Uśmiechnęła się szerzej, gdy powiedziałeś "kaczuszko", usiadła i odparła:
- Weź to niebieskie, nie pamiętam nazwy. - pokazała ci wzór drinka, który stał na półce za barmanem. Spojrzałeś na soczyście błękitny napój i uznałeś, że może nie bezie zły. Zamówiłeś dwa, dla niej i dla siebie. Zanim barman podał wam je, krzyknęła, byś usłyszał:
- Jestem Lily, a ty?! - przybliżyła się do twojego ucha, a jej oddech owionął je.
Przyjemne ciepło rozpaliło moje ucho rozchodząc się po całym ciele.
Nie było to ciepło spowodowane zawstydzeniem, lecz raczej motywujące ciepło pochodzące z głębi mnie.
- Mów mi Tobi - odpowiadam z uśmiechem na ustach po czym dodaję - Przyszłaś tutaj sama? Taka ładna dziewczyna pewno nie może się odgonić od zalotników.
- Ano wielu do mnie startuje. Ale to ja wybieram! - powiedziała, po czym podziękowała barmanowi za drinka. Przed tobą także postawił. - Póki co, jestem sama. - upiła drinka.
- Ja tu akurat od niedawna jestem. Przyjechałam, bo słyszałam, że tu fajne kluby można znaleźć. A ty co tutaj robisz? Zabawić się przyszedłeś? - krzyknęła, po czym upiła spory łyk i się uśmiechnęła. Zaczęły jej na twarz bić delikatne rumieńce. Głośna muzyka do bouncowania zagłuszała trochę waszą rozmowę, ale zmieniające się światła tworzyły niezły klimat. Tylko dym z fajek trochę przeszkadzał.
- Neimoidiańczycy są zadufanymi w sobie tchórzami, o! - zaakcentowała i upiła znowu łyk. Ty także, żeby nie zostawać w tyle. Zaczęła się delikatnie gibać na krześle w rytm muzyki lecącej z parkietu. - takie kluby także nie są zarządzane przez nich. Oni tylko z nich korzystają, starając się przywdziać maskę frywolności. O, ale się elokwentna zrobiłam od tej wódki. - roześmiała się krótko.
- Jestem z Naboo. Tam się urodziłam, a tutaj przybyłam z moją grupką rockową, koncertujemy trochę. O, tam siedzą! - odkrzyknęła i odwróciła się trochę, machając w stronę grupki, która siedziała na sofach pod ścianą przy VIProomie. Było tam kilka osób, też jakieś panienki zabawiające ich. Palili fajkę wodną i wciągali jakiś syf z blatu stolika.
- Akuma yubi, co w wolnym tłumaczeniu może znaczyć "Palce Diabła". Lubimy grać cięższe kawałki. - Dopiła do końca drinka. - Choć, zatańczymy, a potem cię z nimi poznam. - chwyciła cię za rękę.
Nim zdążyłem pokapować się co się właściwie stało, już szedłem ciągnięty za rękę w kierunku parkietu.
Głupio było teraz powiedzieć ze tańczę jak Bantha, ale jeszcze gorzej będzie się wydurnić na oczach wszystkich.
Mimo wszystko postanowiłem zaryzykować i zatańczyć w rytm dzikiej muzyki.
[Sorry, nie pokazało mi I jakoś zapomniałem wejść. Ech]
Powoli ciągnęła cię w stronę parkietu, na którym tańczył niezły tłumek przeróżnych osób. Z głośników dolatywał i odbijał się od ścian głośny bounce, który był w sam raz dla pijanych, obściskujący się par lub najaranych typów, mogących sobie po podskakiwać w miejscu. Na szczęście nie tańczyło się tu żadnych konkretnych tańców, z czego się cieszyłeś, bo nie umiałeś nic. Zaciągnęła cię za rękę trochę głębiej i gdy tylko znaleźliście trochę wolnego miejsca, odwróciła się do ciebie, złapała za ręce i próbowała na początku sama trochę rozruszać i pokierować. A ty dawałeś z siebie wszystko, chcąc, by nie wyglądało to głupio. Jednakże otoczenie nie zwracało na was uwagi, każdy tańczył jak chciał, niektórzy całkowicie idiotycznie, więc trochę cię ten fakt uspokoił.
- Dawaj! Ruszamy się! - krzyknęła, po czym porobiła znowu kilka wygibasów i obróciła się przed tobą, muskając ci podbródek swoimi długimi włosami.
- Spokojnie, robię co mogę - odpowiadam na zachętę śmiejąc się przy tym i przekrzykując muzykę.
- Zwykle nie przesiaduję w takich miejscach więc daj mi fory
Roześmiała się, choć nie byłeś pewien, czy usłyszała wszystko, co powiedziałeś. Obeszła cię, obracając się z dwa razy, po czym znowu chwyciła za ręce. Jak to na dyskotekach, ruchy były dość losowe, raczej poddające się rytmowi muzyki. Dziewczyna podobała ci się, miałeś problemy z niegapieniem się na tyłek lub w dekolt. Ale właściwie czego oczekują dziewczyny, które tak się ubierają?
Wasz taniec zaczynał być coraz bardziej śmiały, byliście bliżej siebie. Przytulony, mogłeś wyczuć jej piersi naciskające na twój tors. W tym momencie zapomniałeś na chwilę o otaczającym cię świecie, misji i naukach Jedi.
Poczułeś szarpnięcie za ramię, które cię zatrzymało i obróciło. Przed tobą stał dość potężnie zbudowany, wysoki mulat. Widziałeś wściekłą minę na jego twarzy.
- Już się natańczyłeś, pasiaku?! To teraz wypierdalaj od mojej laski! - krzyknął i stanął czekając, aż zrobisz, co każe. Widziałeś, że Lily ma zastraszoną twarz.
Wytrącony z rytmu, lekko zaskoczony, przyglądam się kolesiowi.
Od takich nie można się za wiele spodziewać, chyba tylko agresji, w każdej możliwej formie.
Nie lubię takich kolesi.
Jak to się mówi, na widok takiego od razu włącza się agresor. A gniew, to emocje nad którymi trudno mi zapanować.
Mimo skoku adrenaliny, staram się nie podejmować żadnej decyzji pod wpływem impulsu. Staram się odpowiadać spokojnie.
Spokojnie, lecz gotowy na atak. Bo czego innego można się po takim spodziewać?
- Ekhm... kolego - Zaczynam powoli - chyba ci się coś pomyliło.
- Nic mi się nie pomyliło! Co tak stoisz jak ciele?! Spieprzaj mówiłem! - widzisz, że jest lekko podpity i pewnie najarany, a w głosie brzmi wściekłość. Widzisz także, że ma napięte mięśnie rąk.
Pewien że zaraz wyprowadzi cios, przygotowuję się nań.
- Odejdź kolego, bo zaraz coś się komuś może stać, a tego przecież nie chcemy, prawda? - mówię dalej spokojnym głosem.
Gość słuchał cię, widział, że zaczynałeś być poirytowany. Ale widział także, że nic nie robiłeś. Jak skończyłeś mówić, zrobił najdziwniejszą chyba możliwą rzecz - uśmiechnął się delikatnie. Jego sylwetka nagle straciła cały agresywny wyraz. Kiwnął ci ręką, byś szedł za nim i poszedł w stronę, z której prawdopodobnie przyszedł. Mocno zdziwiony, spojrzałeś na Lily. Także lekko uśmiechnięta, patrzyła na ciebie ciekawsko oczami. Oczami, z których zniknął pijany i najarany wyraz.
- Chodź. - powiedziała krótko, lekko stuknęła cię w bark i poszła za tamtym gościem.
Nie wiedząc co to wszystko ma znaczyć, lekko się zakłopotałem. Nie tracąc jednak czasu ruszyłem za nimi.
Mając się cały czas w gotowości, odruchowo sprawdziłem czy moja broń znajduje się tam, gdzie powinna.