Sesja Morttona

- Pewnie tak. Chcesz czekać do końca, czy idziemy zwilżyć wreszcie gardła czymś porządnym? - pytał Legionista obserwując, jak Lodran paruje dwa cięcia maga, kontrując własnym, które zatrzymało się na niewidzialnej barierze powietrza przed Południowcem.
-Możesz iść. Ja chce spełnić swe sadystyczne wizje wobec magów. Pie*rzonych magów.
Mówię i spluwam na ziemie.
Deilen odwrócił się i zaczął przeciskać się do wyjścia. W samą porę by stracić kolejny ciekawy punkt widowiska. Mag zbił zatrzymane przez czar ostrze Lodrana i poczęstował go rękojeścią w twarz. Ten odwinął mu się łokciem z półobrotu i idącym za nim natychmiast zamachem na korpus, który również zaczął zwalniać przed magiem. Ze swojego miejsca zdołałeś zobaczyć, że równocześnie z tym oczy Lodrana zapłonęły błękitnym płomieniem.
Odwracam się i biegnę w stronę Deilena.
Dopadłeś go u szczytu schodów prowadzących do zewnętrznego kręgu budynku, w którym mieściła się arena.
- Co, co jest? Goni cię stado trolli, czy co? - zapytał, gdy uwiesiłeś się na jego ramieniu.
-Może pójdziemy do mojej matki. W jej cukierni zawsze dostaniemy coś słodkiego za darmo lub po promocyjnej cenie, a i mama moja pożartować Lubi.
Mówię z szczerym uśmiechem na twarzy.
Towarzysz popatrzył ma ciebie jak na wariata.
- A czemuż to nagle zebrało ci się na łakocie? Wszak piwo jest dość słodkie i dość gorzkie dla wszystkich. Ale dobrze, jeśli takie masz życzenie i twierdzisz, że taniej będzie, to prowadź. Walka ci się znudziła?
-Tak naprawdę nie chodzi o to. Podobno z moją matką dzieją się dziwne rzeczy i ktoś jej grozi. Chce to zbadać.
- Kto i po co? - zmarszczył brwi w zdumieniu. - Jaki jest sens grozić właścicielce cukierni?
-Bo widzisz to nie jest tylko cukiernia.
Krasnolud sprawiał wrażenie coraz bardziej zdumionego.
- To co niby? Zbrojownia? Wytłumacz mi, z łaski swojej, cokolwiek więcej niż jednym zdaniem!
-Bo widzisz nie mogę ci powiedzieć tego tak z marszu. Powiem ci to na miejscu. A teraz chodźmy pewnie czekają na nas.
Przez dłuższą chwilę wędrowaliście wąskimi, krętymi uliczkami miasta, przemierzając gwar okolicznych kupców, kłócących się z klientami o cenę towaru, standardowo napuszonych kilku arystokratów z wyższych dzielnic, kilku podrostków i dowcipkujących strażników u końca zmiany. Zaszliście w końcu przed niski, solidnych rozmiarów i wykonania budynek o niewielkich oknach, zza których kusiła przechodniów piekarska ekspozycja.
Wchodzę do środka, ale najpierw słucham czy nie ma tam żadnych podejrzanych dźwięków.
Nie słysząc nic, co mógłbyś uznać za niepokojące, otwierasz drzwi. Jako pierwszy powitał cię czysty dźwięk dzwonka zawieszonego przy drzwiach, w następnej kolejności dobiegły cię aromaty tuzina różnych ciastek, ciast, cukierków i innych łakoci.
-Halo jest tu kto??
- Jest, a co ma nie być? I to nawet więcej, niż powinno. Dwóch dodatkowych łobuzów, którzy szukają darmowych łakoci, ot co!. - usłyszałeś tak dobrze ci znany głos, w którym pobrzmiewała nuta rozbawienia i życzliwości, dobiegający z zaplecza.
-Oj mamo te twoje żarty zawsze mnie rozbawiają.
Mówię to z uśmiechem.
-A tak w ogóle co tam u ciebie?
- A czego można się spodziewać? - zapytała retorycznie, przecierając szmatką ladę. - Mały dziś ruch, zaledwie kilkoro dzieci, ze trzech kupców i ten jeden dandys, który zwykle przychodzi. Nikogo tak szczególnego, jak twój druh. - zażartowała z Legionisty. - Powiedz lepiej cóż to się stało, że odwiedzasz starą matkę. Zabrakło już chętnych do bójek?
-Przyszliśmy w konkretnej sprawie mamo. Jest ojciec na zapleczu, bo kolega chce się zapoznać z naszą sprawą.
← Sesja DA
Wczytywanie...