Sesja Morttona
- No dobra. Stojąc nic nie odkryjemy - rzucił człowiek i postąpił na przód.
Szliście tak przez dobrą minutę, krok za krokiem, wypatrując w mroku kolejnych zagrożeń. Zupełnie niespodziewanie tuż przed wami pojawił się ogromny, przynajmniej trzydziestometrowy posąg, przed którym w snopie błękitnego światła leniwie lewitował miecz świetlny.
- Jak myślisz, co to za posąg? - zapytał elokwentnie Solusar
Szliście tak przez dobrą minutę, krok za krokiem, wypatrując w mroku kolejnych zagrożeń. Zupełnie niespodziewanie tuż przed wami pojawił się ogromny, przynajmniej trzydziestometrowy posąg, przed którym w snopie błękitnego światła leniwie lewitował miecz świetlny.
- Jak myślisz, co to za posąg? - zapytał elokwentnie Solusar
- Że co? Buty mistrzyni Satele? - zachichotał Solusar - Czemu nie, raz kozie śmierć - puścił do ciebie oko i sięgnął po miecz.
Miałeś wrażenie, że pogłos waszysch słów niosący się w komnacie nagle ucichł. Zupełnie tak, jakbyś momentalnie ogłuchł. Solusar zmarszczył brwi, wyraźnie zaniepokojony, a zaraz potem targnął nim gwałtowny spazm i z jego gardła wydobył się głośny okrzyk bólu.
Usłyszałeś wokół setki głosów, jakby ściany drwiły hałaśliwie dziesiątkami zaklęć, śmiechów i okrzyków z tej przerażającej sceny. Pod twym towarzyszem ugięły się nogi, ale nie opadł kolanami na ziemię, lecz zawisł bezwładnie na lewitującej rękojeści miecza, od której najwyraźniej nie mógł oderwać dłoni.
Znikąd po całym jego ciele rozpęłzły się fioletowe błyskawice, wyrywając mu z ust rozpaczliwy, agonalny wrzask.
Miałeś wrażenie, że pogłos waszysch słów niosący się w komnacie nagle ucichł. Zupełnie tak, jakbyś momentalnie ogłuchł. Solusar zmarszczył brwi, wyraźnie zaniepokojony, a zaraz potem targnął nim gwałtowny spazm i z jego gardła wydobył się głośny okrzyk bólu.
Usłyszałeś wokół setki głosów, jakby ściany drwiły hałaśliwie dziesiątkami zaklęć, śmiechów i okrzyków z tej przerażającej sceny. Pod twym towarzyszem ugięły się nogi, ale nie opadł kolanami na ziemię, lecz zawisł bezwładnie na lewitującej rękojeści miecza, od której najwyraźniej nie mógł oderwać dłoni.
Znikąd po całym jego ciele rozpęłzły się fioletowe błyskawice, wyrywając mu z ust rozpaczliwy, agonalny wrzask.
Wybiłeś się, uderzyłeś i odbiłeś. Słup światła okazał się z jednej strony przeszkodą nie do przebicia, z drugiej gdy tylko twój miecz zetknął się z nim zostałeś pociągnięty niewidzialna siłą kilkanaście metrów w tył.
Boleśnie upadłeś na posadzkę, aż zadudniło ci w płucach. Podnosząc się zobaczyłeś stojącego obok ciebie ducha, ledwie dostrzegalne widmo mężczyzny w długich, zakonnych szatach. Było to widmo mężczyzny, którego podobizna sprzed wieluset lat została wykuta w stojącym tu posągu. I wreszcie dotarło do ciebie kogo przedstawia.
- Twój przyjaciel umrze, Ar-Saramie - powiedział spokojnie Exar Kun, patrząc na wijącego się w bólu Solusara z rękami skrzyżowanymi na piersi.
Boleśnie upadłeś na posadzkę, aż zadudniło ci w płucach. Podnosząc się zobaczyłeś stojącego obok ciebie ducha, ledwie dostrzegalne widmo mężczyzny w długich, zakonnych szatach. Było to widmo mężczyzny, którego podobizna sprzed wieluset lat została wykuta w stojącym tu posągu. I wreszcie dotarło do ciebie kogo przedstawia.
- Twój przyjaciel umrze, Ar-Saramie - powiedział spokojnie Exar Kun, patrząc na wijącego się w bólu Solusara z rękami skrzyżowanymi na piersi.
- On cię nie słyszy, Ar-Saramie - rzekł Kun, podchodząc do ciebie gdy bezskutecznie usiłowałeś zrobić coś z mieczem - Zgubiła go jego własna próżność. A może powinienem powiedzieć "zgubiła was"? - zapytał retorycznie patrząc na wijącego się Jedi jak na ciekawe zjawisko przyrody - Jedyną pomocą, którą możesz mu usłużyć jest skrócenie jego cierpienia - dodał, patrząc wprost na ciebie lodowatym wzrokiem.
Widziałeś, że w tej samej chwili wpadł chyba na ten sam pomysł. Niezwykle mozolnie i powoli unosił swe ostrze, ale zdawało się, że albo zabraknie mu sił albo umrze, zanim tego dokona. Nie mając wyjścia odciąłeś mu dłoń tuż przy nadgarstku. Solusar nawet nie krzyknął, zdawało się, że wcale nie poczuł cięcia. Upadł tylko bezwładnie na posadzkę, a wokół znów zapanowała grobowa cisza. Duch Kuna również zniknął.