Sesja Tokara

- Na to pytanie możesz odpowiedzieć sobie tylko ty sam. Jedna z odpowiedzi prowadzi do wyjścia, druga z powrotem na krzesło. Ja w każdym razie z przyjemnością zażyję jeszcze trochę konwersacji, choć wybór oczywiście należy do ciebie.
Odpowiedz
W ostateczności nie po to pierdolił się przez te całe podziemia i nadstawiał tyłka, aby nic z tego nie mieć. Mógł posłuchać tego desperackiego planu, choć demon ewidentnie wypadł z obiegu lub miał go za jakieś ambitnego szlachetkę, który sprzeda duszę za hektar ziemi. Usiadł nonszalancko na krześle i zaczął powoli masować skronie - Masz pięć minut, aby mnie przekonać, że to dobry pomysł...
Odpowiedz
Uśmiechnął się kwaśno. - Nie jestem jarmarcznym kupcem, żeby zachwalać swój towar. Sam ocenisz ile jest dla ciebie wart. Deiformy - zmienił ton na gawędziarski. - to, mówiąc najprościej, emanacje zbiorowych idei, namiętności, ambicji lub strachu. Podczas długoletniej wojny w trawionym nią kraju może zrodzić się deiforma wojny lub nienawiści, jeśli uczucie to jest wystarczająco palące i wspólne dla większej grupy istot, może przerodzić się w postać, którą najprościej będzie przyrównać do boga. Tak samo być może na obszarze dotkniętym straszliwą zarazą, gdzie zbiorowa rozpacz, strach i cierpienie zmieniają się w deiformę bólu, grozy lub śmierci, tak samo może się stać we wspomnianym Candlekeep, jeśli tamtejsze ladacznice zaczną dokazywać bardziej niż zwykle, a życie mieszkańców zacznie koncentrować się wokół rozpusty i cielesnych uciech, tworząc deiformę pożądania czy miłości. Jednak między deiformą a bogiem, takim jak Tempus, Myrkul czy Loviatar, odnosząc się do tych, o których dziedzinach mówiłem, istnieją istotne różnice... Jak dotąd wszystko jasne? - zapytał z nauczycielską wręcz życzliwością.
Odpowiedz
- Tak, kontynuuj. - pokręcił ręką, aby niewerbalnie zaakcentować te słowa.
Odpowiedz
- Pierwsza z tych różnic zawiera się w samej formie deiformy. W przeciwieństwie do bóstwa nie musi się ona materializować, rzekłbym, że staje się to nad wyraz rzadko. Podówczas, gdy deiforma powstaje jako efemeryczny, nieokreślony byt w wyniku kumulacji myśli, uczuć, pragnień i mocy, krąży wokół tworzących ją istot jako nieuświadomiona intuicja, napęd do działania, motyw, podszept, jakkolwiek zwą to śmiertelni. Macie dość zaskakującą zdolność do wyczuwania ich, choć nie jesteście w stanie ich zrozumieć. Pojawiasz się w jakimś miejscu i czujesz, że... jak to mówicie...? - zamknął na moment oczy. - "Coś wisi w powietrzu". Coś wysysa z was energię lub napełnia nadzieją, ułatwia myślenie lub osłabia ducha. To właśnie niematerialna, nieuświadomiona deiforma. By mogła ona przyjąć materialną formę i zyskać świadomość potrzeba spełnić kilka innych warunków, ale nie teraz o tym. Kolejna różnica między deiformą a bogiem - bogowie są śmiertelni. Jakkolwiek paradoksalnie by to nie brzmiało, to wspólna przypadłość wszystkich nieśmiertelnych. - zdało się, że powiedział dowcip. - Mrykul, Baal i wszyscy inni mogli i mogą zginąć, przestać istnieć. Deiformy także, choć na innej zasadzie. Jednak bogowie są całkowicie jednostronnie uzależnieni od mocy swych wyznawców, dlatego właśnie tak zazdrośnie walczą między sobą o swe domeny i wpływy. Gdy moc i ilość wiernych spadnie, bogowie tracą swą siłę, co przybliża ich do śmierci. Deiformy zaś oddziałują wzajemnie na tworzące je istoty. Im silniejsza wiara, namiętności, idee istot zgromadzonych w danym miejscu, tym potężniejsza i bardziej świadoma staje się defiorma. Im silniejsza deiforma, tym silniejsze, pewniejsze i wzmacniające stają się idee, wiara i namiętności wyznawców. Właśnie na tej zasadzie deiformy można stworzyć i ukształtować, zaś osoba, która przyczynia się do tego procesu staje się pośrednim władcą deiformy, sprawując kontrolę nad jej działaniami, mocą, a co za tym idzie wszystkimi, którzy ją tworzą i których ona wzmacnia. Więcej istotnych szczegółów... - urwał, wskazując podium w drugim końcu sali.
Odpowiedz
Tak, to byłoby coś. Kontrola nad uczuciami motłochu, wplatanie pewnych idei do ludzkich umysłów, bezwzględna lojalności i masa innych możliwości. Pozostawało tylko jedno pytanie.- Intrygujące. To wszystko brzmi strasznie słodko, ale gdzie jest haczyk?
Odpowiedz
- W tym, że to proces niezwykle skomplikowany i czasochłonny, na który składa się wiele elementów. By móc nad nim zapanować potrzeba wytrawnego maga najwyższej klasy, albo... - przekręcił głowę w geście mówiącym "no cóż...", dając do zrozumienia o kogo mu chodzi. - Jednak ty będziesz w o tyle lepszej sytuacji, że nie zaczynałbyś przygotowań zupełnie od zera.
Odpowiedz
Wstał i podszedł bliżej do demona. Westchnął - Wygląda na to, że jesteśmy na siebie skazani, tak czy inaczej. Tylko ty potrafisz obłaskawić tę całą deliformę bez wzbudzania niepotrzebnych ekscesów i zadawania niewygodnych pytań, mylę się? - Wiedział, że bies też nie był ukontentowany z tej współpracy, ale nie miał innego wyjścia. Zaczął zgrzytać zębami, zawsze to robił, gdy musiał przełknąć szczególnie cierpki układ. Jednak w jego mniemaniu tym razem cel uświęcał środki.
Odpowiedz
- Ujmując rzecz ściśle, to tak. Oprócz mnie wiem o trzech osobach, które mogłyby temu podobać. Pierwsza to Aumar... Odpada z wiadomych względów. Druga - Halaster, jeśli i gdziekolwiek żyje, ale jest tak szalony, że we wszystkich światach próżno szukać kogoś, kto chciałby z nim rozmawiać. Trzecia i ostatnia, o której wiem, to Ammon Jerro, za którego mogę ręczyć, że nie zgodziłby się, nawet gdybyś go znalazł. Oczywiście mógłbyś spróbować z innym mieszkańcem Piekieł, ale żeby sprowadzić kogoś mojego formatu musiałbyś wykosztować się ponad wszelką miarę, zatrudnić maga pokroju Jerro, który mógłby tego dokazać i zapłacić cenę, której nie da się przeliczyć w złocie, więc... - machnął ręką, dając do zrozumienia, że nie ma sensu dłużej o tym mówić. Następnie wyciągnął prawicę i zbliżył ją do linii znaków, które rozbłysły bladym światłem.
- Proponuję zatem, na początek, wspomniany poprzednio układ, zmodyfikowany do sytuacji. - powiedział jeszcze niższym głosem, stojąc teraz tak blisko, że mogłeś dokładnie przyjrzeć mu się. Bardzo wysoki, około dwóch metrów, bardzo szczupły, pociągła, popielato blada twarz z wyraźnie zaznaczonymi kośćmi policzkowymi i łukami brwiowymi, krótkie, czarne włosy i ciemniejsze od nocy oczy. Patrząc w nie miałeś wrażenie, że zapadasz się w nicość, wrażenie przerażające i fascynujące zarazem. W próżni źrenic iskrzyły się srebrne rozbłyski, jakbyś zapadł się w nocne niebo i płynął w nim, mijając rozpalone gwiazdy. Sensacja trwała niecałą sekundę, bo dźwięk ostatniego słowa diabła jeszcze nie przebrzmiał, lecz byłeś pewny, że upłynęło kilka minut. Potrząsnąłeś szybko głową.
- Ty godzisz się, by moją moc przestały wiązać okowy tego zaklęcia, a ja w zamian odkrywam przed tobą wszelkie niuanse tej księgi, w której zapisano sposób na tworzenie deiformy. Swojej mocy nie mogę wykorzystać przeciw tobie lub twoim ludziom, podobnie jak ty nie możesz złamać warunków tej umowy, którą poszerzymy później o inne ustalenia. - lekko uniósł dłoń z krótkimi, bardzo ostrymi paznokciami, zbliżając ją nad samą krawędź ochronnej linii. - Mefasm, baron Stygii, sługa Levistusa, Pana Piątego Kręgu.
Odpowiedz
Uff... ten numer ze źrenicami był niezły, ledwo otrząsnął się z uczucia odrętwienia. Musi pamiętać, aby unikać konfrontacji wzrokowej, gdyż to się może skończyć fatalnie. Układ wydawał się jednak uczciwy, więc pozostało tylko dopełnić formalności- Zgoda.- przyłożył rękę do dłoni demona - Lord Clovis Greystör, syn Victiusa, pan Velen i lasu tethyrskiego.
Odpowiedz
[ Ilustracja ]

Prawica demona zacisnęła się na twojej. Wzdłuż ramienia, po czubek palców i głowy, rozeszły się momentalnie fale dojmującego gorąca i gryzącego chłodu, które zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. Znaki ochronne rozbłysły jeszcze ostrzej i przygasły, choć nie zniknęły zupełnie.
- Świetnie. - oznajmił krótko Mefasm, cofając dłoń. - Zatem, lordzie Greystör, mam przejść od razu do rzeczy, czy wolisz odłożyć to na późniejszą godzinę? - spojrzał w górę pod kątem, jakby coś zastanawiało go w suficie. - Będzie już dniało, nie wątpię, że jesteś zmęczony trudami, które napotkałeś po drodze. Jeśli tak, to miej baczenie na swego "przewodnika", ponieważ postanowił zakończyć swe życie chwalebną śmiercią, w drodze powrotnej rzucając się na którąś z pozostawionych tam pułapek, najchętniej zaś z tobą w pobliżu. - powiedział nieoczekiwanie. Elf drgnął jak rażony gromem, szczęka opadła mu w zaskoczeniu. - Będziesz musiał też przekonać swego oficera, że umowa, którą właśnie zawarłeś nie jest największą głupotą twego życia. - dodał, patrząc na Eskela, który również lekko zadrżał. - No i dostrzegam tu znamienitych kapłanów Umberlee... Kiedy tylko wrócę wreszcie do swego domu, przekażę jej chętnie, że tak gorliwego ma w tobie wyznawcę,panie Velenu. - przeniósł wzrok na kapitana, który uśmiechnął się tylko i nieznacznie skłonił głowę.
Odpowiedz
- Och... spodziewałem się tego, mimo to dziękuję za ostrzeżenie. - skinął głową - Chyba faktycznie nie ma sensu się z tym śpieszyć, tym bardziej, że ta księga doprowadziła do upadku starego Velena. Takie działania wymagają świeżego i giętkiego umysłu, także skorzystam z propozycji drzemki. Do rychłego zobaczenia, demonie. - skierował swoje kroki w stronę wyjścia.
Odpowiedz
Wracaliście w milczeniu, niektórzy znudzeni, inni jakby strapieni, wśród tych zaś zdecydowanie najbardziej Harfiarz. W drodze Eskel mamrotał coś do siebie. Gdy doszliście do pomieszczenia, które od dalszej części korytarza odgradzała iluzoryczna ściana, wreszcie podszedł do ciebie i zapytał:
- Milordzie, zechciej wybaczyć, że zapytam... ale czy na pewno zawieranie paktu z tym diabłem było najlepszym rozwiązaniem...? Mogliśmy po prostu spalić tę księgę, na wpuszczać tu druidów i zawalić wejście.
Odpowiedz
Żachnął się - Drogi Eskelu, spalić księgę zawsze będzie czas. Uwierz mi, że nie zadałem jeszcze najważniejszych pytań i nie odkryłem najlepszych kart. Niestety, demon również. Obawiam się, ze nasz biesi przyjaciel wie dużo, ale zdradza tylko to, co chce. W jego naturze jest kusić, mamić, knuć... Tak jak w mojej, obaj badaliśmy teren i ustawiliśmy swoje figury. - zamyślił się na chwilę, nagle posmutniał, a jego postawa zdradzała, jakby cały świat zrzucił mu ciężar na barki - Czy kiedykolwiek Ciebie zawiodłem? - zapytał jakby jego ostra nieufność raniła jego niewinne serce.
Odpowiedz
Żołnierz spuścił wzrok, jakbyś skarcił go samym pytaniem. - Panie, skądże. Nie śmiałbym nawet sugerować ci czegoś podobnego. Po prostu człowiek prosty, jakim zawsze byłem, o czym wiesz doskonale, milordzie, drży w duszy i sercu na samą myśl, jak wielce hazardowne przedsięwzięcie stało się twym, a także twoich poddanych udziałem. Ten czort jest pewnikiem najwredniejszą i najmędrszą mendą, jaka włóczy się teraz po naszym świecie i obawiam się, że niczyjego sprytu nie stanie, by uniknąć jego sztuczek lub zemsty, nawet jeśli zyskamy to, czego odeń chcemy. Widziałeś sam jak łacno przyszło mu grzebanie w naszych myślach, gdy tylko pozwoliłeś mu używać jego mocy.
Odpowiedz
Klepnął go w plecy - Ha, są i sposoby na uchronienie się przed grzebaniem w umyśle, ale wątpię, aby nasz kochany demon na tym etapie spętania to potrafił, bo wtedy leżelibyśmy już dawno w kałuży naszej krwi. Obstawiałbym raczej na wyczuwanie emocji, a to potrafi każdy lepszy mag i zmyślny negocjator. Mimika, gestyka, postawa, ubiór... To wszystko zdradza wiele niezbędnych informacji o naszych myślach i emocjach. Byle kmiot poznałby, że kapitan jest oddanym czcicielem Umberlee, Ty masz awersje do paktowania z magami, a nasz elfi przyjaciel pragnie wyciągnąć kopyta. Właśnie, skoro mówimy o wyciąganiu kopyt... - strzelił w plecy Harfiarzowi, bełt zmierzał w okolice kręgosłupa.
Odpowiedz
Zmierzał, ale swój lot zakończył w innym miejscu. Małe kusze, tak zwane "asasynki", wraz z kompaktowym rozmiarem posiadały piorunującą siłę rażenia. Właśnie dlatego zostały oficjalnie potępione zgodnie przez kapłanów Tyra, Lathandera, Helma i innych, "boguojczyźnianych" kultów światła i prawości, a w miastach, w których kulty te sprawowały faktyczną władzę, bywały nawet oficjalnie zakazywane. Właśnie dlatego też wystrzelony z odległości dwu i pół kroku bełt przebił się przez plecy, kręgosłup, żołądek i prawdopodobnie wyszedł grotem na wysokości brzucha. Prawdopodobnie, bo elf nie zdążył nawet krzyknąć, gdy targnięty siłą pocisku upadł na twarz o półtora metra od miejsca, w którym był, gdy do niego strzeliłeś.
Odpowiedz
- Szkoda, chciałem go wykorzystać do innych celów. Bardziej przydałby mi się żywy niż martwy, ale kolejną, żałosną próbę zamachu na moją personę uznałem jako policzek. - wskazał na jednego zakonnika - Sprawdź czy facet spotkał się ze swoimi bogami, przezorny zawsze ubezpieczony, a nie takie dziwy widziałem w całym Faerunie.
Odpowiedz
"Meduza", nazwany przez kapitana Mukuro, sprawdził puls, oddech i bicie serca, a potem krótko pokręcił głową.
- Zastanawia mnie jedno. - powiedział Eskel patrząc na trupa. - Skoro wysłali wyćwiczonego złodzieja z niezgorszym pomyślunkiem w tak grubej sprawie, jak ta przeklęta księga, to niebawem domyślą się, że coś poszło nie tak. W takim razie co zrobią następnym razem? Bo wątpię, żeby tak po prostu pogodzili się z niepowodzeniem, był zbyt dobrze przygotowany.
- Obstawiałbym mniej bezpośrednie działanie. - wtrącił się kapitan. - Jakiś sabotaż, na przykład magiczny, może nawet konkretnie ukierunkowana klątwa. Radziłbym się zmartwić taką ewentualnością, ale jeśli nasz nowy... "sojusznik" faktycznie okaże się pomocny, to nawet magowie Harfiarzy nie powinni być problemem.
Odpowiedz
- Faktycznie, możemy oczekiwać ich reakcji. Raczej wątpię, ażeby zdecydowali się na jakieś widowiskowe działania. Klątwy i szeroko zakrojone sztuczki magiczne nie są w ich stylu. W końcu igraliśmy wielokrotnie z Harfiarzami i zabiliśmy kilka znacznych person tej organizacji, gdyby mieli uderzyć z taką mocą już dawno temu zrobiliby to. Nie... to będą raczej kolejne skryte ataki, a wysłanie tego błazna, który nie potrafił nawet porządnie wykonać misji i zdradził groźne informacje przeciwnikowi, potwierdza tylko, że wciąż mnie nie doceniają. To wiele mówiący fakt, panowie. - Odwrócił się w stronę komnaty demona - Tak, nasz nowy sojusznik jest w posiadaniu kilku przydatnych kart, które potrafiłyby przechylić szalę na naszą korzyść, ale wciąż mu nie ufam i nie zamierzam nadużywać jego tak zwanej "szczodrości". - zamyślił się. Miał już pewne plany co do ciekawskich, ale było tutaj zbyt wiele niepowołanych uszów, aby zdradzać swoje myśli - O naszych przeciwnikach pomyślimy jednak na górze. Spokojnie, potrwa kilka chwil zanim dodadzą dwa do dwóch i wymyślą coś kreatywnego.
Odpowiedz
← Sesja FR

Sesja Tokara - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...