- Lord Rainer dysponuje mocami niedostępnymi dla większości Jedi i Sithów. - odparł po paru sekundach milczenia kapitan. - Są w Mocy techniki, przed którymi nie ma obrony. Jeśli jednak znajdzie się tam ktokolwiek poza nim, może zakłócić jego koncentrację i zaprzepaścić wszystko. Nie mówiąc już o tym, że sam najpewniej zginie.
- Co wiesz o wydarzeniach na tym statku? - zapytała Kaileen. - Dlaczego oni się odradzają?
- Sion odradza się, bo nie można go zabić. Moc tworząca jego byt jest nadto spaczona, by mógł po prostu umrzeć. Lord Rainer umiałby wytłumaczyć to lepiej. Kun to co innego. To po prostu duch, pasożyt, który ponownie znalazł nosiciela. Jego również trzeba unicestwić inaczej, niż przez zniszczenie skorupy.
Wtedy poczuliście serię nieprawdopodobnie silnych wstrząsów, zaburzeń Mocy tak silnych, że w całej galaktyce nie odczuły ich chyba tylko ukwiały z Manaan. Cała wasza piątka bezwiednie spojrzała za siebie lub przed siebie w stronę wraku, z którego dobiegały owe niesamowite zakłócenia
- Poczekajcie wszyscy. - Kaileen odezwała się jako pierwsza. - Popilnujemy wyjścia, ale nie mieszajmy się. Wstrzymać walkę.
- Myślisz że sam nie zginie? Do cholery jasnej, tam jest dwóch najpotężniejszych Sithów, spośród wszystkich, którzy kiedykolwiek istnieli! - wściekał się Kyle.
- Myślisz, że co, on sobie wejdzie tam, machnie rączką i co? Do takich rzeczy trzeba czasu. Wątpię, żeby on go miał. W najlepszym przypadku, kiedy zginie Sion nie przemieni go w kukiełkę. Poza tym, skoncentrowanie przy dwóch Sithach, którzy zabili by go kiwnięciem małego palca u stopy, jest trochę trudne. Lepiej byłoby, gdybyśmy tam weszli. Myślę, że możemy zająć walką Siona i Kuna i dać mu czas na przygotowanie. Poza tym, i tak przegrasz tą walkę. Juyo jest dobre, ale nie przy połączeniu Makashi i Teras Kasi.