-
Wampiry, wilkołaki, magowie, faerie, upiory, duchy, łowcy, cała reszta pomniejszych istot. Długo by opowiadać. - wzruszył ramionami -
Wiedza nie oznacza wyroku śmierci. Ty też teraz już wiesz. No, może w twoim przypadku tak... Zobaczymy.
-
A może po postu ci pokażę? - chłopak pochylił się i dotknął twojego czoła szybciej niż ty byłaś w stanie odkroić mu palce.
[ILUSTRACJA]
Ciemność nocy wypełniła twoje oczy. Przez moment widziałaś gwiazdy, jak wirowały wokół ciebie, gdy nie mogłaś znaleźć punktu orientacji w przestrzeni. Dopiero po chwili zobaczyłaś budynki i świat przestał się kręcić. Widziałaś całą sytuację z lotu ptaka, jak gdybyś siedziała gdzieś wysoko. Słyszałaś też wszystko, co mówili dresiarze i wszystkie paskudnie dźwięki, gdy pękały ich kości.
Rzeź się skończyła i widziałaś siebie przy garażach. Świat lekko zaiskrzył się, gdy Monika patrząc ci głęboko w oczy próbowała ci rozkazać poczekać. Teraz tak to wyglądało, nie miałaś wątpliwości. Monika zbiegła po schodach, wyjmując komórkę.
-
Krzysztof? Tak, to ja. Tak, stało się. Mam tu dwóch klientów. Nie, nie w mieszkaniu, kawałek dalej. Tak, przepraszam. - odłożyła telefon i czekała, aż z drugiej strony bloku podjedzie nowe BMW. Wysiadł z niego widziany już wcześniej przez ciebie mężczyzna w białym garniturze - wokół niego widziałaś bladą, martwą aurę, jakby sam już nie żył. Lecz żył jednocześnie.
-
Co tu się stało? Co ty odpierdalasz?! - zaczął na nią krzyczeć.
-
Napadli mnie. Ale zobacz, aryjscy... pomożesz?
-
No i chuj, że aryjscy! Mam zimne żreć z ziemi? Po cholerę ich zabijałaś? Pojebało cię? Na środku ulicy?
-
Napadli mnie! Co miałam robić?! Dać się zgwałcić? - niemal krzyknęła Monika, ale nazwany Krzysztofem sieknął ją w twarz.
-
Zamknij się, mogłaś ich zwabić do siebie i wtedy do mnie zadzwonić. I wypierdalaj. Teraz muszę to po tobie sprzątać, ty głupia, bezużyteczna kurwo. - facet trącił trupa łysego nogą, lecz bez efektu.
-
Dziekuję. A moje buty...?
-
Nie wkurwiaj mnie! Wypierdalaj powiedziałem! - machnął ręką, a Monika biegła już w twoją stronę.
-
Co za tępa cipa. - powiedział mężczyzna, klękając na przyniesionym z samochodu ręczniku nad łysym delikwentem. Wgryzł się w jego szyję i pił długo, ssając mocno i siorbiąc. -
Dobrze, że kurwa jeszcze ciepły, ja pierdolę. - rzucał co jakiś czas, wyraźnie zirytowany. Gdy skończył, krytycznie ocenił całą sytuację i zapakował oba trupy do bagażnika. Na miejsce zbrodni, krzywiąc się z obrzydzenia, przypchał kosz na śmieci. Ustawił go nad śladami krwi i wrzucił do niego kozaki Moniki - polawszy całość benzyną, podpalił i natychmiast odskoczył jak oparzony, z wyrazem bezgranicznego przerażenia na twarzy. Skamląc, odbiegł kawałek i kwilił chwilę ukryty za zdewastowaną ławką, aż wreszcie pozbierał się z ziemi i odjechał.
-
Puk! - Seothl dotknął palcem twojego czoła i cofnął go natychmiast. Siedział teraz, patrząc z zadowoleniem na twoją minę.