[Były jak najbardziej. Jednak, tak jak w większości przypadków związanych z techniką i technologią, zakładam wzorem twórców świata, że stanęły one już wtedy na tak wysokim poziomie, iż w 2,5 tysiąca lat później niewiele więcej w tej materii wymyślono. No, może poza guzikami od pralki
]
Częstotliwość podskakiwania, łapania się za zakapturzone głowy i kiwania z boku na bok dobitnie świadczyły o rosnącej nerwowości Jawów. Dzięki temu, udało ci się bez konieczności dalszej perswazji uzyskać szarpaną historyjkę o tym, jak pustynne karły, korzystając z zamieszania, jakie powstało w miejscowym garnizonie wraz z przybyciem jakiejś "wielkiej szychy" włamały się do zewnętrznego magazynu broni i ukradły to, co wydało im się najcenniejsze i najprostsze w transporcie. Jawowie, jak to Jawowie, posiadają tę dziwną przypadłość, że wszystko, co jest większe od nich, wydaje im się proporcjonalnie wiele warte. A że zwłaszcza w ich wypadku o takie rzeczy nie trudno, cóż, ot i cała geneza tatooińskiego złomiarstwa.
Jednakże Jawowie jak niewiele innych nacji, a z pewnością jak żadna inna w tak prymitywnych technologicznie warunkach, opanowali do perfekcji sztukę obsługi, przebudowy i przeprogramowywania droidów. Nic więc dziwnego, że maszyna bojowa o nawet tak wysokim poziomie zaawansowania, nie stanowiła dla nich problemu i posłusznie wyszła za złodziejami z imperialnej zbrojowni.
To, czego dowiedziałeś się dodatkowo, to że wspomniana "wielka szycha" musiała być sithem. Świadczyła o tym zarówno niespodziewana, wedle relacji Jawów, wizyta, towarzysząca przybyszowi świta podobnych jemu indywiduów oraz sam gość specjalny, charakteryzujący się jednolitą, zakrywającą całą twarz maską, jak również paniczny strach dowódcy garnizonu i żołnierzy przed jego osobą.
Detali nie było wiele, Jawowie również nie chcieli przebywać dłużej w tak napiętym i niebezpiecznym towarzystwie, a poza tym interesował ich głównie okazjonalny szaber, ale informacja była dość pewna. Raz, że pustynne karły cechował niezwykły talent do rozpoznawania użytkowników Mocy, zapewne dzięki wieloletnim doświadczeniom w kontaktach tak z jedi, jak i sithami, zawsze ceniących tę nację jako cenne źródło informacji. Dwa, że faktycznie takowe stanowili, lekceważeni przez niemal wszystkich i jak mało kto radzący sobie w tatooińskim piekiełku, jak mało kto gromadzili wszelkie dostępne informacje. Te, zupełnie jak złom, okazywały się raz kompletnie bezużyteczne, a niekiedy wręcz przeciwnie.