![](https://gfx.gexe.pl/avatars/av-4528.jpg)
Z fascynacją obserwowałeś zmieniający się świat, jego rozwój, postęp technologii, kurczące się granice to, co niegdyś stanowiło mistyczną tajemnicę. Jednocześnie ze smutkiem i rozczarowaniem patrzyłeś na powtarzalność tych samych błędów, paralelność historii, której nikt nie uczył się dość dokładnie i rozsądnie, by uchronić kolejnych katastrof, zwiększających swój rozmiar z każdym powtórzeniem.
Podobnych powtórek ty również miałeś za sobą niemało. Poszukiwania mitycznego zbawienia zaprowadziły cię na różne krańce świata i choć nie mogłeś powiedzieć, że byłeś wszędzie i widziałeś wszystko, to na pewno widziałeś dość, by wiedzieć gdzie dzieją się rzeczy w jakiś sposób ważne i interesujące.
Jednym z takich miejsc bez wątpienia była Łódź. Spore, ulokowane w centrum Polski miasto, poza fabrykantami nowych czasów przyciągały także wiele innych osób i to od znacznie dłuższego czasu. Nigdy wcześniej nie zawitałeś w te rejony, jednak słyszałeś nie raz, że w Łodzi i jej okolicach przez ostatnie stulecie działo się bardzo, bardzo wiele, nie tyko jeśli chodzi o Rodzinę. O wpływy zabiegali tu ponoć Tzimisce, Tremere, Ventrzy, Gangrele, a generalnie Sabat i Camarilla przepychały się na każdym kroku. Słyszałeś, że Księciem jest tam Kainita, którego dawno temu poznałeś przelotnie w jednej z podróży po Europie - Mateusz Poznański, dziedzic jednej z większych obecnie fortun przemysłowych. Jednak nie ciekawe opowiastki i dawne znajomości sprowadzały cię teraz do tego Łodzi, lecz pościg za kimś, kto od początków twego nie-istnienia przeszkadzał ci w osiągnięciu upragnionego celu. Ktoś, kto wielokrotnie udaremniał twe wysiłki na drodze do Odkupienia, kto upokarzał cię, depcząc twe nadzieje i wiarę, ukazując z każdym razem coraz mocniej, jak bardzo jesteś prochem, pyłem i cieniem człowieka.
Sehon
Sehon Aszurbanipal, bo tak brzmiało jego prawdziwe nazwisko, które znało bardzo, bardzo niewielu na świecie. Sehon, prastary wampir, potężny mag, taumaturg, starszy od ciebie o tysiąclecia. Skąd dokładnie pochodził? Kim naprawdę był? Tego nie wiedziałeś nawet ty. Wiedziałeś tylko, że gdziekolwiek się pojawiał, na drodze do władzy, potęgi i wiedzy pozostawiał zgliszcza i koszmary, po których do dziś pozostały ślady w świadomości i legendach niektórych narodów. Mówiono o nim, że wśród wszystkich w Europie, Sehon jest najstarszy. Przez 762 lata życia w mroku spotkałeś go kilkukrotnie. Z początku, tuż po twoim Przemienieniu, jawił ci się jako wcielony diabeł, chodzące zło, którym w istocie był i którym pozostał po dziś dzień. Z czasem, gdy twe poszukiwania trwały, dochodziły cię rozmaite słuchy o Sehonie i tych, których zgładził, gdy usiłowali z nim walczyć.
Wiedziałeś, że Sehon i Poznański są przyjaciółmi, co dziwiło cię nieco, gdyż na ile pamiętałeś Poznańskiego, był całkiem porządnym, otwartym i światłym człowiekiem. Przypuszczałeś, że obecny Książę Poznański może nie znać swego "przyjaciela" tak dobrze, jak mu się wydaje.
Wiedziałeś też coś innego. Coś, co było dla ciebie równie podniecające jak przerażające. Sehon przez tysiąclecia narobił sobie rzeszę wrogów, z których nie wszystkich mógł zabić. Z wielkim trudem, o mało co nie ginąc ostatecznie, zdołałeś dotrzeć do niepełnych i niejasnych informacji o prywatnej domenie Sehona, którą zdołał stworzyć sobie po tych wszystkich latach. W tej domenie, sanktuarium, czymkolwiek to było, Sehon miał przetrzymywać swoich przeciwników, by poza czasem i światem torturować, nękać, wyciągać z nich wiedzę potrzebną do niejasnych celów. Nikt nie wiedział dokładnie czym jest to więzienie, gdzie jest, ani w ogóle czy naprawdę jest, co było w sumie najbardziej wątpliwe. Puściłbyś to mimochodem, jako kolejną bajdę o Briareosie dla młodych Ventrue, gdyby nie jedno jedyne imię rzekomego więźnia - Saluot.
Jeśli naprawdę istniała taka domena, jeśli naprawdę istniało w niej więzienie, jeśli naprawdę przebywał w nim ojciec Salubri, twoja Golkonda byłaby wreszcie na wyciągnięcie ręki. Dlatego tez udawałeś się teraz do Łodzi, by sprawdzić te pogłoski, a przede wszystkim znaleźć Sehona i wytrząsnąć z niego wszystko, co się da. Po siedmiu stuleciach Klątwy Kaina miałeś po temu wystarczające środki...
PKS rzęził, wpadając w niezliczone dziury i nierówności. Do Łodzi było już niedaleko, a przynajmniej tak twierdzili młodzieńcy, którzy zaoferowali ci tę radosną podwózkę. Siedziałeś oto na zatęchłym, gryzącym fotelu, wciśnięty między dwóch barczystych chłopaków w skórach i z długimi włosami, bawiąc się jak nigdy przy odśpiewywaniu metalowej wersji "Bogurodzicy", którą aranżowali członkowie wynajmującego tego gruchota bractwa rycerskiego.
- BoooOOOOOgguuuuu ROdziiicaaaaa...!!!! DzieeeeEEEEEEEeeEEewyyyycaaAAA...!!! BO-Giem-Sławiee-na Maryyyyyyyyyyy-ja!