Dane dotyczyły serii eksperymentów prowadzonych przez Imperium w rejonie Malachora V. Obiektem owych eksperymentów byli żołnierze Imperium, starannie selekcjonowani z jednostek frontowych według ponadprzeciętnej sprawności fizycznej, stanu zdrowia, odporności fizycznej i psychicznej oraz innych kryteriów, których listę pobieżnie przestudiowałeś. Żołnierze byli następnie wysyłani w pole asteroid pozostałych po planecie, by na większych z nich prowadzić poszukiwania jakichkolwiek pozostałości po niegdysiejszej świątyni Sithów oraz ich artefaktach.
Wszystko to było, rzecz jasna, jedynie przykrywką dla zupełnie innych badań.
Eksperyment, nadzorowany bezpośrednio przez członków Imperialnej Inkwizycji, dotyczył zmian powodowanych przez Ciemną Stronę Mocy w organizmach i fizjonomii istot poddanych jej działaniu. Chcąc zbadać i zarejestrować powodowane przez nią przemiany, a także poznać mechanizmy ich zachodzenia, Sithowie poddawali kolejne grupy "obiektów eksperymentalnych" względnie długotrwałemu przebywaniu w obszarze, w którym koncentracja Mocy była wyjątkowo silna. Powód rejsu do lokalizacji Malachora stał się jasny.
Czas ekspedycji kolejnych "grup badawczych" (w plikach nosiły numery od 1 do 7) ulegał stałemu zwiększeniu, od kilku godzin do kilkunastu, później nawet kilkudziesięciu. Jednak nie sam czas eksploracji kolejnych asteroid przez żołnierzy, a okres stacjonowania "Defilera" w lokalizacji Malachora zaszokował cię, gdyż wynosił on ponad półtora roku.
Z kolejnych raportów, których większe lub mniejsze fragmenty uległy zatarciu, wynikało, że zgodnie z oczekiwaniami Sithów organizmy badanych ulegały zmianom, jakie - sądząc ze szczegółowych opisów medycznych - były typowe dla osób utrzymując stały kontakt z Ciemną Stroną. Deprywacja sensoryczna, przyspieszony metabolizm, niewytłumaczalne zmiany tkanki skórnej i mięśniowej, anomalie neuroprzekaźnictwa i wydzielania hormonów, zwyrodnienia kości, ścięgien, stawów, mutacje organów wewnętrznych, wzrost agresji, tolerancji na ból i tym podobne, różne zależnie od czasu i intensywności przebywania w rejonach szczególnego "nasilenia" Mocy, wyznaczanych przez Inkwizytorów.
Kolejne przypadki opisywano szczegółowo, jednak wnioski pozostawały niezmienne - nie znaleziono trwałego, zadowalającego sposobu na odwrócenie, czy choćby powstrzymanie badanego procesu. Wszyscy żołnierze wraz z postępującymi zmianami ciał i umysłów nieprzyzwyczajonych i nieprzygotowanych do ustawicznego kontaktu z Mocą, wykazywali zwiększoną aktywność midichlorianów we krwi, w niektórych wypadkach nawet wykazując wzrost ich ilości, jednak ostatecznie wszyscy ginęli, czy to za sprawą letalnych zmian organicznych, niewydolności organizmu, samobójstw lub z rąk eksperymentatorów.
Po półtora roku raporty urywały się. Wśród plików znajdowały się jednak katalogi z zapisami audio i video poszczególnych przypadków, obserwacji i analiz różnych członków "korpusu naukowego" okrętu.
-Bez kitu...-Choć to nie to czego Niklo się spodziewał, to i tak... To czego się dopuścili. To... To przeraża. Bezwzględność wobec własnych podwładnych i to po to by móc kożystać z ciemnej strony Mocy bez niebezpieczeństwa. Upadły jedi mimowolnie spojrzał na swoją rękę. Przypomniał sobie jak wykorzystał wyładowanie elektryczne. To popisowa technika sithów. Zaczął się zastanawiać co się z nim dzieje? Odpędził tę myśl. Zastanawiał się czy oglądać teraz te materiały. Był w różnych miejscach i widział wiele. Wojna nie jest mu obca, ale to? To może być przerażające jeszcze bardziej niż lądowanie w błocie, w deszczu, gdy na około ciebie giną żołnierze. Przypomniał sobie jedną z interwencji z mistrzem. Lata przed pokojem. Leśno-bagienny księżyc. Akurat pora deszczowa. Założenie było, że mimo utrudnionego lądowania siły wroga s powodu deszczu będą źle przygotowane i zdemoralizowane. Przypomniał sobie ostatnie rady mistrza przed zeskokiem z transportera. Skakali pierwsi by zabezpieczyć lądowisko. To był jego pierwszy skok z tak wysoka. Gdyby nie Moc zabiłby się. Tak wiele jej zawdzięczał. Na ziemi w błocie, jak się otrząsnął zobaczył koszmar. Nie jego pierwszy ale jeden z gorszych. Dziesiątki martwych żołnierzy zatopionych w błocie po kolana. Wystawały często tylko ręce albo hełmy, i od razu strzały. Nie było na nic czasu, tylko miecze w dłoń i zabezpieczenie terenu dla innych. Później spędzili tam cale tygodnie. Ciągle padało. Była to ulga i jedyna pociecha ale widział jak wiele istot z sił Republiki źle to znosi. Wygrali, ale wielkim kosztem. Jednak tamte wspomnienia, jeszcze młokosa, to może być nic z tym co znajduje się na nagraniach. Nautolianin włączył comlink.
-Iziz, ile nam jeszcze zostało?- Czekając na odpowiedź Niklo rozglądał się po pomieszczeniu. Raptem jest na tym statku ze dwa tygodnie a czuje się jakby upłynęły miesiące. Jakby wejście na pokład królowej po raz pierwszy było z pół roku temu, ba nawet więcej. Przeszła go myśl co będzie jak to wszystko pokaże radzie? Nie są to zbytnio rzeczy o które uda się wznowić wojnę. Polityka pewnie to wszystko pochłonie. Tak czy inaczej fajnie byloby się tego pozbyć i zwalić na bardziej odpowiedzialne barki. Dowiedzieć się co się stało na Thytonie i czemu tylko on to poczuł i to nawet mimo wypłynięcia z Mocy. A potem spokojnie w swoją stronę. Dalej męcząc Fensena swoją osobą. Ta myśl jakoś usatysfakcjonowała Nautolianina.
-Na szczęście nie to czego się spodziewałem, ale dobrze nie jest. Badali wpływ Ciemnej strony na organizmy żywe, szukali chyba sposobu by zniwelować bądź zmniejszyć degradację nią spowodowaną.-Nautolianin zamyślił się na chwilę czy włączyć któreś nagranie. Zrezygnował. Dane przerzucił do części zabezpieczonej. Teraz poza nim zajrzy tam tylko ktoś z jego kasty. Nawet wśród jedi są ugrupowania które nie przepadają za resztą i chcą pewne rzeczy przemilczeć albo zachować. Kolejna sprawa to czy założyć swój stary struj? Nie. Ale uznał, że zaraz się przejdzie do kabiny by przez radio ostrzec, że się zbliża. Niech wiedzą. -HK, pamiętasz naszą rozmowę jak wylądowaliśmy na Tatooine? Zaraz po strzelaninie. Podejrzewałem cię o to, że jesteś tym HK 47. Chciałbyś może sprawdzić czy miałem rację? Prawdopodobnie tam na dole jest ktoś kto będzie w stanie powiedzieć o tobie więcej. Jeśli się nie myliłem. Kurcze dawno jej nie widziałem i nie była zadowolona z mojej decyzji. No ale może po Coruscant przekonała się, że miałem rację. Ciekawe...
[Ja wszystko rozumiem, ale jest autokorekta i przynajmniej my nie kaleczmy tego już i tak zmaltretowanego przez nasze pokolenie języka ]
Stwierdzenie: Niechętnie przyznaję, że taka ewentualność aktywizuje mój skrypt poznawczy o wysokim stopniu ryzyka procesowego, określany przez istoty oparte na węglu terminem "ciekawość". O ile nie oznaczałoby to ingerencji w moje wewnętrzne obwody lub funkcjonowanie oprogramowania, która to próba zakończyłaby się natychmiastową eksterminacją, to jestem gotów skorzystać z tej opcji.
-Nie przypuszczam żeby ingerowała. Pamiętam, że Satele zajmowała się historią swojego przodka. Możliwe, że lepiej stwierdzi twoje pochodzenie. Idę do Iziz, trzymaj się tu.- Nautolianin schował wyłączony już holocron i ruszył do kabiny. Myślał jak zostanie przyjęty. Spodziewał się sporej ekipy powitalnej z bronią. Pewnie nim zobaczy radę minie kilka dni w izolatce. Będą chcieli go zbadać. Teraz dopiero pojawiła się myśl czy nie będą chcieli aresztować na przesłuchanie załogi. Niklo będzie musiał wyjaśnić, że nie zmuszał ich do tego, że mu pomogli z własnej woli. Teraz zaczął chcieć by go aresztowano i na tym zaprzestano. Z drugiej strony nie usłyszy w izolatce przekleństw Fensena pod swoim imieniem. Są jakieś plusy...
-Cześć Iziz, słuchaj wieża już wywoływała?- Upadły jedi powiedział to z lekkim strachem jakby coś przeskrobał i nie chciał powiedzieć.
-To dziwne. Zawsze wywołują. Ba dziwie się, że nie mamy eskorty. Bo nie mamy prawda? Jestem dziś zakręcony trochę.- Nautolianin uśmiechnął się lekko. Patrzył jak dziewczyna czaruje przy sterach. Choć uwielbiał latać i rzadko znosił pilotaż innych tu się czuł przyjemnie. Zastanawiał się czy to kwestia umiejętności czy wdzięku pani pilot. -Przypomina mi to jak latałem na tych maleństwach. Praktycznie zero pancerza. Działko pokładowe pod tyłkiem. Mistrz powtarzał nie przegrzej bo się usmażysz, ale i tak prędkość i zwrotność rekompensowały wszystko.
- Ha! Chcesz mi mówić o prędkości? - podchwyciła z uśmiechem Iziz, przygotowując "Królową" do możliwie delikatnego zejścia. - Cukiereczku, Nar Shaddaa, ręcznie przerabiany akcelerator i 1085 kilo na liczniku, przy wrzeszczących kontrolkach temperatury silników i dwóch pasmach ruchu przed i nad sobą to jest prędkość i zwrotność!
- Pewnie stąd te opływowe kształty i gorący temperament. - rzucił Fensen wchodząc do kokpitu. - Braciszkowie pewnie posnęli albo poszli na popołudniowe modły, czy co tam macie w tym waszym zakonie. - zasiadł w drugim fotelu i sprawdził koordynaty podejścia. - Ok, za 5 minut sadzamy dupsko.
- Ty już posadziłeś.
- Więc mogę zająć się twoim.
- W marzeniach skarbie, w marzeniach. Stwierdzenie: "Marzenia"... Desygnat pojęcia - brak.
- No tak, zawsze jakiś upośledzony musi mi spieprzyć robotę. - warknął kapitan, chowając czoło w dłoni.
Cała mała scenka w kokpicie sprawiła uśmiech na twarzy Nautolianina. Chyba był... szczęśliwy? Możliwe, że tak. Pojawiła się jednak też niepokojąca myśl. Co się dzieje na dole? Miał nadzieje, że nie było kolejnej masakry bo to już przegięcie. To ostatnia funkcjonująca placówka Jedi i lokalizacja Rady. Chyba nie było wyboru. A tak sobie to obiecywał. -Nastawcie sygnał z numerem jednostki i info, że tu jestem. Coś jest nie tak więc jak to nasz kapitan stwierdził idę się pomodlić i powrócić do Mocy.
- Żebyś nie powrócił zbyt daleko, za moment lądujemy, a nie zamierzam odbierać komitetu powitalnego. - krzyknął za tobą Fensen. Po parunastu sekundach byłeś znów w swojej kajucie.
Niklo chwilę się tam kręcił. Pozbierał rzeczy do plecaka w razie jeśli miał zostać. Odwlekał to i nie chciał (choć gdzieś w głębi była ochota) ale wiedział, że musi. Usiadł na łóżku i zamknął oczy. Stał spokojnie na wysepce przed morzem Mocy. Przed wszystkim czym był. Zaczął wchodzić powoli, tak by tym razem nie doznać szoku. Spokojnie napełniał się Mocom, otwierał się na jej wpływ i szepty. Gdy był gotów, zanurzył się do końca i zanurkował w głąb. Otworzył oczy.
Ścieżki, nurty, strumienie Mocy ponownie pojawiły się przed twymi oczyma, zupełnie jak rozbłyski światła po pobudzeniu nerwów wzrokowych przez ucisk na powiece. Raz zdarzyło ci się próbować Przyprawy (jakby to było - być na Nar Shaddaa i nie próbować. Jakie były potem efekty, to już inna rzecz...), w podobny sposób wyostrzała zmysły, nadając lekko euforyczny stan spokoju i pewności siebie. Jednak w odróżnieniu od narkotyku zanurzenie w Mocy nie pozostawiało w tyle głowy poczucia straszliwego przeciążenia organizmu, narządy wewnętrzne nie pracowały jak silnik kombajnu, grożąc zatarciem. Przeciwnie, Moc powodowała doskonałe wyciszenie wewnętrzne, spokój i umysłu i ciała, odprężając ducha i jakby ujmując kilogramów wadze. Przede wszystkim zaś pozwalała utrzymywać świadomość "zewnętrzności" twego "ja" względem ciała, bez Mocy wymagało to ustawicznej koncentracji. Ot - to twoja dłoń. Narzędzie, bardzo skomplikowane, wspaniałe i delikatne zarazem. Ot - ścięgno w twojej dłoni, jak siłowniki w mechanicznym implancie. Taki stan pozwalał na wiele, wiele więcej. Większa świadomość ruchu, dotyku, równowagi, większe zrozumienie bólu i odporność na niego. Na koniec zaś to, co pojawiało się w pierwszej kolejności - poczucie mocy z Mocy.
- Zapraszamy wszystkie zakonnice na pokład, za moment lądujemy. - rozległ się przez komunikator aksamitny głos kapitana.
Niklo wypełnił się Mocom. Dał jej się ponieść. Wstał i zaprał plecak. Ruszył do wyjścia i przy okazji spróbował spojrzeć przez Moc poza statek. Sięgnął w dal na lądowisko i to co je otaczało. Zastanawiał się jeszcze chwilę którą część wybrała Iziz. Czy te zewnętrzne oddalone od kompleksów zajętych przez świątynie czy jeden z tych gościnnych w prawie centrum zabudowań. Nie miało to znaczenia zaraz wszystko zobaczy poprzez Moc.
Natężenie energii zgromadzone w i wokół Świątyni uderzyło cię jak podmuch gorącego powietrza. Zdążyłeś już zapomnieć jakie to uczucie. Wszystko pulsowało, drgało, żyło Mocą skoncentrowaną w każdym, najmniejszym elemencie otocznia. Równocześnie było tu coś, czego nie tylko nie pamiętałeś, ale czego bez wątpienia nie powinno tu być. Pojedyncze wyrwy, skazy w mozaice idealnej harmonii Jasnej Strony. Śmierć, rozmywająca się już znacznie, jak pył po wybuchu bomby, która pozostawia po sobie nagromadzoną w powietrzu grozę.
"Królowa" lądowała ostrożnie na lądowisku dla gości.
Nautolianin pobiegł w stronę rampy. Jak tylko poczuł lądowanie wręcz wyskoczył na płytę i stanął frontem do wejścia z wyciągniętymi blasterami. -Musicie odlecieć.
HK i Makankos patrzyli na ciebie w milczeniu, Fensen natomiast westchnął głęboko, wyraźnie znudzony.
- Ourulos, czy tobie naprawdę totalnie odjebało? Niby za czyją namową tutaj przylecieliśmy?
Wyjście otworzyło się zanim odpowiedziałeś. Spojrzałeś w stronę trapu. Od strony Świątyni zbliżał się protokolarny droid w towarzystwie Rodianina, ubranego w klasyczną szatę Rycerza.
-Tak. Wiem, moją. Ale nie spodziewałem się tu zastać śmierci. W około nas są trupy. Nawet nie wiem czy ktoś żyje. - Nautolianin rozejrzał się po płycie stojąc w miejscu. Wiedział, że coś jest nie tak. Sięgnął Mocą szukając jakiś znaków życia. Nawet fauny i flory. To mu podpowie co się stało. Czuł coś. Moc wzmocniła emocje. Jej połączenie zawsze wzmacnia i wyzwala emocje. Pojawił się smutek z powodu ofiar. Pojawiła się złość, że go tu nie było. Pojawiła się determinacja.- Nie zamierzam dopuścić do tego byście mi tu poginęli z mojej winy. Chce byście odlecieli na brzeg systemu. Wtedy nikt z Mocą nie powinien was zmusić do powrotu. Ja jak coś wyjaśnię i będę wiedział, że jest bezpiecznie skontaktuje się z wami z wierzy nadawczej. Jak się nie zgłoszę w ciągu kilku godzin zmywajcie się. Tu jest dla waz za niebezpiecznie. Tu nie walczono na blastery czy granaty. Dla tego nie było dymu jak lecieliśmy. Fensen proszę, odlećcie. Dam ci moją część kasy i info które znalazłem. To zwróci ci za podróż tu. Komu sprzedasz to to już twoja sprawa.
Fensen zacisnął zęby i pokręcił energicznie głową, zamykając oczy.
- Mackowaty, jak kocham swój statek i koreliańską whisky, zaraz zwariuję od twoich odjazdów. Przyleciałem tu po konkretny towar i dostanę go, przy okazji polecę twoim koleżkom żeby wsadzili cię w jakiś kaftan, na pewno mają tu coś dla tych, którym Moc przypiekła mózgi...
Protestować nie było sensu, bo po prostu trącił cię ramieniem i minął, idąc w stronę trapu.
- Witamy w naszej akademii panie Niklo Ourulos - powitał cię uprzejmie Rodianin. - co pana tu sprowadza i po co panu ta broń?
Wściekły, przerażony, skupiony do granic i chaotycznie rozgoniony za natłokiem informacji i doznań, usiłowałeś zrozumieć całą tą sytuację. Wokół, w dość znacznie powiększonym przez Moc zasięgu twego "szóstego zmysłu", czułeś niektóre z tutejszych zwierząt i innych żywych organizmów. Podobnie w samym rycerzu, stojącym przed tobą, czy też z wnętrza piętrzącej się tobą Świątyni. Śmierć była tu obecna bez wątpienia i to całkiem niedawno, ale chyba jednak nie zdołała wygrać z Życiem... O ile nadal możesz mieć zaufanie do swych "jasnych Mocy".
-Coś się stało. Czułem to! Jeszcze na Tatooine, ale wtedy to...-Niklo podszedł do Rodianina chowając broń. Jeśli nie wyczuł zagorzenia nie miał teraz podstaw do trzymania jej. -Tu się coś stało. Czemu nie było komunikacji? Czemu nie wysłaliście obstawy myśliwskiej? Mogliśmy być zagorzeniem! Co tu się dzieje?