Sesja VLa

Bardzo szybko odpływałeś w ciemność, która bardzo szybko opływała ciebie i twą świadomość. Początkowo zmieniała się w strzępki obrazów, niejasnego rezonansu minionych wydarzeń i pobudzeń, rejestrowanych przez działający na paranormalnych zasadach mózg. Były tam strzępki wrażeń pędu, podróży, doznania niepewności i przyjemności, być może jakieś fantasmagorie o smokach i upiorach.
Jednak po pewnym czasie, którego w tym stanie świadomości nie sposób odmierzyć, ciemność zmieniła się w smolistą, wszechogarniającą pustkę, w której zaczynałeś tonąć, zamiast odpływać w nią w spokoju.

[ Ilustracja ]

Widziałeś miasto.
Miasto pogrążone w mroku, ciemności. Jednak nie w nocy, gdyż nie było w niej gwiazd, a płaszczyzna nieba zdawała się być zastąpiona przez nieokreśloną próżnię, w którą aż strach było patrzeć, jakby w obawie przed "wypadnięciem do góry", wprost w nią. Wokół ciebie majaczyły zarysy budynków, kamienic, niewyraźne sylwetki ulic i chodników, fantomy ławek i latarni. Jednak nie była to ciemność, do której cię stworzono. Nie znajdowałeś w niej spokoju, pewności dzikiej bestii, udającej się na polowanie. Co ważniejsze - nie widziałeś w niej tak, jak działo się to zazwyczaj.
Poza tobą nie było nikogo, a jednak czułeś dziwną niepewność, obawę, przygnębienie. Czułeś chłód, sensację nieznaną ci od pewnego czasu, a także czyjąś obecność. Obecność, która zagrażała ci czymś więcej, niż śmiercią.

Krok... krok... stuk... krok... krok... stuk...

Gdzieś z głębi ulicy niosło się echo miarowego, spacerowego kroku, połączonego z czymś jeszcze, jakby uderzaniem kija czy laski o brukową kostkę. Rozejrzałeś się wokoło, wypatrując źródła dźwięków, jakiegoś przechodnia, ale nic nie dostrzegłeś. Echo dobiegało raz z przodu, raz z tyłu, to znów ze wszystkich kierunków jednocześnie. Odwróciłeś się po raz któryś, równie skołowany, co zaniepokojony, i ujrzałeś przed sobą zarys sylwetki mężczyzny. Melonik, frak (choć niemal wszystko skrywał absolutny mrok, skądś byłeś pewien, że są czarne), elegancka laska, na której się wspierał. Nie widziałeś twarzy, lecz czułeś na sobie jego milczące, dziwne spojrzenie.
Zdezorientowany, przestraszony, zaszczuty. Dawno nie czuł tych uczuć. Wstrząsały nim, gdy czuł się taki...malutki. Nie wiedział gdzie jest i gdzie iść. Zanim jednak zaczął logicznie myśleć przed nim pojawiła się tajemnicza postać. Wzbudzała w Michale przerażenie. Ponownie czuł się...śmiertelny.
- K-kim jesteś?! Czego chcesz?! - chciał wykrzyczeć z siebie, lecz ledwo i te słowa wyrzucił ust. W dodatku zszokowany był swoim załamanym głosem.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Przedziwna postać podeszła krok bliżej. Zobaczyłeś twarz mężczyzny, podobną absolutnie do nikogo, z niewielką, równo przyciętą bródką i niewyraźnym uśmiechem majaczącym na ustach.
- A ty? Kim ty jesteś? Czego ty chcesz tutaj, w tym miejscu? - zapytał, głosem pełnym rozbawienia i drwiny.
Kleisty mrok niewyraźnych kształtów rozświetliła nagle furia płomieni, buchających ze wszystkich zatopionych w ciemności budynków. Ogień był wszędzie, rozrastał się, przybliżał, jakby jęzory pożarów chciały dosięgnąć cię i pożreć, napawając przy tym niepohamowanym, atawistycznym lękiem. Chciałeś uciec gdziekolwiek, tonąc w coraz większej panice, ale nie mogłeś zrobić kroku. A ogień rósł i rósł, pochłaniając wszystko, choć zamiast rozjaśniać ciemność nadawał jej jedynie krwawy blask.
Zmysły szalały wysyłając setki ostrzeżeń, by uciekać. Wszystkie były ignorowane, ale nie dlatego, że nie chciałby tego zrobić. Po prostu nogi miał niczym z ołowiu. Przez chwilę w głowie przebiło się pytanie nieznajomego.
- Ja...jestem tu, bo taką mam misję - wycedził z siebie. W otaczającym go szaleństwie nawet nie bardzo mógł sobie przypomnieć co za misje ma, lecz z jakiego innego powodu by się tu znalazł? Musiał mieć coś tu do zrobienia.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Mężczyzna przed tobą uśmiechnął się drapieżnie.
- Ach, człowiek z misją. Podoba mi się to. - powiedział z uśmiechem, przyglądając ci się przeciągle. Wreszcie stuknął laseczką o bruk, a wszystkie płomienie rozjarzyły się ze zdwojoną siłą, pochłaniając cię w całości.

Obudziłeś się nagle, nie do końca wiedząc gdzie jesteś i co się dzieje. Rozejrzałeś się wokoło. Landryn przewracał się na drugi bok, mamrocząc coś pod nosem. Widziałeś niewyraźnie, zmęczonym, zamazanym wzrokiem, a po czole spływała ci kropla krwi. Pot. Spojrzałeś na zegarek - wytężyłeś wzrok - 15:43
Oddychał ciężko. Odruch, którego się jeszcze nie oduczył. Będąc martwym napełniał jedynie piersi powietrzem, po czym je wypuszczał. W płucach nie zachodziły żadne reakcje przyswajania tlenu i wypuszczaniu dwutlenku węgla. Płuca były martwe. Tak jak i inne organy. Odruch oddychania jednak wciąż u niego pozostał. Chociaż z czasem tych oddechów jest coraz mniej. Wiedział, że z czasem on zaniknie powodując u śmiertelnych podświadomy niepokój.
Teraz jednak serce powinno mu walić jak młot przy szybkich, płytkich oddechach. Pozostało jednak zimne, a i sam Hammer dość szybko wrócił do trzeźwej sprawności. Strzepał z siebie reszki przerażającego snu.
Można powiedzieć, że przebudził się w środku nocy. Przetarł delikatnie czoło, by pozbyć się kropli "potu". Następnie spróbował wzorkiem przedrzeć się przez zasłony, by dostrzec jaka jest pogoda za oknem. "Jest pochmurnie czy słonecznie? A może pada deszcz? zastawiał się.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Po "naświetleniu" grubych, ciemnych zasłon wnosiłeś, że dzień jest słoneczny, co zapewne wiązało się jakoś z twoim wszechogarniającym skołowaceniem i słabością mięśni, kończyn i zmysłów. Brujah szarpnął się na wersalce, jakby i jego gnębił jakiś nieprzyjemny sen. Z chwilowego braku lepszych alternatyw przeszedłeś się do przedpokoju, by przed lustrem sprawdzić jak parszywie wygląda twoja gęba o tak nieprzyzwoitej porze. Cóż, obejrzany obraz nie zawiódł twoich oczekiwań - zaspany ryj skacowanego menela-mordercy życzył ci wszystkiego najgorszego. Gdzieś za nim odbijał się w lustrze widok uchylonych drzwi do łazienki, w której spał Eryk. Obracając się w tamtą stronę zobaczyłeś, że technowiking śpi w wannie z otwartymi oczami. Nietypowe zjawisko, choć w sumie nic nadzwyczajnego.
- Tobie też marnie się śpi? - zapytał Niewid, przemawiając bez poruszania się, niczym przedziwna kukła z wmontowanym głośnikiem.
- Widzę, że nie mnie jedynemu - odpowiedział przyglądają się sobie w lustrze. Może to ironiczne, ale taka morda przypominała mu czasy życia. Po ciężko pokrapianych imprezach i (najczęściej) bójkach tak wyglądał. Dzięki temu jego piękny ryj zdobiła śliwa, rozwalona warga czy inny rodzaj "mejk-apu". Odszedł od lustra i poszedł do łazienki.
- Słonecznie dziś - rzekł opierając się o wejście - Mamuśki będą wyłazić z dzieciarnią na spacery, dziady stare przesiadywać na ławkach czytać kiełbasy wyborcze, a młode wilki będą łoić browary w plenerze i się dupczyć w krzakach - zaśmiał się ponuro - Życie jednym słowem.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Niewid parsknął krótko i przeciągnął się.
- Tęskni ci się za tym? Za całym tym zgiełkiem i tłumem dnia? Czy po prostu nie przywykłeś jeszcze do nocnego trybu "życia"?
- Tęskno mi? Nie. Nic z tych rzeczy. Do tego czasu kto wie, czy bym nie leżał metr pod ziemią, gdyby jakiś inny wariat wbił mi kosę w żebra kilka razy - przeciągnął się - Dopiero teraz, nazwijmy to życie, nabrało bardzo słodkiego smaku hehe. Wspomnienia są jednak jeszcze nieco świeże - popatrzył na rozmówcę - Kiedy ostatnio Ty wygrzewałeś zadek na słońcu? - zapytał w kontekście wieku Niewida.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
- Hmmmmm.... - zastanowił się głośno, wyciągając w wannie jak na łóżku. - Będzie już... Z piętnaście lat? Choć o wygrzewaniu się w słońcu nigdy nie było mowy. Na północy Finlandii nigdy za ciepło nie było. - zachichotał i wygramolił się na nogi. - Ech... Chcesz się napić, czy idziesz kimać dalej?
- Całkiem niezły staż jak na Sabat - odparł i zastanowił się krótką chwilę nad pytaniem - Nie, dzięki. Może teraz po krótkiej pogawędce lepiej będzie mi się spać. Do później - rzekł i wrócił na swoje wyro. Rzucił okiem na Landrynę. Zadziwiające jakim cudem jest wampir. Po takim wypadku, o ile by przeżył, miesiące wegetacji, potem rehabilitacja i długi powrót do sprawności, która tak czy siak 100% by nie była. A tutaj rach-ciach i na noc będzie jak nowy. Wystarczy nieco krwi.
Położył się próbując zasnąć.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Próba ta nie od razu była owocna. Dobre dwadzieścia minut przewracałeś się z boku na bok, co nie zdarzyło ci się od dawna, jeśli kiedykolwiek odkąd byłeś trupem. Słyszałeś jak Eryk otwiera lodówkę a następnie piwo, jak wraca do łazienki, nucąc coś gardłowo. Wreszcie jednak udało ci się zasnąć.
Sny, choć bez wątpienia nieprzyjemne i poszarpane, tym razem nie pozostały w twej pamięci jako nic więcej, niż dziwne majaki. Obudziłeś się lekko, leżąc na prawym boku, wpatrując się w regał z książkami gospodarza. "Mitologia Celtów", "Mitologia Skandynawii" w starych oprawach, nowe wydanie "Amerykańskich Bogów" Gaimana. Obok ciebie strzeliły jakieś kości. Spojrzałeś, to Landryn przeciągał się, siadając na łóżku.
- AAAeeeeeeeaeeee....! Kuuuuurwaaa... - ziewnął przeciągle. - Jak nowo narodzony. Tylko moja cudowna kurtałka się zjebawszy. - ocenił poszarpany ochłap, który służył mu za ubranie. Spojrzałeś na zegarek: 20:34. Za oknem panował już zmrok.
"Wikingomaniak" pomyślał spoglądając na książki. Nigdy nie interesował się zbyt mitologią. Wiedział jedynie, że wikingowie siali postrach w walce i nie mieli sobie równych w podróżach wodami. Zresztą, wystarczy popatrzeć na Niewida, by sobie móc wyobrazić wikinga. A przecież tyle wieków temu z pewnością chłopy był jeszcze bardziej harde.
Hammer również poprzeciągał się i rozprostował kości przyjemnie nimi strzelając - Tylko się nie popłacz hehe - skomentował ironicznie uwagę Landryna odnośnie ubrania.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
- Żebyś ty się nie popłakał jak cię dojadę. - odszczeknął się niby groźnie Brujah. - Co robimy? Jakieś plany na wieczór? Ponoć sporo tu mają pijalek.
Nieumarły zaśmiał się ponuro kwitując odpowiedź Landryny.
- Muszę iść zaczerpnąć nieco informacji. Choćby o tych "miłych" łowcach. Tutejsze Elizjum będzie dobrym ku temu miejscem. Muszę też zatelefonować - opracował plan na dzisiejszą noc - No i kogoś by się pod kła wrzuciło. Zaczynam głodować, więc jeśli się nie rozsypujesz to ruszajmy - rzekł zbierając się do wyjścia powoli sprawdzając czy ma rzeczy. Portfel, kluczyki do auta, broń. Wszystko było na swoim miejscu.
- Niewid, możemy tutaj przekimac następny dzień? - zapytał. Wolał mieć pewność, że nie będzie się musiał głowić gdzie spać.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
- Jasne jasne. - odkrzyknął z kuchni Eryk, który najwyraźniej coś smażył. Zaraz też wychynął z niej na wstecznym, trzymając jedną ręką w rękawicy kuchennej patelnię, na której coś mieszał, ubrany w kolorowy fartuch, nadający mu absurdalnego wyglądu. - Weźcie sobie zapasowe klucze, leżą na półce nad kurtkami. Odyn nakazuje gości podejmować, a co zeżrecie, to mi centrala zwróci. - dodał tonem żartu.
Landryn nie pozostał mu dłużny.
- Seksowne wdzianko. Jak wrócę to też się tak dla mnie ubierzesz?
- Jak wrócisz, to będę topless i pokażę ci przy użyciu noża co to są orle skrzydła.
- odrzekł lodowato, natychmiast zmieniając wyraz twarzy, ale Brujah tylko zaśmiał się i zbył go machnięciem ręki.
Gangrelowi również na gębie pojawił się cyniczny zaciesz, gdy zobaczył Władcę Fiordów w ciekawym stroju, ale nie skomentował tego. Pozostawił to Landrynie, którego pytanie spotkało się z rozbawieniem.
- Pojeb - powiedział po czym pacnął w łeb Brujah - Ruszajmy - wziął klucze ze wskazanego przez Eryka miejsca.
Gdy wyszli spojrzał w niebo oceniając pogodę.
- Czeka nas krótki spacer do tej Katedry. Cholera, nawet jeśli będą tam ci pieprzeni łowcy nic im nie będziemy mogli zrobić...Elizjum i jebany zakaz rozrabiania... - popatrzył na kumpla - Pamiętasz jak wyglądały te bydlaki?
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
- Coś tam pamiętam, chyba bym ich poznał. Chociaż bardziej zapamiętałem furę - czerwony Firebird, raczej nie pomylisz.
Wyszliście przez podwórko na Piotrkowską, skąd do Caterdalu mieliście rzut kamieniem. Tak jak poprzedniej nocy pod klubem i na pasażu kłębiły się tłumy emo dzieci i podobnych obdartusów, wymuszających haracz od przechodniów, uciekających pospiesznie od wściekłego rzępolenia rozstrojonych gitar i masakrowanych przepitymi głosami "Whisky" oraz "Knockin' on heavens door". Nie chcąc stać się kolejnymi ofiarami tego żałosnego spektaklu pospieszyliście w stronę wejścia, czy też raczej zejścia do klubu.

[ Ilustracja ]

Już od samych schodów uderzyła cię fala wściekle głośnej muzyki, wypełniającej całe wnętrze. Zszedłeś po krótkich schodkach, bacznie obserwowany przez dwóch rosłych bramkarzy, którzy nie zmieściliby się w drzwiach jeden obok drugiego. Jedno spojrzenie na nich wystarczyło by stwierdzić, że nie są to ludzie, zapewne Brujah.
Tuż u podnóża schodów stał narożny bar, podświetlany na ciemny błękit, za którym uwijał się barman gabarytów bramkarzy, obsługując z szybkością światła najróżniejszych i najdziwniejszych klientów. Dalej, patrząc w prawo, rozciągał się wielki parkiet, na którym przy świetle stroboskopów kotłowało się tańczące towarzystwo. Wolałeś pozostawić wzrok wśród ciemności pierwszej części baru, gdyż strobole były przeznaczone dla potencjalnych klientów okulisty, nie dla ciebie, lecz i tak bez trudu dostrzegałeś rozmaitą mieszankę wszystkich możliwych subkultur. Punkowie, skini, metale, dresiarze, rockmani, gothci, emo, entuzjaści tatuaży, kolczyków, śrubek i kolców w różnych częściach ciała, a nawet paru elegantów w garniturach - wszyscy siedzieli zgodnie, grzecznie, ewentualnie czasem łypiąc krzywo jedni na drugich lub żartując otwarcie z kolegami z którejś z grup siedzących przy stoliku, stojących przy barze lub na parkiecie. W sali sąsiedniej do parkietu dostrzegłeś fragment czegoś, co najwyraźniej stanowiło ring, pod którym widzowie oglądali jakąś walkę. Najpierw mignął ci jakiś rosły Gangrel, usiłujący trafić kogoś pazurami, zaraz potem zobaczyłeś nacierającego nań wilkołaka w postaci pół-człowieczej. Zdawało się, że dla wszystkich to zupełnie normalne zjawisko.
- Ładna zbieranina...Rozpoznajesz kogoś? - zapytał miotając wzrokiem po mordach i idąc w kierunku baru. Szukał również jakiś znajomych. Przez rok poznał kilku tutejszych umarlaków, a Łódź daleko od Warszawy nie była i dość często tutaj bywał poznając innych sabatników.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
← Sesja WoD
Wczytywanie...