Sesja Morttona

Ciągle będąc w gotowości i trzymając garde mówię:
-A ty zachowujesz się jak rozwydrzony bachor który przed chwilą wygrał w bierki!
Zaczynam się szyderczo i wyzywająco śmiać.
Solusar prychnął pogardliwie - Więc może zagramy w bierki, jeśli tak cię to rusza? Zabiję cię bez ruszenia moim mieczem twego. A ty nawet nie dotkniesz mnie swoim. Może będziesz przez to bardziej wymagającym przeciwnikiem, niż ten pożal się boże Mistrz Jedi. - zaakcentował ostatnie zdanie i splunął na ciało Kendara.
-Jesteś idiotą.
Powiedziałem krótko i zwieźle.
- A ty gówniarzem. No dalej zaatakuj - odpowiedział rozbawionym głosem - Wyładuj na mnie swój gniew. Mam nadzieję, że umiesz walczyć lepiej niż ten twój mistrz od siedmiu boleści. Tak, byś sparował chociaż dwa ataki. O sparowanie trzech cię nie będę posądzał, bo zwyczajnie jesteś na to za słaby.
Śmieje się głośno i mówię:
-Tylko miłość do gniewu przyczyni się do twej zguby.
Mówiąc to uśmiecham się ironicznie.
- Och, wiesz, ta miłość jest odwzajemniona. - odparł natychmiast Solusar, najwyraźniej świetnie się bawiąc tą konwersacją - Poza tym raczej chyba nikt się do mej zguby nie przyczyni, bo zamierzam żyć wiecznie. Aaach, a to ty chciałeś mnie zabić? Mówią, żeby nie przeceniać swojej siły.
-Mówią też aby nie lekceważyć swego przeciwnika. Nie jesteś nieśmiertelny.
Mówię spokojnie.
- Ja nie lekceważę, tylko obiektywnie oceniam siły. By zwyciężyć przeciwnika, trzeba być od niego potężniejszym. Więc ty nie masz ze mną żadnych szans.
-Naprawde jesteś idiotą.
Mówie próbując go rozwścieczyć.
- Naprawdę jesteś gówniarzem - powtórzył równie dobitnie swoją poprzednią kwestię - Ale zakończmy już tą dyskusję, bo staję się ona męcząca. Co powiesz na dramatyczny pojedynek, Sith kontra Jedi? Oczywiście o tyle dramatyczny, że Sith wygra?
Utrzymując garde i będąc gotowy do ataku mówie:
-No to zamiast sterczeć i leczyć reumatyzm dawaj dziadku.
Uśmiecham się szyderczo.
- "Dziadku"... - powtórzył Solusar chichocąc i wyskoczył wysoko w górę, szykując się do jakiegoś ataku.
Zaczynam szybko biegać po całej sali.
Swoimi radosnymi pląsami zdołałeś najwyraźniej przyprawić Solusara o konfuzję, gdyż opadł z powrotem na podłogę, nie atakując.
- Zwariował, czy jak? - zapytał sam siebie, drapiąc się po głowie.
Biagam dalej po czym podbiegam do ściany odbijam się od niej mocą i atakuje Solusara mieczem.
Wykonałeś tę sekwencję z dużą szybkością i lekkością, wyskakując na przeciwnika z mocnym atakiem z góry. Solusar nie uniósł broni, nie próbował uniku, wyciągnął jedynie przed siebie rękę. Strumień Mocy zdmuchnął cię wprost na ścianę od której się odbiłeś, po raz kolejny odbijając ją boleśnie od twoich pleców. Solusar zaś doskakiwał już do ciebie, z chwyconym odwrotnie mieczem, którym zamierzał przybić cię do ściany.
Wstaje, chowam miecz i mówie:
-Prosze bardzo wal.
Wraz z opadnięciem przeciwnika na ziemię, świetlne ostrze przebiło twoją prawą pierś, przechodząc przez płuco i wychodząc łopatką, by ostatecznie ugrzęznąć w ścianie. Wrzasnąłeś z całych sił, lecz z twego gardła wyleciał jedynie słaby podmuch powietrza. Z dziurawym płucem nie sposób krzyczeć.
Upadam coraz bardziej zapadając się w ciemność.
← Star Wars
Wczytywanie...