Sesja Tokara

"Korporacja Czerka poszukuje wykwalifikowanych pracowników do ochrony placówek w sąsiedztwie Krain Cienia. Dogodne wynagrodzenie, wymagane wysokie kwalifikacje. (Więcej informacji...)" - Kashyyk
No tak, jak zwykle potrzeba kogoś do mordowania wkurzonych Wookiech tam, gdzie Czerka chce stawiać swoje instalacje i sklepy.

"Poszukiwani specjaliści do spraw negocjacji biznesowych. Pożądane sprawne i dyskretne działanie. (Więcej informacji...)" - Naboo
Mhm, wymuszenie, haracz, porwanie lub polityczne zabójstwo, ewentualnie wszystko na raz.

"Potrzebni agenci ochrony do prywatnej eskorty senatora. Niezbędne doświadczenie bojowe, mile widziane przeszkolenie wojskowe. Płatne z góry. (Więcej informacji...)" - Bespin
Hm, ochranianie senatora, to dość rzadko spotykane. Pewnie na następnej stronie jest na niego zlecenie...

"Poszukiwany kontakt w sprawie oferty pracy: Storm, Mason. (Więcej informacji...) - Balmora

- Nie, spieprzajcie! Niczego nie będę kupował tępe kurduple! - Tar opędzał się od dwóch Jawów, którzy w towarzystwie Tuskana sprzedawali i kupowali zegarki, broń, wątpliwej jakości części zamienne i elektronikę i generalnie wszystko, co tylko dało się komuś opchnąć albo też co ktoś chciał im wcisnąć.
- Hej, Mason - wpadł na pokład Hiks - Zapomniałem poprosić pana Lokara o mój pancerz. Zapłakał bym się na śmierć, gdyby mi z nim odleciał.
- Ok. - przytaknął nonszalancko Trentowi. Tymi chciwymi korporacyjnymi skurwielami nie zawracał sobie w ogóle głowy, tak samo jak rozpieszczonym senatorem, u którego nie pracowałby nawet za obietnice "złotych gór". Zlecenie na Naboo kusiło, ale postanowił najpierw sprawdzić kto tym razem zamierza zawracać mu dupę. Miał wszelakie zabezpieczenia i mógł sobie na to pozwolić, więc jak jakiś tępy skurwiel próbował go za pomocą takiego triku namierzyć, to życzył mu powodzenia.
Pierwsze słowa postaci, której projekcja pojawiła się po wybraniu przez ciebie dalszych informacji, zagłuszył dźwięk startującego transportowca.
- ...nowny panie Strom. Z tego, co mi wiadomo, jest pan człowiekiem interesu, więc przejdę od razu do rzeczy. - nagranie przedstawiało człowieka o spokojnym, uprzejmym głosie, który skrywał górną połowę twarzy pod obszernym kapturem - W związku z rozmaitymi geopolitycznymi zmianami, które ostatnio nastąpiły, a które zapewne nie będą pana obchodzić, Imperium pragnie skorzystać z usług specjalistów do spraw robotyki, technologii i wojskowości na planecie Balmora. Wiemy, że jest pan jednym z takich specjalistów, a to czyni pana bardzo cennym potencjalnym współpracownikiem. Jako wysokiej rangi przedstawiciel Imperium chciałbym panu i pańskim ewentualnym współpracownikom następującą ofertę: skontaktuje się pan ze mną za pośrednictwem mojego człowieka znajdującego się na Tatooine. Numer jego komunikatora podaję niżej. Wówczas przedstawię panu szczegóły pracy, której miałby się pan podjąć po dotarciu na Balmorę. Już za samą pańską fatygę związaną z podróżą pan i każdy z pańskich ludzi otrzyma honorarium w wysokości tysiąca kredytów. Właściwa oferta, której szczegóły pozna pan po skontaktowaniu się z moim człowiekiem, zapewni panu o wiele większe wynagrodzenie.
U dołu ekranu pojawiły się dwa numery komunikatorów. Pierwszy podpisany jako "Kirlan", drugi podpisany jako "Zhaff".
- Mam nadzieję, że zdołałem zainteresować pana w wystarczającym stopniu. Niecierpliwie czekam na kontakt. - pozdrowił cię i nagranie się skończyło.
- No, tak lepiej. A, Mason, co zamierzasz zrobić z tym mieczem, który zabrałeś Sithowi? - zapytał wychodzący z luku, w którym zostawiliście Lokara, Hiks, poprawiając na sobie swą ukochaną zbroję.
Zaczął się śmiać, tak to już w tym biznesie bywało, ostatni jeleń mógł się okazać potencjalnym zleceniodawcą - Wypierdolić go w przestrzeń kosmiczną razem z tym gównem - wskazał łeb.
- Lepiej opchnij tym gnojkom - wskazał na dwóch Jawów, którym Tar tłumaczył kopniakami, że wcale nie potrzebuje pustynnego przetrwalnika - Zawsze to jakaś kasa. Spadam, zgadamy się za parę tygodni.
- Ok, trzymaj się. - odchrząknął i sprawdził zlecenie na Naboo.
Sprawa była klasyczna - ktoś potrzebował "grupy specjalistów" do "negocjacji biznesowych" w sprawie całkiem pokaźnego latyfundium. Zleceniodawcą był przedstawiciel jednego z drobnych rodów szlacheckich, zaś jego "partnerem biznesowym", z którym miał zamiar prowadzić "negocjacje" był inny szlachetka. "Grupa specjalistów" miała służyć za argument perswazji, a jeśli siła argumentu zawiodłaby, zmieniliby się w argument siły.
Oferta: 3500 kredytów dla zleceniobiorcy, do podziału wedle jego uznania.
Zadanie nie wyglądało na zbyt wymagające, toteż postanowił polecieć właśnie tam. 3500 kredytów to zawsze jakaś kasa, która w połączeniu z ostatnim zleceniem, pozwoliłaby mu odsapnąć i poszukać kolejnych maruderów do jakiego załogi. - Odlatujemy z tego zadupia panowie, przygotować się.
Dwaj Jawa podbiegli do ciebie jak wygłodniałe zwierzęta, wciskając ci w ręce scyzoryk z rodzaju "12 w 37" i skrzecząc niemożebnie, podczas gdy Tuskanin pokazywał ukryte za połami płaszcza blastery, kompasy, granaty, detonatory, płyty główne, elementy chłodnic i całą masę innych "dóbr".
- Sprzątnąć, szefie? - zapytał zrezygnowany Tar
Ujął blastera w dłoń i powiedział spokojnie - Wypierdalać.
Są takie we wszechświecie, które pokonują wszelkie bariery językowe. Akwizytorzy spieprzali aż się kurzyło.
- No i dobrze. - odprowadził ich wzrokiem Tar - To gdzie teraz?
- Wygląda na to, że na Naboo, postraszyć kilku szlachetków. Gdzieś w szczerym kosmosie trzeba się zatrzymać i urządzić pogrzeb chłopakom. - podrapał się po brodzie - Chyba, że masz coś przeciwko temu? - pokazał mu listę celów.
Tar, dla odmiany, podrapał się po głowie.
- Przeciwko nie mam... Ale o co chodzi z tym kontaktem do ciebie? Zagadać z kolesiem nie zaszkodzi. A ten senator płaci z góry za odstawienie go z miejsca na miejsce... Nie wiem, szefie, nie żebym wydziwiał, ale jak sobie pomyślę o wyperfumowanych metroseksualnych szlachetkach z ich willami, gierkami i nosowym akcentem, to mam ochotę coś zabić. No, ale jak uważasz.
Zrobił pozę myśliciela i wypowiedział znamienne - Taaaaaaak... - Rozłożył się na krzesełku i westchnął - Patrz tylko na to, że niedawno kropnęliśmy szefa tego Sitha. Mam jego łeb i mam pierdolony miecz. Takie coś zostawia ślady, nieuchwytne może dla nas, ale oni wyczują je jak chart zwierzynę. Wiadomo ów trop nie musi znaczyć, że od razu się skapnie, iż kropnęliśmy jego "starego", ale... po chuj ryzykować, że trafi się kompetentny skurwiel z głową na karku? Po drugie, to nasz piękniś... - wskazał głowę owiniętą szmatą - ...był mózgiem operacji. To on miał plan we łbie, nie będę rozmawiał z jakimś pierdolonym figurantem, który nie wie co i jak. Nie muszę chyba Panu mówić, że pracujemy tylko z profesjonalistami. Po trzecie mam dość tej pierdolonej planety, skurwiałych Sithów atakujących nas raz za razem, piekielnej spiekoty, pojebanych kosmitów-liliputów i piachu, który ciągle mam w swoich pięknych ustach. Po czwarte, nie muszę chyba Panu przypominać, że nasza wspólna decyzja o założeniu prywatnego interesu i porzuceniu tak zwanej - zrobił charakterystyczny cudzysłów z palców - "szlachetnej wojny partyzanckiej", spotkała się z głębokim oburzeniem i na Balmorze jesteśmy wielce niepopularni - zrobił pauzę - Sprawa szlachetków, jasne to pierdolone cioty, ale tym łatwiejsze zadanie, bo polega na zastraszeniu. Precyzyjny ładunek wybuchowy tutaj, tam sklepanie komuś mordy, gdzie indziej porwanie młodocianego dziedzica rodu. Prościzna, a i krajobrazy ładniejsze - odkaszlnął - Sprawa Pana Senatora. Problemy są dwa: to, że będzie nas traktować jak ścierwo i mięso armatnie, a my nie możemy z tym nic zrobić oraz, że senatorzy to zazwyczaj pierdoleni dusigrosze. Jednakowożżżżż - odwrócił się w stronę komputera - Sprawdźmy jak bardzo Pan Senator jest zdesperowany i ile daje za ochronę jego pierdolonego dupska. Może mnie jakoś zaskoczy.
Oferta pana senatora rysowała się następująco. Na starcie każdy chętny do przyjęcia angażu otrzymywał na rękę 2500 kredytów, ewentualnie równowartość w dowolnej walucie uznawanej na planetach Republiki. Po wywiązaniu się z umowy, tj. dostarczenia senatora w jednym kawałku z Bespin na Coruscant (kawał drogi, swoją drogą), każdy z ochroniarzy otrzyma drugie 2500. W wypadku grup zorganizowanych senator zobowiązuje się do wypłacenia rekompensaty dowódcy za poniesione przez jego podwładnych uszczerbki na zdrowiu lub życiu.
Hmm... płacił z góry, rekompensaty i potem za dostarczenie jego dupska. Trochę mu się to nie podobało. Komuś musiał nieźle zaleźć za skórę albo kogoś sprzedał za uratowanie fotela i ów persona należała pewnie do grupy pierwszoligowych skurwieli. Tak czy siak oferta kusiła, jakby się zrobiło gorąco to mógł spierdolić z 2500 kredytów w kieszeni - Dobra, Panie Tar, skoro stawiasz takie warunki. Lecimy na ten Twój pierdolony Bespin, ale będzie potem na Ciebie, jak coś się popieprzy. Przed odlotem postanowił przeszukać sieć w miejscach, gdzie dostęp mieli nieliczni międzygalaktyczni łowcy nagród i najemnicy. Może będzie wiedział kto dybie na senatora i z kim się będzie musiał mierzyć. Bo jak zna życie, to polityk mu tego nie zdradzi.
Żadnych konkretów, sprawa zatem była na pewno bardzo konkretna. Jedyne poszlaki odnośnie osób zainteresowanych wykonaniem zlecenia przeciwnego do waszego, wskazywały na zaangażowanie Trandoshan lub Mandalorian, ewentualnie obu jednocześnie. Jednocześnie z tego, co wyczytałeś wynika, że nie tylko wy zatrudniacie się do eskorty.
- Przygotować się do startu panowie - powiedział przez radio. Wytyczył kurs na Bespin i przystanek w połowie drogi, w niezamieszkanej partii kosmosu. Trzeba było zrobić ten pieprzony pogrzeb. Plan był jeszcze taki, aby po wejściu na orbitę wyrzucić łeb i miecz świetlny.
Zgodnie z planem, po wyjściu na orbitę, wyrzuciłeś łeb Sitha i miecz Sitha wraz z resztą śmieci przez śluzę. Może nawet ktoś na powierzchni dostrzeże niespodziewany rozbłysk w wyższej warstwie atmosfery, kiedy grawitacja ściągnie głowę wraz z zawartością.
- Sprawa zamknięta. - poleciał dalej wypełnić kolejny punkt planu podróży.
← Star Wars
Wczytywanie...