Sesja Krixa

- Hoooo! Dooobrze, bardzo dobrze! Towarzysz Lenin zapewnia wszystko, czego trzeba! - zawołał radośnie twój rozmówca, sam ciągnąc solidnie z butelki. Tymczasem Rasputin wraz z dwoma kompanami zaczął skakać w rytm poklasku, wycinając dzikie hołubce swoimi skórzanymi butami na obcasie.
- Powiem wam, towarzyszu, że Lenin to jedyna prawdziwa przyszłość dla tego zepsutego miasta, ot co! - dorzucił jeszcze tonem wieszcza twój nowy znajomy.
-A wcześniej było źle? Jak Poznański był? I ciekawi mnie czy Jak się tu ludziom żyje. Rodzina w pokoju i brak konfliktu z gaouru i magami. To wygląda jak historie o utopii.- To jak Kartagina Brujahów. Słyszałem o tym od nich. Krzykacze od tego wzięli swe miano. Teraz krzyczą dla zasady. Nie mam prawa jednak oceniać tego. Mój klan upadł jeszcze dalej. Kiedyś strażniczy. Może i zło toczyło ich wewnętrznie, ale mieli swój honor. Mieli godność, a teraz? Teraz to zwierzęcy Sabat. Mówią, że chcą zniszczyć przedpotopowców. Nie wierzę. Ale to już inna bajka. -Przepraszam odleciało mi się w tej upojnej atmosferze, o czym my tu?
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
- Co co? Poznański? - spojrzał na ciebie przez moment niezbyt przytomnie. - Aaa, Młody? No młody był w sumie całkiem swój chłop, ponoć tysz Gangrel, choć wszyscy robili zakłady skąd on tak naprawdę jest. Ale łeb na karku miał, życiowy dosyć. Szkoda faceta, tak się dać orżnąć i zarżnąć własnemu przyjacielowi... - pokiwał teatralnie głową, ale zaraz ze śmiechem krzyknął coś w stronę Rasputina, który skończył szaleńczy taniec i skłonił się obecnym, dziarsko zeskakując ze stołu. - A teraz... - machnął ręką. - Teraz to taki chuj wie co. Jest Lenin i całe szczęście, bo jeszcze jako tako trzyma to wszystko w kupie, jest wujek Grga, co się z cyganami wozi, też swoje chłopy, ostro się z Sehonem wykrwawili, duży szacunek im za to. Ale poza tym pełno gówniarzy, co to nie wiedzą co i po co chcą robić. Zjeżdża się ścierwa z całego kraju, Camarilla leje na nas ciepłym sikiem. - splunął na podłogę, dając upust pogardzie. - Na konflikty z wilkami i magami nikt nie ma ochoty, wszyscy za bardzo dostali po dupie. Za Młodego była jakaś umowa i żyło się względnie spokojnie, teraz nie ma po prostu komu robić rozpierduchy, nawet gdyby chciał.
-Pokój poprzez la destruction. Nie spodziefałbym się by było to możliwe. Cóż uczymy się całą eghzystencję.- Nawet jeśli osiągnęli pokój poprzez wyniszczenie jak ludzie przy pierwszej wojnie gdy walki trwały do aż którejś stronie zabraknie ludzi, to wśród nadnaturalnych wydaje się to dziwne. To wszystko jest nienaturalne. Muszę z kimś porozmawiać.-Thofarzyszu czy khtoś ostatnio jeszcze przybył do miasta? Tak w osthatnich dniach jakiś charakhterystyczny personne?
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Gangrel zastanowił się przez chwilę, dłubiąc przy tym w zębach.
- Nie, chyba nie... Nic mi o tym nie wiadomo. To znaczy, na pewno przybyło różnego ścierwa, ale nikogo ważniejszego. Choć może towarzysz Lenin wie coś więcej. Jeśli pytacie, towarzyszu, o ważniejszych w mieście, no to poza samym Leninem i Grgą, a także tu obecnym Rasputinem - wskazał na Rosjanina, który bawił właśnie gawiedź hipnotyzowaniem kogoś z publiczności -, to na pewno stary Alfons, Nosferat. Nooo, i oczywiście ksiądz. - powiedział takim tonem, jakby przypomniał sobie o czymś zupełnie oczywistym. - Marius. Od dawna wiele tu znaczył i zawsze stał z boku, choć znał się z Poznańskim, a ponoć nawet z wilkami i magami. I kiedy się zrobiło o nim jeszcze głośniej, to nic się nie zmieniło, nadal jest tak obok wszystkiego. Dziwne, jak na kogoś, kto własnoręcznie zabił Sehona. - pociągnął solidnie z butli, czknął. - A przynajmniej tak się mówi.
-Dzieci Malkava widzą i słyszą inaczej niżli my.- To przynosi wspomnienia i przypomina o nadziei z którą kroczę od tak dawna. Na mojej twarzy zapewne jest teraz uśmiech wspomnień. -Poznałem raz Malkava khtóry podpadł memu créateur. Ghdy go nawiedziłem w tej sprawie wiedział przede mną iż nie skończę jego żyvota. Był śviatłą istotą nawet jeśli mówił des devinettes. Sam też stwierdził, że robi to dla zabavy bo może normalnie gawędzić. Długo rozmawialiśmy i nastawił mnie na właściwy szlak. Ciekaw jesthem cóż z nim się sthało, nawet imienia jego nie poznałem nigdy. Eh... A co tu ciekavego w mieście macie?
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
- A co? Rewolucja i wojny to nie ciekawe? - zaśmiał się Gangrel. - A tak poważnie, to niewiele. Zgoła nic, towarzyszu. To miasto gnije od środka. Stagnacja, rozkład totalny. Gdyby nie Lenin i jeszcze kilka miejsc, to nic by się tu nie działo. Nawet ludzie jacyś tacy... ja wiem? - podrapał się po głowie. - Przybici wiecznie, zgorzkniali jacyś. Choć może to tylko ja tak odczuwam, bo ja nie stąd w końcu.
Ziewnął przeciągle, a ty również poczułeś już senność i bardzo charakterystycznie zmęczenie. Świt był już blisko.
-Dzień się zbliża, dziękuje za miłą rozmowę pomógł mi pan wielce. Gdzie tu mogę rzucić swoje stare kości by promienie mnie nie dotknęły?-Jednak jest coś na rzeczy. Ci co tu przybywają czują coś. Ten mrok w powietrzu to nie tylko moje przeczucie. Zanim jednak wpadnę w sen muszę swoje obowiązki spełnić. Jak skończę tu czeka mnie modlitwa i gdy złożę się do snu muszę cienie ustawić. Tutejsza gościna jest nie zwykła dla tego nie chciałbym by zaoferowano mi jeszcze kołek. Gra cieni pozwoli by myśleli iż śpię kilka centymetrów w bok. To wystarczy by drewno nie przebiło serca. Obudzę się i będę mógł bronić jakoś. Może jeszcze postawie cień swój na straży... Ale i tak najpierw koniec rozmowy i modlitwa. Wierze, że Bóg mnie ochroni jeśli moi gospodarze mieliby złe zamiary. Ciągła modlitwa przez dzień w śnie jeszcze mnie nie zawiodła. Różaniec jest świetną ochroną. Moja wiara nie dopuści zła w moje pobliże. Bóg ma mnie w opiece.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Twój rozmówca otworzył już usta by odpowiedzieć, lecz wtedy w drzwiach ponownie stanął Lenin i ponownie powitała go wrzawa radosnych okrzyków, które skwitował tylko uprzejmym uniesieniem ręki. Podszedł od razu do ciebie.
- Rozmawiałem z księdzem Mariusem, powiedział że postara się znaleźć chwilę jutro wieczorem i spotkać się z wami tutaj, jeśli tak będzie dla was wygodniej. Dzień się już zbliża, proponuję więc nocleg w komnatach towarzysza Rasputina. Wymyślił tam sobie swoją małą kaplicę, więc miejsca na dwóch nie zabraknie z pewnością.
Instynktownie jakoś chwyciłem za krzyżyk różańca zakręconego wokoło nadgarstka. Szybko jednak puszczam. Nie powinienem się obawiać miejsc kultu innych. Nawet jeśli są przeinaczone i wypaczone. Nawet jeśli oddają się złemu, Bóg czuwa nade mną i z jego pomocą i wolą oczyszczę zło przed sobą. Jeśli zajdzie taka potrzeba. Wiara mą tarczą. Łagodnie się uśmiecham.
-Bhardzo dziękuje. Zhamieniłbym oczyviście jeszcze słóvko z mości phanem Rasputinem. Nie wyphada mi wszak bez phrzedstavienia wkraczać do czyjegoś lieu de repos. A, że świt już niebavem wybaczy mi phan iż żegnać się będę. Znajdziemy czas wedle mości phana życzenia do rozmów w kolejnych nocach. Raz jeszcze dziękuje za gościnę i pomoc.-kłaniam się uniżenie.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Nie czekając dłużej udałeś się za Rasputinem, zmierzającym w dół schodów, prowadzących na jeszcze niższy poziom lokalu. Gdy cię zauważył, uśmiechnął się szeroko i bez słowa gestem zaprosił do otwarcia drzwi, znajdujących się u ich podnóża. Przy skrzypieniu drewna i żeliwnych zawiasów otworzyłeś drzwi i zostałeś wręcz porażony blaskiem.

[ Ilustracja ]

W pierwszej chwili pomyślałeś, że odnalazłeś Bursztynową Komnatę, gdyż ilość złota znajdująca się w pomieszczeniu po prostu powalała. Znalazłeś się w wysokiej na 3, a długiej i szerokiej na jakieś 20 metrów piwnicznej kaplicy, wypełnionej po brzegi ikonami, świecznikami, wiszącymi dosłownie wszędzie sznurami modlitewnymi i kadzielnicami. Złoto po prostu kapało z kolejnych przedstawień Mesjasza i świętych. Nie mogąc nadziwić się temu wszystkiemu, co w nastrojowym świetle setek świec mieniło się przepychem w twych oczach, stwierdziłeś od razu, że przynajmniej niektóre z nich muszą być najprawdziwiej bizantyjskie. Na ołtarzu, obok wielkiej, starej, zapewne pisanej ręcznie księgi liturgicznej, niczym dysk księżycowego światła błyszczała srebrna patena.
-Przyznam, nie potrafię ukryć zaskoczenie.- Oglądam komnatę nie mogąc uwierzyć, że oto przede mną nie ma wypaczenia wiary jakiego się obawiałem. Czy mogłem trafić na kogoś oddanemu Panu ale w innym obrządku? Wszyscy przecież wierzymy w tego samego Boga, każdy tylko na inny sposób. Nawet jeśli błądzą wierze, że Bóg im wybaczy bo chcieli dobrze. Ale wampiryzm zmusza nas do kroczenia mrokiem. Zmusza do walki z bestią i pożerania krwi co oznacza ranienie niewinnych. Może tutaj też udało się komuś odsunąć bestie. Kontrolować głód. -Chciałem podziękować za gościnę i przeprosić gdyż spodziewałem się czegoś innego.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
- Hah, ależ nie szkodzi, nie szkodzi. - machał ręką Rasputin, uśmiechając się promiennie. - Proszę się nie krępować, to taka moja mała kaplica. Trzeba było urządzić sobie jakieś miejsce wyciszenia od całego tego zgiełku. - powiedział, zaciągając z wyraźnym akcentem. Zamknął drzwi na skobel, podszedł do jednego ze stołów i zaczął zapalać kolejne świece absurdalnie długą zapałką.
To było nie zwykłe. Wybrałem sobie w miarę pusty róg i odpiłem miecz opierając go o ścianę. Zdjąłem kurtkę i położyłem obok. Wyciągnąłem swój mały zniszczony już brewiarz i uklęknąłem z zamkniętymi oczami. zacząłem odmawiać swoje modlitwy. Jako, że moje istnienie zostało powiązane z mrokiem. Odprawiam siedem modlitw dnia w zmienionym porządku. Nieszpory gdy budzę się przy zachodzie a Jutrznia na koniec nocy gdy sen mnie goni. Teraz różaniec oraz litanię i potem gdy poczuje zbliżający się świt Jutrznie a na koniec Kompleta. Potem tylko strażnik z cienia i mała gra cieni by wyglądało, że leże w trochę innym miejscu. Człowieka czy ghula to zmyli. Strażnik zaatakuje jedynie jeśli krzywda byłaby mi wyrządzona. Potem, już puki sen mnie nie zmorzy modlitwę do Matki Boskiej Maryi odmawiać będę. Ust nie otwieram Pater noster qui es in caelis,sanctificetur nomen tuum...
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Pogrążyłeś się w modlitwie, przy czym niedługo potem zawtórował ci Rasputin, posługujący się klasycznym starocerkiewnosłowiańskim. Nie minęło wiele czasu (a może i wiele? Czas przestawał się liczyć w takich chwilach), a zestroiliście się we wspólnej koncentracji, medytacji, wiodących do czegoś z pogranicza półsnu i religijnego katharis.
Twoja świadomość odprężała się, uwalniała od trudu i ciężaru nocnego nie-życia, wszystkich zwierzęcych żądz dyktujących jego przebieg. Bestia zasypiała, uciszona, stłumiona, wszystko toczyło się tak, jak to bywało w lepszych momentach twoich dziennych marzeń sennych.

Jednak w pewnej nieokreślonej chwili wszystko to się zmieniło.

[ Ilustracja ]

Widziałeś miasto.
Miasto pogrążone w mroku, ciemności. Jednak nie w nocy, gdyż nie było w niej gwiazd, a płaszczyzna nieba zdawała się być zastąpiona przez nieokreśloną próżnię, w którą aż strach było patrzeć, jakby w obawie przed "wypadnięciem do góry", wprost w nią. Wokół ciebie majaczyły zarysy budynków, kamienic, niewyraźne sylwetki ulic i chodników, fantomy ławek i latarni. Jednak nie była to ciemność, do której cię stworzono. Nie znajdowałeś w niej spokoju, pewności dzikiej bestii, udającej się na polowanie. Co ważniejsze - nie widziałeś w niej tak, jak działo się to zazwyczaj. Strzępki mroku tworzącego ogólny zarys tej wizji przywodziły ci na myśl obłąkane cienie, to umykające, to czające się na istotę śledzącą je wzrokiem. Przez moment zdało ci się, że wiesz już, gdzie błąkają się wszystkie oderwane od twych przeklętych braci cienie, jednak szybko odrzuciłeś tę myśl. Nie było to coś, w co chciałbyś wierzyć.
Poza tobą nie było nikogo, a jednak czułeś dziwną niepewność, obawę, przygnębienie. Czułeś chłód, sensację nieznaną ci od niepamiętnych czasów, a także czyjąś obecność. Obecność, która zagrażała ci czymś więcej, niż śmiercią.

Krok... krok... stuk... krok... krok... stuk...

Gdzieś z głębi ulicy niosło się echo miarowego, spacerowego kroku, połączonego z czymś jeszcze, jakby uderzaniem kija czy laski o brukową kostkę. Rozejrzałeś się wokoło, wypatrując źródła dźwięków, jakiegoś przechodnia, ale nie dostrzegłeś nic, poza groteskową zmianą form cienistych kształtów, określających to przedziwne miasto. Echo dobiegało raz z przodu, raz z tyłu, to znów ze wszystkich kierunków jednocześnie. Odwróciłeś się po raz któryś, równie skołowany, co zaniepokojony, i ujrzałeś przed sobą zarys sylwetki mężczyzny. Melonik, frak (choć niemal wszystko skrywał absolutny mrok, skądś byłeś pewien, że są czarne), elegancka laska, na której się wspierał. Nie widziałeś twarzy, lecz czułeś na sobie jego milczące, dziwne spojrzenie.
-Mogę wiedzieć kim jesteś!? I gdzie jesteśmy? Nie jest to świat żywych. Czuje, że to także nie sen, ale nie zdaje mi się byśmy byli poza zasłoną..- Mówię po francusku. Nie potrafię się skoncentrować na innych językach. Czyżbym czuł tak niepojęty strach przed tą istotą iż nawet znam tylko swój rodzimy język? Nie wiem. Podchodzę powoli. -To ma cel prawda? Chcesz rozmowy czy tylko spotkania by mnie zobaczyć i ocenić...
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
- A czy ty masz swój cel...? - zapytał człowiek, podchodząc nieco bliżej. Widziałeś zarys jego twarzy, niepodobnej do nikogo, z równo przyciętą, elegancką bródką.
- Po co tu przybyłeś? By coś zobaczyć? Ocenić? Szukasz na ulicy swojej golkondy, Anselme? - w głosie zabrzmiała nuta rozbawienia i jednocześnie postać zmieniła się. Frak wydłużył się i zmienił krój w długi, sięgający kostek płaszcz, melonik spłaszczył i wydłużył w kapelusz z szerokim rondem, zaś sama niewyraźna twarz przeobraziła się w oblicze dobrze ci znane.
- A co jeśli zamiast niej znajdziesz własną Gehennę, Lorrain? - zapytał stojący przed tobą Sehon.
-Przyjmę wszystko co Bóg dla mnie przygotował. Odnajdę golkondę i powstrzymam cię lub padnę w walce jako rycerz Pana i będę gotów zmierzyć się z moimi grzechami.- Staję prosto. Strach umyka. Gdy mój wróg ujawnia swą formę wiem iż muszę mu stawić czoła. Bóg dał mi to zadanie i zamierzam je wykonać nawet jeżeli oznacza to mą śmierć ostateczną. Jako lazaryta mam zadanie nieść ukojenie oraz chronić niewinnych i słabych. Powstrzymanie Sehona będzie spełnieniem mojej przysięgi. -Nie udało ci się mnie powstrzymać od setek lat. Spowolniłeś moje działania ale nie powstrzymałeś. Znajdę sposób byś trafił w czeluści piekielne gdzie twoje miejsce. Mój cel jest jasny. A ty Sehon? Na co ci twoja egzystencja? Co zyskałeś? Byłeś tak znienawidzony iż udało się zjednoczyć przeciw tobie nie tylko rodzinę ale i wszystkich nadnaturalnych. Nawet jeśli im się nie udało raz wierze, że to ich nie powstrzyma. Będą z tobą walczyć, będziesz miał cały świat przeciw sobie. Warto było pragnąć potęgi i mocy jeśli są takie konsekwencje? Myślisz, że to cie uchroni? Prędzej czy później staniesz przed obliczem Pana i sczeźniesz w piekle gorszym niżbyś sobie mógł wyobrazić. Twój los jest zamknięty.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Widmo roześmiało się zimnym, okrutnym głosem, który krążył wokół ciebie, dobiegając ze wszystkich ciemnych budynków, okien i alejek.
- Sehon to przeszłość, wampirze. - powiedział, zmieniając się na powrót w dżentelmena we fraku, meloniku i z laską. - Sehon był tylko formą, JA jestem treścią. Jego już nie ma i nie ma też twoich odpowiedzi. Nie masz tu czego szukać.
-Nie sądzę. Jeśli Sehon był twoją formą to muszę powstrzymać ciebie. Forma mogła się zmienić. Zło nie. Jesteś tym co było w potworze z którym stawałem do walki to teraz stanę z tobą. Jesteś dziełem szatana a ja po swojej stronie mam siłę Boga jedynego. Mówię ci więc giń i przepadnij zmoro. Wróć do piekieł gdzie twoje miejsce ten świat nie jest twój i nie będzie. Jako sługa Boży gotów jestem się poświęcić by tego dokonać, nawet za cenę swego istnienia. Jeśli Pan pozwoli znajdę Golkondę i wyślę cię gdzie twoje miejsce.- Cóż więc stoi przede mną. Jeśli to nie Sehon czymże to jest? Mrok który czuje jest nieprzenikniony to jakby stawać w Szramki z siłą, żywiołem, a nie istotą z krwi i kości. Boże daj mi siłę by moja wiara trwała jak filar. Niech będzie falochronem przed burzą zła jakie stoi przede mną. Jeśli taka twoja wola pomóż mi wypędzić to zło ze świata, by świat stał się choć odrobinę lepszym miejscem. Daj mi tę siłę mój Panie.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
← Sesja WoD
Wczytywanie...