- Oczywiście. - Huminro zwrócił się ponownie do żołnierza. - Kapralu, proszę zaopatrzyć ten statek w paliwo, podstawowe racje dla trzech, nie, czterech osób i środki medyczne wedle wskazania tego pana. - wskazał na ciebie głową.
- Ależ kapitanie, czy w tej sytuacji...
- Nie ma "ale", kapralu. Żadnego. Kiedy skończycie przelejecie na konto kapitana tej jednostki sumę dwudziestu tysięcy kredytów.
- Dwudziestu tysięcy?! Kapitanie...
- Nie każcie mi powtarzać kapralu. - rzucił Huminro odwracając się od was.
-Bardzo dziękuje.- Nautolianin wciąż nie był pewien. Wciąż coś w nim powodowało, że nie wierzył. Miał nadzieje, że to na prawdę tylko jego wyuczona niechęć, a nie przebijająca się Moc. Wciągnął głęboki oddech i poruszył swoimi mackami. Chciał rozpoznać zapachy tak by stwierdzić jakie emocje towarzyszom kapitanowi i jego ludziom. -Chciałem Panu podziękować. Za wydarzenia na pokładzie, za wyrozumiałość i za zaufanie, że dowieziemy Pana tutaj. yyyy.Znaczy... Hm. Miło było pana poznać. Rozumie Pan... Prawda?- Zakłopotanie było najłagodniejszym określnikiem uczucia jakie teraz dominowało w upadłym Jedi.
Sith zatrzymał się w pół kroku plecami do ciebie, wsparł podbródek na ramieniu i wpatrzył się nieruchomo w ziemię.
- Tak. Rozumiem. - powiedział po kilku sekundach i poszedł dalej przed siebie, a kapral gwizdnął na swoich ludzi, żeby uporali się z zadaniami wyznaczonymi przez kapitana.
-Heh mogło pójść lepiej.- Niklo popatrzył chwilę w ziemie. Potem zwrócił się do kaprala. - Macie zbiorniczki z kolto? Potrzebne też środki przeciwbólowe, opatrunki i środki znieczulające miejscowo. Tyle co na opiekę nad jedną ciężko ranną osobą na tydzień. Dziękuje.- Stanął gdzieś z boku obserwując załadunek. Jak skończą wejdzie na pokład.
Ostatni pojemnik wniesiono na statek, ostatni żołnierz z niego zszedł, ty wszedłeś w przeciwnym kierunku. W otwartej ładowni spotkałeś Fensena, oglądającego nowy ładunek.
- No no... Czyżby jednak twój znajomy postanowił wykazać się słownością? Czy u nich to przypadkiem nie jest sprzeczne z jakimś prawem, albo czymś takim?
-Zawsze mi się zdawało, że tak jest. No i pewnie HK skanuje je już wszystkie.- Nautolianin uśmiechnął się zakłopotany. -Wiesz Fensen może być tak, że nie zawsze musi wszystko być stereotypem. Może to był wyjątek sithów. Nie zmienia on jednak głównego problemu, a co najwyżej pozwala mieć nadzieje, że jak sithci wygrają to nie zginiemy wszyscy. Chciałem spytać czy masz pomysł na kolejną trasę. Bo ja mam.
-Chciałbyś zobaczyć rodzimy świat Jedi?-Nautolianin uśmiechnął się na tyle miło na ile potrafił. -Pewnie nie. Ale możemy mieć z tego zysk. Zdam raport o wydarzeniach tutaj i przekaże dowody to jedi na pewno wynagrodzą nam trud. Później się zobaczy ale pewnie odlecimy z jakimiś ekskluzywnymi towarami i posprzedajemy. Nawet kible z Tythona są wartę małą fortunę. Poza tym co się tam może stać?- Upadły jedi przypuszczał, że im nic. On z drugiej strony może mieć gorzej. Prawda sam odszedł za zgodą rady, prawda miał prawo wrócić, a wracając się do przestrzeni Republiki zgłosić do reprezentanta zakonu. Problem w tym, że cała sieć wydarzeń wcześniejszych i zwieńczenie na okręcie sithów prawdopodobnie doprowadziło do jego upadku. Czy trzyma się jeszcze jasnej strony? Zaglądając nawet teraz po wszystkim nie potrafił stwierdzić. Jedi mogą go zatrzymać. Fensen i reszta mimo to powinni być bezpieczni.
Kapitan założył ręce na krzyż powyżej sterczącego brzuszka i spojrzał niechętnie.
- Że niby do twoich ziomków? A jaką mam gwarancję, że nie będziecie chcieli zrobić nam prania mózgu, w wyniku którego stanę się obwoźnym sprzedawcą wazeliny, Iziz zakonnicą, Makankos połykaczem ognia, a HK spedalonym tłumaczem protokolarnym relacji ludzie-roboty? - pytał żartobliwie groźnym tonem, choć na myśli miał zapewne coś trochę innego, niż wyraził pytaniem.
-Prawda. Moi mistrzowie z chęcią by zobaczyli Iziz w zakonnym wdzianku. Widziałeś jak ubierają się panny z jasnej strony? Nie masz ochoty zobaczyć w tym swojej pani pilot?-Nautolianin był gotów popłakać się ze śmiechu. Prawda zakon z zewnątrz wyglądał tajemniczo i dziwnie. Ciekawe czy mniej Jedi przechodziłoby na ciemną stronę gdyby przeszli pranie mózgu wcześniej? -Nie wydawałeś mi się typem co wieży w pogłoski. No ale dobra. Załóżmy twoją teorię, że Zakon porywa ludzi i zmienia ich osobowość do własnych celów. Czy odcinając się od nich i poznając fajną zgraję dziwaków chciałbym ich zabierać do miejsca gdzie nie będą sobą? Jakby to HK stwierdził. Jest to nie logiczne działanie wora mięsa. Tam jest masa dziwnych posługujących się mocą istot ale większość z nich jest milsza ode mnie, a na pewno łagodniejsza. Oni mieli by prać mózgi? A jak się nadal boisz to jak tam podlecimy możemy się skontaktować i dokonać wymiany elektronicznie. Nie będzie lądowania na planecie. A i gdybym chciał zmienić twoją osobowość to bym to zrobił. Umiem.
Fensen jakby się nadmuchał.
- Gdybym chciał, to kopnąłbym cię w dupę tak, że doleciałbyś stąd na Alderaan i z powrotem. Zamiast opowiadać mi tu farmazony powiedz mi lepiej na co konkretnie mogę liczyć, jeśli wybiorę się taki kawał?
-Dobra ja ci gwarantuje mój udział w zarobionych 20 tysiakach z tej akcji. Jeśli potrzebujesz więcej gwarantowanej kasy to jeden z moich mieczy. Zarobisz na nim ze 3 tysiaki lekką ręką a nawet więcej. Ale wież mi będzie z tej akcji więcej. Jedi nie są skąpi dostaniemy tyle co za to plus coś się trafi przy okazji. Co może pójść nie tak?- Upadły jedi uśmiechnął się przy stawianiu warunków. Prawda do drugiego miecza nie był przywiązany, ale większość jego umiejętności z posiadaniem go wiązała się. Ciekawe czy Fensen rozumiał poświęcenie. Tak czy inaczej nie wspominał o przeczuciu które napłynęło. Nautolianin martwił się o wydarzenia na planecie ale nie chciał ich rozpowiadać. Co tam mogło zajść?
- I niby komu opchnąłbym coś takiego? - zaskrzeczał - Zatrzymaj swoją latarkę i przypilnuj swoich koleżków, żeby okazali dostatecznie dużo wdzięczności dobremu człowiekowi, który przywozi im marnie strawnego braciszka. - odwrócił się w stronę pokładu. - Kochanie! Odpalaj!
-Eh a mówili, że to ja jestem złośliwy. Poza tym źle ci się żyje ze mną? Masz przygody, jest kasa i nawet pewna świadomość, że nie umrzesz ze starości. Czego od życia chcieć więcej?- Nautolianin z uśmiechem powędrował w głąb statku. Potrzebował teraz zimnego prysznicu. Po tej planecie pełnej piachu tego najbardziej potrzebował. Potem sen, ale na razie woda.
Udałeś się do kajuty sanitarnej i tam, nie zważając na żadne względy zdroworozsądkowej gospodarki zapasami wody, rzuciłeś się pod prysznic. Radość z tej czynności równała się tylko towarzyszącej jej rozkoszy. Zgodnie z powiedzeniem, że centymetrowa warstwa brudu odpada sama, pozbyłeś się wszelkimi dostępnymi środkami naleciałości piachu i pyły ze swojej spieczonej i wysuszonej ponad normę skóry. Oddech stał się lżejszy i głębszy i mimowolnie roześmiałeś się.
Owinąłeś się jednym z wiszących na wieszaku ręczników, gdy drzwi do kajuty otworzyły się i weszła przez nie zamyślona Iziz.
- O...! Eeem... Czyyyy... skończyłeś czy zaczynasz...? - wyjąkała Twi'lekanka ubrana tylko w bardzo skromny strój kąpielowy, doskonale podkreślający jej rozliczne walory.
-Hm... to pewnie zależy- Nautolianin wyprostował się z uśmiechem. Mimowolnie napiął mięśnie prezentując się, ciało samo reagowało.- Jeśli chodzi o prysznic to kończę. Ale jeszcze powinienem zacząć sprzątanie spłukanej naleciałości tej piaskowej planety. Innymi słowy tam może być straszny syf. Daj dwie minuty to chociaż to spłuczę i odświeżę. Źle by było cię pobrudzić znaczy się.-Pierwsza myśl Niklo była prosta. Nie umie gadać. Był szkolony do walki nie rozmów. Ciekawe jak bardzo widać jego skrępowanie w tej sytuacji.
Twi'lekanka zaśmiała się perliście.
- Spokojnie, nie spiesz się. Ja się przygotuję. - zaproponowała z uśmiechem, a ty pospieszyłeś do czyszczenia kabiny. Z nieco nadmiernym entuzjazmem szorowałeś ścianki i podłogę, podczas gdy Iziz zdążyła przebrać się w sam ręcznik, który podkreślał jej wdzięki w sposób jeszcze bardziej kłopoczący cię niż poprzednio.
-Tak, to już. Skończyłem. Znaczy z tym tu piaskiem.- Niklo drapiąc się za karkiem z zakłopotaniem starał się nie patrzeć. Ale JAK tu nie patrzeć? Gdzie ci sithci gdy są potrzebni? Ruszył by sięgnąć swoje rzeczy i wyjść. Przebierze się już u siebie. Byle teraz jej tylko nie zahaczyć niczym albo nawet nie zbliżyć się za bardzo. Przez chwilę zastanawiał się czy jeszcze oddycha, puścił powoli powietrze równocześnie przypominając sobie kodeks jedi. To zawsze pomagało gdy młoda adeptka mocy prowadziła mu zajęcia w akademii podczas misji jego mistrza. Tamte ciało nie równało się z okazem perfekcji tutaj. Nie ma emocji, jest spokój.
Właśnie w chwilach takich jak ta myśl, czy to owa sentencja jest fałszywa, czy po prostu twój duch zbyt słaby, nachodziła cię z całą mocą. Na szczęście teraz, ubrany i suchy, w swojej kajucie miałeś trochę spokoju i prywatności.
-Spać.- Upadły jedi ciężko upadł, tak upadł na to coś co robiło tu za łóżko, że aż zabolało go. Leżał tak chwilę kontemplując drzwi przed sobą, dopiero po pewnym czasie spróbował się obrócić by było trochę wygodniej. Tak czekał na sen. Miał głęboką nadzieje, że obejdzie się bez wizji, że po prostu się obudzi za parę godzin wypoczęty, z nowymi siłami. Tak bardzo tego chciał.