Ogarniając się na szybko, uznałeś, że warto by jednak zmienić szaty, bo te już trochę się znosiły. Założyłeś naprędce drugi komplet, zabrałeś miecz i wyszedłeś z domu, zamykając drzwi. Jeżeli miałeś być jak najszybciej na miejscu, to trzeba było wziąć transport. Dlatego po wyjściu na główną ulicę złapałeś pierwszą napotkaną taryfę i kazałeś się zawieźć na Platynową 2. Kierowca poduszkowca wskazał ci tylna kanapę, po czym ruszył. Jechałeś dość prędko, gdyż na ulicy nie było ruchu, więc podróż zajęła ci 10 minut. Wysiadłeś pospiesznie, zapłaciłeś kartą za przejazd i stanąłeś przed najokazalszą budowlą na Moście Centralnym, nie licząc oczywiście Pałacu Cesarskiego. Dom Głównego Radcy był właściwie małym pałacem, dużych rozmiarów, wysokim i bogato zdobionym. Gdy ochrona zauważyła ciebie przed bramą, otworzyła ja natychmiast, pozwalając ci przejść i kłaniając się nisko. Nie zadając pytań poszedłeś przez wysypaną złotym pyłem alejkę główną do drzwi wejściowych. Cały budynek miał z kilkanaście metrów wysokości, kilka pięter i dwie wieżyczki, prezentował się okazale, nawet na tle innych posiadłości, które stały w pobliżu. Choć alejka była oświetlona, a na ścianę frontową świeciło sześć reflektorów, nie widziałeś dokładnie szczegółów konstrukcji. Ukryte były w cieniach wielu występów i wypukłości.
Podszedłeś do drzwi, otwartych już zawczasu dla ciebie. Lokaj gestem wskazał ci, hall wejściowy.
- Proszę szanownego pana za mną. - ukłonił się i ruszył na wprost drzwi wejściowych. Idąc za nim rozejrzałeś się trochę po pomieszczeniu. Hall był przestronny, z wysokim sufitem, na którym namalowano fresk przedstawiający panoramę Cato Neimoidii. Po obydwóch stronach, tuż przed zgiętymi schodami na piętro, znajdowały się dwie pary dębowych drzwi, prowadzące prawdopodobnie do innych pomieszczeń na parterze. Za schodami z boku były trochę mniejsze drzwi dla służby, prawdopodobnie do pomieszczeń kuchennych. Podłogę zaściełał karminowy dywan, a ściany przyozdabiały wysokie zwierciadła w złotych ramach oraz obrazy rodzinne. Hall lśnił czystością, można także wyczuć lekką nutkę mięty, raczej z czegoś zapachowego, niż środków czystości.
Szliście w stronę szerokich drzwi, umieszczonych po drugiej stronie hallu. Służący otworzył je szeroko i zszedł kilka szerokich schodków niżej, do następnych szerokich drzwi. W tym krótkim korytarzyku stało jeszcze dwóch lokajów, wyciągniętych jak struna i patrzących się przed siebie. Przeszedłeś mimo nich, a ci zamknęli wypracowanymi ruchami drzwi. Służący, który cię prowadzi, otworzył drugie drzwi i twym oczom ukazał się szeroki, długi salon z kilkunastoma gośćmi. Nie było tutaj stołu jadalnego, a jedynie stoliki z kieliszkami i przekąskami. Wszyscy ubrani elegancko przechadzali się, zagadując innych lub rozmawiając w grupkach. Był lekki gwar. Po sali przechadzali się także kelnerzy roznoszący inne alkohole, a przy oknie na przeciwko stał fortepian, na którym ktoś grał spokojny utwór. Powyżej znajdowała się galeria otoczona balustradą, na której także stało kilkoro gości.
Gdy wszedłeś do środka, większość osób spojrzała się w twoją stronę, przerywając na chwilę rozmowę. Część z nich była neimoidiańczykami, natomiast reszta ludźmi, rodianinami, twi'lekami i jeszcze kilkoma innymi rasami, w różnym wieku, różnej płci. Jedna czy dwie kobiety popatrzyły się na ciebie trochę dłużej, chyba oceniając fryzurę, po czym z uśmiechem odwróciły się z powrotem. Dosłyszałeś gdzieś z lewej cichy szept:
- Jedi.
Rozglądając się, zauważyłeś mistrzyni Shandre stojącą pod ścianą z prawej i rozmawiającą z jakimś odświętnie ubranym neimoidianinem. Ubrała się w jedną ze swoich sukien, którą już znałeś - elegancką, acz zdawkową. W końcu miała reprezentować Zakon. Kiwnęła ręką, byś podszedł.
Przyjrzałeś mu się, jednakże dla ciebie był kolejnym neimoidiańczykiem, niczym zbytnio nie wyróżniającym się od reszty. Wysoki, ubrany w czarny płaszcz z czerwonymi i złotymi obszyciami oraz wysoki kapelusz o podobnych barwach, patrzył na ciebie swymi dużymi, brązowymi oczami, marszcząc w uśmiechu już i tak pomarszczoną twarz. Gdy podszedłeś do mistrzyni, ta przedstawiła cię jegomościowi.
- Rycerz Zakonu Jedi Tobian Shol, mój były uczeń. - ukłoniłeś się. Wskazała na rozmówcę:
- Naczelny Radca Miasta Tasir Banifis. Pełni tymczasowo najwyższą władzę na Cato Neimodii.
Odezwał się:
- Miło mi poznać kolejnego przedstawiciela Zakonu. - wyciągnął rękę.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiadam z lekkim znudzeniem w głosie ściskając wyciągniętą dłoń. Eh te 'rytuały' i reszta wazeliny zawsze mnie irytowały.
- Rozmawialiśmy właśnie z panem Banifisem o naszej podróży tutaj. - powiedziała mistrzyni Shandre.
- Tak, byłem ciekaw, jak minęła. Przepraszam bardzo, za ten pośpiech, ale wiedzą państwo, ostatnie wydarzenia... - pokręcił głową. - No nic, proszę czuć się jak u siebie, w każdym razie w granicach rozsądku. - uśmiechnął się znowu siatką zmarszczek. - Wybaczą państwo, muszę porozmawiać z innymi gośćmi. Jeszcze raz, miło mi było poznać. - kiwnął głową, po czym odszedł od was do pobliskiego rodianina i twi'leki.
Gdy odszedł, Shandre zwróciła się do ciebie:
- Co tak długo cię nie było? Już myślałam, że zapomniałeś o kolacji. - spytała, upijając trochę białego wina z kieliszka.
- Zwiedzałem miasto i spotykałem się z miejscowymi. Bardzo barwne persony - odpowiadam półżartem. - A i rozmawiałem z członkami Gwardii Królewskiej, którzy bawią się w ciuciubabkę.
- Niczego nie można być pewien. Przedstawili się jako 'ostatnia linia obrony' i 'Gwardia Królewska'. Znali liczbę delegatów wysłanych przez Radę. Najpierw podłożyli mi 'świnie', potem tajemniczo, jak z filmu detektywistycznego, zaczęli proponować wspólne akcje - Wyjaśniłem mistrzyni.
- Ogólnikowo. Nowy władca ma wprowadzić wiele zmian, które się nie spodobają wysoko postawionym i Sithom. Dlatego Ostatnia Linia Obrony szuka sprzymierzeńców, na wypadek gdyby ktoś chciał pozbyć się ambitnego władcy. - mówię powoli i cicho.
- Tego, że nowy władca będzie chciał wprowadzić duże zmiany spodziewałam się, lecz nie byłam pewna. Skoro tak, to rzeczywiście robi sobie wrogów i wśród miejscowych. Hmm. - zaczęła się zastanawiać, spoglądając na Tasira Banifisa. W końcu odwróciła się do ciebie i zniżyła ton głosu:
- Banifis jest bardzo dobrym zarządcą, nie wiem, czy też w tym siedzi. Istnieje taka możliwość.
- Mam nadzieję, że nie. Kolacja jest oficjalna, ale prawdopodobnie będzie chciał porozmawiać w mniejszej grupce w sali kominkowej, jak to ma ponoć w zwyczaju. Póki co trzeba mieć oczy szeroko otwarte. - powiedziała, dopiła wina z kieliszka i wzięła koreczek z tacy stojącej na stole. Znając ją, to teraz pewnie myśli intensywnie o kilku rzeczach naraz.
Zostawiając ja samom sobie, odchodzę trochę na bok.
Rozglądam się wokoło w poszukiwaniu czegoś większego na ząb.
Rozmowy zapowiadają się 'interesująco', dlatego chcę coś przynajmniej przegryźć.
Jedyne "większe" przekąski do jedzenia, jakie znalazłeś, wyglądały ci na pierożki. Nie wiedząc jednakże, czym zostały nadziane, podszedłeś do nich, jak do jeża. Na szczęście po ugryzieniu doszedłeś do wniosku, że jest w nich kapusta, farsz mięsny i ostre przyprawy. Całkiem ci zasmakowało, więc wziąłeś na talerzyk jeszcze kilka. Odwróciłeś się i poczułeś na sobie czyjś wzrok. Rozejrzałeś się po sali. Przy drugim końcu okna stała jakaś twi'lekanka, wpatrując się w ciebie intensywnie. Jej zachowanie trochę cię speszyło, jednakże nie chciałeś zostawiać tego samopas i postanowiłeś, że podejdziesz do niej i spytasz, o co chodzi. W tym samym jednak momencie zagadnęła do ciebie para rodianinów, przesłaniając ci widok twi'lekanki.
- Dobry wieczór panu, nazywam się... - przedstawił się, ale nie słuchałeś go, starając się spojrzeć poprzez niego. - Miło mi pana poznać. Przyjechaliśmy obejrzeć koronację, która z pewnością będzie wspaniałym wydarzeniem, ale i przedłużyć umowy polityczne. A jakie jest stanowisko Zakonu wobec nowego władcy? - zapytał dość wprost.
Starając się spojrzeć za dwóch jegomości odpowiadam szybko
- Zakon będzie starał się wesprzeć nowego władcę. Panowie wybaczą na chwilę, ale muszę zamienić z kimś słówko.
Po skończeniu zdania, nie czekając na reakcję dwóch, staram się ich wyminąć i podejść do kobiety. Jeśli tam jeszcze jest.
Otworzyli usta, by coś powiedzieć, ale śmignąłeś między nimi nawet się nie oglądając. Twi'lekanka zniknęła ci spod okna. Rozejrzałeś się szybko po sali. Stała teraz trochę głębiej, rozmawiając z Radnym Banifisem. Stała tyłem, trzymając kieliszek w smukłej dłoni, lewą podpierając łokieć prawej. Potakiwała w odpowiedzi na to, co mówił do niej radny.