Sesja Morttona

- Hej hej, ma ktoś komunikatory? - rzucił pospiesznie do odchodzących Solusar - No wiecie, jak jedna grupa zostanie zaatakowana, druga przyjdzie z pomocą. I pamiętajcie, by strzec się kryształu Qixoni.
Lewy korytarz, którym szliście, różnił się od prawego (przynajmniej tego z wizji) długością i kątem nachylenia. Schodziliście głębiej, w nieustającej ciszy, wilgoci i ciemności. Odniosłeś wrażenie, że ostrza waszych mieczy tną mrok wokół was, z każdym następnym krokiem ukazując kolejne zatarte inskrypcje na ścianach w języku, który niemal na pewno był starożytnym alfabetem Sithów.
Gdy korytarz zakręcił i wyrównał się, stanęliście we wnętrzu jakiejś podziemnej jaskini. Podłoże korytarza urywało się kilka metrów od zakrętu, niknąc w bezdennej przepaści. Wytężając wzrok dostrzegałeś wspornikowe kolumny, które czas strącił swą niepowstrzymaną siłą wgłąb szczeliny. Niestety, światło miecza nie pozwalało dostrzec dokładnie, jak daleko znajduje się dalsza część urwanego podłoża.
Jednak daleko przed wami jaśniał błękitem jakiś punkt, nie większy w twych oczach od połowy ludzkiej pięści.
-Ja mam komunikator. Oni pewni też mają przynajmniej jeden.
Mówię:
-Masz flare? Bo moglibyśmy ją rzucić na drugą strone i sprawdzić jak daleko jest urwisko.
Człowiek spojrzał na ciebie z zakłopotanym uśmiechem
- Wiesz jak to jest - zawsze zapomina się najbardziej istotnych rzeczy. - powiedział, rozkładając ręce.
-Chyba musimy już wracać, bo tu nic nie zdziałamy.
Powiedziałem zawiedzony:
-Oddział drugi słyszycie mnie? Halo!?
- Słyszymy cię głośno i wyraźnie, Ar-Saram - padła odpowiedź w komunikatorze. Jednocześnie Solusar wykrzyknął tonem odkrywcy:
- Czekaj, wiem! Rzucę miecz świetlny i pokieruję go mocą, by oświetlić drugą stronę.

Miecz poszybował leniwie do przodu, odsłaniając dalszą część przepaści, która kończyła się urwanym mostem jakieś siedem metrów dalej. Za dużo, by przeskoczyć. Dość blisko, by skoncentrować się i przeskoczyć za pomocą Mocy
-Skaczemy używając mocy.
Oświadczyłem:
-Ja pierwszy.
Koncentruje się i używając mocy próbuje przeskoczyć przepaść.
Chwila skupienia - moment olśnienia - skok - twarda ziemia pod nogami.
Opieram się o ściane, uśmiecham i mówie:
-Zobaczymy czy ludzie są tacy dobrzy jak się mówi. Skacz!
Człowiek również poradził sobie z pokonaniem przepaści. Korytarz ciągnął się dalej, a błękitne źródło światła powiększało się z każdym krokiem. Po chwili stanęliście tuż przed wejściem do komnaty bliźniaczo podobnej do tej, widzianej w wizji. Tu również Moc jeżyła włosy (lub czułki) na głowie, pulsując z niezwykłą siłą od źródła światła i całego otoczenia.
- Zbadaj ściany, może znowu jakiś wierszyk znajdziesz - rzucił ironicznie towarzysz, sam kierując się w stronę źródła światła, tak jak w wizji.
Dostrzegłeś też, że na tej sali korytarz się nie kończy, lecz przechodzi przez nią i idzie gdzieś dalej, gdzie panowała znowu niezmącona ciemność.
- Ar-Saramie, czy ty widzisz to co ja? - wykrzyknął chwilę potem Solusar - Przecież to jest... to jest... Solari! Ale przecież on był tylko jeden, w dodatku ma, a raczej miał go, chyba że jeszcze żyje, Revan. Nie ma co, błogosławmy Sithów! - zawołał ze śmiechem - Może weźmiemy go, myślę, że bardzo nam pomoże.
-Od tego kryształu aż kipi ciemną mocą, a ty chcesz go wziąć. Myślałem, że to jstem porąbany, ale to nieprawda.
Powiedziałem ze śmiechem:
-Bierz ten kryształ. A ja zapytam czy u drugiego oddziału wszystko jest ok. Oddział drugi słyszycie mnie? Halo?!
Komunikator milczy. Natomiast Solusar bierze kryształ do ręki, chowa go do plecaka i... Staje na wprost ciebie z odsłoniętym ostrzem, jednocześnie mamrocząc coś do siebie. Poczułeś, jak wokół was wiruje moc Ciemnej Strony.
-Solusarze o co chodzi?
Wyciągam miecz i mówię:
-Solusarze przestań pajacować i chodźmy do drugiego korytarza, bo komunikator milczy.
Pomyślałem:
-To pewnie ten gówniany kryształ.
Człowiek sprawia wrażenie, jakby otrząsał się ze snu
- Eeee... tak, już... ruszajmy.
-Wszystko w porządku? Chodźmy.
Podchodzę do przepaści i próbuje ją przeskoczyć.
Wróciliście tym samym korytarzem do rozpadliny i ponownie ją przeskoczyliście. Następnie z powrotem do skrzyżowania ze starymi drzwiami z trójkątnym symbolem i w dół korytarzem, który przemierzaliście w wizji. Wszystko było tu identyczne. Te same napisy, inskrypcje, te same kości rozrzucone po posadzce, ta sama okrągła sala. Jedyną różnicą było ciało martwego Rodianina leżące tuż obok pustego postumentu oraz podnoszący miecz martwego Jedi człowiek, który na wasz widok ruszył do ataku dzierżąc dwa ostrza.
- Folran! Mówiłem, cholera, żebyście uważali na kryształ Qixoni! Sam tego chciałeś! - krzyknął Solusar, przyjmując pozycję do walki ze swoim podwójnym mieczem.
-Wiedziałem, że nie będzie tak sielankowo. Musimy zniszczyć kryształ!
Wyciągam i wysuwam miecz. Próbuje oślepić człowieka mocą oślepienia.
Atakujący Folran zwolnił na sekundę, mrużąc oczy jakby ociemniał. Jednak w drugiej sekundzie zaśmiał się krótko, zdecydowanie nie swoim śmiechem i z łatwością, której się po nim nie spodziewałeś, odrzucił cię kilkanaście metrów wgłąb korytarza. Nic ci się nie stało, ale choć nie znałeś go nigdy bliżej, jesteś pewien że nie dysponował aż takim potencjałem Mocy. Zanim się podniosłeś Solusar już ścierał się z Folranem... czy kimkolwiek teraz był.
Wstaje podnosze miecz i próbuje zaatakować człowieka od tyłu i rozciąć mu plecy.

[Mam pytanie. Czy w tej sali wysoko zwieszony jest sufit?]
[Niewysoko, będzie 2.5 metra]
Myślę:
-Kurde nie będe mógł walczyć stylem tripzest bo za nisko żeby podskoczyć.
Próbuje zajść człowieka od tyłu i wbić mu miecz w plecy.
← Star Wars
Wczytywanie...