- Panowie, oto mistrz Sa'as i mistrz Riahl, wraz ze mną reprezentować będą stanowisko Zakonu Jedi oraz Tythona - zaanonsował was oficjalnie Harlan
- Mistrzu Sa'as, miło mi poznać, słyszałem dużo dobrego o pani rozmowach z abasadorem Imperium - zwrócił się do ciebie witający was mężczyzna, a następnie skłonił się Riahlowi - Mistrzu Riahl, to dla mnie zaszczyt, słyszałem o pańskim sukcesie w negocjacjach z senatorem Canisem, gratuluje umiejętności.
Zastanawiając się przez chwilę, czy zrobił aluzję do mojej wpadki, czy nie, kłaniam się i odpowiadam tak, jak powiedziałam wcześniej.
- Mam wiele miłych wspomnień z Coruscant. Mam nadzieję, że te nowe będą jeszcze lepsze.
Jeżeli facet się nie przedstawi, to po pewnym czasie, gdy nie będzie słychać, pytam Harlana:
- Jak nazywa się ten przemiły człowiek? - nachylam się Harlanowi do ucha, uśmiechając się.
- Oto Ngyujen Fang, szef kancelarii marszałka senatu, jeden z najbardziej doświadczonych, zdolnych i zakłamanych ludzi, jacy przechadzają się po salach senatu - oznajmił pogodnie Harlan, gdy trzej mężczyźni oddalali się od waszego statku - Znany jest ze swojego wydatnego wpływu na marszałka, kontaktów z mafią, którą w razie potrzeby umie potrząsnąć, a także zamiłowania do luksusowych dziwek - uzupełnił tonem przewodnika turystycznego.
- Ach tak?... - zakonotowuje sobie w pamięci te informacje, by potem przepisać je do notatnika.
- Trzeba nim będzie mocniej potrząsnąć. - chytry uśmieszek.
Podążam z resztą.
- To ostatnie można zresztą obrócić przeciwko niemu. - zauważył Riahl - Nie, żeby ujawnienie tego było czymś groźnym - jak sam mówisz jest z tego znany. Może to być jednak łatwy sposób na przedostanie się do niego bez robienia zamieszania. - uśmiechnął się niewinnie w twoją stronę.
- Sugerujesz coś Riahlu? Żebyś nie skończył, jak jeden znany mi facet... - przybieram groźną minę, po czym łagodzę i mowię przed siebie:
- Jak trzeba będzie, to najwyżej mogę mu trochę potowarzyszyć.
- Spokojnie, spokojnie, to tylko propozycja. - Roześmiał się i uniósł ręce w geście pojednania. - Może nie będzie wcale potrzeby nad nim pracować. Czas pokaże, prawda Mistrzu Harlanie? I właściwie co teraz?
- Teraz proponuję udać się na kwatery. Każde z was dostanie zapewne osobny apartament w hotelu senatorskim. Rozgośćcie się tam, przejdźcie po salach konferencyjnych, kawiarniach, restauracjach. Na pewno kręci się tam sporo polityków, a i obsługa może wiedzieć sporo o tym, co nas interesuje - tłumaczył radośnie Harlan - Na początek dobrze by było porozmawiać z hrabią Organa. Książę Loran już dawno wypiął się na Republikę i bardzo na rękę był mu Traktat, bo dzięki temu z ramienia Imperium utrzymuje swój chwiejny stołek, a tak się składa, że ród Organa należy do tej frakcji, która w zaangażowaniu Imperium w konflikt na Balmorze pełnego formatu upatruje swą szansę na osłabienie Lorana. A to jest z kolei na naszą rękę - spojrzał na ciebie - Kaileen, myślę, że to będzie dobre na początek, Organa to rozsądny, choć charakterny człowiek. Riahl - spojrzał na Miralukę - Tobie polecałbym dowiedzieć się jak tam zdrowie gubernatora Ord Mantell. Pan Henry jest starym wyjadaczem, po łokcie unurzanym w korupcję, ale jego głos może być potrzebny, bo jest także niegdysiejszym donem koreliańskiej mafii, która w tamtejszym domowym burdelu rozdaje niezłe karty. On też może być rad z odciągnięcia Imperium od wspierania jego konkurencji na Mantell na rzecz konfliktu na Balmorze. Może być z nim ciężko, ale wierzę, że sobie poradzisz. W ostateczności spróbuj poprosić o "radę" Fanga, jak mówiłem zna się na tym typie "interesów", ale tam też musisz się pilnować.
Harlan sprawdził godzinę i stwierdził.
- Proponuję, żebyśmy spotkali się na kolacji w hotelu za jakieś dwie godziny i omówili co zdołamy ustalić. Ja w tym czasie spotkam się z paroma starymi znajomymi. Jak sądzicie? - zapytał na koniec.
- W porządku. Pójdę do niego. Nie wiem, czy w te dwie godziny zdążę to załatwić, bo chciałam jeszcze obejść kilka miejsc, ale najwyżej podejdę do niego później.
Oddech.
- W takim razie do zobaczenia za dwie godziny. - kłaniam się i udaję do hotelu, w celu otrzymania apartamentu.
Przeszłaś do hotelu, mijając po drodze wielu przedstawicieli niezliczonych ras. Miasto obezwładniało swym ogromem, zarówno pod kątem infrastruktury jak i zaludnienia. Sięgające nieba drapacze chmur, morza i oceany mniejszych budynków najwymyślniejszych architektonicznie form, nieustanny szum i zgiełk szybujących nad tobą i pod tobą maszyn, statków, okrętów. Coruscant pochłaniał cię swym bezmiarem i złożonością.
Weszłaś do recepcji, gdzie jeden z protokolarnych robotów - portierów powitał cię uprzejmie i przydzielił apartament na 14 piętrze. Udałaś się windą, podziwiając industrialną panoramę miasta. Gdy znalazłaś się za drzwiami twym oczom ukazało się mieszkanie wyposażone we wszystkie możliwe udogodnienia. Balkon widokowy, mały podświetlany bar, kosmiczna sypialnia, sala do przyjęć i inne zbytkowne udogodnienia. Na jednej ze ścian widniała holograficzna tablica przedstawiająca skomplikowany labirynt pięter, kawiarni, restauracji i innych sal znajdujących się w hotelu, wraz z numerami obsługi technicznej i hotelowej wszelkich możliwych przeznaczeń.
Lewituję swoje rzeczy na łóżko, po czym zrzucam płaszcz na oparcie fotela. Zamykam drzwi gestem ręki i idę do łazienki wziąć prysznic. Po skończeniu zakładam bieliznę, robię toaletę, zakładam strój codzienny, czyli luźne spodnie z cienkiego materiału, koszulkę z niewielkim dekoltem oraz płaszcz, który przypinam do koszulki koło szyi srebrnymi spinkami. Lekku owijam złotymi wstążkami jak zawsze. Tak ubrana biorę notatnik, chowam do kieszeni spodni, biorę z kosza na owoce zielone jabłko i wychodzę z pokoju.
- W porządku, mam godzinę na załatwienie wszystkiego. - mówię do siebie po cichu.
Zjeżdżam na dół windą i podchodzę do recepcji.
- Dzień dobry. Gdzie mogę zastać hrabiego Organę?
- Hrabia Organa: piętro 11, pokój 1123. Może go także pani spotkać w restauracji na dwunastym piętrze, często się tam stołuje - poinformował cię mechaniczny recepcjonista.
- Dziękuję za informację.
Kiwam głową i udaję się do terminala. Sprawdzam w nim, jak wygląda hrabia, a także trochę więcej informacji o nim. Następnie jadę na 12 piętro do restauracji.
W miejscowym terminalu nie znajdujesz niestety żadnych ciekawych, istotnych informacji, poza wiekiem, pochodzeniem i rodziną hrabiego. Znajdujesz natomiast jego samego, pogrążonego w oględzinach blatu stolika, mocno zamyślonego ze szklanką jakiegoś fosforyzującego na zielono trunku.
Podchodzę do baru i biorę dla siebie jakiegoś słabego drinka. Następnie idę szukać stolika w pobliżu hrabiego. Idę normalnym krokiem, tak, by było mnie słychać. Gdy będę w pobliżu hrabiego przystaję na chwilę, po czym podchodzę do niego.
- Przepraszam, czy to hrabia Organa? - przybieram swój najmilszy uśmiech.
- Nazywam się Kaileen Sa'as. Jestem Rycerzem Zakonu Jedi. Miło pana spotkać w tym miejscu.
Hrabia natychmiast zerwał się z miejsca. Niezwykle szybkim, zgrabnym, delikatnym i niespodziewanym gestem chwycił twą dłoń, schylił się i pocałował krótko.
- Zaszczyt to dla mnie, szanowna pani - powiedział w iście dworskim pół-ukłonie. Długie, związane w kitkę kruczoczarne włosy spływały po ramieniu do połowy pasa. - Proszę, czy zechce pani usiąść? - Wskazał ci gestem miejsce naprzeciwko - Czym mogę pani służyć?
- To miłe z pana strony. Z chęcią się przysiądę.
Siadam sobie na przeciwko, zakładam nogę na nogę i pochylam się nad stolikiem.
- Przyjechałam na obrady Senatu, ale chciałam móc jeszcze na trochę zapomnieć o tych wszystkich sprawach. Jednak widziałam, że pana dręczą jakieś problemy. Byłoby nietaktem, gdybym się spytała, co pana tak martwi?
- Szczere pytanie ze strony damy nie może być nietaktem - odparł hrabia z szarmanckim uśmiechem - Zastanawiałem się jak przekonać barona Silata do poparcia opozycji w naszych sporach z księciem Loranem. Nie chciałbym zanudzać pani wszystkimi zawiłościami alderaańskiej polityki i historii konfliktów rodowych, ale w dużym uproszczeniu szukam sposobu na połączenie interesów osobistych z państwowymi. A dokładniej jak jednocześnie ukręcić łeb Imperium, siedzącym za tronem księcia Loriona i zyskać coś w związku z tym dla Republiki. - hrabia starał się wyjaśnić jak najprościej, ale machnął ręką - Ale proszę mi wybaczyć, to ja miałem mieć okazję jakoś usłużyć pani, nie torturować nudnymi opowieściami. Słucham zatem, jak mogę być pani pomocny, pani Sa'as? - zapytał ponownie z szarmanckim uśmiechem
- Chciałam móc porozmawiać z różnymi wspaniałymi osobistościami, które przyjechały na Coruscant, rozszerzyć swoje horyzony. Z pewnością byłoby mi miło, gdybyśmy mogli porozmawiać o mało znaczących sprawach, lecz mnie także dręczy kilka problemów. Nie chcę jednak Pana nimi zanudzać... - robię pauzę z wyrazem zakłopotania na twarzy.
- Ależ to chyba nie byłoby możliwe, droga pani - żachnął się ze śmiechem hrabia, ale zauważyłaś, że patrzył na ciebie bystrym, czujny wzrokiem - A nawet gdyby, to byłoby to jedynie wyrównanie za mój ostatni monolog.
Śmieję się.
- Moim problemem jest, co zrobić, by Republika wspomogła Balmorę przeciwko Imperium. Dzieją się tam straszne rzeczy. Imperium złamało swój własny traktat. Ale nie wszyscy widzą problem. Gdyby wysłać im jakieś wsparcie, pomóc w wyparciu tyranii... - milknę, popijajac smutno drinka.