-
IiiiihihihihihihihhihihihihihihihiahahhahahiahiaaAHAHhahaihaiaihiaAHAAAA!!! - usłyszałeś w odpowiedzi, widząc jak motorniczy zaśmiewa się do rozpuku. -
Zajezdnia Dąbrowa, jako się rzekło. Odjaaazd! - krzyknął i wsiadł, a wy, nie czekając na wunderbarne pieszczoty pędzących w waszą stronę nazistów, wskoczyliście za nim i zamknęły się drzwi.
[
Ilustracja ]
Rozejrzałeś się po niesłychanie długim, dwuwagonowym tramwaju. Takich nie widziałeś ani w Warszawie, ani w innych miastach. Poza tobą wsiadło też paru pasażerów-duchów ze stacji. Przyszło ci do głowy, że bardzo zasadne jest pytanie jakim cudem tramwaj zamierza wyjechać ze stacji, o ile nie chce cały czas jechać na wstecznym. Wszak kabina motorniczego znajdowała się teraz tyłem do kierunku jazdy. Jednak pytanie straciło swą zasadność równie szybko, jak przyszło ci na myśl. Nie wiedziałeś kiedy, nie wiedziałeś jak, grunt, że oto siedziałeś przy oknie, na jednym z pojedynczych miejsc, mając na sobie drugie pojedyncze krzesło, od którego oddzielał cię niewielki, składany blat (taki jak w pociągach), jadąc przodem do kierunku jazdy, zaś kabina, którą przed momentem miałeś za plecami, teraz znajdowała się dokładnie przed tobą. Jakby wagon, do którego wsiadłeś, w ułamku sekundy przeskoczył na przód, jakimś niezrozumiałym, magicznym sposobem.
Jazda zdawałaby się zupełnie normalna - trochę trzęsło, trochę szumiało, coś trzeszczało czasem przy pantografie nad tobą - , gdyby nie fakt, że za oknami nie widziałeś niczego. Tylko jednolitą, niezmąconą ciemność. Żadne z widmowych pasażerów nie odzywał się, nie patrzył w twoją stronę, w sumie jak zupełnie normalni ludzie w typowej codziennej przejażdżce tramwajem.
Zacząłeś zastanawiać się, czy może przypadkiem nie nawąchałeś się kleju...