- Jesteś roztrzęsiona, nie myśl teraz o tym. - Monika pomogła ci wstać, chociaż tak naprawdę to ona bardziej wstała ciebie. Poprowadziła cię w górę schodków, weszłyście między dwa rzędy pokrytych graffiti garaży, obrośniętych z obu stron dawno nie wycinanymi krzaczorami. Tam zatrzymała cię ot, na środku przejścia i spojrzała ci głęboko w oczy.
- Jo, poczekaj tutaj. - a ty wiedziałaś już, że musisz jej usłuchać, choćby nie wiem co - Poczekaj na mnie pięć minut, zaraz wrócę.
Pobiegła w stronę miejsca swojej zbrodni. Przez moment faktycznie stałaś, ściskając klucze do kawalerki, które wcisnęła ci w rękę. Dopiero po chwili dotarło do ciebie, że właściwie nie wiesz, dlaczego tak gładko jej usłuchałaś. Rozejrzałaś się i wtedy usłyszałaś rozmowę.
Monika wskazywała martwych dresiarzy jakiemuś facetowi przed trzydziestką, o wyglądzie kompletnego fryca. Biały garnitur, który nosił, w połączeniu z jego niemalże hitlerowską blond grzywką na żelu sprawiał, ze wyglądał jak biznesmen z NRD z początku lat 90-tych. A teraz, choć nie słyszałaś słów, kłócił się o coś z Moniką. Widziałaś, jak twoja przyjaciółka próbuje go przeprosić, lecz on tylko się zamachnął i uderzył ją w twarz. Jego usta ułożyły się w znajome słowo "kurwa", jedyne, jakie rozpoznałaś z całej rozmowy. Monika przez moment stała tam jeszcze, wreszcie wskazała na swoje kozaki, na co mężczyzna odpowiedział jedynie machnięciem ręki. Monika biegła już boso w twoją stronę.
- Hmmm...- mruknęłam pod nosem w końcu ruszając się z miejsca, w którym pozostawiła mnie Monika i przyglądając się nowej parze kluczy, które wcisnęła mi do ręki. Więcej amunicji.
Mrugając energicznie oczami, żeby jakoś się otrząsnąć, podeszłam do końca ściany, żeby nie tylko przysłuchać, ale i przyjrzeć się rozmowie. Facet w białym garniturze wyglądał jak z taniego filmy wyciągnięty, czeskiego w dodatku. Widząc cios, który przyjęła Monika szybko schowałam się za ścianą czując w żołądku nieprzyjemne uczucie strachu. Co to, kurna, za mafiozo?!
Uciekać? Nie uciekać? Może przynajmniej upewnię się, że Monice nic nie jest zanim dam nurka do domu...
- Nie wiem czy ja bym się tak cieszyła, gdyby ktoś mi liścia sprzedał... - przeszło mi przez głowę, jednak nie byłam w stanie tą myślą podzielić się na głos. Zachowanie Moniki było co najmniej dziwne. Byle nie okazała się wiedźmą i nie wrzuciła mnie do gulaszu...
- No więęęc... nic ci nie jest, tak?- spytałam dając się na razie prowadzić. - W takim razie może pójdziemy wiesz... do domu? Tego miejsca, w którym mieszkamy zazwyczaj?- Zaproponowałam zerkając na Monikę kątem oka i uśmiechając się niepewnie.
- Chcesz iść jeszcze piętnaście minut? Nie wiem czy to taki dobry pomysł, jak się pojawi policja, to mogą chcieć nas przesłuchać. A ja nie mam butów. - odpowiedziała - A tamten facet... Nie powinnaś byłaś tego widzieć. To mój przyjaciel, pomoże nam. Trochę się pokłóciliśmy, ale to nic, nadal jest moim przyjacielem.
- Uwierz mi. - Monika znów spojrzała prosto w twoje oczy, tak jak wcześniej, łapiąc twój wzrok. Ciarki przeszły cię po plecach, ale... cóż, może ten przymus, który czułaś poprzednio był tylko wytworem twojej bujnej wyobraźni, wystarczająco już rozregulowanej widokiem jatki.
- Może lepiej na razie się nie sprzeciwiać...- doszłam po cichu do wniosku gniotąc namiętnie klucze w dłoni, niczym ciasto na pizzę. W obecnym momencie ich moc wyolbrzymiła się w mojej głowie do potęgi bomby atomowej.
- Mili ci twoi przyjaciele, co cię liściem na dzień dobry obdarowują... - Skomentowałam, choć niezbyt odważnie i nieco przyciszonym głosem. Mimo wszystko nadal szłam do przodu.
- Mówiłam ci, pokłóciliśmy się. O, już jesteśmy. Mam tu taka kanciapę, na ostatnim piętrze. - podeszła razem z tobą do wejścia do klatki. Blok nie był wysoki, miał może ze cztery piętra - Oddasz mi klucze? Muszę otworzyć drzwi.
Mogłam albo rzucić kluczami i pobiec w drugą stronę, albo... "Nie głupio byłoby mieć po swojej stronie lwa", jak to powiedziała pewna surykatka. Choć sekundę zajęło mi rozluźnienie dłoni, w końcu podałam Monice klucze.
- No więc o co chodzi? Jesteś wnuczką supermana, ugryzł cię radioaktywny pająk czy szkolili cię tybetańscy mnisi? - wymieniając wszystkie teorie, które przyszły mi dotychczas do głowy miałam nadzieję, że odpowiedź Moniki będzie miała dla mnie jakichś sens. Chociażby najmniejszy.
- Chodzę na krav magę. Wiesz, że lubię facetów, a w tym mieście prosto się naciąć na jakiegoś zwyrola. - odpowiedziała całkiem rzeczowo, po raz pierwszy słyszałaś, żeby przyznała się, że się puszcza. Zazwyczaj próbowała ci wmówić, że to ty jesteś panną niewydymką.
Mieszkanko faktycznie było malutkie. Wchodziło się od razu do małego zakątka kuchennego, w którym właściwie nic nie było, mało garnków, kuchenka bez większych śladów używania. Po prawej była łazienka, najwyraźniej jednocześnie prysznic i kibelek, a naprzód, za przejściem z koralików większy już pokój. Jego centralnym miejscem było duże, wygodne, dwuosobowe łóżko, ładnie zaścielone, po którym walała się sterta poduszek i poduszeczek. Obok była tylko niewielka szafka i komoda przy wejściu, na której stała mała, nowoczesna wieża z dwoma głośnikami i stosik płyt CD. Na górze był Tom Jones.
Monika weszła, powiesiła swój płaszczyk na haczyku i zamknęła drzwi na oba zamki i łańcuch. Dopiero gdy to zrobiła, odetchnęła i otworzyła drzwi łazienki.
- Muszę wziąć prysznic. - powiedziała, zostawiając brudne ślady stóp na podłodze - Też chcesz?
Rewolucyjny wieczór. Skoro Monika przyznała się do bycia, no cóż, puszczalską, to mogę spodziewać się wszystkiego.
- To tutaj przyprowadzasz swoich wybranków? - spytałam rozglądając się po mieszkaniu, aż nie natrafiłam na wielkie, dwuosobowe łóżko. Więcej odpowiedzi nie potrzebuję, dziękuję. Niezbyt pewna położenia zdecydowałam się nie zdejmować jeszcze płaszcza. Krav maga... Od kiedy na kursach samoobrony uczą absolutnej destrukcji czaszki przeciwnika? Przepraszam bardzo, tego kitu nie kupuję.
- Yyy... Jasne, ale idź pierwsza.- odpowiedziałam niepewnie starając się ulokować lodówkę. Jedzenie... A konkretnie lody. To przecież rozwiązanie na każdą sytuację.
Otworzyłaś lodówkę i zobaczyłaś, że w środku znajduje się właściwie jedynie jedzenie, które można przygotować na śniadanie. Lody - owszem, mały, napoczęty, śmietankowy kubełek.
Monika wyszła z łazienki nadspodziewanie szybko. Widocznie tym razem nie chciała się upiększać, a jedynie zmyć brud i resztki krwi z nóg. Przyszła do ciebie, usiadła, okręcona ręcznikiem. Nie odzywała się, wycierała tylko włosy.
LODY! Szybko pochwyciłam odkryty skarb w ręce i przetrząsnęłam resztę kuchni w poszukiwaniu łyżeczki, noża, widelca... Czegokolwiek. Znajdując małą łyżeczkę zasiadłam na krótkim blacie kuchennym i zajęłam się lodami nie zwracając za bardzo uwagi na cokolwiek innego.
Do Moniki odezwałam się dopiero po dłuższej chwili i skonsumowaniu około połowy opakowania lodów. Śmietankowe... Nie tak dobre, jak czekoladowo-miętowe, ale nie będę w końcu wybrzydzać.
- No to... Co teraz? - spytałam w końcu z dziobem pełnym lodów.
- Idziemy spać. Chyba, że chcesz wcześniej wziąć prysznic. - uśmiechnęła się - To był ciężki dzień. Dobrze, że już po wszystkim.
Monika przeszła do pokoju, z komody wyciągnęła majtki i rodzaj prześwitującej frywolnej haleczki. Wróciła już ubrana.
- Wiesz, bo ty mi się czasem wydajesz taka zagubiona. Jakbyś należała do zupełnie innej bajki. - powiedziała, zdejmując kolczyki. Czy brała w nich prysznic? Pewnie tak - Nie bój się. Tutaj już nic ci nie grozi. Nikt nie wie o tej kanciapie.
Przyzwyczajona do skąpych ciuszków Moniki nie zwróciłam uwagi na jej nocne przebranie. Upewniona lodami w końcu zeskoczyłam z blatu i zdjęłam płaszcz odwieszając go na odpowiednie miejsce.
Należę do innej bajki. Świata kowbojów, w którym liczy się refleks i szybkość rewolweru... A nie ostrość twoich butów, którymi możesz przebić czaszkę byle dresa.
- Pożycz coś do spania. - Powiedziałam tylko zdejmując koszulkę w drodze pod prysznic i nie odpowiadając na stwierdzenie Moniki. Nie wie, jak blisko jabłoni dorzuciła właśnie jabłkiem.
Monika podała ci bieliznę, podobną jak sama założyła. Cóż, może pożyczanie piżamki w takim miejscu nie było ulubionym z twoich sposobów na znalezienie odzienia, ale wolałaś to niż jakiś T-shirt zostawiony przez któregoś z zapewne licznych gości kawalerki.
Lejąca się z góry woda poprawiła twój nastrój, jakby zmywając wszystkie wydarzenia tego wieczoru. Najpierw niefortunne wyjście do klubu, które właściwie nie było niczym bardzo nadzwyczajnym. Potem również zupełnie zwyczajny atak dresiarzy. Krwawy szał Moniki, a potem ten dziwny facet. W sumie nie dziwiło cię, że Monika ma przyjaciół, którzy potrafią usunąć ciało o drugiej nad ranem w środku Katowic. I którzy dają high-five ręką w twarz. Właściwie jedyną rzeczą, jaka naprawdę cię zdziwiła była jej niemal nadludzka siła. Owszem, gdybyś miała takie kozaki, mogłabyś rozwalić komuś łeb. Ale kompletnie rozłupać? To było dziwne. Chociaż może faktycznie ta Krav maga...
Gdy wyszłaś, Monika leżała już po swojej stronie łóżka, ze spokojną, niczego niewyrażającą miną. Zupełnie jakby nic się nie stało.
- Wskakuj. - uśmiechnęła się, uchylając kant kołdry.
Gorąca woda nie pomogła mi poukładać w jakikolwiek logiczny sposób ostatnich wydarzeń, sprawiła jednak, że część stresu wyprowadziła się z mojego ciała wraz z parującą wodą. Przynajmniej tymczasowo.
Krytycznie oglądając pożyczoną mi piżamkę Moniki z wielkim żalem nasunęłam ją na siebie. Przynajmniej była czysta. Czy była kiedykolwiek używana i w jaki sposób? Nad tym wolałam nie rozmyślać.
- No to... w takim razie, co? Uciekamy do Meksyku? Na Antarktydę? Bo wiesz... Jesteś tak jakby, wyjęta teraz spod prawa...- oświadczyłam dość poważnym tonem, jak najszybciej wsuwając się pod kołdrę, aby nie raczyć Moniki widokiem swego odsłoniętego ciała. Co za skąpy ciuch, kurna mać.
- Mówiłam ci, żebyś się nie martwiła. Mój przyjaciel wszystkim się zajmie. Nic nam nie grozi, ani jako ofiarom ani jako sprawczyniom. - Monika przytuliła się lekko - Poza tym, sami się o to prosili. Nikt nie gwałci moich przyjaciół. Kto mieczem wojuje... - ziewnęła.
W rzeczy samej, wydawało się, jakby Monika zupełnie nie przejęła się zajściem. Układała się do spania, jak gdyby nic poważnego się nie wydarzyło. Czy zrobiła coś takiego już wcześniej? Może to nie był jej pierwszy mord na środku ulicy. Zobaczyłaś, jak spokojnie oddycha, prawie już śpiąc.
- Właśnie zabiłaś dwóch dresiarzy. Dresiarzy, ale jednak ludzi. W ogóle cię to nie tyka?- spytałam zdziwiona unosząc wysoko brwi i jedno ramię czując, że Monika zaczyna się do mnie lepić.
- Słuchaj, może ty należysz do jakiejś mafii i dla ciebie takie rzeczy to chleb codzienny, ale ja takie sceny widzę tylko na filmach.- dopowiedziałam szturchając ją w ramię. No, uważaj, jak ci pozwolę pospać.
- Co ty przede mną ukrywasz?- niezadowolona nutą rozczarowania, która pojawiła się w moim głosie chrząknęłam. Byłam przyzwyczajona do tego, że Monika zawsze sama dzieliła się wszystkimi detalami ze swojego życia... A teraz co? O największym wydarzeniu, które nawet mnie interesuje w ogóle nic nie piśnie prawdy?
- Dresiarze to nie ludzie. Usunęłam pasożyta, a przy okazji uratowałam ci dupę. Mogłabyś okazać trochę wdzięczności, co? - otworzyła jedno oko, najwyraźniej nieco zirytowana twoimi pytaniami - Co, myślałaś, że przyleci Spiderman i ich złapie w siatkę? Byli więksi, szybsi, silniejsi. Nie uciekłybyśmy. To było jedyne rozwiązanie.
Zaśmiała się cicho, sennie, gdy usłyszała o mafii.
- To nie tak jak myślisz. Spotkałam kiedyś parę osób, czasem idziemy potańczyć, ale nie, nie jestem dziewczyną gangstera ani call girl dla ukraińskich biznesmenów. Nieważne co sobie o mnie myślisz. Śpij. Muszę odpocząć po tym wszystkim.
Leżąc w pozycji na wpół siedzącej, objęłam Monikę delikatnie kładąc dłoń na jej plecach. No, jak już się przykleiła, to może chociaż i mi być wygodniej. Poza tym... Lepiej było pozostać na jej liście ludzi 'Nie do zabicia'.
- To śpij. - Mruknęłam tylko krótko czując, że dla mnie następnych parę godzin wcale nie będzie wypełnionych snem.
Już ja ci przeszukam to mieszkanie jak zaśniesz... Pewnie schowała tu swoją zamordowaną macochę, albo babcię. Zakonserwowaną w jakimś słoiku... - udając, że też przysypiam przymknęłam oczy wsłuchując się w oddech Moniki, aby wyłapać moment, w którym mogłam mieć pewność, że zasnęła.