Sesja Tokara

[ Ilustracja ]

Ciemność wokół was wybuchła ogniem i wszyscy poruszyliście się nerwowo, rozglądając się za nadchodzącym atakiem. Nic takiego jednak się nie stało, okazało się, że to tylko pochodnie rozmieszczone na ścianach koncentrycznie w równych odstępach zapaliły się nagle, rozświetlając swym blaskiem całe pomieszczenie. To było naprawdę imponujących rozmiarów, na pierwszy rzut oka dałbyś mu pięćdziesiąt metrów średnicy. Na jego przeciwległym końcu widziałeś kilkoro drzwi przeróżnych rozmiarów i kształtów, rzędy regałów, stołów, kilkanaście obrazów, niewyraźny kształt przypominający zawieszoną na stojaku zbroję i niskie, szerokie podium z kamienną katedrą.
Okrąg magicznych znaków przed którym staliście tworzył szczelny pierścień o średnicy jakichś dziesięciu metrów, nakreślony na połyskliwie gładkiej powierzchni kamiennej posadzki.
- Co do tego, co tu robię... - odezwał się stojący przed tobą mężczyzna o krótkich włosach i nieludzko bladej cerze - Jestem tu więźniem. Mówisz, że to twoje cuchnące lochy, z czym zgadzam się w zupełności i na podstawie czego wnioskuję, żeś potomkiem lorda Velena. - mówił spokojnie, niskim dźwięcznym głosem. Miał na sobie czarną, prostą, choć w jakiś sposób niebywale kunsztowną togę z szerokimi, długimi rękawami, sięgającą samej ziemi. - Miło mi cię poznać, czy potrafisz zgadnąć me imię?
Odpowiedz
Zaczął się śmiać. Nie był zbyt biegły w sztukach magicznych, ale czytał trochę mądrych książek, a jego aparycja niewątpliwie zdradzała, że był diabłem. I tkwił tutaj od dekad, uwięziony przez tego ścierwojada i jego nędznych sługusów. To był jeden z tych diabolicznych skurwysynów, którzy lubowali się w cyrografach, a nie w stylu 'zgwałcę twoją córkę na stygnących ciałkach tysiąca niewiniątek'. Umberlee dzięki! Odłożył broń, gdyż wiedział, że nic mu nie może zrobić. O ile będzie trzymał odpowiedni dystans. - Nie płynie we mnie krew Velenów, ten ród wymarł ponad trzy wieki temu. Staruch, który ciebie uwięził może i był potężny, ale zdrowego rozsądku ewidentnie mu brakowało. Zapomniał spłodzić dziedzica przed pewnym nieprzyjemny wypadkiem. Ech... gdyby nie był tak zajęty obcowaniem z biesami, może zauważyłby, że prostaczkowie go nie kochali! - rozłożył nonszalancko ręce - Przejąłem jego włości i wszystko co posiadał. Legalnie i według praw nadanych nam przez bogów. Nie spodziewałem się, że otrzymałem coś twojego pokroju - powiedział z niesmakiem, drapiąc się po podbródku - Nie wiem jak się zwiesz. Szczerze mówiąc mam to w nosie, o ile zaczniesz współpracować i nie będziesz mi wadził. Poszukuje pewnego przedmiotu, księgi... Odnoszę wrażenie, że może wiedzieć coś więcej na ten temat.
Odpowiedz
- Tej księgi. - dokończył za ciebie, zamaszystym gestem wskazując katedrę w końcu pomieszczenia. - Zaiste, składa się fortunnie z jednej, niefortunnie z drugiej strony, zarówno dla mnie, jak i dla ciebie. - zbliżył się o cztery kroki do linii znaków, dzięki czemu jeszcze lepiej mogłeś przyjrzeć się jego obliczu. Nie miało wieku, choć i tak było starsze od wszystkiego, co kiedykolwiek widziałeś. Przypominał ci wampira z popularnych przedstawień dla dzieci i prostaczków, lecz w nim samym nie było nic z ordynarnego straszydła, jedynie nieludzko zimny spokój. I oczy. Oczy, w które mimo wszelkich starań nie byłbyś w stanie dłużej patrzeć, nawet gdybyś chciał.
- Jak trafnie ująłeś, staruch, który mnie tu uwięził był potężny, lecz nie był nim rzecz jasna przeklętej pamięci lord Velen, a ktoś, kto zrobił to z jego rozkazu. Rytuał, który pozwolił uwiązać mnie w tym miejscu należał do tych, których dziś nie zna już chyba nikt ze śmiertelnych. A przynajmniej tak myślałem wówczas. - uśmiechnął się drapieżnie, ukazując rząd równych, zdecydowanie zbyt ostrych zębów. - I choć nie jesteś, jak sam mówisz, dziedzicem krwi Velena, to jednak odziedziczyłeś jego spuściznę z całym... dobrodziejstwem... - uśmiechnął się jeszcze szerzej. - inwentarza. Poza magiem tworzącym więzienie tylko ty jesteś wobec tego władny uwolnić mnie stąd... Zaś jedynie ja wiem jak otworzyć księgę i zrobić z niej użytek. Jeśli zatem wzajemnie nie będziemy chcieli wadzić sobie, możemy uzyskać satysfakcjonujące rezultaty.
Odpowiedz
Uśmiechnął się.To, co usłyszał bardzo odpowiadało jego planom i pozycji, w jakiej go stawiało przy tych negocjacjach. Musiał się jeszcze dowiedzieć jeszcze kilku rzeczy. Pominął na ten moment te żałosne próby paktowania - A któż to był tak zuchwały i potężny, aby uwięzić zucha takiego pokroju? Klakierzy Mystry? Wyznawcy smoków? A może te czerwone bękarty z Thay? Nie, wiem! Te pyszałki z twierdzy Zhentil, oni zawsze wydawali mi się podejrzani.
Odpowiedz
Pokręcił przecząco głową z rozbawieniem na ustach.
- Nazwisko "Jerro" mówi ci coś? - zapytał, a ty zauważyłeś, jak skupione dotąd oczy dowódcy "Meduz" rozszerzają się w zdumieniu.
Odpowiedz
- Jerro... Jerro... Jerro... - sięgnął pamięcią do swojej szuflady z nazwiskami. Pamiętał jak przez mgłę sławetną bibliotekę w Neverwinter i księgi traktujące o tamtejszych rodach. Piękne wykonanie i niezwykle wyczerpująca lektura, choć pasjonująca niczym życie seksualne tego skurwiela, któremu kilka chwil wcześniej uciął rękę. Zdaje się, że wielcy uczeni pisali, iż niegdyś to był sławny i potężny ród, ale z czasem popadł w ruinę. Ostatni spadkobierca był strasznym odludkiem, ale widziano go podczas potyczki z Królem Cieni, na której ponoć wyciągnął kopyta. Tak przynajmniej twierdzili jego szpicle i wysoko postawieni przyjaciele. Skinął głową, jakby informował kuchcika, że dzisiejsze pieczyste jest odpowiednio wysmażone. - Kapitanie, widzę, że wiesz to i owo o tym śmiałku. Mów otwarcie, każda informacja jest cenna. - Wziął jedno z krzeseł walających się po całej sali i ustawił je w miejscu, w którym przed chwilą stał. Strasznie bolały go nogi od tego łażenia po lochach, a negocjacje mogły się przedłużyć. Starość nie radość.
Odpowiedz
- Ammon Jerro, to jeden z najpierwszych wśród współczesnych, jeśli nie z pośród wszystkich w ogóle, demonologów i magów w ogóle. - odpowiadał zwięźle zakonnik, a diabeł tylko kiwał cierpliwie głową z niesłabnącym uśmiechem. - Mówiło się, że równać z nim mogli się tylko najwięksi: Aumar, Halaster, Czarnokij... Cokolwiek by nie mówić, wśród wszystkich zyskał zgodną opinię szaleńca i po stokroć przeklętego mistyka, którego zgodnie pragną zniszczyć wszystkie możliwe demony.
- Hohoho, nie przesadzajmy. - wtrącił się diabeł - Na pewno nie wszystkie, ale równie pewnie dość i to tych znamienitszych. Zdecydowanie zbyt długie życie Ammona Jerro w połowie przynajmniej polegało się do krycia faktu i miejsca swego istnienia przed władcami kolejnych Piekieł. Niektórzy z nich mieli nieprzyjemność związać się z nim na dłużej, niektórzy nawet dwukrotnie. - tu skrzywił się z niesmakiem - Mimo to, niestety, Jerro nadal żyje, o czym niezawodnie świadczy więżące mnie tu zaklęcie. - rozłożył szeroko ręce, ukazując gestem otoczenie. - Z jednej strony dziwi mnie to niezwykle, bo każdemu z jego licznych wrogów zależy bardziej niż na czymkolwiek, by ukazać mu wszystkie nieskończone koszmary Piekła. Z drugiej zaś bardziej niż ktokolwiek przed nim posiada talent do pozostawania nieuchwytnym, na co jestem mimowolnym dowodem. - westchnął autoironicznie.
Odpowiedz
Taka odpowiedź niezwykle go satysfakcjonowała. Jerro był potężny, nieuchwytny i zapewne obłąkany. Gdyby pragnął tej księgi, już od dawna by ją miał i z pewnością nie bratałby się z tymi suczymi synami z kultu smoka czy czerwonymi magami. Był więc bezpieczny i otwierało mu to wiele nowych możliwości. - Ooo... to niewątpliwie frapujący fakt. Cóż, wypiję więc za jego zdrowie, gdziekolwiek w tym momencie przebywa. Szkoda byłoby, aby tak stary i zacny ród wygasł niczym tania świeca. - Rozłożył się na krześle, było mięciutkie i komfortowe jak jego obecna sytuacja - Niestety, ktoś Ciebie oszukał albo wysnułeś mylne wnioski, mój demoniczny kolego. Nie marzę o tych zakurzonych stronicach i nie mieszczą się one w moich długoterminowych planach. Ba! Wręcz mi zawadzają, bo zamiast błąkać się po wilgotnych lochach i gadać ze śmierdzącymi siarką biesami, za przeproszeniem waszmości, powinien popijać najprzedniejsze ale przy moim kominku i knuć, knuć, knuć.... - Ułożył ręce w charakterystyczną piramidkę - Moja wizyta jest niestety niefortunną niespodzianką, spowodowaną przez tego żałosnego przedstawiciela grających na harfie. Wyśpiewał mi ciekawą pieśń o mocnym zainteresowaniu tym tomem przez jakichś szajbusów, z kolejnego sodomicznego kultu. Przepraszam, nie pamiętam już jakiego, straciłem rachubę, tyle ich wytępiłem przez swoje krótkie życie. Chciałem po prostu zobaczyć, o co taki wielki szum i jakie zabezpieczenia wykorzystał stary Velen. - popatrzył na swoje paznokcie, jakby analizował, czy wypadałoby je dzisiaj już obciąć - Jestem odrobinkę rozczarowany, ale taka jest rzeczywistość, a wyobraźnia płata figle. Obiecuje Ci, że pan Harfiarz solennie zapłaci za zakłócanie mojego i twojego cennego spokoju.
Odpowiedz
Diabeł zaśmiał się ochryple, a jego śmiech wypływał echem ze wszystkich ścian, podobnie jak głosy, które ponownie rozbrzmiały w twej głowie, choć chyba nie słyszał ich nikt poza tobą. Skóra ścierpła ci mimowolnie.
- Nie, człowieku. - przemówił, a śmiechy i głosy momentalnie zniknęły. - To ty wyciągasz błędne wnioski. Trafiłeś tutaj, ponieważ księga przyciąga wszystkich członków rodziny władającej tym parszywym miastem oraz wszystkich dziedziców tej władzy. Zakłócanie mojego spokoju, po trzystu latach patrzenia w ścianę, nawet dla mnie, nawet w tak niepożądanym towarzystwie jest swego rodzaju wybawieniem. - uśmiechnął się znowu, wracając z drapieżnej do dystyngowanej formy. - Nie chcesz zdobyć tej księgi? To dobrze, znaczyłoby to, że nie jesteś takim głupcem jak Velen, który zginął za jej sprawą. Ale bardzo niedobrze dla ciebie, że nie wiesz co w sobie kryje i dlaczego twoi wrogowie pragną ją posiąść, podobnie jak Jerro i dziesiątki przed nimi. Mogę wyjawić ci kilka z tych sekretów, a wśród nich największy - jak się jej pozbyć, skoro nie chcesz z niej korzystać, choć nie wiesz nawet jakie możliwości kryje. Mogę pomóc ci na wiele sposobów. Ale do tego ty musisz pomóc mnie. - zakończył kolejnym, ostrym jak brzytwa uśmiechem.
Odpowiedz
Okrasił go uśmiechem politowania - Proszę cię, bo się porzygam. Zaraz zaczniesz mi gadać, że to wszystko jest przeznaczeniem. Nie miej mnie za głupca demonie, bo ta urocza konwersacja może skończyć się szybciej niż myślisz - parsknął i pokiwał energiczne palcem na znak skarcenia - Dobrze kombinujesz wzbudzając moje zafrapowanie, ale liznąłem trochę literatury i dobrze wiem, że ciekawość jest pierwszym krokiem do Siedmiu Piekieł. Poza tym historia transakcji z demonami ukazuje, że śmiertelnik nigdy nie wychodzi na tym najlepiej. Jeden z mądrych uczonych z Candlekeep przyrównał ją kiedyś do rozwiązłej niewiasty. Na początku bierze ci fiuta w usta, a ty myślisz jakie to piękne, jakie to słodkie, jakie to miłe... ale potem ona zaciska zęby, kiedy już dochodzisz i pozostaje tylko ból, wstyd oraz rozczarowanie. Taka jest smutna specyfika ubijania interesu z biesami, gdy tylko może odgryzie ci chuja. To niesmaczne, smutne, aczkolwiek straszliwie prawdziwe. - westchnął - Nie mydl mi oczu pięknymi słówkami i nie staraj się mnie kusić, bo obrażasz moją inteligencje. Skoro trzymasz księgę i tylko ty możesz ją otworzyć, to po cholerę mam ją niszczyć i godzić się na sodomię? Stanowisz znakomity sejf, bo i tak nikt jej nie tknie - parsknął - Oczywiście, zaraz mi powiesz, że możesz dać komuś innemu księgę, aby zrobić mi na złość. Jasne, tyle tylko, że wyłącznie ja jestem twoim kluczem na wolność. Ja i Jerro, a z tego co wiem, nie darzy was specjalną miłością. Igrasz ze mną, a godzisz się na wieczność w tym, jakże urokliwym, zakątku. Słodziutka wizja, nie sądzisz? - dodał po krótkiej pauzie - Ach... zapomniałem dodać, że na górze jest około trzystu świątobliwych, zakonnych braci, którzy z dziką rozkoszą przestudiowaliby naturę demonologii. Zawsze wspierałem światłe badania. Nawet te bolesne.
Odpowiedz
Demon skarykaturował twój poprzedni gest, również kiwając palcem.
- Nie groź mi, mości panie, naprawdę nie tacy próbowali, a ty tylko źle na tym wyjdziesz. - poradził niemal uprzejmie. - Ani ty, ani żaden z twoich sług nie jest w stanie mnie tknąć, tak samo jak ja nie mogę, choćbym nawet chciał, osobiście wyrządzić ci krzywdy. Tak skonstruowano to zaklęcie, zakłada obopólną współpracę ze strony obu zainteresowanych. Każda próba złamania tej podstawy skutkuje naruszeniem struktury zaklęcia i przykrymi konsekwencjami dla szalbierza. Velen próbował mnie oszukać i zginął, a jego ród spotkał zasłużony koniec. Straszysz mnie, a może siebie raczej, wykwintnymi metaforami "uczonych" z Candlekeep. Czy któryś z nich kiedykolwiek zawierał pakt choćby z marnym Baatezu? - prychnął pogardliwie. - Wątpię. Podobnie jak wątpię, by wiedzieli wiele więcej poza naturę kontaktów z tamtejszymi dziwkami, o których tak ochoczo piszą. Nie, panie dziedzicu, nie wszystkie umowy z demonami kończą się wiecznym potępieniem. A w każdym razie nie te, które zawiera się ze znaczniejszymi, jeśli już uda się ich tu sprowadzić, choć ich cena jest zawsze odpowiednio wysoka. Nie będę cię prosił, byś okazał mi tę łaskę i uwolnił mnie stąd. Mam czas, choć tracenie go tutaj nuży mnie niebywale. Jednak w końcu upłynie go dostatecznie dużo, czy to dla Ammona Jerro, czy dla siły jego zaklęcia, czy wreszcie dla innych, którzy przyjdą tu po tobie. Ty nie masz tego czasu, śmiertelniku. A jednak masz możliwość zyskać na tym znacznie więcej, niż się zdaje. - zmrużył oczy, jakby oceniając cię. - O ile pamiętam lord Velen miał iście geopolityczne aspiracje. I o ile się nie mylę, ktoś, kto zawładnął jego spuścizną po wygaśnięciu jego rodu ma nie mniejsze. Ty dasz mnie to, czego potrzebuję. Nic ponad to i nie od razu. Ja dam to samo tobie, również nie od razu, choć może trochę więcej, jak na twoje standardy, bo niewiele mnie to kosztuje. Księga - skinął głową w tył - to dla ciebie tylko księga i to wiele nam ułatwia. Przynajmniej dopóki twoi magicy, jeśli takowych posiadasz, nie dowiedzą się czym jest w rzeczywistości, ale to osobna kwestia.
Odpowiedz
Prychnął pogardliwie - Chyba zbyt długo tutaj siedzisz, demonie. Klechy to najwięksi dziwkarze w całym Faerunie i mają bardziej wyrafinowane wymagania niż niejeden bogaty lord. Zarabiam na nich krocie, zdobywam ich tajemnice i jeszcze od czasu do czasu mogę poprzeglądać ich zasoby biblioteczne. Czyż to nie czysty zysk? - rozłożył ręce - Grozić Tobie? Wolne żarty mój panie, nawet nie zacząłem. Przysięgam, że zaznaczę ten fakt, o ile takowa padnie - ziewnął - W jednym się jednak zgadzamy, czas kończyć tę farsę. Podaj swoją ofertę, a ja się zastanowię, czy warto w to brnąć. I nie. Nie mam magów, wręcz nimi gardzę. Mam jednak bardzo konkretne plany co do ich przyszłego losu, ale akurat nic ci do tego. Rozumiesz, za dużo uszów.
Odpowiedz
Diabeł wydawał się być usatysfakcjonowany.
- Bardzo dobrze, zatem na początek coś małego, abyśmy obaj mogli się przekonać o wzajemnej uczciwości i opłacalności umowy. Jako władca tego konkretnego miasta na pewno masz jakiś polityczny problem... Dylemat, który chciałbyś rozstrzygnąć, decyzję, co do której nie jesteś pewien, bo brakuje ci niezbędnej wiedzy... Ludzi, których zamiary chciałbyś poznać albo sprawić, by tych zamiarów zaniechali, czy jakikolwiek inny banał, którym zajmują się śmiertelni władcy. - mówił nie kryjąc rozbawienia. - Uczynię zadość jednemu z tych życzeń, przedstaw mi tylko w czym rzecz. W zamian za to ty zgodzisz się, bym mógł sięgać mocą poza kręgi tego lochu. Nie musisz wiedzieć jak, wystarczy, że dasz mi na to słowo. Bez tego trudno mi będzie uczynić zadość co wymyślniejszym z twych zachcianek, ale podstawa naszej umowy i tego zaklęcia, na której bez wątpienia najbardziej ci zależy, czyli twe bezpieczeństwo, pozostanie niezmienna.
Odpowiedz
- Kuszące... - ponownie ułożył ręce w piramidkę - Jeżeli faktycznie obiecasz, że będziesz mnie traktował jako partnera, a nie głupiego świniopasa, który przypadkowo ma klucze do twojej wolności to może faktycznie się zgodzę. - Odchrząknął - Nietykalność moja, moich interesów i ludzi. Proste 'status quo' dla sprawdzenia czystości rąk. Mała rada, nie radziłbym ze mną igrać, bo potrafię być bardzo zdeterminowany, gdy zostanę przyparty do muru. Rozumiesz, jak idę na dno, to nie lubię tego robić sam. Niezależnie czy chodzi o człowieka, czy demona. I nie. Nie grożę ci, wybijam po prostu z głowy, że nie jestem głupcem i mam ograniczone zaufanie. - gestem przywołał kapitana i Eskela, chciał zasięgnąć ich rady.
Odpowiedz
- Milordzie, jak mi miłe życie z całą jego rozpustą... Nie podoba mi się to ni w ząb. - szeptał nerwowo Eskel. - To się nie może skończyć dobrze, zostawmy tę poczwarę tutaj, zapieczętujmy na osiem spustów wejście i niech tu gnije.
- Ujmując rzecz od strony arkana sztuki... - kapitan nie odniósł się do słów żołnierza - ... to choć nie jestem największym magiem Torillu, a i w demonologii nie mienię się ekspertem, to jednak warunki, o których wspomniał demon, są bez wątpienia wiążące dla obu stron, prawdopodobnie na zasadach takich, jak wyłożył lub bardzo zbliżonych, choć w swej prostocie mogą wydawać się podejrzane. Możesz na tym zyskać, panie. Zalecałbym jednak najwyższą ostrożność...
- Jaką ostrożność?! - syknął gniewnie Eskel. - Do stu diabłów, toż to diabeł, a nie jakieś... Nie wiadomo co! - widać nie mógł znaleźć bardziej frapującego porównania. - Nie można mu wierzyć w żadnym słowie, może poza tym, że lord Velen faktycznie postradał życie wraz ze swym rodem za jego sprawą, a to jeszcze lepszy powód, by zostawić go tu żeby obrastał grzybem i kurzem następne trzysta lat. Milordzie, wszak wszystko, czego nam potrzeba osiągaliśmy dotąd sami. - zmienił ton na przebłagalny. - Po cóż nam teraz hazard takiej wagi?
Odpowiedz
Na jego twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech. Patrzył sceptycznie na kontakty z demonami, a związek z czarnoksięstwem przyprawiał go o mdłości. W świecie przepełnionym magią można było go albo uznać za człowieka renesansu, albo za kompletnego szajbusa. Jednakowoż nikt nie odważył się nigdy wypowiedzieć drugiej opcji na głos. Chyba, że chciał stracić język albo spotkać się ze Słodyczkiem. - Ha! Tutaj cię zagiął, demonie. Właśnie zachodzę w głowę, w czym mi możesz pomóc. Pieniądze, he? Nie, ich mam cały stos. Pozłacane zbroje, najdroższe tkaniny, najsmaczniejsze frykasy, najprzedniejsze wina... - Splunął - Nawet magiczne przedmioty dla domorosłych pogromców przygód, którzy bez magicznego ostrza nie potrafią posmarować sobie nawet chleba. - wskazał palcem na Harfiarza - Informacje o moich przeciwnikach, he? Problem w tym, że w każdym pałacu, karczmie czy zapchlonej psiej budzie, znajdzie się ucho i język, które można kupić za garść miedziaków. W mojej kieszeni jest wiele osób, jestem przyjacielem wszystkich, a każda informacja ma swoją cenę, niezależnie od tego czy płynie z ust bogatego szlachcica czy tępej portowej dziwki. Trzeba tylko umieć wyłowić z tego szamba grudki złota i przetopić je na piękną monetę.

Podniósł głos i powstał z fotela. Zaczął się przechadzać po sali jak aktor, wygłaszający jeden z tych typowych monologów - To może zabójstwo na zlecenie, he? Mam od tego najprzedniejszych specjalistów, co potwierdzi ci tylko ten skurwysyn, którego organizację praktycznie wytępiłem w odległości wielu mil. Więcej potęgi, he? To byłoby niezmiernie kuszące, aczkolwiek mam głowę na karku i zmysł stratega, gdyby tak nie było, byłbym jakimś pierdolonym rycerzem w pozłacanej zbroi o umyśle fistaszka, którego jedynym celem w życiu jest pragnienie spijania idiotycznej chwały z trywialnych pomników oraz infantylnych pieśni na swoją cześć. - rozłożył ręce w geście zrozumienia - Zdaje sobie sprawę, że mógłbyś to wszystko przyśpieszyć, ale mój stryj Brandon mawiał, że im szybciej wchodzisz na szczyt, tym szybciej z niego spadasz. Jest w tym wiele prawdy, demonie. Cierpliwość jest cnotą, a życie to partia szachów. W walce o władzę każdy ruch należy dokładnie przeanalizować i dopracować. Wymagana jest stabilizacja, elastyczność oraz spokój, bo przeciwnicy wykorzystają najmniejszy moment słabości, a gdy zburzysz cieniutką aurę zaufania, sprawisz, że zbyt wcześnie będą mieli pełne gacie i poczują ostrze noża na swojej grdyce, przegrasz.- westchnął - Największym problemem ówczesnych możnowładców jest to, iż większość z nich nie potrafi zrozumieć, że niektóre figury mają własną wolę i często nie wykonują tak precyzyjnych ruchów, jakie im zaplanowaliśmy.

Wybuchnął śmiechem tak zimnym i pustym, jakby dobiegał z dna głębokiej studni - Nie, nie wydaje mi się, abyś mógł mi dać coś, czego bym pragnął. - Doszedł do wniosku, że podjął już decyzję. - Wybacz mi, ale mam bardzo napięte plany, które nie przewidują twojej osoby. Straciłem już tu i tak zbyt wiele czasu.- uśmiechnął się życzliwie, skinął głową w geście pożegnania i odwrócił się na pięcie w kierunku wyjścia.
Odpowiedz
- A gdybym powiedział, że mogę ci dać twojego własnego boga? - zapytał z niezmąconym spokojem. - Nie zjawę, nie iluzję, nie bożka-zabawkę, lecz twego osobistego, pełnowartościowego boga do twej wyłącznej dyspozycji?
Odpowiedz
Zatrzymał się, ale nie odwrócił. W pewnym sensie bawiły go te rozpaczliwe próby diabła. Mógł udawać spokojnego, ale w głębi duszy, czy co tam on posiadał, pocił się jak mała dziewczynka. - Kpisz ze mnie demonie? Nikt nie potrafi stworzyć bogów za pomocą czarów, tyle wiem. Ich paliwem jest żarliwa wiara, dzięki niej rodzą się, egzystują i umierają. To nie działa na zasadzie fikuśnej, cyrkowej sztuczki, która bawi prostaczków. Nie da się pstryknąć palcami i stworzyć istoty nadprzyrodzonej.
Odpowiedz
- Dokładnie, żarliwa wiara. I nikt nie mówi tu o pstrykaniu palcami, ale o wymagającym, czasochłonnym procesie. Który odpowiednio ukierunkowany leży jednak w zasięgu nawet kogoś takiego, jak ty. - pozwolił sobie na nutę drwiny. - Nie wiem ile wiesz o bogach, ale wiem, że nie wiesz nic o deiformach, a właśnie je mam na myśli mówiąc o "tworzeniu boga".
Odpowiedz
- Masz racje, pierwszy raz słyszę o czymś takim. Pytanie tylko, czy chcę usłyszeć.
Odpowiedz
← Sesja FR

Sesja Tokara - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...