[Jeśli życzysz sobie ilustrację do kilku najbliższy postów - tutaj ]
- No nie, tak się tego nie robi - powiedziałaś głośno do jednego z padawanów, usiłujących strącić treningowego ANH swoim treningowym mieczem, machając nim niczym kijem od szczotki. Nawet dla ciebie było jasne, że z tego dzieciaka szermierza nie będzie. Chłopiec uganiał się za kulką, która wciąż częstowała go małymi, denerwującymi wiązkami energii, podczas gdy pozostali karnie i dzielnie ćwiczyli ze swoimi działkami w przepaskach na oczach.
- Głupi, głupi robot! - krzyczał chłopiec, usiłując rozbić ANH, niszcząc przy tym stojącą obok, niewinną lampę.
Święta cierpliwości! Za jakie grzechy Rada pokarała cię zastępstwem za Harlana, którego - jak zwykle przez te wszystkie lata - więcej nie ma, niż jest? To jasne, mistrz Harlan jest najbardziej doświadczonym i obytym dyplomatą w Zakonie, ale to...
ANH po raz kolejny umknął padawanowi, który ze złości chybił paskudnie i uderzył miecz stojącego obok małego Kel Dora, który zaczął się z nim pojedynkować.
- Przestańcie natychmiast.
Rozdzielam chłopaków rękoma na boki.
*Trzeba będzie spróbować inaczej*
- Choć do mnie na chwilę chłopcze.
Na chwilę zdejmuję mu opaskę z oczu i kucam przy nim.
- Spróbujemy innej metody. Schowaj miecz świetlny... O, właśnie tak. A teraz zamknij oczy, odetchnij spokojnie i wyobraź sobie przestrzeń kosmosu usianą gwiazdami. Masz już? Postaraj się powoli gasić ich światło, aż będzie zupełnie ciemno. Przestaniesz myśleć. Spróbuj teraz wyczuć ANH.
- Czujesz coś? - wstaję i odsuwam się lekko, ANH włączam w tryb bierny.
Chłopiec, zawstydzony swoim zachowaniem, początkowo nie wiedział co zrobić. Po chwili jednak skupił się i powiedział nieśmiało:
- T..Tak, czuję mistrzu Sa'as.. - wyjąkał niepewnie, a gdy robot obrócił się o kilka centymetrów w prawo, głowa chłopca podążyła wprost za nim. Padawan uśmiechnął się i zachichotał krótkim, dziecięcym śmiechem.
- To dobrze. Otwórz oczy.
Kucam jeszcze raz, sięgam ręką za plecy, przyciągam mocą z pobliskiej miski cukierka i wyciągam go zza pleców.
- Proszę, to za osiągnięcia. A teraz, prosiłabym, żebyś poćwiczył jeszcze trochę tak, jak cię uczyłam. Niedługo nabierzesz wprawy i będziesz to robił intuicyjnie. Poćwicz na razie bez walki. Może wcale walka nie jest ci pisana...
- Porozmawiam z Mistrzem Harlanem, by pozwolił ci ćwiczyć w ten sposób.
- Dziękuję mistrzu Sa'as - odpowiedział dzieciak, kłaniając się na baczność.
Drzwi do sali treningowej otworzyły się i wszedł przez nie Dante, zamiatając połami szaty.
- Witajcie padawni, jak tam radzicie sobie z Kaileen? - zapytał pogodnie od wejścia Jedi.
- Witaj, mistrzu Dante - powitał go chóralny głos dziesięciu gardeł.
- Witaj mistrzu. - kłaniam się lekko głową.
- Radzą sobie wspaniale. Będą z nich na pewno wyśmienici Jedi.
Odwracam się do padawanów.
- Ćwiczcie dalej proszę.
Podchodzę trochę do mistrza Dante i zagaduję, trochę ciszej.
- Coś się stało, mistrzu? Czemu zawdzięczam tę wizytę?
- Rada prosiła bym cię tu zastąpił i poinformował, że chcą cię widzieć - oznajmił z uśmiechem twój dawny mentor. - Chyba chodzi o jakiś wyjazd dyplomatyczny i mistrza Harlana, nie wiem dokładnie, nie pytałem o szczegóły.
- Rozumiem. W takim razie udam się tam niezwłocznie.
Odwracam sie na chwilę ku uczniom.
- Widzisz tego oto padawana, co ćwiczy bez miecza świetlnego? Pozwól mu na to. Musi nabrać pewności siebie. Zobaczymy, czy nie pójdzie w moje ślady.
Uśmiecham się do siebie, po czym przemawiam do sali.
- Muszę was opuścić. Zastąpi mnie mistrz Dante. Pracujcie pilnie.
Po czym biorę cukierka z miski i wychodzę.
Zamykasz za sobą drzwi i od razu bierzesz do rąk cukierka. Ah, te wspaniałe czasy... Faktycznie, ich smak był tak nieokreślony, że warto było znosić dla nich wszystkie marudzenia i narzekania nauczycieli. Śmiejesz się krótko do siebie, na te wspomnienia.
Idziesz korytarzami przepełnionymi spokojem i koncentracją, sporadycznie mijając starszych padawanów i kilku rycerzy, którzy kłaniają ci się w milczeniu. Przechodzisz przez Salę Pamięci, oglądając wyświetlane w niej hologramy wielkich mistrzów Zakonu, których imiona zapisano złotymi zgłoskami na kartach jego historii.
Mistrz Shan, mistrz Vandar... Są tu wszyscy, których poznałaś z opowieści i lekcji, a także kilku, których nie znasz. Gubiąc się na chwilę w przemyśleniach pokonujesz kolejne wielkie, kręte schody na kolejne piętra, wychodząc już na korytarz prowadzący do Komnat Rady i Sali Obrad na jego końcu. Wszystko skąpane jest w chłodnym, lecz odprężającym świetle ściennych kryształów.
Staram się nie myśleć o tym, co będzie w Sali Obrad.
Słysząc lekki stukot butów, niosący się echem przez korytarz, wspominam chwile dzieciństwa z rodzicami. Rzucam spojrzenie na ścianę. Mój wizerunek załamuje się od setek ścianek półprzezroczystych kryształów, jeszcze bardziej podkreślając kolor mojej skóry. Czyżbym miała łzy w oczach?... Nie, to tylko gra świateł.
Ileż to czasu już minęło. Figurę mam dobrą, coś mi w biodrach zaczyna przybywać. Trzeba będzie więcej treningu.
Dochodzę do drzwi Komnat Rady i kładę dłoń na klamce.
Głęboki wdech i otwieram drzwi zamaszyście.
Dopiero opór stawiany konsekwentnie przez zamknięte drzwi wyrwał cię z automatyzmu ruchów, w który wpadłaś pogrążając się we wspomnieniach i zadumie. Dopiero teraz zdałaś sobie też sprawę, że gdzieś koło ucha przemknęło ci powitanie czekającego na kanapie obok Riahla, Miraluka będącego tak jak ty rycerzem i konsulem. Obserwował cię swymi niewidzącymi oczyma skrytymi za błękitną przepaską, niewątpliwie z fascynacją obserwując poprzez Moc intensywne ścieżki twoich myśli. Wysłał ci mały impuls Mocy, coś na kształt delikatnego trącenia w ramię osoby, którą chcemy ostrożnie zbudzić.
- Halo? Mistrzu Sa'as? Przepraszam, proszę poczekać, mistrzowie lada chwila skończą obrady! - dotarł do ciebie wreszcie zaniepokojony głos starego droida protokolarnego, stojącego obok drzwi do Sali Obrad.
- Oh, przepraszam. Zamyśliłam się.
Siadam na kanapie, zakładam nogę na nogę, podpieram głowę na ręce, której łokieć opieram na oparciu fotela i czekam.
Riahl przechyla się w twoją stronę.
- Em... Zostałaś wezwana w sprawie Mistrza Halrana?
Riahla znałaś dość długo, choć nie zbyt dobrze. Miraluka był dość dziwny, nawet jak na standardy swojej rasy, ale czy tak naprawdę poznałaś kiedyś Jedi, który był zupełnie normalny? Riahl był sprawnym oratorem, co rokowało dość dobrze na przyszłość, a ostatnio obiło ci się o uszy, że zdołał wybić z głowy jednemu z senatorów totalne wycofanie sił Republiki z Balmory. Niemniej jak na konsula przejawiał dziwne zamiłowanie do walki w której - dziwnie jak na Miralukę - wykazywał się wyśmienitym warsztatem szermierczym. Trudno powiedzieć czy lubiłaś go, czy nie. Nie znaliście się na tyle dobrze. Ale zasłyszane opowieści o jego sztywnym karku i mieczu Sitha, który ponoć zdobył i do dziś nosił wbrew wszelkim standardom zasługiwały na odnotowanie.
Odwracam wzrok w jego stronę. Zdejmuję rękę z oparcia.
- Nie wiem, w jakiej sprawie zostałam wezwana. Coś się stało z Mistrzem Halranem?
Unoszę brew w zdziwieniu.
- Podejrzewam, że ma się dobrze. - Odpowiedział Riahl wzruszając ramionami, próbując zaniechać tematu. - Po co zatem tu jesteś?
Zanim przyszła ci do głowy odpowiedź na pytanie drzwi do Sali Obrad otworzyły się i zamknęły z hukiem zaraz po tym, jak szybkim krokiem wyszedł przez nie mistrz Harlan, wpatrzony w podłogę i spiesznie gdzieś podążający.
- Bardzo proszę, możecie wejść - powiedział z cyfrową uprzejmością droid.
Zrywam się z fotela i krzyczę za nim:
- Mistrzu Harlanie! Mistrzu Harlanie! Co się stało?
Macham na droida, by chwilę poczekał. Podchodzę z dwa kroki w stronę Harlana.
Harlan nie zatrzymał się ani nie odwrócił. Podniósł tylko wysoko rękę, wstrzymując cię, i pokiwał przecząco dłonią. Widziałaś nerwowość jego ruchów, choć nie czułaś jej od niego. Jego Moc była spokojna.
Miraluka już wszedł i kłaniał się Radzie. Harlan już zbliżał się do schodów.
Robię gest, jakbym jeszcze chciała podejść za nim, ale stoję w miejscu. Odwracam się z powrotem w stronę komnaty Rady i wchodzę do środka, zamykając za sobą drzwi.
Kłaniam się i mówię:
- Przepraszam za zwłokę. Byłam zaniepokojona mistrzem Harlanem.
Czekam, aż zacznie mówić ktoś z Rady.
Odpowiedziało ci krótkie milczenie. Po twarzach niektórych widziałaś lekką irytację, u innych uprzejme rozbawienie. Nie wiesz, czy związane było to bezpośrednio z twoim spóźnieniem, Riahlem, który wszedł wcześniej lub tym co zaszło przed wyjściem Harlana.
Sama Sala Obrad była dość skromnych rozmiarów, lecz fotele mistrzów, kute w pięknych, delikatnie fosforyzujących kryształach, nadawały jej mistycznego uroku. Przewodniczący Rady, niezmiennie surowy i akuratny człowiek, mistrz Kendar, powiedział:
- To nie mistrz Harlan powinien zajmować twe myśli, Kaileen, choć wiąże się on bezpośrednio z tym, dlaczego cię tu wezwaliśmy - odwrócił wzrok na Riahla - A także ciebie. Mistrzu Frey? - zwrócił się do siedzącego obok Zabraka, którego doskonale pamiętasz z czasów swoich nauk.
- Niebawem na Coruscant zbierze się specjalne posiedzenie Senatu w sprawie zaangażowania Republiki w sytuację Balmory - wyjaśnił rzeczowo Frey, patrząc to na ciebie, to na Miralukę.
- Trzeba tu wspomnieć, że jest to także skromnym udziałem Riahla i jego niedawnych sukcesów negocjacyjnych - wpadł mu w słowo mistrz Heske, uśmiechając się lekko do swego dawnego padawana, którym był stojący obok ciebie rycerz.
- Taak... To prawda, ale to dopiero początek całej sprawy - ozwał się znów Zabrak - Senat będzie debatował i rozważał argumenty za i przeciw zupełnemu wycofaniu się Republiki z konfliktu z Imperium na Balmorze i wspierania tamtejszego ruchu oporu. Jako Rada Zakonu Jedi doszliśmy do wniosku, że z punktu widzenia dobra Republiki jest to wybitnie niewskazane, co częściowo wyłożył Riahl senatorowi Canisowi.
- Mistrz Harlan - wtrącił się znów Kendar - będzie reprezentował stanowisko Zakonu w Senacie. Chcemy, byście udali się na Coruscant wraz z nim, służąc mu pomocą i radą przed i w trakcie obrad Senatu, a jeśli zajdzie taka konieczność, zabrali głos przed głosowaniem. Możliwe też, że będziecie musieli prowadzić rozmowy z senatorami różnych państw by znaleźć stronników naszej koncepcji. Zakon uważa, że Republika nie tylko nie powinna wycofywać się z Balmory, lecz także leży w jej interesie zaangażowanie zdecydowanych sił i środków do najszybszego wyparcia z planety Imperium, a przynajmniej odzyskania dostępu do balmorskich technologii.
Zapadła cisza. Mistrzowie czekali na wasze pytania.
- Ja mam pytania.
- Ile wynosi aktualnie kondyngent wojsk na Balmorze oraz jaki zysk chce osiągnąć Rada poprzez zwiększenie ich liczby? Jaka jest opinia Balmory na temat naszej tam obecności?
Czekam na odpowiedź.