Nie chcąc stracić już ani chwili więcej popędziłeś ile tylko dało się wycisnąć z kupionego u karłowatych naciągaczy złoma. Ku twej ogromnej uldze nie rozsypał się on wraz z tobą przy prędkości 120 km/h, jednak wyżej tego drgająca spazmatycznie wskazówka prędkościomierza nie była w stanie się wspiąć. Dodatkowo czułeś, że gdybyś sam naszczał do baku, byłoby to paliwo znacznie bardziej wartościowe niż to, co wcisnął ci ten skrzydlaty zasraniec.
[
Ilustracja ]
Tak czy inaczej po dobrej godzinie jazdy, w trakcie której udało ci się bardzo solidnie wymarznąć w zaskakująco zimnym krajobrazie nocnej pustyni, która tym razem dla odmiany postanowiła zmrozić cię swym sennym oddechem.
Gdy dotarłeś na skraj pieczary, jedynym odgłosem dobiegającym twych uszu był ten sam jednostajny, cichy szmer piasku leniwie zsypującego się z krawędzi, tworząc piaszczyste wodospady, które teraz lśniły fascynująco w świetle gwiazd i księżyca.
Zszedłeś w dół, po lekkiej spirali podziemnej ścieżki, bacznie rozglądając się za wszelkimi nocnymi kreaturami, które mogły poszukać tu schronienia lub miejsca nocnych polowań. Nie spotkałeś jednak niczego ani nikogo aż do momentu, gdy dotarłeś na sam dół, gdzie na tej samej skalnej półce, na której zostawiłeś go wczoraj, półleżał Harlan, wpatrzony w kaskady srebrzystego piasku, szybującego z góry gdzieś jeszcze głębiej, poprzez skalne rozpadliny.
-
Witaj Zhaff. Udało ci się znaleźć dla nas jakiś transport? - zapytał spokojnym głosem, nie głośniejszym od szmeru sypiących się ziaren.