[Wybacz, kilka powrotów z pracy o 5 rano wymusiło opóźnienie
![](/view/images/emoticons/default/teehee.gif)
]
Mówiłeś, napinając każdy mięsień, ścięgno i fragment woli, czując zarazem, jak każde z nich pęka, krwawiąc bolesnym strumieniem, który dosłownie gotował się w twoim ciele.
-
...fiat voluntas tua! - dobiegło cię jak przez ścianę, a krwawa mgła i słabość zaczęły zanikać. Gdy zdołałeś wyprostować się i przejrzeć na oczy, zobaczyłeś, jak Marius piorunująco szybkimi kombinacjami atakuje Sehona, trafiając niemalże jednocześnie to w twarz, to w brzuch, to w gardło, nogi i jeszcze inne części ciała. Zdawało się, że widmo złamie się pod gradem ciosów, gdy Sehon wyciągnął przed siebie dłoń, a Mariusem rzuciło o przeciwległą ścianę. Ty czułeś jedynie ból, zmęczenie, słabość, nade wszystko zaś nieopisany gniew i nieposkromiony głód. Nie wystarczyło ci sił na jednoczesne pchnięcie bronią, utrzymanie się w pionie i poskromienie Bestii. Miecz wypadł ci z dłoni, kolana ugięły się, resztką woli powstrzymałeś się jednak przed upadkiem, drugą rękę z krucyfiksem przyciskając do czoła Sehona.
Blask oślepił cię, napełniając paraliżującym, atawistycznym strachem, a zarazem ciepłem i mocą, która uspokajając - paliła, tak twą dłoń, jak i duszę. Nie wiedziałeś ile zdołasz wytrzymać, nim nastanie koniec, jeżeli nie przerwiesz tego natychmiast, jednocześnie słysząc i czując, że twój przeciwnik znosi to po stokroć gorzej.