Sesja Vena
Karykatura zwierzęcia patrzyła na ciebie tępo swym bezokim spojrzeniem, lecz nie zareagowała w żaden zdecydowany sposób. Możliwe, że nawet dla siły, która wypaczyła ją do tej formy, okazała się za głupia do bardziej złożonego działania. Nie mogłeś mieć jednak pewności, że Ludzie Piasku, którzy zaczęli teraz wyłaniać się zza kurtyny czarnej, piaskowej kurzawy, będą równie obojętni na twoją obecność. Zwłaszcza, że było ich wielu. Bardzo wielu. A między nimi, tak jak i wokół siebie, czułeś potężną, wrogą ci obecność, znacznie bardziej niż manifestację Ciemnej Strony przypominającą świadomą śmierć i rozkład.
Powoli ogarniam wzrokiem napływających wrogów, bo inaczej nie można ich nazwać.
Jeśli będzie trzeba, będę walczył. Tylko czy dam radę? To nie są zwykli Tuskeni, to istoty tutaj nie czują strachu. Nie rozpierzchną się gdy wyrżnę ich wodza lub gdy zmasakruje połowę ich zgrai. Mimo wszystko wolę być przygotowany na ewentualną walkę, która jak mi się wydaję i tak mnie nie ominie.
Szybkim ruchem dobywam mieczy. Biała klinga zabłyszczała w prawej ręce, czerwona w lewej. W gotowości bojowej idę naprzód.
Jeśli będzie trzeba, będę walczył. Tylko czy dam radę? To nie są zwykli Tuskeni, to istoty tutaj nie czują strachu. Nie rozpierzchną się gdy wyrżnę ich wodza lub gdy zmasakruje połowę ich zgrai. Mimo wszystko wolę być przygotowany na ewentualną walkę, która jak mi się wydaję i tak mnie nie ominie.
Szybkim ruchem dobywam mieczy. Biała klinga zabłyszczała w prawej ręce, czerwona w lewej. W gotowości bojowej idę naprzód.
[ Ilustracja ]
Tak jak twe miecze świetlną energią, tak rozpełzająca się wokół ciebie wola naprężyła się ciemną, pustą, ze wszech miar martwą Mocą. Wspomnienia z pokładu "Defilera" wróciły natychmiast, a milczące widmo Kuna w twoim wnętrzu zdawało się teraz równie napięte i skoncentrowane, jak ty sam. Czułeś niemalże, że jesteś dwiema osobami nałożonymi na jeden punkt w czasoprzestrzeni, jakbyś miał na raz cztery ręce i nogi, dwa serca i umysły, dwa różne, choć tak podobne pokłady żywej, ognistej, niepowstrzymanej Mocy.
Jednak nawet taka dwoistość to zdecydowanie mniej, niż cała armia martwych, bezwolnych kukieł, spaczonych siłą wykraczającą nawet poza wasze wyobrażenie.
Czy to perła Krayta, czy rozkaz wszechobecnej woli Siona, czy też ty (wy) sam (sami) spowodował, że z pomiędzy tumanów ciemnego jak żwir piasku wirującego wokół wraku okrętu zaczęli wyłaniać się kolejni Tuskeni. Były ich dziesiątki, wszyscy jak na komendę, w zgodnym tempie i niemalże czymś, na kształt bojowego szpaleru, ruszyli na ciebie w dół po wydmie, posyłając w twą stronę echo pustych, jakby stłumionych okrzyków. Było w tym coś tak nienaturalnego dla tych tępych, szmatławych tubylców, że nawet tobie zrobiło się chłodniej. Najważniejsze jednak, że od pędzącego w twą stronę tłumu dzieliło cię jakieś 60 metrów, a napastników mogło być dobrze ponad setka.
"- To wszystko jedna wola! To nie z nimi, tylko z nim walczysz! Skup się, Zhaff, na pamięć przeklętych! Zniszcz go!" - usłyszałeś w głowie na wpół twoje własne słowa, a miękkie głoski ostatniego słowa "zniszszszczczczcz....." rozsypały się wokoło, zmieniając w coraz potężniejszy syk, jakby wirujące wokół ziarna piasku przeobraziły się w wielkiego, niewidzialnego węża, przeciwstawiajacego się otaczającemu cię mrokowi i pustce.
Tak jak twe miecze świetlną energią, tak rozpełzająca się wokół ciebie wola naprężyła się ciemną, pustą, ze wszech miar martwą Mocą. Wspomnienia z pokładu "Defilera" wróciły natychmiast, a milczące widmo Kuna w twoim wnętrzu zdawało się teraz równie napięte i skoncentrowane, jak ty sam. Czułeś niemalże, że jesteś dwiema osobami nałożonymi na jeden punkt w czasoprzestrzeni, jakbyś miał na raz cztery ręce i nogi, dwa serca i umysły, dwa różne, choć tak podobne pokłady żywej, ognistej, niepowstrzymanej Mocy.
Jednak nawet taka dwoistość to zdecydowanie mniej, niż cała armia martwych, bezwolnych kukieł, spaczonych siłą wykraczającą nawet poza wasze wyobrażenie.
Czy to perła Krayta, czy rozkaz wszechobecnej woli Siona, czy też ty (wy) sam (sami) spowodował, że z pomiędzy tumanów ciemnego jak żwir piasku wirującego wokół wraku okrętu zaczęli wyłaniać się kolejni Tuskeni. Były ich dziesiątki, wszyscy jak na komendę, w zgodnym tempie i niemalże czymś, na kształt bojowego szpaleru, ruszyli na ciebie w dół po wydmie, posyłając w twą stronę echo pustych, jakby stłumionych okrzyków. Było w tym coś tak nienaturalnego dla tych tępych, szmatławych tubylców, że nawet tobie zrobiło się chłodniej. Najważniejsze jednak, że od pędzącego w twą stronę tłumu dzieliło cię jakieś 60 metrów, a napastników mogło być dobrze ponad setka.
"- To wszystko jedna wola! To nie z nimi, tylko z nim walczysz! Skup się, Zhaff, na pamięć przeklętych! Zniszcz go!" - usłyszałeś w głowie na wpół twoje własne słowa, a miękkie głoski ostatniego słowa "zniszszszczczczcz....." rozsypały się wokoło, zmieniając w coraz potężniejszy syk, jakby wirujące wokół ziarna piasku przeobraziły się w wielkiego, niewidzialnego węża, przeciwstawiajacego się otaczającemu cię mrokowi i pustce.
[Lepsza Ilustracja ;p]
Staram się momentalnie skupić. Zapomnieć choćby na chwilę o napływającej fali wrogów. Skupić się i sięgnąć umysłem gdzieś ponad to co jest tu i teraz. Gdzieś dalej... gdzieś głębiej.
Staram się... staram się wyczuć Siona. Nie jego samego, jego obecność, jego esencję. Wyczuć i stawić mu czoła. Mentalnie. Mam nadzieję że siła umysłu Kuna jak i moja, da radę przygłuszyć śmiercionośną aurę, która wylewa się z wraku niczym trucizna z gruczołów jadowych węża. Mam nadzieję że zdołam odciąć niewidzialne sznurki, które ciągną setki tuskenowych marionetek.
Staram się momentalnie skupić. Zapomnieć choćby na chwilę o napływającej fali wrogów. Skupić się i sięgnąć umysłem gdzieś ponad to co jest tu i teraz. Gdzieś dalej... gdzieś głębiej.
Staram się... staram się wyczuć Siona. Nie jego samego, jego obecność, jego esencję. Wyczuć i stawić mu czoła. Mentalnie. Mam nadzieję że siła umysłu Kuna jak i moja, da radę przygłuszyć śmiercionośną aurę, która wylewa się z wraku niczym trucizna z gruczołów jadowych węża. Mam nadzieję że zdołam odciąć niewidzialne sznurki, które ciągną setki tuskenowych marionetek.
[ Ilustracja ]
Na jedno, nieskończenie długie uderzenie serca, wszystko wokół ciebie ucichło - wirujący piasek, łopocący na wietrze płaszcz, draipeżny brzęk świetlnych ostrzy, odgłosy dziesiątków nadbiegających wrogów. W tej wszechobecnej ciszy niczym wielki młot ukryty pod powierzchnią pustyni odbijała się echem pulsująca moc Kuna, jednocześnie zasysana i rozrywająca dźwiękoszczelny klosz martwej strefy Siona.
Tuskeni byli coraz bliżej, pedzili z góry z coraz większą prędkością, wymachując kijami, dzidzami, strzelbami. Były ich nie dziesiątki, a setki. Czarnych, rozwiewających się lekko w pustynnym chłodzie, jak widma z sennego koszmaru...
"Jeeesssttt...." - zasyczał każdym ziarnkiem piasku przyczajony drapieżnie Kun. Poczułeś Siona, jego macki sięgające do każdego z biegnacych Tuskanów.
Szarpnęliście obaj.
Padło dziesięciu, dwudziestu...
Jeszcze! Mocniej!
Wydmy wokół ciebie eksplodowały, kolejne szeregi widmowych wojowników rozsypały się w pył.
Przed tobą rozciągał się rozsnący z każdą sekundą półokrąg szarych, poskręcanych cieni, które jeszcze nie tak dawno temu, były żywymi mieszkańcami tej planety.
Kun zaśmiał się głośno, a twe usta nadały temu dźwiękowi ochrypłego brzmienia.
Jednak zostało wciąż wielu. Zbyt wielu. Trzydziestu? Czterdziestu? A byli juz tak blisko, wręcz na odległość miecza...
Na jedno, nieskończenie długie uderzenie serca, wszystko wokół ciebie ucichło - wirujący piasek, łopocący na wietrze płaszcz, draipeżny brzęk świetlnych ostrzy, odgłosy dziesiątków nadbiegających wrogów. W tej wszechobecnej ciszy niczym wielki młot ukryty pod powierzchnią pustyni odbijała się echem pulsująca moc Kuna, jednocześnie zasysana i rozrywająca dźwiękoszczelny klosz martwej strefy Siona.
Tuskeni byli coraz bliżej, pedzili z góry z coraz większą prędkością, wymachując kijami, dzidzami, strzelbami. Były ich nie dziesiątki, a setki. Czarnych, rozwiewających się lekko w pustynnym chłodzie, jak widma z sennego koszmaru...
"Jeeesssttt...." - zasyczał każdym ziarnkiem piasku przyczajony drapieżnie Kun. Poczułeś Siona, jego macki sięgające do każdego z biegnacych Tuskanów.
Szarpnęliście obaj.
Padło dziesięciu, dwudziestu...
Jeszcze! Mocniej!
Wydmy wokół ciebie eksplodowały, kolejne szeregi widmowych wojowników rozsypały się w pył.
Przed tobą rozciągał się rozsnący z każdą sekundą półokrąg szarych, poskręcanych cieni, które jeszcze nie tak dawno temu, były żywymi mieszkańcami tej planety.
Kun zaśmiał się głośno, a twe usta nadały temu dźwiękowi ochrypłego brzmienia.
Jednak zostało wciąż wielu. Zbyt wielu. Trzydziestu? Czterdziestu? A byli juz tak blisko, wręcz na odległość miecza...
[Jak rytmy 300, to rytmy 300]
Wszytko stanęło w miejscu. Nie. Wszystko zostało spowolnione, to lepsze określenie. "Spokojnie" mogłem przyjrzeć się napływającym wrogom. Ich oczom, ukrytych pod strzępami szmat, teraz tak bardzo zimnymi, martwymi. Tumany kurzu i piasku, lekko opadały na wszystko wokoło, tak powoli, jakby otaczała nas żółtawa mgiełka.
Wyrwany z chwilowego transu, wyzwalam wokoło siebie fale Mocy. Coś na kształt fali, stworzoną przez wrzucany kamień do spokojnej sadzawki. Najpierw jeden krąg, mocny, silny, obszerny. Następnie kolejny nieco już słabszy, następnie kolejne kilka ledwo wyczuwalnych.
Mając nadzieję na chwilowe obezwładnienie napływających nieumarłych, staram się prawić w ruch moje dobyte już wcześniej miecze, i wykorzystać je tak jak kiedyś. Niczym poziome ostrza młyna, staram się skosić mych wrogów niczym dojrzałe łany zbóż.
Wszytko stanęło w miejscu. Nie. Wszystko zostało spowolnione, to lepsze określenie. "Spokojnie" mogłem przyjrzeć się napływającym wrogom. Ich oczom, ukrytych pod strzępami szmat, teraz tak bardzo zimnymi, martwymi. Tumany kurzu i piasku, lekko opadały na wszystko wokoło, tak powoli, jakby otaczała nas żółtawa mgiełka.
Wyrwany z chwilowego transu, wyzwalam wokoło siebie fale Mocy. Coś na kształt fali, stworzoną przez wrzucany kamień do spokojnej sadzawki. Najpierw jeden krąg, mocny, silny, obszerny. Następnie kolejny nieco już słabszy, następnie kolejne kilka ledwo wyczuwalnych.
Mając nadzieję na chwilowe obezwładnienie napływających nieumarłych, staram się prawić w ruch moje dobyte już wcześniej miecze, i wykorzystać je tak jak kiedyś. Niczym poziome ostrza młyna, staram się skosić mych wrogów niczym dojrzałe łany zbóż.
Pierwsza fala odrzuciła wrogów jak szmaciane laki, którymi w pewnym sensie byli. Z tumanu, wzbitego nagłym podmuchem, który przykrył pierwszą zmiecioną grupę, wynurzyła się kolejna, tym razem spowolniona kolejnym stadium użytej techniki.
Miecze ruszały się same, niemal bez twej świadomości, jak żywe, drapieżne istoty, wyszukujące kolejnych ofiar pośród napływającego tłumu.
Wszystko stało się dziwne, wręcz surrealistyczne. Słyszałeś cięcia ostrzy, ciał i materiału, nie słyszałeś jednak okrzyków bólu, gniewu, strachu, jedynie głuche, jakby oddalone o kilometry echo pustego sprzeciwu. Nie czułeś smrodu ciał skrytych pod fałdami szmat, zapachu krwi, która nie wytryskiwała z rozcinanych korpusów i odcinanych kończyn. Nie było nic, jedynie puste, poczerniałe skorupy, piętrzące się wokół ciebie.
Kilka zółtych pocisków błysnęło wokół ciebie, lecz nie miało to znaczenia. Wirujące ostrza same znajdowały drogę do posłania ich z powrotem, a tam, gdzie nie mogły zdążyć, odbijałeś je sam, pozwalając koncentrować się na tym komuś innemu.
Przybywało trupów, a czasu zdawało się nie ubywać. Wszystko było tak martwe, tak puste, tak... bezsensowne. Świadomość potęgi, owszem, towarzyszyła ci już wcześniej, lecz taka walka, taka śmierć, nie dawały żadnej satysfakcji. Piętrzący się wokół ciebie kurhan ciał nie miał nic wspólnego z radością dominacji, z siłą płynącą z karmienia Ciemnej Strony. Czułeś się rozczarowany, znudzony, jakby okradziony z czegoś ważnego i przez to słabszy...
Nim zdążyłeś się zorientować i wyjść z bitewnego transu, a zarazem marazmu, nie było już przeciw komu kierować ostrzy. Fale energii poruszały tylko ciałami i piachem, nie dając odporu żadnym nowym przeciwnikom. Jednak problem innej, znacznie bardziej prozaicznej natury, pojawił się dość niespodziewanie - kilkadziesiąt skłębionych, nagromadzonych wokół ciebie zwłok, spadło na ciebie wraz z ciężarem kilkuset kilogramów wydmy, która nie wytrzymała takiej nawałnicy upadków, Mocy i ciał.
Miecze ruszały się same, niemal bez twej świadomości, jak żywe, drapieżne istoty, wyszukujące kolejnych ofiar pośród napływającego tłumu.
Wszystko stało się dziwne, wręcz surrealistyczne. Słyszałeś cięcia ostrzy, ciał i materiału, nie słyszałeś jednak okrzyków bólu, gniewu, strachu, jedynie głuche, jakby oddalone o kilometry echo pustego sprzeciwu. Nie czułeś smrodu ciał skrytych pod fałdami szmat, zapachu krwi, która nie wytryskiwała z rozcinanych korpusów i odcinanych kończyn. Nie było nic, jedynie puste, poczerniałe skorupy, piętrzące się wokół ciebie.
Kilka zółtych pocisków błysnęło wokół ciebie, lecz nie miało to znaczenia. Wirujące ostrza same znajdowały drogę do posłania ich z powrotem, a tam, gdzie nie mogły zdążyć, odbijałeś je sam, pozwalając koncentrować się na tym komuś innemu.
Przybywało trupów, a czasu zdawało się nie ubywać. Wszystko było tak martwe, tak puste, tak... bezsensowne. Świadomość potęgi, owszem, towarzyszyła ci już wcześniej, lecz taka walka, taka śmierć, nie dawały żadnej satysfakcji. Piętrzący się wokół ciebie kurhan ciał nie miał nic wspólnego z radością dominacji, z siłą płynącą z karmienia Ciemnej Strony. Czułeś się rozczarowany, znudzony, jakby okradziony z czegoś ważnego i przez to słabszy...
Nim zdążyłeś się zorientować i wyjść z bitewnego transu, a zarazem marazmu, nie było już przeciw komu kierować ostrzy. Fale energii poruszały tylko ciałami i piachem, nie dając odporu żadnym nowym przeciwnikom. Jednak problem innej, znacznie bardziej prozaicznej natury, pojawił się dość niespodziewanie - kilkadziesiąt skłębionych, nagromadzonych wokół ciebie zwłok, spadło na ciebie wraz z ciężarem kilkuset kilogramów wydmy, która nie wytrzymała takiej nawałnicy upadków, Mocy i ciał.
Chwytam rozpędzone, wirujące ostrza i szybkim ruchem chowam je za pasek.
Starannie omijając pozostawione truchła, idę w kierunku wraku. Mam szczerą nadzieję na znalezienie wiedzy, potęgi. Sion nażył się, a raczej "nie-nażył" się wystarczająco długo. Teraz pora by ktoś inny wykorzystał jego wiedzę. On jest już słaby, pokazał to przy ostatnim starciu. Słaby sith nie ma prawa egzystować. Jego miejsce musi zająć silniejszy. Z jego zdolnościami, mógłbym zgłębić wszelakie tajniki Mocy.
No ale nie dzielmy skóry na Rancorze. Może Sion jest słaby, ale nadal jest zagrożeniem.
Starannie omijając pozostawione truchła, idę w kierunku wraku. Mam szczerą nadzieję na znalezienie wiedzy, potęgi. Sion nażył się, a raczej "nie-nażył" się wystarczająco długo. Teraz pora by ktoś inny wykorzystał jego wiedzę. On jest już słaby, pokazał to przy ostatnim starciu. Słaby sith nie ma prawa egzystować. Jego miejsce musi zająć silniejszy. Z jego zdolnościami, mógłbym zgłębić wszelakie tajniki Mocy.
No ale nie dzielmy skóry na Rancorze. Może Sion jest słaby, ale nadal jest zagrożeniem.
Minąłeś puste, poszarpane obozowisko Tuskanów i stanąłeś na krawędzi leja. Zlokalizowanie wejścia okazało się niejakim problemem, gdyż wrak rozpadł się na kilka części - jedną główną, stanowiącą jakieś 2/3 głównego okretu oraz kilka mniejszych odłamków. Widziałeś śluzy i drzwi, co do działania których mogłeś mieć wątpliwości, lecz do dostania się do wnętrza wraku wystarczyło przejść przez którąkolwiek z niezliczonych dziur i wyrw w kadłubie. Nim jednak zdecydowałeś się które rozwiązanie wybierzesz, wysoko nad głową dobiegł cię ryk silników. Spojrzałeś w górę i zobaczyłeś mały statek, najpewniej ten sam, który widziałeś w porcie, podchodzący do lądowania na szczycie skał, mniej w tym miejscu, z którego wcześniej zeskakiwałeś na wydmy.
- Humiro - powiedziałem do siebie cicho. A więc moje przypuszczenia były prawidłowe. Ta sithowska piczka jest tutaj z powodu Siona.
Jak na razie będę musiał go unikać. Jeśli jednak dojdzie do konfrontacji, postaram się przemówić mu do rozsądku i nie wszczynać walki, przynajmniej do czasu...
Jeszcze chwilę przyglądam się lądującemu statku, po czym wchodzę którąś dziurą do środka.
Jak na razie będę musiał go unikać. Jeśli jednak dojdzie do konfrontacji, postaram się przemówić mu do rozsądku i nie wszczynać walki, przynajmniej do czasu...
Jeszcze chwilę przyglądam się lądującemu statku, po czym wchodzę którąś dziurą do środka.
Wskoczyłeś i od razu musiałeś złapać się pęku sterczących ze ściany kabli. Kąt nachylenia statku nie był może karkołomnie duży, lecz wystarczający, by twoje zapiaszczone buty o lekko stopionej, gładkiej podeszwie posłużyły ci za łyżwy.
Do wnętrza wraku wpadały strumienie pustynnego światła, rozlewając się na półprzymkniętej grodzi lub drzwiach do windy towarowej. Nie ulegało jednak wątpliwości, że dalej we wraku będzie ciemno, jak w grobowcu i nie ma co liczyć na samodzielne źródło prądu i światła. Na pierwszy rzut oka trudno było ci określić gdzie dokładnie jesteś, tym bardziej, że do wyboru miałeś przynajmniej trzy kierunki i korytarze, nie licząc wyrastających z nich pomieszczeń, schodów i wind. Tak też balansowałeś na krawędzi światła i ciemności, która niemalże wsysała cię swym pustym, lodowatym tchnieniem. "Wejdź", zdawała się mówić. Ślepy. Niepewny. Zagubiony. Bezbronny...
Do wnętrza wraku wpadały strumienie pustynnego światła, rozlewając się na półprzymkniętej grodzi lub drzwiach do windy towarowej. Nie ulegało jednak wątpliwości, że dalej we wraku będzie ciemno, jak w grobowcu i nie ma co liczyć na samodzielne źródło prądu i światła. Na pierwszy rzut oka trudno było ci określić gdzie dokładnie jesteś, tym bardziej, że do wyboru miałeś przynajmniej trzy kierunki i korytarze, nie licząc wyrastających z nich pomieszczeń, schodów i wind. Tak też balansowałeś na krawędzi światła i ciemności, która niemalże wsysała cię swym pustym, lodowatym tchnieniem. "Wejdź", zdawała się mówić. Ślepy. Niepewny. Zagubiony. Bezbronny...
[ Ilustracja ]
Wszedłeś w mrok i spojrzałeś poprzez Moc, a ciemność opadła cię jak ciężka, uderzeniowa fala. Poczułeś się mniej, niż ślepy, jakbyś utonął w smarze, jaki otoczył cię swym śmiertelnym chłodem.
Zaskoczony i mocno skołowany zachwiałeś się, przytrzymując ręką ściany. Przynajmniej ona była na miejscu, stanowiąc jakiś rzeczywisty odnośnik do rzeczywistości. Po dłuższej chwili korytarz zaczął nabierać nieostrych, ledwie widocznych konturów i kształtów, które służyły ci nie lepiej, niż normalny wzrok przy niemal całkowitym braku światła.
Szedłeś przed siebie, przygięty do ściany, czując niemal fizyczny ciężar otaczającej i przytłaczającej cię Mocy. Oprócz echa własnych kroków, posłyszałeś też odległe, dobiegające z nieokreślonej głębi statku słowa, wypowiadane niskim, jakby charkotliwym i dwugardłowym głosem:
- Czy przyszedłeś tu po odpowiedzi? Nie znajdziesz tu żadnych. Zew Mocy w tym miejscu jest silny. Ale jest to zew umarłych...
Wszedłeś w mrok i spojrzałeś poprzez Moc, a ciemność opadła cię jak ciężka, uderzeniowa fala. Poczułeś się mniej, niż ślepy, jakbyś utonął w smarze, jaki otoczył cię swym śmiertelnym chłodem.
Zaskoczony i mocno skołowany zachwiałeś się, przytrzymując ręką ściany. Przynajmniej ona była na miejscu, stanowiąc jakiś rzeczywisty odnośnik do rzeczywistości. Po dłuższej chwili korytarz zaczął nabierać nieostrych, ledwie widocznych konturów i kształtów, które służyły ci nie lepiej, niż normalny wzrok przy niemal całkowitym braku światła.
Szedłeś przed siebie, przygięty do ściany, czując niemal fizyczny ciężar otaczającej i przytłaczającej cię Mocy. Oprócz echa własnych kroków, posłyszałeś też odległe, dobiegające z nieokreślonej głębi statku słowa, wypowiadane niskim, jakby charkotliwym i dwugardłowym głosem:
- Czy przyszedłeś tu po odpowiedzi? Nie znajdziesz tu żadnych. Zew Mocy w tym miejscu jest silny. Ale jest to zew umarłych...
Uśmiechnąłem się w duchu do "wypowiedzianych" słów. Czyżby Sion chciał mnie nastraszyć? Jeśli tak, to potrzeba czegoś więcej niż kuglarskiej sztuczki.
Niewzruszony na "ostrzeżenie", ruszam powoli przed siebie, pozwalając by kierowała mną Moc.
- Pokój to kłamstwo, jest tylko pasja... -Mówię cicho do siebie.
Niewzruszony na "ostrzeżenie", ruszam powoli przed siebie, pozwalając by kierowała mną Moc.
- Pokój to kłamstwo, jest tylko pasja... -Mówię cicho do siebie.
[ Ilustracja kontinius ]
Szedłeś dalej, instynktownie oczekując, że Kun podąży za tobą, odpowie lub w jakiś inny sposób okaże ci swą obecność. Nie doczekałeś się jednak. Nie słyszałeś go, nie czułeś jego obecności. Byłeś sam.
- W śmierci nie ma pasji. - zamiast Kuna ponownie odezwał się Sion. - W śmierci nie ma nic. Ani pasji, ani Mocy, ani prawdy.
Szedłeś wzdłuż ścian, wciąż nie wiedząc dokąd, starając się jedynie wyczuć właściwy kierunek. Zamiast tego na skrzyżowaniu trzech kolejnych korytarzy wyczułeś coś innego. Dziwna przestrzeń, cała nieokreślona, martwa zawiesina wypełniająca wszystko wokół ciebie, istniała w jakiś niewytłumaczalny sposób poza czasem. Nie wiedziałeś, skąd to wiedziałeś, nie umiałeś tego wytłumaczyć. A jednak coś mówiło ci, że podobnie jak sam Sion czy nieco mu podobny, a przecież tak różny duch Exara Kuna, całe to miejsce znajduje się poza naturalnym porządkiem Mocy. Śmierć to naturalna część życia, jak twierdzili Jedi, mając w tym sporo racji. A jedna tu jedno z drugim zdawało się nie mieć wiele wspólnego.
Wiedziałeś jednak, czy może raczej - wyczuwałeś, że każdy z tych trzech korytarzy prowadzi do innego aspektu zniekształconej tu Mocy. Ten po prawo - do przeszłości, ten na wprost - chwili obecnej. Korytarz po lewo natomiast zawierał w sobie przyszłość.
Moc szeptała do ciebie, niczym martwe, mroczne głosy Siona. Wszystko w tym miejscu, a więc i to, co znalazłbyś na końcu każdego z trzech korytarzy, musi więc dotyczyć w jakiś sposób jego...
Zawsze mogłeś też zawrócić. Spróbować innej drogi, wyrwać się z tej iluzji, czymkolwiek by była. Lub też po prostu porzucić to szaleństwo.
Szedłeś dalej, instynktownie oczekując, że Kun podąży za tobą, odpowie lub w jakiś inny sposób okaże ci swą obecność. Nie doczekałeś się jednak. Nie słyszałeś go, nie czułeś jego obecności. Byłeś sam.
- W śmierci nie ma pasji. - zamiast Kuna ponownie odezwał się Sion. - W śmierci nie ma nic. Ani pasji, ani Mocy, ani prawdy.
Szedłeś wzdłuż ścian, wciąż nie wiedząc dokąd, starając się jedynie wyczuć właściwy kierunek. Zamiast tego na skrzyżowaniu trzech kolejnych korytarzy wyczułeś coś innego. Dziwna przestrzeń, cała nieokreślona, martwa zawiesina wypełniająca wszystko wokół ciebie, istniała w jakiś niewytłumaczalny sposób poza czasem. Nie wiedziałeś, skąd to wiedziałeś, nie umiałeś tego wytłumaczyć. A jednak coś mówiło ci, że podobnie jak sam Sion czy nieco mu podobny, a przecież tak różny duch Exara Kuna, całe to miejsce znajduje się poza naturalnym porządkiem Mocy. Śmierć to naturalna część życia, jak twierdzili Jedi, mając w tym sporo racji. A jedna tu jedno z drugim zdawało się nie mieć wiele wspólnego.
Wiedziałeś jednak, czy może raczej - wyczuwałeś, że każdy z tych trzech korytarzy prowadzi do innego aspektu zniekształconej tu Mocy. Ten po prawo - do przeszłości, ten na wprost - chwili obecnej. Korytarz po lewo natomiast zawierał w sobie przyszłość.
Moc szeptała do ciebie, niczym martwe, mroczne głosy Siona. Wszystko w tym miejscu, a więc i to, co znalazłbyś na końcu każdego z trzech korytarzy, musi więc dotyczyć w jakiś sposób jego...
Zawsze mogłeś też zawrócić. Spróbować innej drogi, wyrwać się z tej iluzji, czymkolwiek by była. Lub też po prostu porzucić to szaleństwo.
- Myślisz że jesteś taki mocny?! - Nie wytrzymałem i wykrzyknąłem w gniewie.
Nie lubię kiedy ktoś mnie poucza, tym bardziej gdy jest to wróg - martwy bezcielesny sith.
Chwile zastanowiłem się co robić dalej. Brnąć w to? Iść dalej po nitce którą przygotował Sion? Może to jest jedyna droga. Albo... pułapka zastawiona przez niego. Jedno wiem na pewno. Zaszedłem za daleko by się wycofać. Nie mam zamiaru wracać. Nagroda, którą mogę wygrać jest wielce kusząca.
Idę.
Przez chwilę myślałem jeszcze co począć. Przyszłość? Teraźniejszość? Przeszłość?
Przyszłość? Nikt nie może jej przewidzieć, jedynie jej prawdopodobieństwa. Wizję które mogą, ale też nie muszą się spełnić.
Przeszłość? Powiadają że trzeba znać przeszłość, by jej błędy nie powtórzyły się w przyszłości. Coś w tym jest.
Teraźniejszość. To co się dzieje teraz. Co może się dziać teraz?
Robię kilka niepewnych kroków, po czym już szybciej ruszam naprzód. Ku teraźniejszości.
Nie lubię kiedy ktoś mnie poucza, tym bardziej gdy jest to wróg - martwy bezcielesny sith.
Chwile zastanowiłem się co robić dalej. Brnąć w to? Iść dalej po nitce którą przygotował Sion? Może to jest jedyna droga. Albo... pułapka zastawiona przez niego. Jedno wiem na pewno. Zaszedłem za daleko by się wycofać. Nie mam zamiaru wracać. Nagroda, którą mogę wygrać jest wielce kusząca.
Idę.
Przez chwilę myślałem jeszcze co począć. Przyszłość? Teraźniejszość? Przeszłość?
Przyszłość? Nikt nie może jej przewidzieć, jedynie jej prawdopodobieństwa. Wizję które mogą, ale też nie muszą się spełnić.
Przeszłość? Powiadają że trzeba znać przeszłość, by jej błędy nie powtórzyły się w przyszłości. Coś w tym jest.
Teraźniejszość. To co się dzieje teraz. Co może się dziać teraz?
Robię kilka niepewnych kroków, po czym już szybciej ruszam naprzód. Ku teraźniejszości.
Z każdym krokiem kontury statku i pokładu stawały się bardziej wyraźne, gdyż oblewało je słabe, widmowe światło wypływające ze ściennych kryształów. Te natomiast nie wystawały z metalowych ścian, lecz z gładkiego kamienia tworzącego wnętrze grobowca.
Stanąłeś u wejścia do dużej, kolistej komnaty, otwierającej się na trzy inne, prostopadłe do siebie korytarze. Z dwóch bocznych, oddalonych od ciebie o jakieś 10 metrów, wyszły dwie postacie.
- A więc jednak nie wyciągnąłeś wniosków z ostatniego spotkania. - charkotliwy dwugłos Siona odbijał się od ścian. - Mimo całej siły, mimo całej potęgi i mądrości śmierci, nadal pozostałeś głupcem.
- Ja głupcem? - zaśmiał się drwiąco idący mu naprzeciw Exar Kun. Nie wyglądał jak widmo czy projekcja, lecz jak osoba z krwi i kości, podobnie jak Sion. - Czy to ja pozwoliłem strącić się w piach pustyni grupie słabeuszy? Czy to ja żeruję na żałosnych istotach, by jak pasożyt zasilać się okruchami Mocy? Nie, Sionie. Z nad dwóch, to nie ja jestem głupcem.
- A zatem jest nim on, który pozwolił ci się omamić i przyprowadzić cię tutaj. - wskazał na ciebie jednooki trup, gdy stanął z Kunem twarzą w twarz. - Chcesz okraść go z siły, zasłonić nim przede mną i wyssać jak pustą skorupę. Nie doczekasz się tego jednak.
Szkarłatne ostrze znikąd pojawiło się w jego ręce i popędziło na spotkanie głowy Kuna, który zdołał w ostatniej chwili zablokować nadchodzące cięcie.
Stanąłeś u wejścia do dużej, kolistej komnaty, otwierającej się na trzy inne, prostopadłe do siebie korytarze. Z dwóch bocznych, oddalonych od ciebie o jakieś 10 metrów, wyszły dwie postacie.
- A więc jednak nie wyciągnąłeś wniosków z ostatniego spotkania. - charkotliwy dwugłos Siona odbijał się od ścian. - Mimo całej siły, mimo całej potęgi i mądrości śmierci, nadal pozostałeś głupcem.
- Ja głupcem? - zaśmiał się drwiąco idący mu naprzeciw Exar Kun. Nie wyglądał jak widmo czy projekcja, lecz jak osoba z krwi i kości, podobnie jak Sion. - Czy to ja pozwoliłem strącić się w piach pustyni grupie słabeuszy? Czy to ja żeruję na żałosnych istotach, by jak pasożyt zasilać się okruchami Mocy? Nie, Sionie. Z nad dwóch, to nie ja jestem głupcem.
- A zatem jest nim on, który pozwolił ci się omamić i przyprowadzić cię tutaj. - wskazał na ciebie jednooki trup, gdy stanął z Kunem twarzą w twarz. - Chcesz okraść go z siły, zasłonić nim przede mną i wyssać jak pustą skorupę. Nie doczekasz się tego jednak.
Szkarłatne ostrze znikąd pojawiło się w jego ręce i popędziło na spotkanie głowy Kuna, który zdołał w ostatniej chwili zablokować nadchodzące cięcie.
Ilustracja
Pozwoliłeś zdarzeniom płynąc własnym torem, dzięki czemu byłeś świadkiem walki, jakiej wcześniej nie widziałeś. Kun stanowił uosobienie techniki, mistrzowsko połączonej z opanowaniem Mocy. Atakował, odskakiwał, parował, unikał, stosował fortele i podstępy, z nienacka posługując się Mocą jako tarczą i orężem. Jeszcze nigdy nie widziałeś wojownika tak sprawnego, wszechstronnego i pomysłowego, dostosowującego się do każdej sytuacji i okoliczności.
Tymczasem Sion był od początku do końca straszliwą, niepohamowaną siłą. Każdy jego krok, każdy ruch i gest, nawet sama jego postawa miały w sobie coś niewypowiedzianie brutalnego, jakby wszystkie okrucieństwa zadane jego umęczonemu ciału wypływały z niego bez ustanku zamiast krwi. Kun walczył emocjami, umiejętnie manipulując gniewem, nienawiścią i koncentracją. Sion był wciąż taki sam - niewzruszony jak skała, zimny, martwy, ze wszech miar nieludzki. Raz i drugi jego proste, niemalże niedbałe ataki, rozrywały gardę i zasłony Kuna, o cal chybiając ciała. Raz i drugi Kun trafiał przeciwnika swymi atakami, lecz te nie robiły na nim wrażenia, podobnie jak techniki Mocy oparte na Ciemnej Stronie, które dawno wydarłyby życie z każdej istoty. Walka trwała i trwała, obaj Sithowie krążyli po komnacie od kilku dobrych minut. W pewnej chwili Sion, napierając na na kolejną zastawę Kuna z siłą tak dużą, jakby chciał złamać świetlne ostrze przeciwnika, zdawał się bliski zwycięstwa. Właśnie wtedy Kun, wykonując błyskawiczny półobrót i zgięcie kolana, złamał własną zastawę, pozwalając by ostrze Siona prześlizgnęło się niemal po jego barku, a sam, zwrócony plecami do martwego Lorda, przebił go na wylot. Sion jęknął, zachwiał się i upadł na jedno kolano, zaś twój sojusznik odwrócił się do niego twarzą i wyciągnął miecz z ciała przeciwnika, by dokończyć sprawę. Wtedy Sion Mocą rzucił nim o ścianę z takim impetem, że ta zadrżała i skruszyła się, a sam Exar Kun bezwładnie osunął się na podłogę. Tymczasem Sion zebrał się w sobie, drgnął spazmatycznie i wstał, by jak gdyby nigdy nic ruszyć w stronę Kuna.
- Co raz zginęło nie może umrzeć, lecz odradza się, twardze i silniejsze. - brzmiał jego niezmniennie podwójny, zachrypnięty, bezlitosny głos.
Pozwoliłeś zdarzeniom płynąc własnym torem, dzięki czemu byłeś świadkiem walki, jakiej wcześniej nie widziałeś. Kun stanowił uosobienie techniki, mistrzowsko połączonej z opanowaniem Mocy. Atakował, odskakiwał, parował, unikał, stosował fortele i podstępy, z nienacka posługując się Mocą jako tarczą i orężem. Jeszcze nigdy nie widziałeś wojownika tak sprawnego, wszechstronnego i pomysłowego, dostosowującego się do każdej sytuacji i okoliczności.
Tymczasem Sion był od początku do końca straszliwą, niepohamowaną siłą. Każdy jego krok, każdy ruch i gest, nawet sama jego postawa miały w sobie coś niewypowiedzianie brutalnego, jakby wszystkie okrucieństwa zadane jego umęczonemu ciału wypływały z niego bez ustanku zamiast krwi. Kun walczył emocjami, umiejętnie manipulując gniewem, nienawiścią i koncentracją. Sion był wciąż taki sam - niewzruszony jak skała, zimny, martwy, ze wszech miar nieludzki. Raz i drugi jego proste, niemalże niedbałe ataki, rozrywały gardę i zasłony Kuna, o cal chybiając ciała. Raz i drugi Kun trafiał przeciwnika swymi atakami, lecz te nie robiły na nim wrażenia, podobnie jak techniki Mocy oparte na Ciemnej Stronie, które dawno wydarłyby życie z każdej istoty. Walka trwała i trwała, obaj Sithowie krążyli po komnacie od kilku dobrych minut. W pewnej chwili Sion, napierając na na kolejną zastawę Kuna z siłą tak dużą, jakby chciał złamać świetlne ostrze przeciwnika, zdawał się bliski zwycięstwa. Właśnie wtedy Kun, wykonując błyskawiczny półobrót i zgięcie kolana, złamał własną zastawę, pozwalając by ostrze Siona prześlizgnęło się niemal po jego barku, a sam, zwrócony plecami do martwego Lorda, przebił go na wylot. Sion jęknął, zachwiał się i upadł na jedno kolano, zaś twój sojusznik odwrócił się do niego twarzą i wyciągnął miecz z ciała przeciwnika, by dokończyć sprawę. Wtedy Sion Mocą rzucił nim o ścianę z takim impetem, że ta zadrżała i skruszyła się, a sam Exar Kun bezwładnie osunął się na podłogę. Tymczasem Sion zebrał się w sobie, drgnął spazmatycznie i wstał, by jak gdyby nigdy nic ruszyć w stronę Kuna.
- Co raz zginęło nie może umrzeć, lecz odradza się, twardze i silniejsze. - brzmiał jego niezmniennie podwójny, zachrypnięty, bezlitosny głos.
Pokonanie Siona to jedno, zniszczenie to całkowicie inna sprawa.
Ciekawy zakończenia wizji, przyglądam się dalej. Ale czy to na pewno jest wizja? A może Esencja Siona i Kuna prowadzą starcie w jakimś innym chorym wymiarze? Może "teraźniejszość" dzieje się na prawdę.
Trzeba spróbować. Nie mogę pozwolić by moja przepustka do mocy została zgładzona przez to ścierwo.
Postanawiam zbliżyć się do walczących, gotowy do walki lub ewentualnej szybkiej pomocy.
Ciekawy zakończenia wizji, przyglądam się dalej. Ale czy to na pewno jest wizja? A może Esencja Siona i Kuna prowadzą starcie w jakimś innym chorym wymiarze? Może "teraźniejszość" dzieje się na prawdę.
Trzeba spróbować. Nie mogę pozwolić by moja przepustka do mocy została zgładzona przez to ścierwo.
Postanawiam zbliżyć się do walczących, gotowy do walki lub ewentualnej szybkiej pomocy.