Gdy biegłeś schować się za pierwszą dostępną osłoną, jaką stanowił wielki, zbrojony kontener na coś tam, maszyna śledziła cię z niewzruszonym spokojem, nieustannie namierzając cel. Usłyszałeś charakterystyczny odgłos ciężkiego, blasterowego pocisku i momentalnie skumulowałeś wokół siebie Moc, licząc po cichu na dodatkowe wzmocnienie energią Kuna.
[
Ilustracja ]
Kontener rozleciał się w drzazgi z głośną eksplozją, która rzuciła jego elementy oraz falę uderzeniową na twoją niewidzialną osłonę, wstrząsając przy okazji podłogą całym pojazdem. Zęby zatrzeszczały ci z wysiłku, od morderczego gorąca zatrzymanej energii pot popłynął ci wzdłuż dredów i pleców, najważniejsze jednak, że ustałeś.
Tymczasem droid, najwyraźniej mogąc atakować serią, wystrzelił ponownie.
Nie miałeś czasu ani siły skoncentrować się ponownie ani nawet użyć Mocy do innej techniki, śledziłeś jedynie rozszerzającymi się oczami lot czerwonej kuli w twoim kierunku, który zakończył się dokładnie na środku twojego pancerza.
Wszystko zmieniło się w dojmujący pisk, kaskadę oślepiającego, czerwono-fioletowego światła oraz tępego bólu, jaki towarzyszy obijaniu się mózgu o wnętrze czaszki przy nagłych uderzeniach. Poczułeś zapach gorąca, smród palonej tkaniny. Zobaczyłeś strzępy materiału twojego płaszcza, które wirowały w zmąconym eksplozją powietrzu. Czułeś ciężki ucisk na klatce piersiowej i gryzący żar, lecz były to jedyne oznaki tego, że zostałeś trafiony. Otoczenie zniosło to gorzej. Podłoga z metalowej kratki wygięła się i stopiła w paru miejscach, podobnie jak poszycie złomowozu. Ciała Jawów leżały porozrzucane po całym pokładzie, nierzadko w kilku kawałkach. Ty jednak miałeś jedynie osmalony napierśnik, wariacki uśmiech na twarzy i histeryczne wręcz uniesienie, jakby cała sytuacja ubawiła cię po pachy.
Kierowany tą palącą emocją uniosłeś rękę, a wraz z nią droida. Zacisnąłeś pięść, napotykając niewidzialny opór porównywalny z tym, jaki stawia metalowa puszka z napojem chłodzącym serwowanym w tatooińskich spelunach, droid zaś zatrząsł się, zatrzeszczał i błyskawicznie skompresował w niemal symetryczny metalowy sześcian, doskonale pasujący do wystroju wnętrza.
Tak oto pozostałeś sam, pośród dźwięku gorącego powietrza, które wpadało do środka przez wyrwy w ścianach jadącego w nieznane złomowozu. Jakimś komicznym zbiegiem okoliczności przypuszczalny kierowca tej pustynnej śmieciary, będący czymś na kształt hybrydy krzesła obrotowego na gąsienicach i humanoidalnego korpusu z wielką żarówką zamiast głowy, wyszedł z tej akcji nietknięty i jak gdyby nigdy nic stał (siedział?) sobie przy głównej konsolecie.