Sesja Vena
To co stoi przede mną, nie jest zwyczajnym przeciwnikiem.
Wyłączam swoje miecze. Otoczony przez całkowitą ciemność nie jestem jednak ukryty. Ja to wiem i przeciwnik to wie. Mimo tego muszę podjąć inne środki, spróbować innych metod niżeli przy normalnej walce. Bo zwykłymi sposoby nic tu nie dają, tylko bronią niekonwencjonalną pokonam samego siebie.
W jednym momencie skupiam moc wokoło siebie, jej kwintesencja wiruję wokoło mnie niczym mała trąba powietrzna. To co zadawało by się trwać wieki, w rzeczywistości zabrało mi nie więcej jak pojedyncze mrugnięcie.
W jednej chwili kumulowałem moc, w drugiej wyzwoliłem ją na mojego oponenta.
Walcz ogniem z ogniem...
Wyłączam swoje miecze. Otoczony przez całkowitą ciemność nie jestem jednak ukryty. Ja to wiem i przeciwnik to wie. Mimo tego muszę podjąć inne środki, spróbować innych metod niżeli przy normalnej walce. Bo zwykłymi sposoby nic tu nie dają, tylko bronią niekonwencjonalną pokonam samego siebie.
W jednym momencie skupiam moc wokoło siebie, jej kwintesencja wiruję wokoło mnie niczym mała trąba powietrzna. To co zadawało by się trwać wieki, w rzeczywistości zabrało mi nie więcej jak pojedyncze mrugnięcie.
W jednej chwili kumulowałem moc, w drugiej wyzwoliłem ją na mojego oponenta.
Walcz ogniem z ogniem...
Strumień wściekłych, fioletowo-czerwonych błyskawic wystrzelił z twoich dłoni, rozświetlając całą komnatę drapieżnym, szalonym blaskiem. Twój przeciwnik zasłonił się przed nim krzyżowym blokiem ostrzy, jednak gwałtowność i siła ataku przygięły go do ziemi, zmuszając do przyklęknięcia na jedno kolano w celu zachowania równowagi. Ostrze mieczy jarzyły się oślepiająco, częściowo pochłaniając nawałnicę Mocy, częściowo same ginąc w jej niepowstrzymanej furii.
Nie przerywając ataku, ruszam powoli w stronę wroga. Utrzymując ręce przed sobą, stawiam krok za krokiem.
Skoro przełamałem obronę wroga, należy teraz zaatakować z pełną siłą.
Staram się jeszcze przez chwilę razić go piorunami (mając nadzieję że nieźle go poturbuję przez co jego tarcza ochronna opadnie), następnie postaram się chwycić go i podnieść do góry za pomocą mocy.
Skoro przełamałem obronę wroga, należy teraz zaatakować z pełną siłą.
Staram się jeszcze przez chwilę razić go piorunami (mając nadzieję że nieźle go poturbuję przez co jego tarcza ochronna opadnie), następnie postaram się chwycić go i podnieść do góry za pomocą mocy.
Zginam się w pół i chwytam rękoma posadzkę - wszystko to by wytracić siłę odepchnięcia i stracić jak najmniej czasu na kontratak.
Znowu, tak jak przed chwilą kumuluję Moc wokoło siebie, tym razem jednak nie wykorzystuję ją do miotania błyskawic. Tym razem skupiam się na samym sarkofagu, na pokrywie.
Staram się podnieś te obiekty za pomocą mocy, po czym cisnąć nimi w przeciwnika. Staram się jednak by tor lotu tych dwóch obiektów był różny od siebie.
Znowu, tak jak przed chwilą kumuluję Moc wokoło siebie, tym razem jednak nie wykorzystuję ją do miotania błyskawic. Tym razem skupiam się na samym sarkofagu, na pokrywie.
Staram się podnieś te obiekty za pomocą mocy, po czym cisnąć nimi w przeciwnika. Staram się jednak by tor lotu tych dwóch obiektów był różny od siebie.
Gdy ty zwiększałeś tarcie na posadzkę, by przerwać ślizg spowodowany pchnięciem i jednocześnie podnosiłeś oba przedmioty, twój przeciwnik sam podniósł się z klęczek i ruszył w twoją stronę. Przed wyprowadzeniem kolejnego ataku powstrzymała go konieczność odskoczenia przed ciężkim sarkofagiem lecącym w jego stronę. "Klon" przeskoczył nad nim, obracając się w powietrzu równolegle do podłoża i wykonując półpiruet w powietrzu, podczas gdy kontrolowana przez ciebie płyta runęła na niego z góry, pionowo w dół. Wyciągając ze swego skoku co tylko się dało przeciwnik szarpnął ramieniem po półokręgu, rozcinając płytę nim ta przepołowiła jego, lecz deszcz powstałych w ten sposób kamiennych odłamków spadł nań, na moment przygważdżając do ziemi.
Dostrzegając iż mój przeciwnik poradził sobie z atakiem trochę lepiej niż przewidywałem, postanawiam wykorzystać nadążającą się okazję.
Podczas gdy 'klon' leży przygnieciony do ziemi, staram się mocą przytrzymać go w tej pozycji jak najdłużej jednocześnie wykorzystując leżące wokoło odłamki by przyszpilić go do podłogi.
Podczas gdy 'klon' leży przygnieciony do ziemi, staram się mocą przytrzymać go w tej pozycji jak najdłużej jednocześnie wykorzystując leżące wokoło odłamki by przyszpilić go do podłogi.
Uniosłeś rękę i opuściłeś ją, zaciskając z całej siły dłoń, by przycisnąć całym ładunkiem Mocy odłamki do przeciwnika, a przeciwnika do podłoża. Niemal od razu poczułeś twardy, silny opór, naciskający na twój łokieć, triceps i przedramię, zupełnie jakbyś zmagał się z innym siłaczem. O ile ciężkie, ostre odłamki nie zgniotły i nie poprzebijały leżącej na ziemi postaci, o tyle zarówno one, jak i wysiłek włożony w obronę przed twoją techniką, skutecznie uniemożliwiły mu powstanie czy też jakikolwiek inny ruch.
Siłuję się przez chwilę z oponentem, po czym dochodzę do wniosku że potrzeba będzie użyć więcej mocy niżeli mam do wykorzystania.
Moje myśli automatycznie zaczęły krążyć wokoło nowego nabytku. Trzeba będzie skorzystać z mocy płynącej z pancerza.
Staram się wydobyć ze zbroi dodatkową siłe, która(mam taką nadzieję) pozwoli mi unicestwić samego siebie.
Moje myśli automatycznie zaczęły krążyć wokoło nowego nabytku. Trzeba będzie skorzystać z mocy płynącej z pancerza.
Staram się wydobyć ze zbroi dodatkową siłe, która(mam taką nadzieję) pozwoli mi unicestwić samego siebie.
Skupiłeś się na energii pancerza, a ten przepełnił i oplótł cię nią tak gwałtownie, że miałeś wrażenie obcowania z żywą istotą. Poczułeś się inaczej nie tylko w kwestii siły, lecz mentalności, tak jakbyś myślał jednocześnie dwoma rozdzielnymi umysłami.
Moc, której użyłeś, wgniotła podłoże z taką siłą, że kamienne płyty stanowiące jego posadzkę eksplodowały, zasypując wszystko odłamkami wokół małego leja powstałego za sprawą użytej techniki. Jednocześnie twój przeciwnik zniknął bez śladu, zupełnie tak jakby nigdy go tu nie było. Jednak w jego miejsce pojawiła się inna postać.
- A więc jednak jesteś bardziej zdeterminowany, niż inni. I w związku z tym niewątpliwie bardziej wartościowy, niż inni. Mam rację, Zhaff? - powiedział duch Exara Kuna, przemawiając spokojnym, pełnym aprobaty tonem.
Moc, której użyłeś, wgniotła podłoże z taką siłą, że kamienne płyty stanowiące jego posadzkę eksplodowały, zasypując wszystko odłamkami wokół małego leja powstałego za sprawą użytej techniki. Jednocześnie twój przeciwnik zniknął bez śladu, zupełnie tak jakby nigdy go tu nie było. Jednak w jego miejsce pojawiła się inna postać.
- A więc jednak jesteś bardziej zdeterminowany, niż inni. I w związku z tym niewątpliwie bardziej wartościowy, niż inni. Mam rację, Zhaff? - powiedział duch Exara Kuna, przemawiając spokojnym, pełnym aprobaty tonem.
[ Ilustracja ]
- W Mocy nie ma czegoś takiego, jak zbiegi okoliczności. - odparł duch, zupełnie jakby słyszał twe myśli. - Był to test, który pozwolił mi odkryć część prawdy o tobie. Pozostałą część tej prawdy odkryjesz sam, sam też postawisz sobie testy, które będziesz musiał przejść. Z moją pomocą lub bez niej.
Duch patrzył na ciebie przeciągle, jaśniejąc w mroku bladoniebieskim blaskiem. Jego twarz, młoda, zacięta i bezwzględna, zdawała ci się lustrem, które odbija twą duszę.
- Posiadłeś sporą wiedzę w krótkim czasie, mój młody mistrzu. Wiele z tej wiedzy bardzo mnie interesuje. Mogę cię pokierować, pokazać ci drogi prowadzące do potęgi, jakiej nie osiągniesz sam, a której nie udostępnią ci żadni inni Sithowie w obawie, że pozbawisz ich życia i zajmiesz ich miejsce. Dla mnie takie problemy nie istnieją. Jedyny warunek, to twoja zgoda, twoja wola na... współitnienie i współdziałanie ze mną. Powiedz mi Zhaff, po co tu przyszedłeś? Czego szukasz w tym zapomnianym grobowcu i na tej jałowej planecie? Dlaczego nie wróciłeś na Korriban lub Dormund Kaas po tym, co stało się na statku?
- W Mocy nie ma czegoś takiego, jak zbiegi okoliczności. - odparł duch, zupełnie jakby słyszał twe myśli. - Był to test, który pozwolił mi odkryć część prawdy o tobie. Pozostałą część tej prawdy odkryjesz sam, sam też postawisz sobie testy, które będziesz musiał przejść. Z moją pomocą lub bez niej.
Duch patrzył na ciebie przeciągle, jaśniejąc w mroku bladoniebieskim blaskiem. Jego twarz, młoda, zacięta i bezwzględna, zdawała ci się lustrem, które odbija twą duszę.
- Posiadłeś sporą wiedzę w krótkim czasie, mój młody mistrzu. Wiele z tej wiedzy bardzo mnie interesuje. Mogę cię pokierować, pokazać ci drogi prowadzące do potęgi, jakiej nie osiągniesz sam, a której nie udostępnią ci żadni inni Sithowie w obawie, że pozbawisz ich życia i zajmiesz ich miejsce. Dla mnie takie problemy nie istnieją. Jedyny warunek, to twoja zgoda, twoja wola na... współitnienie i współdziałanie ze mną. Powiedz mi Zhaff, po co tu przyszedłeś? Czego szukasz w tym zapomnianym grobowcu i na tej jałowej planecie? Dlaczego nie wróciłeś na Korriban lub Dormund Kaas po tym, co stało się na statku?
- Nigdy nie byłem w Dromund Kaas, czy na Korribanie. Nigdy nie miałem po co tam lecieć. Tak samo było teraz. Nie łączy mnie nic z tymi miejscami, pluje na tamtejszych sithów, na ich nauki. Nie chce być zaszufladkowany jako jeden z wielu. Nauki Kirlana, jakoby prowadzone na odludziu, pozwoliły mi zachować swój własny pogląd na wiele spraw. Uniknąłem narzuconego odgórnie szablonu. - Odpowiadam spokojnie - Powiedz mi coś Exarze. Ile razy mam się zgadzać na tą symbiozę? Ile razy muszę Cię upewniać w moim przekonaniu? Jedno "tak" powinno chyba w zupełności wystarczyć...
Martwy Lord z uśmiechem pokiwał głową.
- Wielokrotnie słyszałem słowo "tak" wypowiadane przez różnych adeptów Ciemnej Strony, którzy później okazali się dość słabi, by drastycznie zmienić zdanie... Ale ty taki nie jesteś. - dodał szybko. - To, z czym się zmierzyłeś... Ten... Sion. To bardzo ciekawe osiągnięcie, coś co bardzo mnie interesuje... nas... - zreflektował się błyskawicznie. - Wiem, i ty wiesz chyba również, że to, co pozostało z tego statku spadło tu, na Tatooine. Jeśli chcesz poznać naturę tego, czego ów Sion dokonał z Mocą, musisz sprawdzić co pozostało z niego. Poza tym więź, która nas łączy... - spauzował na moment, jakby ważąc słowa i oceniając cię. - Moje istnienie wiąże się z kilkoma źródłami mej mocy. Jednym, jak zapewne się domyślasz, są grobowce, drugim - moje artefakty. Ty odnalazłeś jeden. Bym mógł w pełni odzyskać to, co utraciłem... i byś ty sam mógł w pełni z tego skorzystać... potrzebuję, byś odnalazł drugi.
- Wielokrotnie słyszałem słowo "tak" wypowiadane przez różnych adeptów Ciemnej Strony, którzy później okazali się dość słabi, by drastycznie zmienić zdanie... Ale ty taki nie jesteś. - dodał szybko. - To, z czym się zmierzyłeś... Ten... Sion. To bardzo ciekawe osiągnięcie, coś co bardzo mnie interesuje... nas... - zreflektował się błyskawicznie. - Wiem, i ty wiesz chyba również, że to, co pozostało z tego statku spadło tu, na Tatooine. Jeśli chcesz poznać naturę tego, czego ów Sion dokonał z Mocą, musisz sprawdzić co pozostało z niego. Poza tym więź, która nas łączy... - spauzował na moment, jakby ważąc słowa i oceniając cię. - Moje istnienie wiąże się z kilkoma źródłami mej mocy. Jednym, jak zapewne się domyślasz, są grobowce, drugim - moje artefakty. Ty odnalazłeś jeden. Bym mógł w pełni odzyskać to, co utraciłem... i byś ty sam mógł w pełni z tego skorzystać... potrzebuję, byś odnalazł drugi.
Zaśmiałem się w duchu słysząc "przejęzyczenie" Exara.
Martwy Lord chce wrócić do dawnej świetności. Jedyne czego potrzebuje do osiągnięcia swoich celów jest głodny potęgi "motor". Jak mógłbym nie wspomóc kolegę po fachu?
- W naturze sithów leży zdrada Exarze. Tylko głupiec myśli inaczej. Jedyne co hamuje sitha przed zdradą, to możliwość zdobycia większej potęgi. - Odpowiadam z lekkim rozbawieniem - Intrygujesz mnie Exarze. Kolejny artefakt? Co tym razem? nagolenniki? Równie potężny jak ten tutaj? - Lekko gładzę pierś
Martwy Lord chce wrócić do dawnej świetności. Jedyne czego potrzebuje do osiągnięcia swoich celów jest głodny potęgi "motor". Jak mógłbym nie wspomóc kolegę po fachu?
- W naturze sithów leży zdrada Exarze. Tylko głupiec myśli inaczej. Jedyne co hamuje sitha przed zdradą, to możliwość zdobycia większej potęgi. - Odpowiadam z lekkim rozbawieniem - Intrygujesz mnie Exarze. Kolejny artefakt? Co tym razem? nagolenniki? Równie potężny jak ten tutaj? - Lekko gładzę pierś
- Miecz. Rónie potężny, jak ten tutaj. - odpowiedział króko, zbywająć milczeniem twoją wcześniejszą uwagę. Dla każdego z was była to oczywistość. - Wiem, że niedawno odnaleźli go Jedi na Tythonie. Przez pewien czas udało mi się kierować jednym z nich, ale na dłuższą metę okazał się słaby i bezużyteczny. Jednak miecz przepadł, choć wiem, że nie został zniszczony, nie wiem gdzie znajduje się teraz ani kto go ma. A prznajmniej nie na pewno. Jednak gdy tylko ktoś w... naszym pobliżu zrobi z niego użytek, poznamy go niechybnie.
Duch skrzywił się nieco.
- Nie rozczarowuj mnie, proszę... Pierwszorzędnym celem jest teraz wrak statku Siona. W najlepszym razie, o ile uda nam się go odnaleźć i zrozumieć to, co stanowiło o sile Siona, żaden miecz czy inny artefakt nie będzie potrzebny. Przedmioty to tylko naczynia, do których co zdolniejsi z nas mogą przelewać część swej mocy, ale to zawartość, nie naczynie jest najistotniejsza. Co zaś tyczy się miecza i jego obecnego właściciela... - uśmiechnął się ponownie - Moc dąży do równowagi, a z własnego doświadczenia wiem, że jej poszukiwacze i odkrywcy zaskakująco często spotykają się w tym samym miejscu za jej cichym podszeptem. Choć w wypadku kogoś takiego, jak Sion, bardziej niż o podszepcie należałoby chyba mówić o głośnym zewie.
- Nie rozczarowuj mnie, proszę... Pierwszorzędnym celem jest teraz wrak statku Siona. W najlepszym razie, o ile uda nam się go odnaleźć i zrozumieć to, co stanowiło o sile Siona, żaden miecz czy inny artefakt nie będzie potrzebny. Przedmioty to tylko naczynia, do których co zdolniejsi z nas mogą przelewać część swej mocy, ale to zawartość, nie naczynie jest najistotniejsza. Co zaś tyczy się miecza i jego obecnego właściciela... - uśmiechnął się ponownie - Moc dąży do równowagi, a z własnego doświadczenia wiem, że jej poszukiwacze i odkrywcy zaskakująco często spotykają się w tym samym miejscu za jej cichym podszeptem. Choć w wypadku kogoś takiego, jak Sion, bardziej niż o podszepcie należałoby chyba mówić o głośnym zewie.