Sesja VLa

- Mam, mam jednego ziomka. Mieszka na Pietrynie, zaraz obok "Cathedralu". - odpowiedział ci Brujah. - To swój człowiek.

Minęliście tablicę informującą, że wjeżdżacie w granice administracyjne miasta.
Zdecydowanie na przedmieściach Łodzi wesoło nie było. Aż chciałoby się rzecz, że psy dupami szczekają, ale nawet psów tutaj nie dostrzegłeś ani nie usłyszałeś, o ludziach nie wspominając.
Nieco dalej droga stała się już szersza, przechodząc w czteropasmowy, względnie równy asfalt. Wjeżdżałeś na pierwsze duże osiedle. Ludzi i ruchu nie było praktycznie wcale. Trasa była dobrze oświetlona, jezdnia względnie szeroka i równa, niemniej sylwetki bloków wydały ci się odpychające, przygnębiające na swój dziwny, dojmujący sposób, którego nie umiałeś wytłumaczyć. Zupełnie inne wrażenie robiły pojedyncze domki, stare kamienice, jakieś muzeum stylizowane na antyk... Jednak to wszystko ginęło w ogólnym, wszechogarniającym mroku, który jakby wisiał między drzewami osiedlowego skweru.

Światła sygnalizacji wciąż jeszcze zastąpione były ostrzegawczymi. Jechałeś jednak dość wolno, z niemal przepisową prędkością, jakby z niewiadomych przyczyn instynkt nakazywał ci ostrożność. Parę razy dostrzegłeś wychylające się z bramy czy parku sylwetki w kapturze, które zaraz kryły się przed światłami trupio bladych, pomarańczowawych latarni. Wiedziałeś już po 10 minutach pobytu, że Łódź nocą nie jest twoim miastem, przynajmniej na... Radogoszczu? Chyba taką nazwę zobaczyłeś na jednej z mijanych tabliczek z nazwami ulic i dzielnicy.

[ Ilustracja ]

Zajechałeś na skrzyżowanie z wciąż włączonymi światłami. Po drodze widziałeś zarysy kominów pracujących fabryk, wypuszczających w nocne niebo kłęby smolistego dymu. Z czasem dostrzegłeś ich coraz więcej. Stanąłeś światłach, mając po swojej lewej wielki, ceglany mur z wyrzeźbionymi na całej długości dłońmi, których sylwetki przeplatały się, rozmazywały w jakimś spazmatycznym, pełnym cierpienia geście. Na placu przed tym, co odgradzał mur, a co wyglądało z daleka jak jakaś stacja kolejowa, piętrzył się równie ponury obelisk, u podstawy którego wypisano czytelny manifest "Nigdy więcej". Choć sam monument był bardzo sugestywny, to jednak skóra ścierpła ci z innego powodu, jakbyś chciał oddalić się stąd jak najprędzej.
Przyjrzał się obeliskowi uważniej. Ciekawy był czego to nigdy więcej ludzie widzieć nie chcieli.
Miejsce podane przez Landrynę było znajome Michałowi. Było tu...dziwnie. Negatywna energia była nadto wyczuwalna. Nic dziwnego, że wszyscy tak interesowali się tym miastem. Coś tu było nie tak.
Skierował się w znane sobie ulice ku "Cathedralu". Cieszył się w głębi ducha, że nie będzie musiał kombinować. Czas nie był im przychylny. Słońce coraz pewniej wychodziło zza horyzontu.
Pamiętał te uliczki z czasów, gdy jeszcze żył. "Jakiś ten świat jest popierdolony..." - skwitował cały rok, który obrócił jego życie nie tyle o 180 stopni, co je porostu rozwalił. Rok temu jego serce biło jak młot, płuca wypełniały się tlenem i innymi mniej życiowymi substancjami, a krew krążyła czasem, niczym formuła 1 na torze, gdy przyszło do akcji. A dziś? Klinicznie martwy, chodzący trup. Istna, kurwa, bajka. Tyle, że w niej nie było happy endu.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Spoglądając uważniej dostrzegłeś dalszą część napisu, która głosiła: "Nigdy więcej nazizmu". Cóż, sugestywne, trzeba przyznać.

Wyjechaliście z Radogoszcza i po jakichś piętnastu minutach znaleźliście się na Bałutach. Tutaj blokowisko było jeszcze bardziej rozległe, niż poprzednio, bloki bardziej socrealistyczne, zaś sportowcy stali grupkami po trzech, pięciu pod klatkami, na rogach ulic i w ciemny alejkach. Dziwny klimat poprzedniego osiedla ustąpił czysto żulerskiemu nastrojowi okolicy. Im bliżej byłeś centrum, tym jaśniej świeciły latarnie, a odgłosy nocnego życia mieszkańców metropolii stawały się coraz wyraźniejsze, pogodniejsze.
Po kolejnych kilku minutach jechałeś już gwarnym deptakiem Piotrkowskiej między witrynami rozmaitych sklepów, pozamykanych tego dnia i o tej porze. W odróżnieniu od nich życie klubowe rozgrywało się w najlepsze. Kolejne puby, restauracje, okienkowe fast foody tworzyły głośną, energiczną rzeczywistość nocnej Łodzi. Różnica między tym miejscem, a częścią miasta, którą widziałeś dotąd, była kolosalna, zupełnie jakbyś z jeziora gęstej smoły wpadł do wartkiego strumienia światła. Z klubów, ulokowanych na, nad i pod ziemią, wysypywali się kolejni goście, wraz z dźwiękami niosącej się wewnątrz muzyki.

[ Ilustracja ]

Dojechaliście na prostopadłą do "Pietryny" alejkę o nazwie Pasaż Schillera, zatłoczonej jeszcze bardziej, niż poprzednia część ulicy. Więcej było tu chodnikowych grajków, więcej młodzieży, przesadnie eksponującej swoją sympatię do wszystkiego, co w jej pojęciu było mroczne i złe. Wszyscy oni przemieszczali się przy wiodących pod ziemię schodach, nad którymi neon obwieszczał nazwę klubu "Catedral".
Widząc napis uśmiechnął się cynicznie. Jakże często brano jego i jego ludzi za nazioli, chociaż nienawidzili tego ścierwa tak samo jak inni. Pewnie, że dzielili kilka poglądów i fajnie, że tępili Żydów, lecz zbyt wiele polskich serc i umysłów padło ofiarą faszystowskich świń.

Gangrel zjechał trochę z głównej ulicy do mniejszej alejki. Szukał nieco bardziej ustronnego miejsca, by wypuścić znajomka z bagażnika. Noc chyliła się ku końcowi i nie miał czasu na nieprzewidywalne wydarzenia mogące ten czas jeszcze zabrać. Kiedy znalazł wolne miejsce zaparkował i wyłączył silnik. Zaciągnął ręczny.
- Jesteśmy - otworzył bagażnik i wyszedł z auta. Podszedł do tyłu auta i uniósł drzwi. Pomógł Landrynie wygrzebać się z auta. Przyjrzał się kumplowi czy nadal wygląda jak rozpadająca się kupa.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Wjechaliście przez bramę na jakieś średnio zapyziałe podwórze. Landryn przypominał teraz wybitnie szpetnego Nosferatu, ale trzymał się we względnie jednym kawałku, przynajmniej na tyle, by mógł koślawo się przemieszczać. Weszliście na drugie piętro wąskiej klatki schodowej, gdzie Brujah zastukał do drzwi z numerem 8. Otworzył wam koleś o wyglądzie Technowikinga, który szybko zmierzył wzrokiem poharatanego Brujaha.
- Landryn, kuuurwa. Znowu się zjebałeś po pijaku z motoru? Wchodźcie.
Stanęliście w długim przedpokoju, który prowadził do trzypokojowego mieszkania. Wszędzie leżały hantle, rozprute worki treningowe, walała się rozłożona na części broń, ściany zaś oklejone były najrozmaitszymi przedstawieniami Thora i Odyna (jedno bardziej kiczowate od drugiego), a także plakatami zespołów, których nazwy nawet ty nie byłeś w stanie wymówić.
Gangrelowi od razu chłop się spodobał. Bezpośrednie podejście. W dodatku wygląd sugerował, że lepiej nie mieć go za przeciwnika. Wiedział też zapewne kim są. Nieumarły również starał się dostrzec czy rozmawia ze śmiertelnikiem czy trupem. W stanie obecnym Landryny pozwolił odpowiedzieć za niego. Brujah sugerował, że to swój chłop, więc pozwolił sobie na otwartość.
- To byłoby całkiem szczęśliwe zdarzenie - powiedział cynicznie - Jest znacznie gorzej - spoważniał - Jego sforę wybili Łowcy. Sam też jak widać oberwał klawo. Można by było powiedzieć, że to cud, że żyje. Wpadłem na niego w drodze do Łodzi - zakończył szybkie zeznanie omijając szczegół, że wpadł na niego focusem pędząc 200km/h po czym wyciągnął dłoń do syna Odyna - Jestem Michał, ale mów mi Hammer.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
- Eryk. - przedstawił się, ściskając ci krótko dłoń. - Ale mów mi Niewid. Połóż go tam, na kanapie. - wskazał drzwi do najbliższego pokoju i udał się w stronę kuchni, z której wrócił z dwoma plastikowymi pojemnikami krwi. Szybko zrobił z nich kroplówkę, którą podwiesił pod nocną lampkę i podłączył pod Landyrna.
- Łowcy, niedobrze. Odkąd zrobił się ten bajzel i bezkrólewie zaglądają tu coraz częściej. Dopóki żył Poznański trzymali się z dala, albo się go bali albo mieli z nim jakiś układ, cholera wie. - mówił, patrząc na Brujaha. - Ale nic to, znajdziemy ich. A wy po co w ogóle przyjechaliście do tej Walhalli dla ubogich? - zapytał, otwierając zębami dwa "Czerwone Smoki", z których jednego podał tobie.
Hammer zrobił jak Niewid polecił. Położył Landrynę na kanapie obserwując jak sprawnie działa z kroplówkami. Gdy Eryk podał mu piwo przytaknął w podzięce i wziął "Czerwonego Smoka".
- Właśnie by sprawdzić co za bajzel się tu dzieje. Diecezja Warszawska jest zaniepokojona tutejszą sytuacją. Wiesz jak jest...Polityka - prychnął z niesmakiem jak na Gangrela przystało - Poznańskiego wykończył niejaki Sehon, no nie? Zresztą, i on teraz gryzie piach doprowadzając do jeszcze większego burdelu. Podobno też dwie frakcje kopią sobie zadki. Cyganie i niejaki Lenin, prawda to? - zapytał popijając Smoka.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
- Prawda i nieprawda. - odparł zawile, ciągnąć solidnie na hejnał połowę "Smoka" i podając resztę Landrynowi. Brujah nie omieszkał skosztować, choć nieco trunku wylało mu się przez nie do końca zarośnięty mięsem policzek.
- Są dwie grupy Gangreli, jedna faktycznie wokół Lenina, ponoć trochę trzepnięty koleś, druga wokół cyganów. Ale nie powiedziałbym, że kopią się po maskach, bo jedni i drudzy byli przeciw Sehonowi w tej wojnie, więc bardziej skrzykują ziomków i pewnie ten, kto będzie miał silniejszą ekipę wygra walkowerem. - wydudulił resztę piwa i zaczął zaciągać czarne zasłony, bo świt był już tuż, co z resztą poczułeś na swoich powiekach i narastającym oszołomieniu, nie związanym z pitym właśnie alkoholem.
Wystarczyły delikatne i słabe promienie, by wampir poczuł się co najmniej niekomfortowo. Włączyła się czerwona lampka ostrzegawcza. Zaczął działać instyt przetrwania. Poczuł jak niemal samoistnie napinają się mięśnie gotując się na akcję ucieczki w cień. Już od roku nie widział Słońca, nie czuł jego życiodajnego ciepła. Skóra wampira była bladawa i zimna. Poczuł głęboką falę...smutku? Wieczność w zimnych objęciach ciemności. Słyszał, że niektórzy nie wytrzymują i popełniają rytualne samobójstwo kąpiąc się w promieniach Słońca. Teraz poczuł jakby dotknięcie tego szaleństwa. Był nieopierzonym wampirem i pamiętał Słońce, zapach kwiatów, ulicznego skwaru, seks w plenerze, a nawet pot, świadectwo bycia żywym nie wymazał mu się tak z pamięci. Była to jednak kwestia wielu pełni, gdy i to przepadnie. Strzepał z siebie te wszystkie przemyślenia "Co się stało to się nie od-stanie"- skwitował w duchu. Gdy już się otrzepał, porządnie łyknął i zapytał Eryka - Jak sądzisz, która z grup obecnie jest silniejsza?
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Niewid zastanowił się przez chwilę, w trakcie której skołował spod biurka kolejne dwa "Smoki", tym razem czarne. Otworzył jedno ponownie zębami, proponując ci drugie.
- No właśnie w tym sęk, że chyba żadna. W samym mieście, centrum i okolice, na pewno Lenin. Trzyma tutaj jeden klub, zaraz niedaleko, generalnie zawsze był ważny, znał się z Poznańskim, miał swoje dojścia. Ale na obrzeżach i przedmieściach, na Złotnie i podobnych mrocznych zadupiach to już zdecydowanie Grga. Trudno powiedzieć ile to potrwa, bo napierdalanki się nie spodziewam, pewnie się jakoś ze sobą dogadają w końcu... - zamyślił się i ponownie przyssał do gwinta.
- Dzięki - rzekł odbierając Czarnego Smoka i słuchając Niewidy dopił Czerwonego. Dowiedział się całkiem sporo. Będzie w nocy musiał poinformować Diecezję o postępach. Póki co postanowił dowiedzieć się nieco o swoim dobroczyńcy. Popatrzył na Landrynę.
- Skąd się znacie? Łatwo dostrzec, że nie znacie się od kilku dni - wrócił wzrokiem do rozmówcy - Jak w ogóle znalazłeś się w tym całym bagnie? Nie siedzisz w tym od dziś i jesteś dobrze rozeznany w świecie truposzy - wziął głębszego łyka w oczekiwaniu na odpowiedź.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
- Siedzę w tym od roku. - odparł technowiking, siadając okrakiem na obrotowym krześle przy biurku. - Warszawa wezwała mnie tu zaraz po tym, jak Sehon skasował Poznańskiego i było wiadomo, że będzie wojna. Ściągnęli mnie tu aż ze Sztokholmu. Potrzeba było kogoś, kto będzie miał rozeznanie w wypadkach, a na Nosferatu nie ma co liczyć. Głównie za ich sprawą udało się ujebać Sehona. Także wywiedziałem się mniej więcej jak ta bitwa przebiegła i kto komu najwięcej dokopał do dupy. - pociągnął głośno nosem i gwałtownie przekręcił głowę do lewego i prawego barku, strzelając głośno kręgami szyjnymi. - A z tym tutaj. - wskazał gestem Landryna. - Poznaliśmy się kiedyś na noże, że tak się wyrażę. Pozabijaliśmy się ze trzy razy, no ale niestety, obaj już byliśmy martwi, o czym nie wiedzieliśmy przed, hehe.
- I tak bym cię dojebał, gdybym nie zrobił wcześniej litra... - wtrącił z kanapy Brujah, zaczynający już przypominać normalną istotę nieludzką.
- Dobra dobra, ty tam, ostry dyżur. - Eryk machnął ręką lekceważąco w jego kierunku. - Nie wysilaj się tak, bo się zarumienisz. No... Także siedzę tu sobie, jak ta śliwka w gównie, słucham, patrzę. Jeszcze trochę, a zacznę mieszkać w kanałach i wpierdalać szczury.
Zaśmiał się lekko słuchając wymiany zdań technovikinga i Landryny- A jak wyglądała cała ta batalia o usunięcie księcia?- zapytał z zainteresowaniem Gangrel. Popił łyka Smoka i z oczekiwaniem na sprawozdanie Eryka.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
- Srogo. - odparł krótko, stawiając butelkę na biurku. - Na Sehona zebrali się wszyscy - wampiry, wilkołaki, magowie, wszyscy, którzy wcześniej mieli tu porozumienie, zainicjowane również przez Poznańskiego. Nosferatu wywiedzieli się gdzie go znaleźć, Gangrele poszli na pierwszy ogień, magowie wyczyniali swoje triki, bo Sehon od bardzo dawna skupiał wokół siebie wielu trzepniętych magów i jego twierdza generalnie nie znajdowała się w tej rzeczywistości, a i sam był ponoć przemocarnym taumaturgiem. Wilki dobierały się do niego przez Umbrę, ale on jakimś cudem ściągnął tam Pełzacza. Dla lupinów to coś takiego, jak Briareos dla Ventrów, jeśli potrzebujesz porównania. Dlatego łódzkie kudłacze ściągnęły do pomocy Kruki Odyna, taki klan, nad którym pracowałem w Sztokholmie. Rozpiździel był ponoć nie z tej ziemi, wszystkich szczegółów nie znam, bo wszystkich szczegółów nie zna chyba nikt, każdy naparzał się gdzie indziej. W każdym razie do tej astralnej twierdzy Sehona dostały się trzy osoby - jeden miejscowy wilkołak, jeden z magów i pewien ksiądz, który już wcześniej dużo tutaj znaczył, ale zawsze stał nieco obok wszystkiego. To ponoć oni właśnie rozjebali Sehona.
Gangrel słuchał uważnie popijając co chwilę Smoka. Hammer wiedział co za ludzie sprzątnęli Sehona. Widział jednak tylko dwóch z nich - Twardy był skurwiel - skwitował zgładzonego wampira - Wiadomo gdzie podziewają się niszczyciele Sehona?
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Niewid wzruszył ramionami.
- Pewnie gdzieś w mieście. Księżulo siedzi pewnie w swojej parafii, o reszcie trudno mi mówić, bo nie trafisz za magami i kundlami. - ziewnął szeroko i przeciągnął się. - No, chyba czas się kłaść.
Michał również poczuł coraz bardziej ciążące zmęczenie, które rosło wraz z wzrostem Słońca na nieboskłonie.
- Yup, czas na kimono. Gdzie się mogę glebnąć? - zapytał rozglądając się za ewentualnym miejsce na sen. Mógł to być nawet głębszy fotel. I tak będzie spał jak...martwy.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
- Ten niech leży tutaj, - wskazał na Brujaha, który już spał, pochrapując lekko. - Ja się jeszcze muszę umyć, to sobie pośpię w wannie, a ty bierz gościnny. Dzień dobry. - rzucił na pożegnanie i poszedł do łazienki.
- Hehe, miłego dnia - odparł wychodzącemu Erykowi. Dopił prędko Smoka i położył się na łóżku. Odpływał bardzo szybko w ciemność. Oto dobiegł koniec kolejnej nocy dla nieumarłego.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
← Sesja WoD
Wczytywanie...