[Maga nie było z wami w celi
]
U wrót otworzono wam małe, boczne drzwiczki, przez które przeszliście do pałacowego holu. Tutaj, podobnie jak w cytadeli, zdążyłeś skraść zaledwie kilka spojrzeń na imponującą prostotą i kunsztem surowego wykonania w jednym architekturę budynku i wnętrza. Mijaliście wielu krasnoludów, być może dworzan, być może interesantów z najwyższych kast. W odległości dobrych sześćdziesięciu metrów ukazywało ci się kilka par solidnych, wysokich drzwi, z których każde strzeżone były przez parę gwardzistów, stojących nieruchomo niczym posągi. Nim jednak zbliżyłeś się choćby do centrum pałacu, pociągnięto cię do kolejnych bocznych, choć nie różniących się wyglądem i ochroną drzwi, przez które przeszedłeś by po chwili ponownie oddać się rozkoszy wchodzenia po niezliczonych stopniach. Schody to skręcały, to prostowały się, poszerzały i zwężały, niezmiennie prowadząc w górę. Pomyślałeś, że jeśli komnaty królewskie znajdują się na samym szczycie tej budowli, to spokojnie przed przybyciem zdążysz stracić dech w piersiach.
Schody wreszcie skończyły się, przechodząc w nieprawdopodobnie długi korytarz, z jeszcze bardziej nieprawdopodobną ilością komnat. Weszliście do jednej, o nieco wyższych i szerszych odrzwiach. Surowy, funkcjonalny przepych, przestronność, której nie sposób było spodziewać się przed wejściem. Kunsztownie rzeźbione meble, wypełnione książkami regały, przestronne łoże z satynowym baldachimem, a na przeciwko biurko i rudowłosy krasnolud, który siedząc za nim na wysokim krześle patrzył na was i stojących tuż obok drzwi czterech innych gwardzistów, pilnujących znanego wam już maga.
-
O proszę, cóż za poruszenie... - powiedział niskim głosem. Zobaczyłeś jego inteligentną twarz o ostrych rysach i jasnorudą, wiązaną w warkocze brodę.
-
Najjaśniejszy panie, to kolejni zatrzymani w rzeczonej sprawie. - powiedział dowódca eskortujących was gwardzistów, prężąc się w salucie.