Sesja Vena
Wyszedłeś z budynku, przeszedłeś przez spory dziedziniec i dotarłeś do bramy posiadłości. Otworzyła się tuż wcześniej, więc nie zatrzymując się mogłeś wyjść na ulicę, jeśli można nazwać tak deptak, po którym chodzi mnóstwo osób, jeżdżą spokojnie różne osoby i znajdują się ławeczki do siedzenia. Straganów żadnych nie widziałeś. Na Moście Centralnym najwyraźniej handel się nie odbywał. W każdym razie tak ci się wydawało.
Mijane przez ciebie osoby, w znacznej mierze neimoidianie albo goście na uroczystość, przechadzali się po moście często bez celu, grupkami rozmawiając o wydarzeniach. Wszyscy byli mocno zaaferowani.
- Nie wiadomo nawet, jak wygląda. Myślisz, że dałby się namówić na randkę? - powiedziała jakaś neimoidianka z wyższych sfer, chichocząc, co bardziej przypominało tobie rechot. Gdzie indziej od grupy poważnych neimoidian usłyszałeś:
- Z powodu zamówień na uroczystość windy nie wyrabiają z dostawami. Słyszałem, że nawet ta pałacowa jeździ bez przerwy.
- Nic mnie to nie obchodzi, potrzebuję tych 10 ton palladu na jutro. - odpowiedział mu inny, trochę niższy, lecz w bogatszych szatach.
Większość rozmów o gospodarce, metalurgii lub nieznanym spadkobiercy. Nikt jakoś nie żałuje zmarłego cesarza.
Idąc tak, bezwiednie kierowałeś się w stronę pałacu cesarskiego. Budynki przyćmiewały bogactwem, mijające cię pojazdy były coraz wymyślniejsze. Gdy spojrzałeś na prawo, zobaczyłeś szyld wysadzany rubinami: Pod platynową żyłą. Prawdopodobnie był to kulturalny bar, pub nie pasował w takim miejscu. Pierwszy jaki zobaczyłeś na Cato Neimoidii.
- Nie wiadomo nawet, jak wygląda. Myślisz, że dałby się namówić na randkę? - powiedziała jakaś neimoidianka z wyższych sfer, chichocząc, co bardziej przypominało tobie rechot. Gdzie indziej od grupy poważnych neimoidian usłyszałeś:
- Z powodu zamówień na uroczystość windy nie wyrabiają z dostawami. Słyszałem, że nawet ta pałacowa jeździ bez przerwy.
- Nic mnie to nie obchodzi, potrzebuję tych 10 ton palladu na jutro. - odpowiedział mu inny, trochę niższy, lecz w bogatszych szatach.
Większość rozmów o gospodarce, metalurgii lub nieznanym spadkobiercy. Nikt jakoś nie żałuje zmarłego cesarza.
Idąc tak, bezwiednie kierowałeś się w stronę pałacu cesarskiego. Budynki przyćmiewały bogactwem, mijające cię pojazdy były coraz wymyślniejsze. Gdy spojrzałeś na prawo, zobaczyłeś szyld wysadzany rubinami: Pod platynową żyłą. Prawdopodobnie był to kulturalny bar, pub nie pasował w takim miejscu. Pierwszy jaki zobaczyłeś na Cato Neimoidii.
Przed "restauracją" stało dwóch "wykidajłów", jeden neimoidianin oraz człowiek. Widać było, że pierwszy gadał, drugi działał. Gdy podszedłeś do drzwi zakryty płaszczem, człowiek pokazał, byś się zatrzymał, a neimoidianin powiedział:
- Proszę zdjąć kaptur i podnieść ręce. - chcieli cię skontrolować.
- Proszę zdjąć kaptur i podnieść ręce. - chcieli cię skontrolować.
Na początku, jak opuściłeś kaptur, spojrzeli się krzywo na twoją fryzurę. Potem jednakże człowiek podszedł i zaczął się obszukiwać. Po chwili znalazł miecz świetlny, wziął go do ręki i pokazał neimoidianinowi. Obaj mieli nietęgie miny.
- Z bronią nie wpuszczamy do środka. W jakim celu tu jesteś, Jedi?
- Z bronią nie wpuszczamy do środka. W jakim celu tu jesteś, Jedi?
Gdy postanowiłeś odejść, spojrzeli na ciebie krzywo, ale widać, że im ulżyło. Odchodząc zirytowany z pod baru nieomal wpadłeś na złotą karocę jadącą w stronę pałacu cesarskiego. Woźnica krzyknął na ciebie, omijając cię bokiem:
- Uważaj jak chodzisz! - prychnął i pogonił modliszki. Gdy karoca przejechała obok ciebie, ujrzałeś siedzącego w środku bardzo bogato ubranego neimoidianina. Zdawał się nie zwracać uwagi na otaczający go świat. Patrzył na ścianę karocy z grymasem na twarzy. Neimoidianie naokoło widząc wydarzenie, zaczęli szeptać między sobą.
- Uważaj jak chodzisz! - prychnął i pogonił modliszki. Gdy karoca przejechała obok ciebie, ujrzałeś siedzącego w środku bardzo bogato ubranego neimoidianina. Zdawał się nie zwracać uwagi na otaczający go świat. Patrzył na ścianę karocy z grymasem na twarzy. Neimoidianie naokoło widząc wydarzenie, zaczęli szeptać między sobą.
Postanowiłeś wrócić do posiadłości, w której przebywaliście. Wewnątrz ciebie toczyły walkę dwie sprzeczności - czy wrócić do domu i obmyślić wszystko na spokojnie, czy jednak iść do pałacu i rozejrzeć się po miejscu przyszłych wydarzeń. Ostatecznie uznałeś, że nawet nie znając miejsca można dojść do ciekawych wniosków i raźnym krokiem udałeś się do rezydencji. Po drodze zacząłeś myśleć, w jaki sposób sithci mogliby zakłócić ceremonię bez większej draki, czy nie mają wszędzie szpiegów, obserwujących poczynania różnych osób w mieście, no i w końcu, czemu spadkobierca jest taki tajemniczy.
Kierując swoje kroki w stronę posiadłości, nie spiesząc się, zaprzątałem sobie głowę całą to sprawą.
Im dłużej drążyłem temat, tym bardziej wydawał się zagmatwany.
Pierwsze co powinienem zrobić, to dowiedzieć się czegoś o spadkobiercy. Może Shandre będzie mogła zorganizować jakieś spotkanie? Być może to za dużo, ale chociaż zbliżymy się do środowiska jegomościa i uda mi się czegoś dowiedzieć.
Z taką myślą udaję się do pokoju Mistrzyni.
Im dłużej drążyłem temat, tym bardziej wydawał się zagmatwany.
Pierwsze co powinienem zrobić, to dowiedzieć się czegoś o spadkobiercy. Może Shandre będzie mogła zorganizować jakieś spotkanie? Być może to za dużo, ale chociaż zbliżymy się do środowiska jegomościa i uda mi się czegoś dowiedzieć.
Z taką myślą udaję się do pokoju Mistrzyni.
Wróciłeś do posiadłości i od razu skierowałeś kroki do pokoju swojej mistrzyni z nadzieją, że jest obecna. Stanąłeś przed drewnianymi, zdobionymi w roślinne motywy drzwiami i zapukałeś. Ze środka dobiegały jakieś głosy, które ucichły, gdy rozległo się pukanie. Usłyszeć można było następnie kroki i Shandre otworzyła drzwi.
- A, to ty Tobian. Wejdź. - Zostawiła otwarte drzwi i wróciła do terminalu, na którym widziałeś sylwetkę mistrza Heske.
- Dziękuję za rozmowę, postaram się. - powiedziała mistrzyni Ghrna i zrobiła lekki ukłon. Heske kiwnął głową, mrugnął do ciebie przyjacielsko po czym się rozłączył. Shandre odwróciła się do ciebie.
- O co chodzi?
- A, to ty Tobian. Wejdź. - Zostawiła otwarte drzwi i wróciła do terminalu, na którym widziałeś sylwetkę mistrza Heske.
- Dziękuję za rozmowę, postaram się. - powiedziała mistrzyni Ghrna i zrobiła lekki ukłon. Heske kiwnął głową, mrugnął do ciebie przyjacielsko po czym się rozłączył. Shandre odwróciła się do ciebie.
- O co chodzi?
- Właśnie odbyłem krótki spacer po tutejszych włościach... Ale przechodząc do sedna. Możesz zorganizować niezobowiązujące spotkanie z przyszłym władcą, lub z kimś z jego otoczenia? Przydało by się zebrać trochę informacji. Trzeba wiedzieć na czym stoimy. - Spytałem spokojnym głosem wpatrując się w oczy Shabdre
- Kolacja jest oficjalna. A przeznaczona jest dla dyplomatów, przedstawicieli rządów. No i dla nas. A właściwie to dla mnie. Ciebie zaprosili z grzeczności, ale pewnie nie obrażą się, jeśli będziesz krócej. Pewnie będzie kilka obnoszeń potraw. - powiedziała i pokręciła głową wzdychając.