Sesja VLa
- Taa... Bramkarze to moi kumple, zagadam z nimi. - oznajmił Landryn i podszedł do schaba siedzącego przy barze. Rozejrzałeś się po sali, ale w pierwszej chili nie dostrzegłeś nikogo znajomego. Dopiero po paru minutach w oczy rzucił ci się Szczur, u którego zasięgałeś kiedyś języka. Siedział sam, co nie było zbyt dziwne, w najciemniejszym kącie pierwszej sali.
[ Ilustracja ]
- To będzie nawet jakaś odmiana. - uścisnął ci dłoń. - Co słychać? Ano słyszysz, szarpidruty jak zwykle, bydło jak zwykle, ale trzeba siedzieć, słuchać i obserwować, na przykład przyjezdnych. - wyszczerzył się do ciebie swoim zgniłym uśmiechem. Stawiłbyś piwo albo dwa, że tymi zębami można przegryzać drut kolczasty.
- To będzie nawet jakaś odmiana. - uścisnął ci dłoń. - Co słychać? Ano słyszysz, szarpidruty jak zwykle, bydło jak zwykle, ale trzeba siedzieć, słuchać i obserwować, na przykład przyjezdnych. - wyszczerzył się do ciebie swoim zgniłym uśmiechem. Stawiłbyś piwo albo dwa, że tymi zębami można przegryzać drut kolczasty.
- A jest czego słuchać, co nie? Sporo się dzieje z tego co ja dosłyszałem - rzekł po czym spojrzał na ilość piwa towarzysza. Nie było go zbyt wiele, więc szybko zaproponował - Kupię po browcu, pogadamy - po czym wstał z miejsca i podszedł do baru. Miał zamiar kupić to co pił u Niewida, o ile było dostępne. Smakowało mu.
"Smoków" w barze nie było, ale barman zaproponował coś podobnego, ponoć równie dobrego. Sprawdziłeś "Black Bossa" - faktycznie, bardzo dobre, ciemne, mocne.
- Ano dzieje się, dzieje. - zaczął Nosferat, gdy usiadłeś z browarem. - Pełno gówniarstwa się zjeżdża. Prawo gościnności nie obowiązuje, no bo względem kogo, to i łażą wszyscy wszędzie jak na dworcu. Na razie traktują to głównie jako wielką pijalkę, ale tylko czekać, aż zaczną się tu mnożyć jakieś piętnastopokoleniowe ścierwa, bo przecież progenitura też nie obowiązuje. Ale mimo wszystko nie ma ich - zrobił nieokreślony gest - tak wielu, jak mogłoby być w dużym mieście bez księcia. Coś ich odstrasza. Z resztą nie tylko ich, nas, wilki, nawet magów.
- Ano dzieje się, dzieje. - zaczął Nosferat, gdy usiadłeś z browarem. - Pełno gówniarstwa się zjeżdża. Prawo gościnności nie obowiązuje, no bo względem kogo, to i łażą wszyscy wszędzie jak na dworcu. Na razie traktują to głównie jako wielką pijalkę, ale tylko czekać, aż zaczną się tu mnożyć jakieś piętnastopokoleniowe ścierwa, bo przecież progenitura też nie obowiązuje. Ale mimo wszystko nie ma ich - zrobił nieokreślony gest - tak wielu, jak mogłoby być w dużym mieście bez księcia. Coś ich odstrasza. Z resztą nie tylko ich, nas, wilki, nawet magów.
- Da się tu wyczuć jakąś...gównianą energię - określił rzeczowo sprawę Gangrel nie znajdując odpowiednich słów - Jednak nie panuje tutaj taki chaos jaki powinien wyniknąć z braku księcia. Ktoś sprawuje tutaj chociaż prowizoryczną władzę? - zapytał i popił łyk czarnego bossa. Nazwa nie pasowała Hammerowi, ale miał nadzieję, że nie robią tego piwa z murzynów.
[ Ilustracja ]
Spojrzał bykiem w stronę najbliższego głośnika.
- Że też tu zawsze musi tak napierdalać... Prowizoryczna władza? Ha! To bardzo dobre określenie. W samym mieście, to znaczy w centrum, można powiedzieć, że Lenin trzyma wszystko do kupy i wszyscy, którzy mają jakąś sprawę przychodzą do niego. I dawniej tak bywało, bo Lenin to całkiem popularny facet. Ma swój klub ulicę dalej. No a na obrzeżach Wujek Grga, cyganie.
Spojrzał bykiem w stronę najbliższego głośnika.
- Że też tu zawsze musi tak napierdalać... Prowizoryczna władza? Ha! To bardzo dobre określenie. W samym mieście, to znaczy w centrum, można powiedzieć, że Lenin trzyma wszystko do kupy i wszyscy, którzy mają jakąś sprawę przychodzą do niego. I dawniej tak bywało, bo Lenin to całkiem popularny facet. Ma swój klub ulicę dalej. No a na obrzeżach Wujek Grga, cyganie.
"Przejebane..." - podsumował w myślach Gangrel.
Obie grupy był na jego czarnej liście. Cyganów nienawidził i komuchów tak samo. A tu miał do czynienia z nikim innym jak Lenin, ojca tego całego syfu. Chyba wpadłby w furię na sam jego widok. A cyganów być może szybciej...przełknie. Tym bardziej, że to podobno Gangrele. Z drugiej jednak strony ten pieprzony komuch mógł wiedzieć i nie przepadać za pewnym księdzem. Wiadomo jak komunizm "kochał" Kościół.
- Cyganie mają jakieś szanse z tym całym Leninem? Czy jest to raczej typ nietykalny? Cyganie mają jakiegoś przywódcę?
Obie grupy był na jego czarnej liście. Cyganów nienawidził i komuchów tak samo. A tu miał do czynienia z nikim innym jak Lenin, ojca tego całego syfu. Chyba wpadłby w furię na sam jego widok. A cyganów być może szybciej...przełknie. Tym bardziej, że to podobno Gangrele. Z drugiej jednak strony ten pieprzony komuch mógł wiedzieć i nie przepadać za pewnym księdzem. Wiadomo jak komunizm "kochał" Kościół.
- Cyganie mają jakieś szanse z tym całym Leninem? Czy jest to raczej typ nietykalny? Cyganie mają jakiegoś przywódcę?
- No Wujka Grgę, mówię przecież. Czy mają szansę... Nie wiem, zależy o co pytasz. Na żadną krwawą jatkę się tu nie zanosi, ani jeden ani drugi nie preferuje takich rozwiązań. Albo wszystko rozbije się o to, kto ostatecznie będzie miał większy fanklub i uznają go przez aklamację, albo wreszcie Sabat posadzi tu jakąś swoją kukłę, choć po tym co się stało z Sehonem raczej się nie odważą. A na pewno nie dopóki jest tutaj Korothir. Aż dziw, Camarilla jeszcze się do niego nie zgłosiła, ale oni już dawno położyła na nas lachę. Poznański mógłby coś o tym powiedzieć. Gdyby żył.
Spojrzał na ciebie jakbyś wyskoczył tutaj z parady gejów.
- Człowieku, skąd żeś się urwał? Nie o księdzu? Nie słyszałeś, kto rozjebał Sehona, a wcześniej jednego Tzimisca z Rumunii? Przecież Sabat ma z nim krzyż pański od dobrych ośmiu lat. Ponoć ostatnio usiłowali go nawet kupić, ale coś nie wieżę, żeby było ich stać, hehe... - dopił duszkiem resztę piwa i beknął potężnie.
- Człowieku, skąd żeś się urwał? Nie o księdzu? Nie słyszałeś, kto rozjebał Sehona, a wcześniej jednego Tzimisca z Rumunii? Przecież Sabat ma z nim krzyż pański od dobrych ośmiu lat. Ponoć ostatnio usiłowali go nawet kupić, ale coś nie wieżę, żeby było ich stać, hehe... - dopił duszkiem resztę piwa i beknął potężnie.
Gangrel również dopił swoje piwo i poszedł po następne. Po chwili wrócił z butelką dla siebie i rozmówcy.
- Było ich ponoć trzech, poza tym Księdzem, był jeszcze Mag i Wilkołak. Cholernie ciekawa kombinacja. Wiesz coś o tych dwóch? - zapytał rozkoszując się piwem. Coraz bardziej smakował mu Czarny jak piekło Boss.
- Było ich ponoć trzech, poza tym Księdzem, był jeszcze Mag i Wilkołak. Cholernie ciekawa kombinacja. Wiesz coś o tych dwóch? - zapytał rozkoszując się piwem. Coraz bardziej smakował mu Czarny jak piekło Boss.
Odstawił kufel od ust i wyprostował się na krześle, wzdychając głośno.
- Podobnie Sabat powinien już dawno zauważyć, że niektórzy go nie lubią. I mógłby się wreszcie czegoś z tego nauczyć, bo ostatnimi laty szło mu tu nie najlepiej. Sehon nie był członkiem Sabatu. Trzymał go za pysk, a starszyzna srała przed nim po nogach, w nadziei, że uda się coś mu uszczknąć z jego pojebanej wizji. Sehon był chujem, sadystą i tandeciarzem, ale był też jednym z najpotężniejszych, najstarszych i najmądrzejszych skurwieli, jakich miała nieszczęście oglądać ta część świata. A teraz ty pytasz mnie o namiary na ludzi, którzy wysłali Sehona do piachu...
Wziął kufel ponownie do ręki i wypił kilka łyków, nie spiesząc się zbytnio.
- Zastanów się, czy naprawdę chcesz ich poznać. I czy może to ciebie Sabat nie lubi tak bardzo, że każe ci się z nimi spotkać?
- Podobnie Sabat powinien już dawno zauważyć, że niektórzy go nie lubią. I mógłby się wreszcie czegoś z tego nauczyć, bo ostatnimi laty szło mu tu nie najlepiej. Sehon nie był członkiem Sabatu. Trzymał go za pysk, a starszyzna srała przed nim po nogach, w nadziei, że uda się coś mu uszczknąć z jego pojebanej wizji. Sehon był chujem, sadystą i tandeciarzem, ale był też jednym z najpotężniejszych, najstarszych i najmądrzejszych skurwieli, jakich miała nieszczęście oglądać ta część świata. A teraz ty pytasz mnie o namiary na ludzi, którzy wysłali Sehona do piachu...
Wziął kufel ponownie do ręki i wypił kilka łyków, nie spiesząc się zbytnio.
- Zastanów się, czy naprawdę chcesz ich poznać. I czy może to ciebie Sabat nie lubi tak bardzo, że każe ci się z nimi spotkać?
Gangrel roześmiał się.
- Drogi kolego, skąd przypuszczenie, że mam się z nimi widzieć? Mam im pogratulować roboty i ucałować w policzek? A może pójść z nimi na piwo? Nic z tych rzeczy. - zmienił ton na poważniejszy - Starliby mnie w proch, nim bym się pod siebie zesrał - powiedział biorąc łyka dodał - Nie chcesz o nich mówić, ok. Jednak jest jeszcze jedna kwestia i to muszę wiedzieć. Po tym daje Ci jeszcze jedno piwo i masz mnie z głowy. Ksiądz. Gdzie rezyduje i jakie ma stosunki z Leninem?
- Drogi kolego, skąd przypuszczenie, że mam się z nimi widzieć? Mam im pogratulować roboty i ucałować w policzek? A może pójść z nimi na piwo? Nic z tych rzeczy. - zmienił ton na poważniejszy - Starliby mnie w proch, nim bym się pod siebie zesrał - powiedział biorąc łyka dodał - Nie chcesz o nich mówić, ok. Jednak jest jeszcze jedna kwestia i to muszę wiedzieć. Po tym daje Ci jeszcze jedno piwo i masz mnie z głowy. Ksiądz. Gdzie rezyduje i jakie ma stosunki z Leninem?
- Ok, dzięki - powiedział i dotrzymał obietnicy kupując Szczurowi piwo - Trzymaj się - pożegnał się z Nosferatu i poszedł ku Landrynie. Rozglądał się przy okazji po pubie. Zniesmaczyła go wieść, że klecha ma dobre stosunki z Leninem. Miał nadzieję, że komuch nie lubi świętoszków. Niestety, poglądy to jedno, a polityka to drugie.
[ Ilustracja ]
Spoglądając wokół zobaczyłeś, że do klubu wparowało paru Pim of Death, wielkich-złych-czarnuchów w szerokich spodniach, obwieszonych złotem i amuletami voodoo, nadając jeszcze więcej kolorytu temu bardzo... wielokulturowemu miejscu.
Landryn właśnie kończył rozmowę ze znajomkiem bramkarzem.
- Marnie. Nic się nie działo poważniejszego tutaj od miesiąca. Na mieście ponoć też nie, przynajmniej z grubszych spraw. Choć to tylko bramkarz, informacją turystyczną to on nie jest. A co tam u cię?
Spoglądając wokół zobaczyłeś, że do klubu wparowało paru Pim of Death, wielkich-złych-czarnuchów w szerokich spodniach, obwieszonych złotem i amuletami voodoo, nadając jeszcze więcej kolorytu temu bardzo... wielokulturowemu miejscu.
Landryn właśnie kończył rozmowę ze znajomkiem bramkarzem.
- Marnie. Nic się nie działo poważniejszego tutaj od miesiąca. Na mieście ponoć też nie, przynajmniej z grubszych spraw. Choć to tylko bramkarz, informacją turystyczną to on nie jest. A co tam u cię?
"Pierdolone czarnuchy" pomyślał mijając czarne mięcho. Był jak najbardziej rasistą i mocno kuła go w oczy obecność czarnych. Podszedł do Landryny kierując go i siebie ku wyjściu.
- Udało mi się jedynie potwierdzić to co już wiem. Wypadałoby pogadać z tym całym Leninem, ale chyba na sam jego widok dostanę ataku szału - wyszedłszy z klubu rozglądnął po autach. Wzrokiem szukał czerwonego Firebirda - Wolałbym pogadać z cyganami. Istnieje szansa, że nie wpadnę w szał. Gdzieś tu na pewno mają osiedle. Oni z pewnością będą też wiedzieć co o tych skurwionych łowcach - począł klepać się po kieszeniach - Kurwa, masz szluga? - zapytał zapomniawszy, że ostatnią paczkę wypalił przed wyjazdem. Przynajmniej teraz rak mu groził.
- Udało mi się jedynie potwierdzić to co już wiem. Wypadałoby pogadać z tym całym Leninem, ale chyba na sam jego widok dostanę ataku szału - wyszedłszy z klubu rozglądnął po autach. Wzrokiem szukał czerwonego Firebirda - Wolałbym pogadać z cyganami. Istnieje szansa, że nie wpadnę w szał. Gdzieś tu na pewno mają osiedle. Oni z pewnością będą też wiedzieć co o tych skurwionych łowcach - począł klepać się po kieszeniach - Kurwa, masz szluga? - zapytał zapomniawszy, że ostatnią paczkę wypalił przed wyjazdem. Przynajmniej teraz rak mu groził.