Spowijany żarem rozedrganego powietrza, z palącym cię w twarz piachem, który niczym złociste tornado wirował wokół ciebie, obijany podmuchami szorstkiego, kolczastego wiatru, szedłeś przed siebie krok za krokiem, brodząc po kostki w promieniach tatooińskich słońc. Miejsce ukrycia grobowca nie znajdowało się w bardzo wielkiej odległości od twej jaskiniowej kryjówki, niemniej był to dystans wystarczający, by większe z dwóch słońc zdążyło już wzejść na nieboskłon i przypuścić kolejny atak na bezkresne pustkowia planety. Szedłeś w milczeniu, za jedynych towarzyszy mając co najwyżej własne myśli oraz kilka wraithów, które wygrzewały się beztrosko dobre kilkaset metrów dalej.
Brodząc przez gęste, nieprzyjazne morze złocistego piasku, starałeś się uporządkować ostatnie wydarzenia, ich przebieg, znaczenie. Starałeś się skupić i... wyciszyć. Pradawni Sithowie, Sithowie bardziej szary, niż ciemni, a także Jedi, bardziej szarzy, niż jaśni. Spirala wydarzeń, w którą wpadłeś niejako bez udziału swej woli, niechybna śmierć, która kilkukrotnie sięgała po ciebie za sprawą droidów-zabójców, nieumarłych szturmowców czy pustynnych smoków, nakręciła się w jednym, pozornie błahym i jakże przypadkowym momencie - w chwili śmierci Kirlana.
Ten moment, choć osobiście tak istotny dla ciebie, z perspektywy Mocy musiał być niczym więcej, jak tylko kolejnym podmuchem wiatru na pustyni złożonej z miriadów ziarenek piasku. A jednak to właśnie Krilan, mędrzec, mistrz i wojownik, stał się kluczowym pionkiem w tamtym konkretnym ruchu i konkretnej partii.
Do jakiego stopnia ty, zmierzając w miejsce, gdzie zginął, ty szukający odpowiedzi, byłeś takim pionkiem?
Do jakiego stopnia chciałeś wciąż nim być?
A w jakim stopniu mógłbyś sprawić, by Moc zaczęła grać w twojej partii...?
Pokonując niewielkie wzniesienie poczułeś, że znalazłeś się na miejscu. Co prawda niewielki kompleks skalny znajdujący się o jakiś kilometr za tobą mógłby być znakiem rozpoznawczym, który pomógłby ci przypomnieć sobie to konkretne położenie, ale to nieokreślone przeczucie pozwoliło ci zidentyfikować ukrytą lokalizację grobowca. Nieopodal promienie słońca odbijały się od zaskakująco regularnej kałuży szkła, która rozlewała się pośrodku niczego, zupełnie nie pasując do reszty krajobrazu. Teren był tu dość równy, lecz w tamtym miejscu powstał niewielki krater, co pozwalało ci sądzić, że za powstanie jego i owej szklanej, nieprzezroczystej anomalii odpowiadała nadzwyczajnie wysoka temperatura. Tymczasem twą uwagę przykuło coś innego, nieco bardziej pasującego do specyfiki Tatooine - wokół tego miejsca kręciły się małe postacie w brązowych kapturach, co chwila pochylające się i zbierające coś do metalowych koszy. Nie byłeś zbytnio zaskoczony, że nie zobaczyłeś ich wcześniej, w końcu tylko Tuskanie potrafili ukrywać się na pustyni lepiej, niż Jawowie.