Sesja Krixa

Pchnąłeś drzwi, lecz twym oczom ukazał się tylko długi, pusty, obdrapany korytarz biegnący przy rzędach okien na podwórze, pełen pajęczyn i kurzu migoczącego srebrzyście w bladym świetle księżyca. Choć uchyliłeś drzwi ledwie na szerokość pozwalającą przejść przez nie bokiem, te i tak, jakby na złość, zaskrzypiały przeraźliwie przerdzewiałymi zawiasami. Skrzywiłeś się i spojrzałeś przez ramię na księdza, którego mina mówiła wszystko.

[ Ilustracja ]

Krok za krokiem posuwałeś się ostrożnie korytarzem w nieokreśloną dalszą część budynku, czując z każdą chwilą coraz mocniej, że ktoś cię obserwuje. Nie był to wzrok Mariusa idącego za tobą, lecz czyjaś bezcielesna, ciążąca obecność. Miałeś wrażenie, że wasze własne, niewyraźne cienie przyglądają się wam ze ściany.
Na odległym końcu korytarza zauważyłeś coś, co pozwoliło potwierdzić to przeczucie. Na ścianie dosłownie znikąd pojawił się cień, na tyle nienaturalny, by przykuć twą uwagę nawet z dużej odległości i w niemal całkowitej ciemności. Wyrósł jakby z podłogi, by przybrać kształt postaci w płaszczu i kapeluszu, która zaczęła zmierzać po ścianie w waszą stronę, rosnąć z każdą chwilą.
Sięgam umysłem do ciemności w około. Do mroku który tu panuje. Nastawiam kilka cieni z różnych kątów jak kolce i czekam. Czekam aż się zbliży. Miecz chwytam obiema rękami i ściskam rękojeść. Czuję jak moc potencji zbiera się w mych rękach. Gdy stwór przekroczy granicę którą sobie obrałem w głowie wypuszczę cienie w postaci macek by pochwyciły go.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Cień sunął w waszą stronę, rosnąć z każdym metrem. Jego dłonie wydłużały się niczym wielkie szpony, sięgające w waszą stronę, gdy zostały pochwycone przez macki twoich cieni. Obserwowałeś tę pantomimę cieni z niemałym zaciekawieniem, gdy zlewały się ze sobą, szarpały i przenikały. Zdawało się, że idący na was cień został związany przez podległe ci macki, lecz wtedy stało się coś, co wyglądało jakby wchłonął całą tę ciemność. Urósł momentalnie, wypełniając sobie całą ścianę, sufit, podłogę, następnie korytarz, aż nie widziałeś dosłownie nic.

Nagle poczułeś, jak czyjś żelazny uścisk zamyka się na twoim gardle. Przed oczami nie miałeś nic poza nieprzeniknioną ciemnością, a duszące cię palce niewidocznego napastnika nie mogły wyrządzić ci krzywdy poprzez odcięcie dopływu tlenu, jednak i tak mięśnie, ścięgna i kości, ostatecznie zaś kręgosłup trzeszczały pod żelaznym uściskiem.

- Ja jestem światłością świata, kto idzie za mną nie będzie chodził w ciemności... - dobił się do ciebie czyjś przytłumiony głos, który rozjaśnił część smolistego mroku złotym, niezrównanym blaskiem.
Pater noster qui es in caelis, Staram się to wypowiedzieć lecz ściśnięte gardło milczy. Jednak szukam krzyża na piersi by go chwycić. sanctificetur nomen tuum, adveniat regnum tuum, Mieczem w drugiej, choćby po to by wyczuć wroga. Jego materię. Czy można go dotknąć jak on dotyka mnie. fiat voluntas tua sicut in caelo et in terra, Panem nostrum quotidianum da nobis hodie, Mój święty krzyż. Czuję go w palcach. Lecz ściśnięte gardło nie pozwala mi skupić się na nim. et dimitte nobis debita nostra, sicut et nos dimittimus debitoribus nostris, Miecz z trudem poderwany. Siła tego ciosu jest znikoma. Nie wiem nawet czy dotrze do przestrzeni gdzie powinna być trzymająca mnie ręką. Et ne nos inducas in tentationem, sed libera nos a malo. Ale muszę spróbować. Muszę walczyć.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Twój głos, początkowo dychawiczny, słaby i stłumiony zlał się z głosem Korothira, który - jak zauważyłeś po chwili, gdy wzrok ci wrócił - modląc się trzymał w ręku krucyfiks, niemal płonący złotym, nieprzeniknionym blaskiem. Gdy wasze słowa zlały się w jeden ton na niezwykle krótki moment wszystko rozbłysło jasną, słoneczną barwą, od której zapiekły cię oczy, zaś w długim korytarzu nie było już nic, poza cieniami rzucanymi przez framugi okien.
-Vidzę... (yhu), że moje...(yhu, yhu) vampirze zdolności nie...(yhu) nie bhędą phomocą.- Mimo, że czuję jak moja krew płynie przez moje martwe ciało i zaczyna regenerować zmiażdżone tkanki to mój głos nadal pozostaje zniekształcony. Chwilę potrwa nim struny głosowe wrócą do stanu przed moją śmiercią. Do stanu który utrzymują już od stuleci... -Dziękuje za ocalenie. Merci.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
- Bez przesady. - mruknął ksiądz. - A z tymi umiejętnościami, to jeszcze się okaże.
Znowu coś skrzypnęło, trzasnęło, jakby gdzieś za wami zawalało się jakieś pomieszczenie. Odwróciliście głowy, obserwując i nasłuchując, gdy część korytarza, którą już przeszliście, zaczęła sunąć w stronę przeciwległej ściany, zupełniej jakby cały budynek składał się w połowie, usiłując was zmiażdżyć.
Niewiele myśląc rzuciliście się do przodu w stronę drzwi, od strony których nadszedł poprzedni cień. Drzwi były drewniane, ze starym zamkiem i mosiężną klamką, zaś od góry do dołu przez szpary i po całej framudze spływało zaciekami coś ciemnego i kleistego. Krew.
Chyba nie ma wyboru. Kopię drzwi. Tuż przy klamce by mi noga nie utknęła jeśli pękną. Mam nadzieje, że jeśli coś jest po drugiej stronie dostanie ładnie w czółko.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Otworzyłeś, czy też raczej wyważyłeś drzwi jednym silnym kopnięciem. Razem z Mariusem wpadliście do pokoju, gdy korytarz za wami zasklepił się zupełnie w jedną, litą ścianę, odcinając drogę powrotu.

[ Ilustracja ]

Zobaczyłeś, gdzie tak naprawdę się znalazłeś. Stałeś nie na podłodze, a na jednolitej plątaninie ścięgien, mięśni i kości, które tworzyły podstawę pokoju. Z bąbli, które to pojawiały się, to pękały w różnych jego miejscach, wypływała krew, zaś całość, wilgotna i różowawa, poruszała się lekko falującym rytmem, wydzielając wilgotny, krwawy i organiczny odór. Z tej tkanki składała się nie tylko podłoga, lecz również ściany i sufit pomieszczenia, które bardziej, niż pokój, przypominało wnętrze żywej istoty lub monstrualnej kloaki. Żadne z tych porównań nie przypadło ci do gustu, gdy patrzyłeś na morze płynnej, żywej materii, zdającej się pochłaniać samą siebie i wszystko wewnątrz. Na drugim końcu mięsistej komnaty znajdowały się kolejne drzwi, a raczej otwór na drzwi, z którego ziała nieprzenikniona ciemność. Drogę do tego przejścia blokowała jednak inna góra mięsa o huma... o kształtach, które twój martwy, skołowany mózg zaklasyfikował jako ludzkie, choć już po sekundzie zdałeś sobie sprawę jak nietrafne jest to porównanie. Dwie grube jak pnie nogi wiodące wprost do chorobliwie umięśnionego korpusu, z którego wyrastały po trzy ręce i głowy, rozmaitych kształtów i rozmiarów. Gdy stwór, sięgając praktycznie pod sam obrzydliwy sufit, odwracał się w waszą stroną, prawdopodobnie tym, co u niego nosiło miano przodu, pulsujące klepisko falowało i drżało pod jego stopami.
- Vozhd. - powiedział bez cienia emocji Marius, na którego twarzy nie odnalazłeś nawet cienia zaskoczenia czy wstrętu, co najwyżej cień kwaśnego uśmiechu.
Boże jedyny. Przypomina to domenę Tzimisce. Widziałem taką tylko raz i wystarczyło mi na całe wieki. To jest aberracja tego właśnie gatunku. Zło w samej czystej postaci. Zaciskam ręce na swym mieczu gotowy do ataku. Jak to... to coś. Ruszy na nas doskoczę i będę ciął z dołu w prawo, tak by ruszyć na lewo spróbować się przedostać za niego. Choć przy trzech głowach może mieć nie ograniczone pole widzenia. Nie ma jednak innego sposobu... -Deus solus
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
[ Ilustracja ]

Kreatura ruszyła na ciebie, wstrząsając całym budynkiem. Pod jej krokami klepisko plaskało obrzydliwie, zaś smród stał się niemal nie do wytrzymania. Podbiegłeś do niego, tnąc z dołu w poprzek, gdy tylko monstrum uniosło ręce by wbić cię w podłogę. Twój miecz rozciął cielsko i mięśnie, choć nawet teraz czułeś, jak niebywale twardy jest to materiał. Jednocześnie pojawił się problem. Uniknąć dwóch wielkich rąk byłbyś w stanie, z czterema mogło być trudniej, ale sześć... Dwie z nich zbliżyły się, by cię pochwycić, gdy w każdą z nich wbił się rzucony z tyłu sztylet. Ręce potwora targnął spazm skurczu i bólu, zaś samo Vozhd wydało gniewny i bolesny pomruk.
Starłem się z tym monstrum. Krwawi i jest fizyczny. To co wcześniej nie wyszło teraz może zadziałać. Z kilku zacienionych miejsc wypuszczam macki ostro zakończone tak by jak harpuny powbijały się w ramiona i pościągały je w swoją stronę. Cień stawiany przez potwora zmuszam by oplątał nogi swemu panu. Sam się nie ruszam. Nie atakuję. Nie jestem w stanie teraz gdy nastawiam cienie. Pokładam nadzieje w Bożą opaczność i umiejętności towarzysza iż potwór nie będzie w stanie mnie napaść.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Stanąłeś w miejscu, choć w obecnej sytuacji zdawało się to być najgłupszą z możliwych opcji. Krwawy golem lada moment potwierdziłby to spostrzeżenie, gdyby nie Marius, który dopadł do niego i zasypał gradem ciosów. Zdało się jednak, że nie tyle wyrządził mu krzywdę (choć jego zdolności były całkiem imponujące), co zwrócił na siebie uwagę stwora. Miałeś więc niezbędny czas, by wykorzystać Dyscyplinę zgodnie ze swym zamysłem.
Cienie popełzły w stronę monstrum, wbijając się w cielsko, oplatając łby i unieruchamiając niektóre z rąk. Bezkształtny zarys na pulsującej dziko podłodze oplótł sękate nogi stwora, lecz on wciąż nie pozwalał zbliżyć się Malkavianowi na odległość ciosu, grożąc mu zmiażdżeniem przez uderzenie jednej z potężnych pięści. Wówczas Korothir zaskoczył cię ponownie. Uderzył pięścią w powietrze, tak jakby zadawał cios, lecz jego przeciwnik znajdował się dobry metr przed nim. Mimo to Vozhd zachwiało się i zgięło, a następnie upadło, zupełnie jakby przyjęło potężne uderzenie.
Jaka może być to siła? Słyszałem legendy o rozwinięciu tak wysoko potencji i akceleracji by móc uderzać samym pędem powietrza. Czy to może być to? Teraz nie ma znaczenia. Łapię miecz oburącz i ściskam. Czuję jak moc potencji narasta. Posyłam vitae przez swoje ciało by rozbudzić w nim akcelerację i skacze do walki. Teraz jak jest nisko tnę w którąś z głów.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Idealnie ostra klinga przecięła jedną z trzech odrażających głów na pół, sprawiając, że potwór zadrżał i zaryczał. Wraz z nim zatrząsł się też sam budynek i całe pomieszczenie, które zaczęło mlaskać i bulgotać w jeszcze obrzydliwszym, szaleńczym tempie, zaś strop, podłoga i ściany ukryte pod organiczną plechą zaskrzypiały gwałtownie butwiejącym drewnem, jakby artykułując w waszym kierunku groźbę.
- To wszystko zaraz się zarwie! - przekrzykiwał hałas Marius, zakładający jednocześnie dźwignię na jedną sześciu rąk. Czarna pustka drzwi przed wami stała się jeszcze głębsza i ciemniejsza, dzięki czemu jeszcze wyraźniej odznaczała się na tle karmazynowej, pulsującej całości.
Ten dom jest jedną wielką pułapką. Tnę raz jeszcze potwora przed sobą i odsuwam się w stronę ciemnego wyjścia. Kolejny już raz wyciągam moc z płynącej we mnie krwi i wzywam macki z cieni ulokowanych najbliżej ciemnej odchładzani. Kieruje je w naszą stronę by złapały każdego z nas i wepchnęły w ciemność którą w danej chwili uważam za bezpieczniejszą.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
[ Ilustracja ]

Ta wessała cię momentalnie, przeciskając przez kleistą, smolistą taflę. Uderzyłeś w coś twardego i pośród nieprzeniknionej ciemności uznałeś, że leżysz na plecach. Poza tym nie byłeś jednak w stanie zlokalizować czegokolwiek - żadnej powierzchni, płaszczyzny, obiektu, punktu odniesienia. Znajdowałeś się pośród idealnej pustki, bez ani jednego okna, drzwi, ściany, sufitu czy podłogi, a jedynie z nieokreślonym podłożem. W jakiś sposób byłeś w stanie dostrzec niewyraźne zarysy własnego ciała, ale nic poza tym. Raz czy dwa zawołałeś Malkaviana - bez skutku. Twój głos niknął w próżni, jakby w całej przestrzeni nie było żadnej przeszkody, od której mógłby się odbić.
Przeszedłeś kilkanaście kroków we wszystkie możliwe strony, nie będąc w stanie jednoznacznie określić kierunku. Również nic. Żadnego obiektu, mebli, czegokolwiek.
Pośród nieprzeniknionego mroku i pustki, a także gęstej jak klej ciszy, zdołałeś usłyszeć, czy może raczej wyczuć niewielki ruch powietrza, przecinanego z gwałtowną ostrością. Zadziałałeś odruchowo, pochylając się do tyłu, dzięki czemu zamiast głowy cięcie pozbawiło cię tylko kępki włosów.
Równie błyskawicznie sięgnąłeś po własny miecz, bardziej na wyczucie orientując się w pozycji przeciwnika. Dwa ostrza skrzyżowały się, ty zaś, podobnie jak wcześniej poszczególne członki ciebie samego, zdołałeś zobaczyć z kim się starłeś.

Tym kimś byłeś ty.
Nie dam się zaskoczyć fantomowi. Moja projekcja nie jest mną. Z krokiem do tyłu cofam miecz ze skrzyżowania i szykuje się do bloku. Panie Jedyny wspomóż mnie w tej próbie bym stał się lepszym od siebie samego. Zaczynam modlitwę.
-Ave Maria, gratia plena, Dominus tecum, benedicta tu in mulieribus, et benedictus fructus ventris tui, Iesus. Sancta Maria, Mater Dei, ora pro nobis peccatoribus, nunc et in hora mortis nostrae. Amen
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Twój "przeciwnik" zdawał się zupełnie nieporuszony twą modlitwą. Skoczył ku tobie z niezwykłą szybkością, tak, że ledwie zdążyłeś zblokować nadchodzące cięcie. Kolejne nastąpiło tak gwałtownie, że tym razem poczułeś, jak jego miecz drasnął twoje lewe ramię. Skontrowałeś z całą mocą i szybkością, na jaką było cię stać, lecz gdy twoje ostrze miało przeciąć korpus fantoma, ten po prostu zniknął, ponownie pozostawiając cię w bezkresnej ciemności. Parę kroków dalej fragment mroku, ciemniejszy od ślepej czerni, otaczającej cię zewsząd, uformował się w humanoidalny kształt, który wystrzelił w twoją stronę plątaniną wężowatych macek. Wówczas zdałeś sobie sprawę, że zmagasz się nie tyle z podstępną projekcją samego siebie...
... co po prostu z własnym cieniem.
Sięgam do mocy płynącej we krwi. Sięgam do więzi jaką ma moja dusza z mrokiem. Jestem lasobra. Pan cienia. Nie mamy odbicia bo pierwszy z nas zaprzedał duszę ciemności. Ciemność jest żywa ale mój cień pozostaje mój. Jestem jego Panem. Poprzez siłę krwi chce zatrzymać macki, zapanować nad ciemnością. Mimo to z powodu tlącej się niepewności nastawiam się na odskok w bok i cięcie w macki. Jak je cofnie to spróbuje doskoczyć. Ale tylko jeśli nie uzna mnie za swojego pana.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
← Sesja WoD
Wczytywanie...