Twi'lekanka również zastanowiła się przez moment, by ostatecznie z uśmiechem odpowiedzieć:
- Parę lat temu byłam mistrzynią Nar Shaddaa. Jako pierwsza kobieta przekroczyłam barierę dźwięku, jako pierwszy zawodnik przez trzy sezony z rzędu wygrywałam wszystkie możliwe wyścigi, za każdym razem bijąc własne rekordy. Do mistrzostw galaktyki nie mogłam się jednak dostać. Byłam za dobra, nikt nie chciałby, żebym startowała. Na samym Nar Shaddaa Huttom nie przeszkadzało, że kolejni idioci zgrywają się do gołej dupy w nadziei, że ktoś wreszcie dokopie tej głupiej suce. - błysnęła drapieżnie białymi zębami. - Jednak na większą stawkę straty byłyby większe, niż zyski, a ja nie chciałam zginąć przypadkowo w wyniku "usterki" mojego systemu chłodzenia. Albo hamulców. Teraz prowadzę starą, zdezelowaną kobyłę...
- No no no, panienko, uważaj na słowa! - obruszył się Fensen.
- ... która trzyma się chyba tylko bezgranicznej miłości swojego kapitana. Kariera skończyła się, zanim na dobre się zaczęła. Marne szanse, że kiedyś do tego wrócę, chociaż nigdy nie wiadomo... Ale nadal jestem najlepsza. Najlepsza w tym co robię, w tym co robiłam - może też, choć teraz to nie istotne. Istotne jest tylko to, że ja sama, niezależnie od tego kim jestem, jestem nadal taka, jak jestem i jaka zawsze byłam.
- Znaczy się przemądrzała, upierdliwa i cholernie seksowna?
- Również, pączusiu, również.
-Dziękuje wam. Teraz na modłę dziwaka ruszę pomedytować nad waszymi słowami.- Niklo ruszył się od stołu wraz z kubkiem zaczętej wody. Po kroku się zatrzymał. -Postarajcie się nie zniszczyć niczego. Wile rzeczy ma tu jakieś 20 tysięcy lat.- Z uśmiechem ruszył w stronę wyjścia. Zastanawiał się gdzie pójść. Jako wojownik najlepiej pewnie czułby się na sali treningowej. Tam gdzie jest pot i esencja wszystkich tych walczących. Zdecydował się jednak poszukać jakiegoś miejsca z dużą ilością wody. Wodospady mile widziane no i dobrze jakby to nie była łazienka.
Łazienka łazienką, ale przypomniałeś sobie o świątynnym ogrodzie. Tam, przechadzając się wśród kolorowych, fosforyzujących klombów i aromatycznych kwiatów (nie tylko tych rosnących na Tythonie), każdy Jedi mógł znaleźć spokój i wytchnienie. Świątynne fontanny, skalniaki, szmer strumieni zakręcających wokół zagajników - wszystko to witało cię senną równowagą dźwięków, barw, zapachów i Mocy, jakby spowalniając czas, prześlizgujący się leniwie między falującymi na wietrze liśćmi.
Niklo siadł sobie przy jednej z szumiących fontann. Patrzył jak wypływająca woda ścieka po kamieniach i kapie. Szum go uspokajał a wilgoć w powietrzu dawała uczucie przyjemności. Może jak w domu? Mało tam spędził czasu. Ale woda zawsze miała na niego dobry wpływ. Poruszył głowomackami. Patrzył na niebo rozmyślając o tym co ma zrobić. Iziz powiedziała, że wie czym jest. A czy on wiedział? Kim był? Może był przed etapem zrozumienia. To by znaczyło, że jest nieźle opóźniony. Trzy dekady za nim. Nawet Nautolianinem nie jest właściwym. Nigdy nie został wychowany w swojej kulturze. Nie zna powiedzeń, żartów. Lepiej zna wspólny niż swój ojczysty język. Taki jest los Jedi. Zabrani za młodu stają się nimi. Ci wszyscy tutaj są mu bliższą rodziną niż cała jego planeta. Ale jedim nie jest. Trzeba podjąć jakąś decyzje. Dłuższe zastanawianie nie da tu efektu. Ta decyzja mogła by zapaść w jakimś trudnym czasie z masą wybuchów i walki wokoło. Wtedy wiedziałby, że tak trzeba postąpić. A tak wojownik siedzi przy strumyku. Miał pewną nadzieje, że sama Moc się zamanifestuje i powie mu co robić. Chociaż na tyle zasługiwał po tych latach kopniaków od niej. Ale jak na razie nic. Poczeka. Z parę godzin. Posłucha wody.
Wsłuchany w szum strumyka rozmyślałeś nad przeszłością. Chyba było to dość widoczne, czy wręcz wypisane na twej twarzy, bo ktoś, kto niepostrzeżenie stanął obok ciebie, powiedział:
- Skup się na chwili obecnej. - usłyszałeś głos, który okazał się należeć do mistrza Harlana. Wysoki, krótkowłosy mężczyzna o twarzy poznaczonej pajęczyną blizn, bez wątpienia nienaturalnej natury. - Nie pamiętasz, jak szła ta formuła? - uśmiechnął się i usiadł obok ciebie.
-Pamiętam Mistrzu.- Nautolianin uśmiechnął się znów wspominając.- Nie zapomniałem tego czego się nauczyłem w zakonie. Kodeks był ostoją na wygnaniu. Nawet jeśli nie ze wszystkim się zgadzałem. Cieszy mnie twoje towarzystwo Mistrzu. W pewien sposób czekałem na znak. Pasujesz idealnie.
- Hmm... Znak, powiadasz... - powtórzył w zamyśleniu, z którego wyrwał się, pytając: - Co byś powiedział na propozycję ponownego wstąpienia do Zakonu? Wraz z poprzednią rangą?
-Jeszcze bardziej dosłowny znak jak widzę.- Niklo popatrzył w niebo. Poczuł przyjemny spokój. Mimo tego że był wynurzony z Mocy miał wrażenie, że jednak ją czuje. -Jedna ze ścieżek którą chciałem podjąć wiodła przez prośbę o powrót do zakonu. Jeśli miałbym pozostać w Mocy to tylko jako jedi. W planie były długie treningi i pogodzenie się z własnymi błędami. Wiem, że taka droga jest tą właściwą dla mojego ducha, ale przyznam, że jestem zaskoczony iż wyszła także od Mistrza. Czuje się zaszczycony. Co skłoniło radę do przejęcia upadłego jedi z powrotem? Do tego nie przypuszczałbym, że jako rycerza.
- Jeszcze nic. - odparł enigmatycznie. - Ale skłoni ją moja decyzja, jeśli będzie taka potrzeba. W swych podróżach, badaniach, jak sam mówiłeś, starałeś się ze wszystkich sił i za pomocą całej swej wiedzy zbliżać bardziej, do szarości, niż jasno określonego światła lub mroku. A właśnie takich osób teraz potrzeba nam, Zakonowi i Republice. Zwłaszcza po wydarzeniach ostatnich dni i miesięcy. Zwróciłeś naszą uwagę na problem niesłychanej wagi, który z różnych, bardziej lub mniej błędnych powodów, został zapomniany. Gdy tylko wrócę z pewnej nieprzyjemnej delegacji, chciałbym osobiście towarzyszyć ci w rozwiązywaniu tej sprawy. O ile oczywiście zgodziłbyś się ponownie przywdziać szaty Jedi i do mojego powrotu spróbować dowiedzieć się jeszcze więcej. Nie wiem, czy wiesz, ale od niedawna jesteśmy w stanie ponownej wojny o Balmorę, więc w czasach konfliktów starożytne groźby odchodzą na plan dalszy. A niesłusznie.
-Sądzę, że to słuszna droga. I mam wrażenie, że te lata na wygnaniu po to służyły.- Popatrzył na całe otoczenie i westchnął. -Jest jednak jeszcze kilka spraw. Co z załogą Królowej? To dziwna banda ale nawet jak nie chcą tego przyznać mają serca we właściwym miejscu. Służą kredytom ale może taki cichy przewoźnik mógłby się przydać zakonowi? No i czy powrót do mojej rangi oznacza, że mam przyjąć padawana? Wtedy odmówiłem. Teraz? Nie wiem, choć mam wrażenie, że jestem to winien. Jedno życie nie byłoby stracone gdybym nie opuścił zakonu. Może, że się mylę i uczeń którego miałem szkolić przeżył masakrę w świątyni?
- Przyznam, że nie wiem o którym padawanie mówisz, bardzo rzadko goszczę w murach Akademii i zawsze bardzo krótko, nie jestem więc na bieżąco z aktualnymi, a co dopiero z tak minionymi sprawami. - uśmiechnął się w sposób, który nawet mimo błyskawic przecinających jego twarz, sprawił przyjemne wrażenie. - Jest jednak ktoś, kto rzucił mi się w oczy i kto rokowałby, moim osobistym zdaniem, spore nadzieje na przyszłość. Ale wymagałoby to ogromu pracy, jak mniemam, od samego namówienia go począwszy. Jednak to tylko i wyłącznie jeśli sam poczułbyś chęć i potrzebę wzięcia sobie ucznia, nie chciałbym narzucać ci niczego w tej kwestii. Padawani szkoleni z przymusu zawsze są najbardziej pokrzywdzeni.
-Teraz nie uważam tego za przymus. Raczej za odkupienie?- Nawet Niklo nie był pewien. Jednak gdzieś w głębi coś mu podpowiadało, że czas jest właściwy. -Albo coś innego, nieuchwytnego. Poza czasem. Ale o tym będzie jeszcze możliwość porozmawiać. Bardziej mnie ciekawi inna kwestia. Mistrzu. Za chwilę spytam czy na prawdę widzisz mnie na powrót w zakonie.-Nautolianin zamilkł a w myślach stanął na wyspie która izolowała go od Mocy. To tu wychodził by być głuchym na jej podszepty i nie polegać na niej. Teraz patrzył na ocean przed sobą. To była Otaczająca go Moc. Skoczył daleko, tak by od razu zanurzyć się jak najgłębiej mógł. Jego ciało wypełniło się Mocą, a duch nabrał siły. -Czy ta aura, czy to czym jestem nie będzie niebezpieczne? Mistrzu, jeśli nadal chcesz bym wrócił, to jestem do usług.
Harlan roześmiał się krótko i pogodnie.
- Wszyscy jesteśmy niebezpieczni. Umiejętności, które nabywamy, czynią nas jeszcze niebezpieczniejszymi. Pomyśl o swoim mieczu - sam ze swej natury stanowi zagrożenie, tym większe z im większą precyzją i starannością go przygotowano. Lecz czy to barwa lub forma czynią go niebezpiecznym? Czy może raczej ręce, które go trzymają? Motywy i idee, w obronie których lub przeciwko którym jest obracany? Ty sam jesteś mieczem, Niklo. Twoim najważniejszym zadaniem zaś jest niedopuszczenie, by twym działaniem kierowały niewłaściwe ręce i niewłaściwe cele. Ale tym razem nie będziesz w tym sam.
-Jeśli tak stawiasz sprawę Mistrzu. Jak mógłbym odmówić? Czuje się wreszcie we właściwym miejscu.- Zatopił się w Mocy. Był od niej uzależniony, albo po prostu lubił to. Teraz jego zmysły były pełne. Czuł się dużo swobodniej, bez ciężaru ciała. Wszystkimi zmysłami odczuwał w pełni siłę tego miejsca. Życie tętniące w każdej drobinie materii, płynące swobodnie w oceanie Mocy. Ma też znów potrzebę do życia. -To co teraz mistrzu? No i co z Królową Heavy Metalu?
- To już zależy od jej kapitana, choć jest jeden załogant, którego chcielibyśmy zatrzymać na dłużej... Wiesz już co mam na myśli i dlaczego to twoje zadanie? - uśmiechnął się złośliwie.
-Przypuszczam, że chodzi o HK choć każdy na tym statku ma niezwykłą historię. Jednak się nie myliłem gdy go zobaczyłem. Myślisz, że Shan będzie w stanie uaktywnić jego pamięć? Dla mnie był to jedyny trop. Tak czy inaczej pogadam z nimi. Do wyjaśnienia historii HK byli gotowi zostać.
- Tak, droid to bardzo ciekawa zagadka... - zgodził się Harlan. - ... ale nie jego miałem na myśli. To nie jego umiejętności mieliśmy okazję oglądać w twoim materiale podczas zebrania.
-Miałem po cichu nadzieje, że jaszczur jakoś umknie.- Niklo zaśmiał się całkiem serdecznie. -Trandoshanin jest żywiołem, nie wiem czy się zgodzi na współpracę, skrzyżowałem z nim broń i jego forma jest perfekcyjna. Bardzo swobodna. Uważam go za dobrego towarzysza i nie zmuszę go do niczego. Ale mogę z nim porozmawiać. Zależy jeszcze co zakon chce. Szkolić się od niego? Czy go przesłuchać.
Nautolianina dosłownie zatkało. Milczał chwilę.
-Hm.
Znów milczał pewien czas. Spojrzał na mistrza Harlana. Potem na wodę.
-Hm.
Przez chwilę miał otwarte usta by coś powiedzieć. Znów jednak przycisnęła go niemoc. Popatrzył na wodę.
-Nie wiem czy się da. Kiedy walczyliśmy nie wyczułem w nim Mocy. Jego ruchy to czysta determinacja do perfekcji. Na statku też nie odczułem nawet wibracji. Może, że się mylę, ale zwykle byłem dobry w widzeniu Mocą. Z drugiej strony. Często się zagłuszałem na nią. Uważasz Mistrzu, że on ma kontakt z Mocą?