Sesja Tokara

Obydwaj zniknęli w ścianie. Przez następnych kilka minut słyszałeś tylko kawałki wypowiedzi, jak "Poświeć mi tu, z łaski swojej", "Podaj mi tę pochodnię, potrzebuję paru drzazg". "Dobrze, tylko nie drgnij. Wiem, że drętwieje".
W rzeczy samej nie minęło dziesięć minut, przez które wodziłeś znudzonym wzrokiem po rozstawionych wokoło sprzętach, kryjących nie wiadomo jakie skarby i diabelstwa, a elf zdawał się kończyć.
- Teraz zegnij trochę kolano... Dobrze, nie ruszaj nie ruszaj... I... TERAZ. - ostatnie słowo rozbrzmiało agresywnie, a zaraz po tym rozległy się odgłosy szamotaniny, upadku czegoś ciężkiego i brzęku metalu o kamień.
Odpowiedz
- Kurwa... - Powiedział pod nosem. Wątpił, żeby kapitan dał się zaskoczyć jakąś tanią sztuczką, szczególnie przez średnio rozgarniętego elfa, który był cały w kajdanach. Przezorny, zawsze ubezpieczony. Wskazał jednego z braci zakonnych i wskazał ruchem głowy przejście. Nie zaszkodziło sprawdzić, co tam się dzieje. Przełożył kuszę na plecy i wyciągnął miecz. Odgłosy za ścianą nie milkły - Tylko cichutko...
Odpowiedz
Razem z "Meduzą" przeszedłeś przez ścianę z bronią gotową do akcji. W rozedrganym świetle leżącej na posadzce pochodni zobaczyłeś pół-orka leżącego na twarzy bez ruchu, kapitana wyrywającego sobie z karku pokaźnych rozmiarów drzazgę, a także kamienny posąg elfa, niezwykle przypominającego Harfiarza, uchwyconego z jedną ręką ściskającą powietrze przed sobą i drugą ręką uniesioną do cięcia sztyletem.
Odpowiedz
- Co do kurwy nędzy... - popatrzył na ten cały bajzel z niesmakiem - Kapitanie, żądam wyjaśnień!
Odpowiedz
Wyjął z karku drzazgę, pokazał ci ją i odrzucił w bok.
- To ścierwo - kopnął pół-orka - postanowiło rzucić się na mnie i przywalić mnie swoim ciężarem. Nie zdążył... - obrócił go butem na plecy, ukazując podłużne rozcięcie od mostka przez gardło aż po podbródek. - ... ale ten postanowił zadźgać mnie drzazgami, którymi rozbrajał tę pułapkę. - kiwnął w stronę posągu elfa. - Nie wyszło mu tak jak powinien, choć przyznam, że Harfiarze dobrze go wyszkolili. - podszedł do posągu i wyjął mu z dłoni jego własny sztylet. - Nie powiedzieli mu tylko, że niektórym nie należy patrzeć w oczy... - dodał kpiąco.
Odpowiedz
Upewniwszy, że rany kapitana są tylko powierzchowne, prychnął - Ha! Wiedziałem, że ten młodzik ma fach w łapach, ale mózgu mu bogowie niestety poskąpili. Jeden problem z głowy - podrapał się po policzku w zamyśleniu - Tylko, co my teraz do cholery zrobimy? Zaczynam się zastanawiać, czy ta księga to nie jest jedna wielka farsa, której de facto mam już powoli dość. Z drugiej jednak strony lord Velen nie wydawałby pieniędzy na takie zabezpieczenia, aby ukryć w tych lochach swoje wełniane skarpety. Jak myślisz Harfiarzu, co powinniśmy teraz zrobić? - zaśmiał się w twarz posągu.
Odpowiedz
- To zaklęcie można cofnąć. - powiedział kapitan z perfidnym uśmiechem. - Pytanie jak chcesz, milordzie, wyperswadować mu takie próby na przyszłość i czy faktycznie powinniśmy iść dalej z takim przewodnikiem?
Odpowiedz
Pomasował skronie. Zaczęła go łapać jedna z tych charakterystycznych migren, a jego żyłka nieprzyjemnie pulsowała mu na czole. Odpowiedział kapitanowi podirytowany - Ech... po prostu go odczaruj kapitanie.
Odpowiedz
Jako się rzekło - kapitan stanął naprzeciw posągu i zaczął intensywnie patrzeć w jego oczy, mrucząc coś przy tym do siebie. Powoli kamienna skóra zaczęła znikać, przybierając na powrót barwy żywej skóry, aż wreszcie elf wystrzelił nagle w ataku, który poprzednio został zatrzymany w połowie. Tym razem jednak kapitan był na to gotów, więc szybkim ruchem przechwycił rękę, która wcześniej dzierżyła sztylet, zrobił krok w prawo i drugą ręką pchnął elfa na ścianę. Harfiarz w wyniku tego zabiegu skleił się ze kamieniem w bardzo dynamiczny i nieprzyjemny sposób, po czym odpadł od niej, padając ciężko na posadzkę.
Odpowiedz
Był wściekły, zmęczony i obolały. Czuł jak wilgoć i chłód wdzierają się do jego kości. Za stary był już na takie wyprawy. Powinien popijać ale przy kominku, wsłuchując się w brzdęk monet i szum fal, a nie chodzić po anonimowych lochach szalonego lorda. Wyjął miecz z pochwy i podszedł powoli do obezwładnionego elfa - My się chyba nie zrozumieliśmy... - Zamachnął się i z całej uderzył w zimną posadzkę. To chyba był marmur lub inny z tych horrendalnie drogich kamieni. Po co kłaść takie cudo w tego typu miejscach? Przemknęło mu to przez myśl. Zawsze uważał, że karmazyn pięknie komponował się z tym surowcem, choć nie wiedział z jakiego powodu. Tak czy siak... Pech chciał, że pomiędzy ostrzem jego miecza a zimną posadzką, znalazła się prawa dłoń Harfiarza. Trzask łamanych kości i nieprzyjemne plaśniecie było znakomitym akompaniamentem dla stopniowo rosnącej kałuży posoki i jęków Harfiarza. - Gdzie jest księga i czy w ogóle ona istniała? Pamiętaj, że dość mam szarad i półprawd, którymi mnie karmisz. - powiedział znudzonym głosem.
Odpowiedz
Pośród jęków bólu i wściekłości Harfiarz pozwolił sobie na jakieś półtora przekleństwa, ale twój kolejny zamach pozwolił mu przejść od razu do wyrażenia przekonania, że księga istnieje i musi być tutaj, całkiem niedaleko, tak jak elf twierdził przed wcześniej. Przekonanie to zostało wyrażone szybko i zwięźle, z dużą dozą szczerości, jak oceniłeś wprawnym okiem i uchem.
Jeden z "Meduz" zbliżył się do kapitana i szepnął mu coś na ucho. Ten pokiwał krótko głową i podszedł do ciebie.
- Milordzie, czuję się w obowiązku uprzedzić, że zarówno ja, jak i moi ludzie czujemy w tym miejscu pozostałości niepokojącej magii... - spauzował, jakby szukając odpowiednich słów do wyjaśnienia. - Albo było tu, albo wciąż jest coś, co wcale nie chciało tu być, a my nie powinniśmy chcieć tego spotkać. - szepnął pomiędzy jęknięciami i warknięciami elfa.
Odpowiedz
- Stul pysk, muszę pomyśleć. - Kopnął elfa z całej siły w brzuch. Podrapał się po brodzie - Hmm... znaczy demony, powiadacie. Cóż, nie mogę powiedzieć, że nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Powszechną wiedzą jest, że Velen lubił bratać się z istotami z piekła rodem, a plotki mówiły o znacznie gorszych rzeczach. Dlatego też, wziąłem do tego lochu Twoich asów, kapitanie. Z kłapouchem i trzema wychudłymi wiarołomcami sam bym sobie poradził, ale na grubszą zwierzynę potrzeba prawdziwego myśliwego. Nie znacie jakichś czarów ochronnych, bądź rytuałów zdolnych nas ochronić na jakiś czas albo chociaż ogłupić te ścierwo? Nie planuje tutaj wykitować lub stać się jakąś marionetką Baatezu.
Odpowiedz
- To nie Baatezu... raczej coś innego... - rzucił bardziej do siebie, jakby zamyślony, unosząc głowę i nasłuchując, a także wciągając nosem powietrze w jakiś bardzo nieprzyjemny, zwierzęcy sposób. - Oczywiście, znamy kilka zaklęć protekcyjnych. Jednak ich skuteczność zależy nie tylko od naszych możliwości, ale także, jeśli nie przede wszystkim od tego, co tu zastaniemy... Ildred, Mukuro, Zuka... - zawołał swoich ludzi, następnie oddał Eskelowi dwie pochodnie, swoją i drugiego z "Meduz", i stanął przy trzech pozostałych "Meduzach" tworząc romb. Polecił stanąć wam w środku (Harfiarzowi i drugiemu elfowi również) i wyciągając ręce przed siebie zaczęli chóralną inkantację. Gdy zaklęcie zostało rzucone, poczułeś jak oblewa cię wpierw zimny, potem gorący dreszcz, a kontury twego ciała, podobnie jak pozostałych, rozjaśniają się na moment szklistym, jasnym blaskiem, który zaraz zniknął.
- Magia.. Tfu! - Eskel splunął i wzdrygnął się, być może za sprawą dziwnego dreszczu. - Nie podoba mi się to.
- Nie musi. - kapitan uśmiechnął się półgębkiem i odebrał od niego pochodnię. - Chwilowo musi nam to wystarczyć. - oznajmił ci.
Odpowiedz
Skinął głową z uznaniem - Dobrze. Dziękuję kapitanie. - Schowaj miecz do pochwy i znów ujął swoją kuszę - Ruszaj, ścierwo. Byle szybko i do celu. Klnę się na Umberlee, że jeżeli wyczuje choćby jeden, pierdolony cień fałszu, to na odciętej ręce się nie skończy. - rzekł do Harfiarza.
Odpowiedz
Korytarz nie ciągnął się daleko w przód, więc i wędrówka nie trwała długo. Gdy dotarliście do kamiennych schodów, prowadzących oczywiście w dół, zrobiło się już naprawdę chłodno i wilgotno, na tyle, że zapalone pochodnie piszczały co pewien czas i trzeszczały drewnem, które zdążyło nałykać się wilgoci.
Schodziliście wolniej, schodek po schodku, tym ostrożniej, że stopie systematycznie poszerzały się, a posługiwaliście się jedynie poszarpanym światłem pochodni. Harfiarz systematycznie sprawdzał każdy z nich na całej długości, trzymając kurczowo rękę przy piersi. Po dobrych czterdziestu stopniach, gdy końca wciąż nie było widać, zatrzymał was i wskazał na stopień przed wami.
- Nie wiem co to jest. Nigdy nie widziałem takiej pułapki. - oznajmił, patrząc na namalowane jakąś białą farbą znaki opisane linią, która ciągnęła się dalej w boki i w dół, na kolejne stopnie, prawdopodobnie sięgając ścian.
- Bo to nie pułapka, tylko ideogram ochronny. - w głosie kapitana zabrzmiała nuta rozbawienia. - Również nie wiem jaki, nie znam języka tej magii. Ale pewne elementy są wspólne... - zamilkł i pochylił się z pochodnią tuż przed linią, wodząc ręką przed znakami, jakby przymierzając się do ich dotknięcia. Nie uczynił tego jednak. Wstał i oświadczył:
- Prawdopodobnie nie jest to krąg blokujący wejście, a jedynie wyjście komuś, kogo dotyczą znaki. Co oznacza, że jest to albo zewnętrzny mur więzienia dla jednego więźnia, albo zatrzaskowe drzwi z klamką po jednej stronie. - ujął obrazowo, uśmiechając się szyderczo przy ostatnim porównaniu.
Odpowiedz
Coś niedobrego czaiło się w tych murach. Pierwotne zło? Ciarki przeszły mu po plecach. Może to tylko śmierdzące koboldy? - Nie podoba mi się to, co rzeczesz, kapitanie. Tym niemniej, nie zaszliśmy tak daleko, aby zlęknąć się jakichś tajemniczych znaków i zawrócić z płaczem do mamusi. Na każde zło jest metoda czy ichniejszy fortel. Prawda? - rzekł w stronę Harfiarza i poruszył teatralnie palcami prawej ręki.
Odpowiedz
Trzymając kurczowo kikut, który soczyście nasiąkł już krwią, Harfiarz spojrzał na ciebie tak, jakby chciał uczynić z tobą to, co niedawno zrobił z nim kapitan. Aż dziw, że mu się nie udało. Z hardą miną przestawił nogę za linię run. Nic się nie stało. Stał tak dwie sekundy i postąpił kolejny krok. Również nic. Następnie cofnął się z powrotem przed linię, tak samo cały i zdrów (no, prawie), jak wcześniej. Eskel profilaktycznie wysłał po nim elfa-ochotnika, który z tym samym skutkiem pokonał linię.
Przeszliście wszyscy, pokonując ostatnie schody. Nie wiedziałeś jak wielkie jest pomieszczenie, w którym się znaleźliście, bo żadna z pochodni nie oświetlała ani jednej ściany, a nie zamierzaliście oddalać się w mrok. Pięćdziesiąt, sześćdziesiąt kroków dalej - kolejna linia z kolejnymi znakami, tym razem jednak było ich znacznie więcej, a ich wzory były jeszcze bardziej wymyślne.
Odpowiedz
Popatrzył na te zapomniane dzieło sztuki, namalowane jakiegoś anonimowego skurwiela. Talentu mu brakło, ale był bardzo skrupulatny. No ale, nie był zbyt dobrym krytykiem artystycznym i za cholerę nie znał się na tych magicznych bzdurach. Udało mu się jednak wysnuć pogląd, że więcej tego typu bazgrołów nie oznacza nic dobrego... - To nie wygląda jak miłe zaproszenie. Kapitanie, pojmujesz coś z tego?
Odpowiedz
Zabójca przyklęknął nad linią i westchnąwszy ciężko zaczął je oglądać, podobnie jak poprzednie. Trwało to dobre dwie minuty, po których kapitan westchnął raz jeszcze, pokręcił krótko głową i wstał, mówiąc do ciebie:
- Wybaczcie, milordzie, ale co do tych pieczęci nie mogę... - urwał nagle i przekręcił głowę, niczym pies nadstawiający ucha. Za moment i ty to usłyszałeś. Równe, miarowe echo odległych kroków, zbliżających się w waszym kierunku.
Wszyscy odskoczyliście o parę kroków. Eskel dobył broni, podobnie uczyniły "Meduzy". Kapitan nakazał elfowi leżeć na ziemi i nie myśleć o ruszaniu się, Harfiarz otrzymał podobne polecenie, poparte profilaktycznym uderzeniem pięścią w twarz. Jeden z "Meduz" wyciągnął przed siebie rękę prostopadle do ramienia, a w jego dłoni zobaczyłeś małą ręczną kuszę, która wyłoniła się nagle z szerokiego rękawa jego szaty. Zdążyłeś pomyśleć, że pochodnie czynią was idealnym celem dla kogoś lub czegoś kryjącego się w mroku i że jednocześnie bez nich będziecie celem jeszcze łatwiejszym. Zanim rozwiązałeś ten dylemat na samych krańcach kręgu światła dawanego przez żagwie pojawiła się postać. Nie widziałeś dokładnie, stał o dobre dziesięć kroków od was. Długie, ciemne szaty, toga lub coś podobnego, chyba mężczyzna, chyba człowiek... Choć czort wie. Stanął i patrzył bez słowa, a cisza wokół was napięła się jak cięciwa.
Odpowiedz
Odsunął się kilka kroków od kręgu, ciągle celując w głowę tajemniczego jegomościa. Magik czy inny czort, pożałuje ataku i pożegna się ze swoim cennym łbem, który pęknie na kawałeczki jak dojrzały melon, gdy spotka się z jego bełtem. Ha! Przynajmniej będzie mógł chwalić się w całych Siedmiu Piekłach, że zabił go sam lord Graystör, to był w końcu niemały zaszczyt. - Kim jesteś i co robisz w moich cuchnących lochach?
Odpowiedz
← Sesja FR

Sesja Tokara - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...