Sesja Morttona

Ogromne, ośmioboczne wrota zawarły się z głuchym tąpnięciem, a zdobiące je runy zalśniły w podziemnym świetle pochodni. Wraz zamknięciem wejścia do ścieżek, kamienne sklepienie zatrzęsło się, sypiąc kilkoma odłamkami i pyłem skalnym. Grobowa cisza rozeszła się echem, niczym groźba ponownie pieczętowanych Ścieżek, które wiedzą doskonale, że niebawem na nowo powitają starych gości.
- Taaaaa... - stojący obok ciebie Deilen skrzywił się znudzony, gdy kilka fragmentów sklepienia zadzwoniło na jego szaro-czarnym hełmie. W sumie nic nowego, Umarli zawsze zdawali się być znudzeni. Oczywiście jeśli nie liczyć chwil, gdy rzucali się do walki.
- Śpijcie grzecznie, przeklęte robaki. - pomachał toporzyskiem w stronę wrót - Deilen wróci sprawdzić, jak bardzo byliście niegrzeczni. Idziesz? - zapytał cię, ziewając. - Napiłbym się czegoś albo wstąpił na arenę, może trafi się jakaś przyzwoita walka. Samemu też można się zgłosić. Zawsze przyjemnie zarżnąć choć raz na pół roku coś nie będącego kolejnym Genlockiem.
-Ha! Ale im bardziej zagłębiamy się w głębokie ścieżki tym większa jest zabawa. Co do Genlocków masz racje też rozwaliłbym jakiegoś ogra albo Qunari czy coś takiego.
Uśmiecham się ironicznie i idę za Deilenem.
- Wiesz, zastanawia mnie jedno. - Deilen podrapał się po bujnej, rudej czuprynie, a mieszkańcy centralnej dzielnicy widząc go nagle przyspieszali kroku lub wykonując zwrot o 90 stopni interesowali się z nadzwyczajnym zapałem zawartością straganu z owocami.
- To już bez mała siódmy miesiąc odkąd pomogliśmy utłuc Arcydemona, a ich wszystkich wcale nie ubywa. Nie dalej jak miesiąc temu poszliśmy do zachodniej thaigi i trafiliśmy na cały oddział, nawet mieli oswojone bronto, zadeptał nam dwóch chłopaków... Z resztą sam pewnie wiesz jak tam jest. Nie dziwi cię to?
-Tak dziwi mnie to, ale ruiny i tunele kryją tyle tajemnice, że aż mnie głowa boli. A może mają nową Matkę Lęgu?
Mówię gładząc się po mej bujnej brodzie.
Donosimy o tym królowi? A może da nam więcej ludzi?
Legionista roześmiał się ponuro.
- Behlen prędzej opłaci dwudziestu nowych gladiatorów na arenie, niźli kupi dwa dobre topory dla Legionu. Wszystkie problemy zamyka za drzwiami i nie ma dla niego różnicy, czy to drzwi jego pałacu, czy wrota Ścieżek. - splunął, dając upust niezadowoleniu. - Skoro już o arenie mowa, to możemy się tam wybrać. Skusisz się na jakąś walkę? - spojrzał na ciebie zaczepnie.
-Z tobą? Znów ci zrobię kolejną dziurę w nodze!
Mówię półżartem półserio śmiejąc się ironicznie.
-A co myślisz o tej Matce Lęgu?
Pytam się z lekkim strachem na ustach.
Krasnolud odpowiedział z właściwą sobie prostolinijnością.
- Nie wyznają się zbytnio na rodzajach tych poczwar, choć kolejny już rok spędzam na ich szlachtowaniu. Dla mnie liczy się tylko jedna refleksja. Wszystkie istoty, czy to z łaski Stwórcy powołane do życia, czy też diabelstwa pokroju Mrocznych Pomiotów, należą do jednego gatunku, gdy stają się martwe. I czynienie ich takimi właśnie jest moją jedyną intencją. - zakończył, gdy przekroczyliście bramy budynku, w którym mieściła się arena.
-Czy szkolenie z rodzajów mrocznych pomiotów nic cię nie nauczyło?! Matka Lęgu rodzi te wszystkie plugastwa. Mam nadzieję, że jej tam nie ma na dole.
Dodaje a później pytam się:
Chcesz ciągle walczyć?
- Pewnie! A ty nie? - wykrzyknął dziarsko - Nie musisz walczyć ze mną, jeśli się boisz, pewnie znajdzie się jakiś chuderlak... - zaczął kolejny uszczypliwy żart - O, popatrz! Dungam walczy! - wskazał na arenę gdy znaleźliście się na wysokości trybuny, a ty zobaczyłeś dwukrotnego czempiona w jego pełnej zbroi zbliżającego się z toporem do jakiegoś człowieka uzbrojonego jedynie w kolczugę i miecz.
-Ta walka jest bez sensu powinien walczyć z kimś równym sobie poza tym ten człowiek równie dobrze zamiast kolczugi mógłby walczyć nago!
Mówię ze śmiechem na twarzy.
-To co idziemy zgłosić się jako następni?
- Czemu nie? Zgłaszasz się na pierwszego czy następnego? - pytał towarzysz, mając na myśli to, czy wpiszesz się na listę oczekujących na pierwszego gladiatora bez przydzielonej walki, czy też do następnej walki ze zwycięzcą toczonej obecnie.
-Idę na następnego.
Podchodzę do listy i zapisuje się jako następny.
Zeszliście na niższy poziom, gdzie znajdowała się obszerna tablica zgłoszeń, na której kredą zapisywano nazwiska chętnych. Podzielono ją na dwie rubryki. W jednej widniał grafik walk zaplanowanych na ten dzień, w której połączono w pary danych gladiatorów. Nieco niżej, w tej samej tabeli, znajdowało się miejsce dla chętnych do starcia ze zwycięzcą ostatniej walki. Tam, gdzie nie widniało żadne nazwisko oczekującego na bycie "następnym" walki odbywały się dalej zgodnie z grafikiem. Druga rubryka zawierała imiona wolnych gladiatorów, oczekujących na pierwszego lepszego przeciwnika. Już sięgałeś po kredę, gdy wepchnął się przed ciebie człowiek. Nie ten, którego widziałeś przelotnie na arenie, rzuconego na pożarcie Dungamowi. Ten charakteryzował się innym wyglądem. Średni wzrost, drobna postura. Łysy z wąsami i rudą brodą. Zielone oczy. Tatuaż na lewej połowie całej głowy przechodzi na szyję i lewą rękę, tak jakby się rozrastały. Człowiek przepchnął się przed ciebie i wpisał jako "wolny".
Już miałeś coś powiedzieć na taką bezczelność, ale ponownie zostałeś odepchnięty, tym razem przez Deilena, który z perfidnym uśmiechem dopisał się jako wolny do człowieka, przedstawiającego się jako Podróżnik.
Gdy wreszcie zdołałeś dopisać się do kolejki po ostatniej walce zobaczyłeś, jak trzech krasnoludów wnosi na zaplecze majaczącego nieprzytomnie Dungama.
Idę za nimi i mówię:
-To jakaś elficka magia! Na Przodków Dungamie co się stało? Cóż to za siłacz ci pokonał.
Po powiedzeniu tego idę czekać na swoją kolej na arenie.
Nie musiałeś czekać długo. Z drugiej strony areny, nie spiesząc się, wyszedł człowiek w kolczudze, z mieczem przewieszonym przez plecy. Krótkie, ciemne włosy przetykane były siwizną, choć jego twarz należała do mężczyzny w sile wieku. Nadal niespiesznie schylił się i posmakował ziemi z areny. Odnotowałeś przy tym, że - zupełnie nietypowo dla tego miejsca i okazji - cała widownia umilkła na jego widok.
Wyciągam mój topór i mówię:
-A kim ty, że jesteś człowieku, że masz prawo pokonywać KRASNOLUDZKICH mistrzów na KRASNOLUDZKIEJ arenie w KRASNOLUDZKIM królestwie?
Przyglądam się mu i mówię:
-Niech wygra lepszy.
I zaczynam walkę od szybkiego cięcia z lewej w okolicach golenia.
Twój oponent zdawał się nie sposobić do walki. Pozwolił ci dobiec do siebie, nawet nie zdjąwszy miecza z pleców. Gdy wyprowadziłeś cios, wyskoczył w powietrze, wysoko podciągając kolana i opadając wyprowadził cięcie wyciągniętym w powietrzu mieczem.
Blokuję i odskakuję w tył, a potem trzy szybkie cięcie w okolicy torsu.
Szarżowałeś z pełną zaciekłością, lecz żaden z ataków nie dosięgnął celu. Człowiek błyskawicznymi i oszczędnymi ruchami sparował wszystkie trzy ciosy, nie cofając się ani o krok.
Cofam się i mówię:
-Nie jesteś taki zły jak mówią.
Patrzę na przeciwnika i czekam na jego następny ruch.
← Sesja DA
Wczytywanie...