienne pochodnie, które paliły się teraz w liczbie kilkunastu na odcinku początkowych sześciuset metrów, rozświetlając wam drogę. Korytarz, którym się poruszaliście, był szeroki na przynajmniej dziesięciu mężczyzn i wysoki na tyle, by niemal nie dało się dostrzec jego sklepienia. W tym rejonie skały i ziemia pod stopami były dość równo wydeptane na przestrzeni lat, więc marsz przebiegał łatwo. Po jakichś dziesięciu minutach w niemal kompletnej ciszy zobaczyliście sylwetkę w dalszej, prawie nieoświetlonej już części skalnego korytarza. Wszyscy rozbudziliście się momentalnie, ale postać okazała się być moment później jakimś samotnym wojownikiem, który tylko pozdrowił was gestem dłoni, dostrzegając idących z naprzeciwka.
Pozdrawiam go tak samo i mówię do Lodrana:
-A tak w ogóle to po co myśmy tu przyszli?
- Jak to po co? Żeby dotrzymać zawartej przez nas umowy. - odpowiedział ten ze śmiechem. - Ale ponieważ ze względu na okoliczności charakter naszej umowy nieco się zmienił, to muszę powiedzieć wam to i owo. Wiecie, że choć Arcydemon nie żyje, to Plaga nie zniknęła. W głębinach Ścieżek czekają wciąż legiony Pomiotów, stworzonych na przestrzeni wszystkich lat, w których Ferelden zmagało się z Plagą. Ponieważ trwa ona od niepamiętnych czasów, całe dzieło splugawienia - Pomioty, nie są tworem jednego tylko Arcydemona. Wiecie czym tak naprawdę jest Arcydemon? I co to oznacza w tej sytuacji?
-Nie, nie i nie.
- Chwila, ja się już gubię. Plaga została pokonana. Wiem, że pomioty siedzą tu pod ziemią ciągle, ale bez arcydemona nie są zagorzeniem. Wyjść same nie wyjdą. Prawda? - włączył się Marcus.
- Wyjdą, ale w nieskoordynowanych, niewielkich grupach. Jednak Plaga nie została pokonana ze śmiercią Arcydemona. Jak dotąd w historii Plagi było pięć Arcydemonów. Każdy z nich był tak naprawdę jednym z Dawnych Bogów, którzy przybrali fizyczne formy i zostali obrani za lidera przez Pomioty. Stare podania głoszą, że gdzieś w Ścieżkach znajdują się świątynie poświęcone Starym Bogom, którzy jako pierwsi wyrzekli się Stwórcy. A to oznacza, że wciąż istnieje groźba pojawienia się nowego Arcydemona.
-Nadążasz? A tak poza tym jak wnioskuje idziemy szukać tej świątyni?
- Również. Na pewno dowiedzielibyśmy się stamtąd wielu istotnych rzeczy, także o was.
- A cha, rozumiem. - oświadczył mag - Przynajmniej tak mi się zdaje. Szara staż jest po to by niwelować to zagrożenie. W takim razie czemu wcześniej nikt nie ruszył tam na dół. Albo czemu tylko ty się zdecydowałeś? Tu by trzeba armii. A to mi uświadamia czemu was jest tak mało? Po Arcydemonie Ferelden ma nie ma za wielu strażników, nie powinniście teraz się odbudowywać?
- O tym wszystkim dowiedziałem się przypadkiem, mam tu na myśli zagrożenie, o którym wspomniałem. Wydarzenia, w których mimowolnie wzięliście udział, w pewien sposób potwierdzają moje obawy. Wybierając się tutaj miałem jednak inny cel. Czy Straż powinna się odbudować? Może i tak, ale nie wiem, czy jestem najbardziej odpowiednią do tego osobą, podobnie jak wy jeszcze sami nie wiecie, na ile nie wolelibyście zawisnąć na stryczku Beilehna.
-Nie wiem co lepsze złapanie, rozerwanie i pożarcie przez pomioty czy stryczek.
← Sesja DA
Wczytywanie...