Sesja Krixa
- Żaden problem. Dobrej nocy i szczęść Boże. - pożegnał cię z uśmiechem i zamknął za sobą drzwi. Niemalże wybiegłeś z powrotem na ulicę, w obawie przed tym, by nie zachciało ci się ich wyważać. Rozejrzałeś się pospiesznie w lewo - nikogo aż po samą główną arterię Piłsudskiego. W prawo - przy następnym skrzyżowaniu pojawiły się dwie drobne sylwetki. Para młodych dziewoi, zdecydowanie bardziej nieubranych, niż ubranych i zdecydowanie - na twoje oko przynajmniej - za młodych na tego typu fason.
Nie mam chyba wyboru. Jeśli dziś nie zaspokoję głodu jutro będzie dużo gorzej... i będę chciał więcej. Wkraczam w mrok raz jeszcze by zbliżyć się do dziewczyn niepostrzeżenie. Nie wiem jeszcze co zrobić. Jak się zbliżę to się zastanowię. Pochwycenie jednej spowoduje iż druga może zacząć wzywać pomocy. Ale nie podejdę i nie zagadam otwarcie. Nie po tym jak prowadziłem tego bezdomnego. Śmierdzę nim na kilometr, a w moim stroju mogę nawet wyglądać jak bezdomny. Trzeba będzie pomyśleć jak podejdę i może poczekać na okazję. Zobaczymy.
Panienki zbliżały się, co łatwo było poznać po narastającym pisku i terkotaniu, gdy nie bacząc na uroki nocnych ciemnych ulic gawędziły ze sobą, postukując szpilkami po bruku. Gdy znalazły się na wysokości twojej kryjówki, zobaczyłeś wyraźnie zdecydowanie zbyt młode ciała w zdecydowanie zbyt wyeksponowanych wdziękach (skądinąd również na twój gust zdecydowanie zbyt dorodnych jak na ten wiek). Bez wątpienia żadna nie miała jeszcze 18 lat.
Wiek to dziwna sprawa. Za moich czasów te dwie byłyby już zamężne, może nawet miały pierwsze dzieci. Ale czasy się zmieniły. Ludzie, żyją dłużej i wyciągnięto okres dziecięcy. One chcą udawać dorosłe będąc w duchu jeszcze dziećmi. Ciekawe jakby ksiądz zareagował gdybym przyprowadził te dwie za uszy prosząc by zadzwonił do ich rodziców. Nie zmienię tego jak te dziewczyny widzą świat. Nie spowoduje by przestały tak czynić chyba, że... Chyba, że coś je przerazi, że doświadczą horroru takiego życia. Będąc niewidzialnym ruszam za nimi. Cień kieruje przed siebie. Przybiera dziwne formy pełznąc za dziewczynkami. Jak skręcą w mrok bądź się rozdzielą uderzę. Nie mogę tego zrobić jednak tutaj. Nie pod swoją kryjówką.
Okazja nadarzyła się szybko, bo dziewczyny skręciły akurat w Roosevelta. Nie było tam wiele światła, a z resztą nawet gdyby, to nie przeszkodziłoby ci to. Sunąłeś za nimi, nie spodziewającymi się niczego. To było tak łatwe, tak proste... Nigdy jeszcze nie czułeś się tak jak teraz. Tak silny, dziki, niepokonany ciemnością, która była twym sługą. Twe zdolności i wiek nie miały sobie równych, a te istoty przed tobą były tylko pokarmem...
Zatrzymałeś się pół kroku od nich. Co to za myśli? Co to za uczucia?
Zatrzymałeś się pół kroku od nich. Co to za myśli? Co to za uczucia?
Od wieków nie miałem takiej myśli. Nie wiem czy kiedykolwiek. To nie bestia zagrzebana w moim wnętrzu. Ta myśl była stabilna, opanowana, to nie chaotyczne uczucia i instynkt. Sugestia. Czyżby to miasto? Siła złego. Boże. Daj mi siłę Panie mój. Odsuń mnie od kuszenia złego. Muszę nad sobą panować. Muszę się posilić i oddalić się stąd. Modlitwa mi pomoże jak tylko tu skończę. Wychodzę z mroku. Kładę cienie na twarzy zmieniając ją, wyostrzając rysy by były przerażające. Zniżam głos.
-Nie phowinny phanienki samotnie chodzić tak późną nocą. Odphrovadzę. Nalegam.
-Nie phowinny phanienki samotnie chodzić tak późną nocą. Odphrovadzę. Nalegam.
Obie wytrzeszczyły oczy z przerażenia, które zmusiło ich serca do szaleńczej pracy. Pierwsza, nieco wyższa, stanęła jak wryta, najwyraźniej sparaliżowana paniką. Druga krzyknęła piskliwie i jęcząc ze strachu rzuciła się do ucieczki ["rzuciła" = biegła tak szybko, jak da się biegać w szpilkach po krzywym chodniku]
Boże czemu muszę czuć przyjemność od tego zła? Bestia się cieszy gdy ja przerażam te dziewczyny. Krzywdzę je ale nie ma innego sposobu. Zaraz będzie po wszystkim. Łapię stojącą jeszcze dziewczynę i obracam tyłem do siebie. Przysuwam ją do najbliższej ściany i odsłaniam szyję. Zatapiam swoje kły w te młode mięso. Boże czemu misi być to tak przyjemne? Tak słodkie. Piję, jeszcze trochę. Już muszę się powstrzymać, muszę przerwać by jej nie skrzywdzić. Zlizuję ranę i kładę ją tu zapewne nieprzytomną z szoku i upustu krwi. Ruszam za drugą wchodząc w mrok raz jeszcze by stać się niewidzialnym. Ściągam śmierdzący płaszcz i porzucam przy jednej ze ścian w drodze. Usuwam z twarzy cień. Czas naprawić swój grzech.
Ruszyłeś... i stanąłeś jak wryty. Na środku ulicy, dosłownie znikąd, pojawiła się postać mężczyzny, odzianego w biały jak śnieg garnitur i kapelusz z czarną wstęgą na rondzie. Bił od niego niesamowity, niemal oślepiający blask. Szedł spokojnie w twoją stronę, a ty nie mogłeś zrobić ruchu, jakby porażony tą czystą, niewytłumaczalną obecnością.
Mężczyzna podszedł do ciebie. Miał równą, hiszpańską bródkę, białą kamizelkę i złoty zegarek na łańcuszku oraz biały krawat w cienkie, skośne, czarne paski. W ustach miał cygaro, które popalał z wolna. Minął cię bez słowa, jedynie po przyjacielsku kładąc dłoń na barku.
Przeszedł cię prąd. Łapczywie wciągnąłeś powietrze w płuca, jak człowiek, który wypływa spod wody na moment przed utonięciem. Niemal nie pamiętałeś już jakie to uczucie - zaczerpnąć głęboki oddech. Bestia jakby zniknęła, wraz z całą mroczną, groźną postacią, którą przybrałeś przed momentem, nie wiedząc sam skąd nagle w tobie tak drapieżny i okrutny charakter. Przestałeś czuć jakiekolwiek resztki głodu, a choć było to równie niespodziewane, jak oszałamiające, spłynął na ciebie bezgraniczny spokój i rozluźnienie.
Następne mrugnięcie oka - latarnie przygasły, człowiek w białym garniturze zniknął. Na ulicy nie było nikogo.
Mężczyzna podszedł do ciebie. Miał równą, hiszpańską bródkę, białą kamizelkę i złoty zegarek na łańcuszku oraz biały krawat w cienkie, skośne, czarne paski. W ustach miał cygaro, które popalał z wolna. Minął cię bez słowa, jedynie po przyjacielsku kładąc dłoń na barku.
Przeszedł cię prąd. Łapczywie wciągnąłeś powietrze w płuca, jak człowiek, który wypływa spod wody na moment przed utonięciem. Niemal nie pamiętałeś już jakie to uczucie - zaczerpnąć głęboki oddech. Bestia jakby zniknęła, wraz z całą mroczną, groźną postacią, którą przybrałeś przed momentem, nie wiedząc sam skąd nagle w tobie tak drapieżny i okrutny charakter. Przestałeś czuć jakiekolwiek resztki głodu, a choć było to równie niespodziewane, jak oszałamiające, spłynął na ciebie bezgraniczny spokój i rozluźnienie.
Następne mrugnięcie oka - latarnie przygasły, człowiek w białym garniturze zniknął. Na ulicy nie było nikogo.
-Dziękuje- A teraz muszę znaleźć drugą dziewczynę nim zrobi sobie krzywdę uciekając i razem zajmiemy się tą. Mam nadzieje, że bez płaszcza i cieni będę wyglądał wystarczająco przyjaźnie by dziewczyna mnie nie poznała. Oby, ale nie widzę innego sposobu by te dziewczyny miały nauczkę. Ciekawe kim była ta istota? Przeciwieństwem zła, które się tu szerzy? Kolejna manifestacja? W takim razie wraz z księdzem jestem na dobrej drodze. Ciekawe, czy tak czuje się golkondę? Boże dziękuje. A teraz gdzie się podziała ta druga?
Pobiegłeś na koniec ulicy, do skrzyżowania z Piotrkowską. Patrząc w prawo od razu zauważyłeś dziewczynę, bezskutecznie usiłującą poprosić kogoś o pomoc. Jednak przechodnie, czy to w zbyt upojnym, zbyt pozytywnym, imprezowym nastroju, czy też po prostu z wrodzonej niechęci do cudzych problemów, oganiali się od niej jak od trędowatej histeryczki.
Spojrzała na ciebie zapłakanym, nieprzytomnym wzrokiem, usiłując coś wybełkotać, trochę krzyknąć, trochę odpowiedzieć.
- BBb... bo popo...tfffffffur, JEeeeezu na pewno ją zaaaabił!!! Ludziee! Pomóżcie proszę! - jęczała, wywracając się i na czworakach zaczepiając ludzi za kurtki i nogawki.
- BBb... bo popo...tfffffffur, JEeeeezu na pewno ją zaaaabił!!! Ludziee! Pomóżcie proszę! - jęczała, wywracając się i na czworakach zaczepiając ludzi za kurtki i nogawki.
-Sprawdzi pan co z nią? Nie znam się na pierwszej pomocy. Ja przypilnuje tej. - Wieki spędzone na przypatrywaniu się jak rozwija się medycyna. Przejście przez noce dwóch wielkich wojen i oglądanie jak ludzie umierają od zakażonych ran albo z wykrwawienia. Czasem czuje się staro. Choć mógłbym ujść za medyka muszę udać iż nie wiem nic by dziewczyna nie zobaczyła najpierw mnie. Jej przytarte wspomnienie mnie mogłoby się odnowić. Nie mogę do tego dopuścić. Staram się trzymać tą i przy okazji ogrzać swoje ciało świeżą porcją krwi. Niech nie czuje dotyku mojego trupiego ciała. Choć mam wyrzuty sumienia iż tak je przeraziłem, wierzę iż to im pomoże. Dorosną najpierw nim znowu samotnie wyjdą. Przynajmniej mam takie wrażenie.
Zaczepiony przez ciebie mężczyzna sprawdził dziewczynie puls, oddech i ocucił ją delikatnie. Ta chciała się zerwać, krzyknąć, ale widocznie była na to zbyt słaba. Nie minęło pięć minut, jak zajechał ambulans. Sanitariusze wysiedli, podeszli do dziewczyny, zaczęli ją cucić, zadawać pytania, zebrała się grupka gapiów.
Gdy zbiera się parę osób staram się powoli odsunąć. Nie zwracać na siebie uwagi, nie odzywać. Chwila i nie będą mnie dostrzegać. Chwila i cienie mnie utulą a oczy śmiertelników przestaną zwracać na mnie uwagę jak tylko wykorzystam zdolność Nosferatu. Potem czas stąd odejść i ukryć się w gnieździe. Trzeba je jeszcze zabezpieczyć...
Jeszcze płaszcz! Jak mogłem zapomnieć. Szybko wracam zabieram i pędzie do kryjówki. Trzeba wejść do piwnicy i wybrać sobie ciemny kąt. Może będą jakieś szafki i stare pudła by go zastawić. Jutro zrobię pułapki. Dziś co najwyżej kilka zabezpieczeń jeśli znajdę coś przydatnego. Na kilka nocy to wystarczy potem przyjdzie zająć się tym co terroryzuje to miasto. Mam nadzieję iż długo nie trzeba będzie czekać na księdza pomoc.