[ILUSTRACJA]
Wchodziłaś schodkami, kompletnie nie zauważona przez nielicznych ludzi wybierających książki. Panie bibliotekarki kompletnie się nie zainteresowały dziewczyną, wchodzącą na piętro. W połowie schodów usłyszałaś jak zegar na dole wybija południe.
Wyszłaś na piętro i momentalnie uderzył Cię gwar rozmów, feeria barw, zapachów, świateł i kształtów. Cała górna sala biblioteki zamieniła się w targ. Pomiędzy półkami poustawiane były sklecone z byle czego barwne stragany. Niektóre stanowiły zbite z desek konstrukcje, nakryte niebielonym płótnem, inne były zbudowane z pordzewiałych rurek i blachy falistej. Były takie, które wyraźnie zostały zmontowane ze śmieci, a widziałaś też całe wozy, niczym cygańskie, rozkładające się w wygodne sklepy z zadaszeniem, rzeźbionymi ornamentami, udekorowane czerwoną materią i obrośnięte powojem. Widziałaś nawet konia, który spokojnie skubał obrok, stojąc na dywaniku do zabawy dla dzieci. Targ, gdy na niego patrzyłaś, musiał zajmować z hektar powierzchni, dużo więcej niż całą biblioteka. Czyżby budynek rozciągnął się wewnątrz?
Targ wypełniali sprzedawcy, kupujący oraz mnóstwo innych, którzy przyszli tu załatwiać swoje tajemnicze sprawy. Widizałaś najróżniejsze dziwolągi, przyprawiające o zawrót głowy. Dużą część odwiedzających stanowiły istoty, których nawet nie potrafiłaś nazwać w sposób odpowiadający twojemu oglądowi świata sprzed kilku dni. Widziałaś niskich hobbitów, z fajkami w rękach, chodzących małymi grupkami rozmawiając wesoło lub pijących piwo przy szynkwasach straganów. Największą stanowczo grupę stanowili rumiani, groteskowo ubrani mężczyźni, przywodzący na myśl skrzyżowanie arlekina ze szczurem. Ubrani w ciasno pasująće ubrania pokryte skomplikowanymi wzorami, byli też obok hobbitów czy skrzatów największą grupą straganiarzy. Wśród nich przemykały też osoby zupełnie od nich inne, mniej liczne, chociaż również znacząco obecne. Widziałaś śniadoskóych wędrowców, poważne, postawne postacie, których skórzane ubrania i ozdoby pochodzące z najróżniejszych kultur z całego świata wskazywały, że mają za sobą wiele tysięcy kilometrów podróży. Widziałaś galantnie ubranych bawidamków o nienagannych manierach i ogromnej charyzmie, zwykle zalecających się do kogoś - ci z kolei miewali czasem ogon, czasem ptasie brwi lub nieco lamparciergo futra na odsłoniętym torsie. Byli posępni wojownicy, o orczych twarzach, ubrani w skóry i czerwone czapki, noszący paskudną, najeżoną kolcami broń, siłą odpychający innych zastępująćych im drogę. Nikt ich za to nie ganił, lecz wszyscy uważali, by ich nie rozzłościć. Jedynymi, którzy stawali do konfrontacji byli grubo ciosani, wysocy, z elfimi uszami i płaskimi, trollowatymi nosami. Ich szerokie bary potrafiły osadzić w miejscu nawet najgroźniejszego z maruderów - miałaś wrażenie, że te półolbrzymy służą za lokalną policję. Prócz nich gdzieniegdzie przemykały majestatyczne elfy, owiane mgiełką magii i tajemnicy, podobnie jak ubrane w czarne suknie i surduty istoty o kruczoczarnyc włosach, wyglądające jak marzenie każdego gota i gotki, patrzące w ziemię, udające, że ich nie ma. Były wreszcie dumne, pierwotne satyry na koźlich nogach, tak podobne do Laury. Te ostatnie zwykle oddawały się rozrywkom, jedząc, pijąc, śmiejąc się i próbując poderwać co atrakcyjniejszych przedstawicieli innej płci, a i to nie zawsze.
Zwyczajni, normalnie wyglądający ludzie byli prawie nieobecni, jeśli nie liczyć grupki w kącie, która kompletnie nie zauważając harmidru słuchali wykładu o wierzeniach Słowian, prowadzonego przez podstarzałą bibliotekarkę z pomocą rzutnika i slajdów.
Feerię barw akompaniowały odgłosy nawoływania, donośne krzyki sprzedawców zachwalających swoje towary, sprzeczki drobnych kupców, targi pomiędzy klientami. Widziałaś dwójkę mężczyzn, najwyraźniej spotykających sie po długiej rozłące. Dookoła pełno było rozmów, krzyków, zwierzęcych dźwięków, ale też muzyki, fletów, skrzypiec, akordeonów, na których ciągle ktoś grał w tłumie. Niektórzy tańczyli, bawiąc się, inny podążali poważnie swoją drogą. Ciekawe było to, że nawet mówiąc szeptem, wszyscy dokłądnie słyszeli co mówi ich rozmówca, nawet jeśli tuż obok trwał koncert polki.
Zapachy uzupełniały gwar. Na niezliczonych straganach sprzedawane były nie tylko przedmioty i bibeloty, podobne do tych, które sama przyniosłaś, ale również usługi i pachnące przekąski. Zapach gotowanych potraw z najróżniejszych zakątków świata wypełniał twoje nozdrza, mieszając się w egzotyczną woń. Większości zapachów nie potrafiłąś rozpoznać, ale wiedziałaś, że obecne istoty dodają do niego swoje pierwiastki - zapach cieplego futra satyrów, skrzepłej krwi wojowników czy kurzu drogi wędrowców.
Byłaś oszołomiona.