Sesja Krixa

Ilustracja

Znaleźć Kainitę w tym rozszalałym tłumie, zwłaszcza samotnego i "sensownie" wyglądającego, nie było łatwo. Przechadzałeś się między bywalcami i stolikami, przy okazji pogłębiając swoją obserwację. Walczący w sąsiednim pomieszczeniu byli najwyraźniej członkami jakiegoś klubu walk, gdyż pod ringiem przyjmowano zakłady, a nieco dalej stało kilku uważnych obserwatorów, wyglądających na kolejnych zawodników.
Obok ciebie przeszedł naziol, cały w swastykach, spodnie na szelki, koszula, naszywka "White Power" na spodniach. Jednocześnie od stołu wstał pancur, stuprocentowy Brujah, na szyi widniał tatuaż klanowego herbu, na ramieniu hełm hoplity z podpisem "Sharp". Obaj wpadli na siebie. Przystanąłeś, spodziewając się dalszego rozwoju wydarzeń, jednak obaj mężczyźni zmierzyli się tylko morderczymi spojrzeniami i niczym rewolwerowcy rozeszli w przeciwnych kierunkach. Nie było ci trzeba więcej dowodów. W tym klubie mieściło się łódzkie Elizjum.
Podziwiając, jak wilkołak przyjmuje na klatę kopnięcie Gangrela, odwijając się potężnym prawym sierpem, lustrowałeś samo pomieszczenie. Przy jednym ze stołów głośno rozmawiali dwaj faceci, ściskając się "na niedźwiedzia". Jeden z nich odszedł w stronę poprzedniej sali, drugi usiadł przy stoliku, na którym stały trzy flaszki z wódką. Może nie przykułoby to twej szczególnej uwagi, gdyby nie jeden fakt dotyczący klubowicza - ten koleś wyglądał dokładnie, kropka w kropkę jak Lenin.
-Damy privet- Podchodzę spokojnym krokiem do jego stolika. W tym całym chaosie wydaje się być dobrym rozwiązaniem do rozmowy. Mój Rosyjski może nie najlepszy, ale może zna inne języki. A poza tym może tylko wygląda jak ten... chyba rewolucjonista? Rosyjski.-
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
[ Ilustracja ]

Facet o twarzy Lenina spojrzał na ciebie z nieskrywanym zaskoczeniem i roześmiał się krótko.
- No no, ktoś w tym przeklętym mieście jednak zna jakieś języki. - odezwał się w płynnym rosyjskim, po czym przeszedł na polski. - Ale nie ma sensu się męczyć, mówmy dialektem naszego miasta. - rzucił tonem żartu, znów śmiejąc się krótko. - Choć jak widzę pan nietutejszy. W czym mogę panu pomóc? Jeśli ma pan ochotę na rozmowę, to znam miejsce bardziej kulturalne i sprzyjające konwersacji, niż ta dancbuda dla dzieciaków.
-Mhoj polski jak i hrosyjski są dosć sztywne. Mam nadzieje, że wybhaczy mi phan tą niedogodność w naszej la conversion. - Rozglądam się po miejscu pełnym zgiełku życia. Nie przeszkadza mi ale jeśli mój rozmówca woli inne miejsce czemu nie?- Nie ma phroblemu byśmy zmienili lokalizację szczególnie że chwilę bym phanu zajął. Przybyłem tu w poszukiwaniu kogoś. A także chciałbym wiedzieć cóż stało się z księciem tej domeny. Czy panuje tu anarchia? Bo nie przypomina mi to innych takich miejsc bez władcy.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
- Ooooo.... Widzę, że towarzysz istotnie nietutejszy. - gwizdnął krótko twój rozmówca. - Faktycznie, może to wszystko przypomina anarchię - wskazał szerokim gestem po całej sali - ale już moja w tym głowa, żeby zrobić z tego prawdziwą rewolucję! - zaśmiał się jowialnie, choć chyba mówił na poważnie. - Chodźmy zatem do mojego lokalu, zapraszam.
Przepchnęliście się przez rozbujany tłum i ku radości swych bębenków opuściliście Catedral. Nie musieliście iść jednak długo, bo zaledwie jedno skrzyżowanie. Na prostopadłej do Piotrkowskiej ulicy Roosevelta pod starą, ładną kamienicą, znajdował się kolejny klub, opatrzony szyldem "Cafe Lenin". Od schodów dobiegły cię dźwięki skocznej, dziwnej muzyki. Weszliście.

Ilustracja

Klub wyglądał... No właśnie, jak? Tuż przy wejściu, podobnie jak w Catedralu, stał narożny bar, przy którym kliku gości piło wódkę z głębokich szklanek. Nad barem rozwieszono czerwoną flagę z sierpem i młotem, na bocznej ścianie zaś - wielki portret towarzysza Lenina, dokładnie takiego, jak ten z którym tu przyszedłeś. Już od wejścia twego kompana powitały głośne okrzyki entuzjastycznego powitania, kilka "niedźwiedziowych" uścisków, toastów, częściowo po rosyjsku. Lenin tylko uśmiechał się, machał ręką, coś odpowiadał.
- Witam w moim sztabie głównym. - powiedział żartobliwie, wskazując ci stół. - Proszę, mówcie towarzyszu, z czym do nas przychodzicie. Władek! Staw no tu litra! - zawołał w stronę baru. - Pytacie o księcia? Otóż księcia nie ma. Ostatni zginął rok temu, jak to się zdarza dość często w zgniłych, monarchistycznych tradycjach. Mieliśmy tutaj małą wojnę, albo raczej porządną rewolucję, choć jak dotąd nic konkretnego się z niej nie wyłoniło. Jednak staramy się poprowadzić zagubiony proletariat we właściwym kierunku. - mówił wciąż takim tonem, że nie sposób było poznać do jakiego stopnia żartuje. - Ale ale, mówcie raczej czego wam trzeba wiedzieć. O, w samą porę. - dodał, gdy barman postawił przed wami litr czystej.
Nigdy nie rozumiałem chęci do twardego alkoholu. Wino do posiłku czy w bukłaku to norma moich czasów. Alkohol był zdatny do picia no i był dość łagodny. Ale wódka jest silna i szybko doprowadza ludzi do grzechu pijaństwa. Jaki ma człowiek cel w kosztowaniu jej? Nie potrafię pojąć. Ale to inna kultura. Wschód i Północ europy gdzie zimno doskwiera. Kiwnięciem głowy dziękuje za przyniesiony trunek. Wypić wypije, gościem jestem i nie wypada odmówić.
-Khsiążę Zghinął? Poznański... Poznałem gho kiedyś. Davno themu. Wydavał się światłą istotą. Dziś przybyłem do miasta i chciałem oghłosić sve przebycie vedle prafa. Jednak zderzyłem się ze wiedzą o braku księcia. Może w takhim razie mam przyjemność z Bharonem w tvej postaci Phanie? A moja sprawa tak... Szukam kogoś. Mówi panu miano Sehon Aszurbanipal? To zły duch, khtóry povstrzymuje mnie od moich celów. Niesie mnie tu wieść iż ma thu swoje ukryte leże. Może coś to Phanu mówić.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Lenin zamarł ze szklanką wódki przytkniętą do ust, znad której spojrzał na ciebie ostrym, pełnym zaskoczenia wzrokiem. Zaraz dopił jednak, odstawił szklankę na stół i powiedział znacznie poważniejszym tonem.
- Do barona równie mi blisko, co do papieża, szanowny panie. Jeśli faktycznie znał pan Młodego... To znaczy, księcia Poznańskiego, to jestem szczerze zaskoczony, bo niewielu może powiedzieć coś takiego. W takim razie na pewno zasmuci pana wieść o jego śmierci. - nalał sobie następną kolejkę, którą wychylił wprawnym ruchem. - Zabił go właśnie Sehon. Przez tego srającego nietoperzami sukinsyna mieliśmy tutaj prawdziwy czerwony październik, bo zachciało mu się przejąć władzę po Poznańskim. Ale niedoczekanie, job twoju mać. Dorwaliśmy tę imperialistyczną mendę. Mam na myśli nie tylko Rodzinę, ale również kudłatych i magów. Każdy miał powód, żeby się nim zająć. Sprawiedliwość ludowa, jak mawiał towarzysz Dzierżyński. - zaakcentował kolejnym toastem i wypitą szklanką.
-Sehon pokonany?- Ziemia mi uciekła z pod nóg. Gdyby nie to, że siedzę padłbym jak długi. Tyle lat. Tyle poszukiwań i walki o moją duszę. To już? Koniec? Nie. Pewnie nie są świadomi, że im się nie udało, że wciąż istnieje i ma ich w swojej mocy. -Ja. Wybaczysz mi panie ale Mam problem uwierzyć. Ja... Sehon był moim utrapieniem od dawna. Jego zło było ponad jakimkolwiek które widziałem w rodzinie i poza nią. Jego moc przekraczała nawet jego l'ambition. Tudzież ciężko mi uwierzyć iż to koniec Monsieur.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Na niewielką scenę stojącą nieopodal wyszedł zespół, którego członkowie wstali od jednego z zastawionych wódką stolików. Zobaczyłeś trąbki, gitary, sala nieco przycichła, widocznie dobrze znając wykonawców.

Ilustracja

Twój rozmówca nie odpowiedział od razu. Sięgnął za klapę marynarki, skąd wyjął fajkę, którą nabił starannie i zapalił. Następnie spojrzał na ciebie znad kłębu dymu, mrużąc oczy. Byłeś coraz bardziej przekonany, że ten facet to autentyk.
- Widać nie był pan jedynym, dla którego ta sabatowa kurwa była utrapieniem. Mnie również byłoby ciężko uwierzyć w jego śmierć, zwłaszcza po tym, jak ciężko było do niej doprowadzić. Mieliśmy tu prawdziwą wojnę, panie kolego. Zginęła połowa wszystkich towarzyszy krwi, ponad połowa wilkołaków, magom też się oberwało. Nadal nie dzieje się dobrze, powiedziałbym nawet, że bardzo źle, bo Camarilla ma nas w dupie tak samo, jak wtedy, gdy Sehon zerwał Maskaradę i zabił Poznańskiego, ale Sabat też coś niemrawo podchodzi do kwestii, co akurat mnie cieszy. - znów zaciągnął się głęboko, przybierając filozoficzny wyraz twarzy. - Sam nie mogę zaręczyć własnym słowem, bo nie było mnie przy jego śmierci. Ale znam relacje trzech osób, które własnoręcznie wysłały go do wszystkich diabłów, a przynajmniej dwóm z nich mogę dać wiarę... towarzyszu...? - spojrzał pytająco?
Patrzę na scenę słuchając swego rozmówcy. Kołatają mi się myśli... Od czego zacząć? Potrzebuje informacji. Muszę porozmawiać z tymi którzy go dopadli. Dowiedzieć się o przebiekwalki. Może coś przegapili i ten potwór jeszcze żyje. Poza tym lokalizacja. Gdzie go dopadli. Gdzie jest jego leże. Czy może być tam Salot. Przydałby się ktoś do pomocy w tym. Nie znam miasta i jego mieszkańców. Niepokoi mnie też ta dziwna aura. Możliwe że tutejsi jej nie wyczuwają, albo są pod jej wpływem. Przyda się w takim razie odnaleźć jeszcze kogoś przyjezdnego. Chyba za długo już milczę. Uśmiecham się łagodnie.
-Jeśli to nie problem chciałbym z nimi porozmawiać. Zostałbym na czas jakiś w mieście. Jeśli to prawda moje męki są już ukrócone pozostaje dokończyć śledztwo. Poszukuje kogoś więzionego przez Sehona. Jeśli to możliwe chciałby m odnaleźć go. W celu tym muszę dostać się do leża tego monstrum. Byłby pan łaskaw pomóc mi? Postaram się odwdzięczyć jak mogę najlepiej.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Lenin popatrzył na ciebie przeciągle, buchając kolejnymi obłokami dymu. Płomień tlącego się tytoniu promieniował czerwonym blaskiem z fajki na jego zmrużone oczy. W międzyczasie zespół zmienił utwór.

Ilustracja

- Jeśli naprawdę szuka pan kogoś, kogo porwał Sehon, to muszę poradzić panu, by porzucił pan swe nadzieje. Wątpię, by ktokolwiek mógł przeżyć w takiej gościnie, do tego nawet manicure chłopców od Dzierżyńskiego się nie umywa. - pyknął ponownie z fajki. - Ta trójka, która osobiście wysłała Sehona do diabła, to pewien miejscowy mag, niejaki Reznor, dziwny koleś, dobrze mi znany wilkołak, Rafał Ostrowski - żul nie z tej ziemi, pancur jakich mało, ale ma w sobie rewolucyjnego ducha, hehe... - oraz persona obecnie najbardziej poważana w naszym środowisku. Ksiądz Marius Korothir, Malkavian.
-Masz mnie przed sobą monsieur. Czy wydaje się phanu, że mogę zrezygnować? Nawet jeśli moje nadzieje są płonne muszę zrobić co w mojej mocy by dokończyć co zacząłem dawno temu. - Golkonda jest tak blisko a za razem znów dalej. Ale to już nie długo. Mrok otacza ziemie. To są ostatnie noce. Muszę zrobić wszystko co w mojej mocy by choć dać chwilę ukojenia przed końcem. Pan postawił mnie na tej ścieżce nie bez powodu. Jestem rycerzem i sługą Bożym. Golkonda. Moje zbawienie i spokój mojej potopionej duszy. Dzięki niej Bóg da mi siłę by zmierzyć się ze sługami diabła w ostatnią noc. Mrok i cienie strażników przeciwstawić ich złu. Muszę zbadać ten trop, nie mam już więcej czasu. Chyba za bardzo posmutniałem. Uśmiecham się i czas brać się do roboty.
-Bardzo dziękuje za phomoc mój Phanie. Czy mogę coś zhrobić w ramach podziękowań? Użyczył mi pan swej wiedzy i nie chciałbym pozostać endettés znaczy dłużny.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Lenin uśmiechnął się również, biorąc fajkę między zęby i ściskając ci mocno dłoń.
- Chciałbym poznać wasze imię, towarzyszu! - zakrzyknął entuzjastycznie. - Nieczęsto mam okazję porozmawiać z kimś spoza naszego piekiełka. I oczywiście będzie więcej niż pożądane, jeśli poprze pan proletariacką rewolucję walczącą o przywrócenie porządku i dobrobytu w ogarniętym chaosem mieście, tak wiele cierpiącym za sprawą słusznie minionego, zgniłego kapitalizmu i prywaty, płynącej z imperialistycznych urojeń. - wyrzucił z siebie na jednym oddechu. - Zapraszam do nas w każdej chwili, byle nie w południe. Co teraz zamierzacie, towarzyszu?
-Znaleźć jakieś schronienie na dzień. Potem popytam, poszukam, popatrzę. Może coś uda mi się wskórać przez najbliższe noce. A i przepraszam za moją niegrzeczność i wcześniejsze nieprzedstawienie się. Czasy nastały takie, że imiona budzą trwogę. Jam jest Anselme Lorrain -Uśmiecham się. ciekawe czy słyszał o mnie ten co prawdopodobnie wydał wielu na śmierć. Może nigdy sam śmierci nie zadał ale los jego zbryzgany jest krwią. Jeśli stoi przede mną osoba którą podejrzewam. Ta, która poszła na ten Polski naród i jego armia rozbiła się tu nad rzeką Wisłą. Polacy to chyba cudem nazywają. Jeśli to on to ciekawe czy lata spędzone na nieżyciu zmieniły jego podejście do rewolucji. Coś słyszałem o nim za jego życia przed rewolucją ale wtedy wydawał się dzieckiem które krzyczy iż jest mu źle. A później nastała wojna zwana wtedy wielką. To były trudne czasy. No ale niech no spojrzę kto mi rękę ściska i czy wie kim ja jestem.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Przyjrzałeś się mu jak najdokładniej, nie dostrzegłeś jednak najmniejszej różnicy między twarzą człowieka przed tobą, a wszystkimi znanymi ci zdjęciami i portretami. Genialna charakteryzacja...? Chyba nie, na pewno nie naturalna.
- Ależ zapraszam wobec tego do siebie! - zaproponował entuzjastycznie. - Z radością udzielimy wam gościny, towarzyszu, a i nasz przyjaciel Rasputin na pewno ucieszy się z okazji do pogawędzenia z kimś starszym, niż miejscowi "krewni". No i po co macie się tłuc po mieście pytając o ludzi, których ja znam osobiście? Usiądziemy, napijemy się, zadzwonimy - będzie łatwiej i przyjemniej.
-Rasputin tutaj? Kto by pomyślał. Zdaje mi się kiedyś staliśmy po różnych stronach ja i on. Dziś w tych ostatnich nocach nie widzę już stron. Jeśli nie będę problemem z chęcią skorzystam z gościny. - Czuje jak uchodzi ze mnie spokój. Chciałbym coś zdziałać miast trzymać konszachty z tymi diabłami. Sędzią jednak nie jestem nie mi kary wymierzać. Kodeks rycerza i wiara w Boga jedynego rzeczą iż skrzywdzić ich nie mogę, sam też bez potrzeby robić tego nie chcę. Prawda taka działać mogę tylko jeśli niewinnego skrzywdzić zdecydują. Tak mogę jedynie słowem działać. Przykład wiary dać i modlitwą ich ciemne dusze ratować. Jednak może się mylę i lata w postaci kainitów zmieniły ich. Choć wątpię by Rasputin zmienił się. Zło jego było znaczne w swym czasie. Może, że to wszystko ciągle jest efektem mocy Sehona. Czyżby całe miasto było pod jego władzą? Muszę to zbadać.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
- Och, nie dokładnie TEN Rasputin, ale jego wnuk z siódmego pokolenia. - wyjaśnił z uśmiechem Lenin, otaczając cię ramieniem i prowadząc w stronę schodów do kolejnej sali, położonej jeszcze niżej od tej, z której wychodziliście.
- To mój stary znajomy, udało mi się go przekonać do przyjazdu tutaj właśnie za sprawą Sehona. Niezwykle przysłużył się nam i całej rewolucji, bez niego trudno by było pozbyć się tej mendy. A tak się szczęśliwie złożyło, że spodobało mu się u nas, więc został na stałe, przynajmniej póki co. - zakończył ze śmiechem starym rusycyzmem. Zeszliście niżej, mijając toalety by znaleźć się w czymś przypominającym piwnicę. Lenin pchnął stare, okute drewniane drzwi, zza których uderzyła cię fala dźwięków harmoszki, pomieszana z zapachem wódki i czegoś słodszego, o krwistym zabarwieniu.

[ Ilustracja ]

Zobaczyłeś niską, acz szeroką salę o surowym wystroju, zastawioną drewnianymi stolikami i krzesłami z jednym dużym, okrągłym stołem po środku. Po okręgu i w rogach pomieszczenia siedzieli i leżeli rozmaici osobnicy, pijąc, śmiejąc się, zapiewając lub klaszcząc w rytm, do którego na wielkim stole tańczył kazaczoka łysiejący mężczyzna z absurdalną, sięgającą pasa (a w tym momencie blatu) brodą kurczoczarnego koloru. Ubrany był w inkrustowane złotem szaty popa, trzymając flaszkę wódki w jednej, a butelkę wina w drugiej ręce.
- Proszę się rozgościć i czuć się jak u siebie! - przekrzykiwał gwar Lenin. - Tutaj wszystko stanowi dobro ogółu, więc nie krępujcie się i dogadzajcie sobie wedle potrzeby! Jeśli potrzeba, to spróbuję umówić spotkanie z księdzem lub znajomym Garou jeszcze na dziś wieczór.
Z miłym uśmiechem spoglądam na bawiących się. Nawet jeśli wielu jak nie wszyscy to umarli, przypomina mi się okres mojego życia. Akka zabawy zakonników dla rozluźnienia atmosfery tym którzy zeszli ze służby. Wino i śpiew radość z życia. Służba Bogu nie zawsze była twardym obowiązkiem. Pismo rzecze iż wszystko jest dla człowieka ino umiar znać trzeba.
- Byłbym bardzo wdzięczny.
Siadam sobie gdzie mogę posłuchać muzyki. Dusza słowiańska od wieków się nie zmieniła. Nawet pośmiertnie. Mam dla tych ludzi w swym sercu wielki szacunek. To nie angole czy hiszpany czy zbyt porywczy włosi. Mają w sobie coś niezwykłego. Choć im dalej się zapuszczałem tym wiara inna mnie otaczała.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Lenin pokiwał głową krótko i wyszedł, zamykając drzwi. Teraz na stół obok tańczącego Rasputina (bo raczej musiał to być on) wskoczyło jeszcze dwóch Gangreli (jak sądziłeś po nieco wyostrzonych, zwierzęcych rysach twarzy), którzy chwyciwszy się z nim za barki tańczyli kazaczoka we trzech po okręgu. Gwar i dźwięki harmoszki nabrzmiały jeszcze bardziej, ktoś przysiadł się do ciebie, oferując brązową butelkę z drewnianym korkiem.
- Kak dieła?! - zakrzyknął radośnie, podając trunek, który na pierwszy rzut oka (czy raczej powąchanie) zdawał się być mocnym winem z domieszką krwi.
-Net, spasibo - Odmawiam z uśmiechem i przyglądam się rozmówcy. - A u mnie horosho. Nowy jestem w tych regionach. Z dala przybywam. Dobrze tu macie?
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
← Sesja WoD
Wczytywanie...