- Nie mam zamiaru polemizować, że zagrożona pozycja republikańskich fabryk droidów bojowych na Balmorze jest nieco kłopotliwa, Mistrzowie. Zastanawia mnie jedynie po co aż trzech Jedi do takiej misji? - dodał swoje pytanie Riahl, kwitując je swym przedziwnym uśmiechem.
- Po kolei - powiedział Kendar - Oficjalnie coś takiego, jak "Republikański kontyngent wojskowy Balmora" nie istnieje, podobnie jak opinia Balmory na temat czegokolwiek - podsumował suchym i szorstkim tonem - Planeta jest pogrążona w chaosie, władza jako taka jest totalnie zdecentralizowana, a kontrolę nad nią sprawuje Imperium. Na mocy Traktatu z Coruscant Republika nie ma żadnych praw do Balmory, a ruch oporu wspierany przez nią w dość nieudolnej tajemnicy słabnie.
- Właśnie dlatego potrzebujemy aż trzech Jedi by przekonać Senat do zmiany stanowiska - włączył się Frey - Przekonanie Senatu Republiki do przegłosowania zaangażowania się w sprawę, którą już dawno uznano za straconą, to coś co przekracza siły pojedynczego dyplomaty, nawet tak wytrawnego jak mistrz Harlan. Balmora musi zostać odzyskana, a przynajmniej większość jej uprzemysłowionej części, bo w przeciwnym razie w ciągu dwóch lat Imperium zmiażdży nas technologią, której nie będziemy w stanie ogarnąć umysłem.
- Zgłoszenie prośby o zwiększenie liczby wojsk na Balmorze będzie równoznaczne z wypowiedzeniem wojny Imperium. Nie obejdzie się to bez echa, dowiedzą się o tym fakcie na pewno. Mają z pewnością szpiegów. Co zrobimy z tym fantem?
Poprawiam lekku, po czym kontynuuję:
- Zgadzam się oczywiście, że nie możemy pozwolić, by Imperium położyło łapę na trechnologii, ale nie da się tego załatwić po cichu.
Podnosze pytająco łuk brwiowy.
- Przekonanie Senatu do przegłosowania zaangażowania się w sprawę, którą już dawno uznano za straconą to coś, co wymaga więcej niż zwykłej dyplomacji. - dorzucił do puli Miraluka - Czy mamy wyznaczone granice, których nie wolno nam przekraczać w naszych... pertraktacjach?
Mistrzowie spojrzeli po sobie krótko.
- Granice te wyznacza jedynie powodzenie misji. - odpowiedział po chwili Kendar - Musicie działać ostrożnie i rozważnie, ale tam, gdzie zwykłe metody zawiodą, musicie starać się osiągnąć cel wszystkimi dostępnymi środkami
Zapadło kilkusekundowe milczenie, podczas którego dało się wyczuć nerwowość członków Rady.
- Co zaś tyczy się twoich pytań, Kaileen - podjął wątek mistrz Heske - w interesie Zakonu i Republiki leży, by poddać Senatowi rozwiązanie w takiej formie, która możliwie najmniej oficjalnie godzi w postanowienia Traktatu. To jeden z ważniejszych, jeśli nie najważniejszy cel waszej misji i również dlatego wyznaczamy do niej aż trzech konsulów.
Zaraz po nim głos zabrał Frey
- Nie można jednak zapominać, że sam Traktat nie był niczym innym, niż szantażem, wymuszonym z nożem przystawionym do gardła. Wypowiedzenie wojny byłoby w tej sytuacji jedynie formalnością poprzedzającą coś, co nieuchronnie i tak się zacznie, a w rzeczywistości nigdy się nie skończyło - podsumował Zabrak - Oczywiście, jak zauważył mistrz Heske, delikatność i dyplomatyczne mistrzostwo jest tym, czego oczekujemy od was w pierwszej kolejności. Jeśli jednak sytuacja stanie się krytyczna, nie będzie czasu na konwenanse. Imperium samo łamie postanowienia własnego traktatu, gdyż okupacja planety w myśl tych postanowień miała służyć jedynie nadzorowaniu odwrotu wojsk Republiki, który oficjalnie zakończono. Właśnie w takich "oficjalnościach" pisanych piaskiem na wietrze będziecie musieli się rozeznać.
- Rozumiem. W takim razie zrobię wszystko, na co będzie mnie stać.
Spoglądam na Miralukę.
*Trzeba będzie z nim pracować. Zobaczymy, jaki jesteś na prawdę.
- Coś jeszcze powinnam usłyszeć?
Riahl uszczypliwie choć trafnie podsumował rozmowę:
- Najpierw delikatna dyplomacja, a potem, jeśli sytuacja stanie się krytyczna, po trupach do celu. - skwitował delikatnie
- To wszystko co mamy wam do przekazania. - ozwał się Kendar - Przygotujcie się i wyruszajcie możliwie najszybciej. Mistrz Harlan na pewno udzieli wam dalszych instrukcji i odpowie na kolejne pytania. Niech Moc będzie z wami.
- Chodźmy zatem. - rzucił szorstko w twoim kierunku Miraluka, ruszając do wyjścia, przy którym zahaczył jeszcze o droida - Czy jesteś w stanie zlokalizować miejsce pobytu Mistrza Harlana? - zapytał.
Zanim robot zdążył odpowiedzieć, drzwi Sali Obrad uchyliły się i wyszedł zza nich mistrz Heske.
- Riahl... - zaczął, ale przerwał widząc cię - Wybacz Kaileen, czy pozwolisz, że zamienię dwa słowa ze swoim starym padawanem? - zapytał uprzejmie
- Tak, oczywiście. Do zobaczenia, mistrzu Heske.
Robię krótki ukłon i odchodzę korytarzem.
*Coś knują. Nie podoba mi się to.*
W zależności od tego, co będzie prostsze - próbuję wyczuć obecność mistrza Harlana lub proszę pierwszego napotkanego droida o przeszukanie bazy danych, w celu poznania jego pozycji.
Prawdę mówiąc niewiele rzeczy przychodzi trudniej, niż wyczucie mistrza Harlana. Człowiek ten, odkąd tylko pamiętasz, stanowi personifikację samokontroli. Jego zdolność panowania nad emocjami i swą Mocą jest zadziwiająca, w związku z czym nawet wyjątkowo podenerwowany, jak wtedy gdy wychodził z sali przed wami, nie pozwala by jego Moc zdradzała jego myśli, uczucia, zamiary czy obecność.
- Mistrz Harlan oczekuje was w Ogrodach, szacowni rycerze - zakomunikował latający droid, odpowiadając na twe pytanie.
Kierują się w stronę wyjścia ze Świątynii w Sali Pamięci mijasz pogrążonych w rozmowie rycerzy - Rodianina Ar-Sarama i człowieka Kyle'a Solusara, którzy kłaniają ci się krótko, pogrążeni w jakiejś wielce konspiracyjnej rozmowie.
Docierasz do drzwi, stając u szczytu schodów prowadzących do znajdujących się kilkanaście metrów dalej Zakonnych Ogrodów.
Ogrody to wspaniałe miejsce, doskonałe dla ukojenia nerwów i pędzących myśli. Nie jesteś pewna, czy to wyjątkowa natura Tythona, czy też Moc przepływająca tu niczym poranna rosa doprowadzają kwiaty i kryształy do tak niezwykłych form i kolorów. Piękno i spokój tego miejsca zawsze poprawiały ci nastrój.
Na jednej z ławek, obok dużego klombu fioletowych kwiatów, widzisz wpatrzonego w niebo Harlana, który półleży opierając się na podparciu, z rękami za głową.
Podchodzę do ławki, na której leży Harlan, chłonąc wzrokiem mnogość form i kształtów Ogrodów.
- Mogę się przysiąść? - wskakuję na miejsce obok niego. I jeszcze zanim odpowie:
- Przepiękne miejsce, nieprawdaż? Tyle tu zieleni...
Harlan uśmiecha się, nie odrywając wzroku od nieba.
- Hm... Tak... Zieleni, błękitu, fioletu, wielu innych barw... - wymieniał powoli - A przede wszystkim spokoju. Czyli czegoś, za czym w najbliższym czasie zdążymy chyba zatęsknić. - spauzował na chwilę, a potem zapytał równie beztrosko - Jak tam narada?
- Naradą bym tego nie nazwała. Rada oznajmiła nam, czego od nas oczekuje. Zdaje się, że ty wiesz o całej sprawie więcej.
Siadam obok niego na ławce, zakładam nogę na nogę, ręce rozpościeram na oparciu za plecami.
- Rozpęta się burza. I to większa od tej, którą wywołałam ja. - krótki chichot. - Masz jakiś pomysł, jak zrobić, by Imperium nie dowiedziało się o wielkim głosowaniu dotyczącym wysłania wojsk Republiki na Balmorę?
Zdejmuję ręce z ławki i podpieram nimi głowę, zaplatając dłonie.
- Może oficjalnie oskarżymy Imperium o łamanie traktatu?
Jedi pogrążył się na chwilę w myślach, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Cóż... - odezwał się po pewnym czasie - To prawda, że Imperium głosuje w Senacie Republiki. Na szczęście sytuacja nie jest jeszcze tak tragiczna, by mogli liczyć w nim na bezwzględną większość - zażartował dziwnie - Tym, co musimy zrobić niezależnie od objętej strategii jest odnalezienie tych "imperialnych senatorów" i wyeliminować ich głos z gry. Kiedy ich zabraknie, senatorowie wspierani, opłacani i zastraszani przez nich chętnie zwrócą się w przeciwnym kierunku. Im bardziej będzie ich przy tym gryzło sumienie i strach przed wykryciem, tym łatwiej będzie naprowadzić ich na właściwy tor rozumowania - podsumował ze spokojnym wyrachowaniem, po czym przeciągnął się zamaszyście i kontynuował, patrząc już na ciebie.
- Nadanie odpowiedniej formy treści debaty i głosowania, to kolejna rzecz, zdecydowanie trudniejsza niż wyłowienie imperialnych agentów z Coruscant. Być może powinniśmy zaangażować w to marszałka Senatu, choć nie obędzie się bez perswazji, niekoniecznie tylko ideologicznej. - rozważał, nie mrugnąwszy nawet okiem - W tej chwili nie wiem jeszcze jak powinno to wyglądać, liczę tu na pomocą twoją i Riahla - uśmiechnął się do ciebie krótko, po czym wypalił - Ufasz mu?
- Riahlowi? Za mało o nim wiem, by podjąć decyzję. Jednak nie podoba mi się kilka rzeczy w jego zachowaniu, a także w tym, co o nim zasłyszałam. Poza tym mam wrażenie, że chce na całej tej sprawie osiągnąć dodatkowy zysk.
Oglądam motyla, który usiadł mi na nodze, po czym kontynuuję:
- Przyszłość pokaże. Co ty o nim myślisz?
Harlan zaśmiał się cicho, również obdarzając motyla spojrzeniem
- Rozumiem twoją niepewność - zapewnił - Miraluka mają bardzo specyficzny sposób bycia i postrzegania Mocy. Widzą świat i nas inaczej niż my, a niejednokrotnie inaczej, niż chcielibyśmy wyglądać w oczach własnych i świata. - spojrzał znów na ciebie - Ale niech nie zakłóci to twojej oceny sytuacji. Każdy z nas ma własne motywy, ale dopóki pozostają one zbieżne z naszym wspólnym interesem nie powinny nas obchodzić - rzucił ostre zdanie - Jeśli mamy coś osiągnąć, musimy sobie ufać w takim zakresie, w jakim jest to możliwe. A właśnie zdolności i specyficzny światopogląd Riahla mogą być dla nas kluczowymi atutami.
- Zgadzam się z tobą. Tak jak mówiłam, przyszłość pokaże. Trzeba będzie dać z siebie wszystko.
Chwila ciszy.
- Rada mówiła, byśmy jeszcze porozmawiali z tobą w kwestii szczegółów. Poczekamy z tym na Riahla?
- Poza godziną wylotu i przygotowaniem się do podróży nie mamy chyba zbyt wielu szczegółów do omówienia - stwierdził lakonicznie - Chyba, że masz na myśli jakieś konkretne sprawy lub pytania, to oczywiście możemy na niego zaczekać, ale chyba nagadamy się jeszcze w trakcie podróży - zakończył z uśmiechem
- Jeśli chcesz chwilę odsapnąć przed startem, to nie zatrzymuje cię, choć oczywiście z radością posiedzę tu razem z tobą, jeśli wolisz zostać.
- W takim razie posiedźmy sobie jeszcze trochę i pokontemplujmy przyrodę.
Zostaję sobie na ławce. Jeżeli do odlotu jest jeszcze daleko, to po jakimś czasie dziękuję za towarzystwo i idę do swojej sypialni. A tak, to rozmawiamy o mało ważnym rzeczach.
Niemal jak na zawołanie obok ciebie pojawił się znienacka Riahl.
- Witaj, Mistrzu Harlanie. Nie mieliśmy okazji porozmawiać, gdy wyszedłeś z Sali Narad. Wydawałeś się dość wzburzony, czy wszystko dobrze? - zapytał uprzejmie - Kiedy wyruszamy?
- Ah, dobrze że jesteś Riahl, Kaileen prosiła byśmy omówili coś wspólnie, jeśli dobrze zrozumiałem - spojrzał na ciebie z lekkim skinieniem głowy - Jeśli pytasz o czas, to myślę, że za godzinę możemy startować, o ile nie potrzebujecie więcej na przygotowania. Jeśli zaś pytasz o moje samopoczucie... Myślę, że jest równie doskonałe, co waszej dwójki - odrzekł pół-żartem z szerokim uśmiechem.
- Zatem! - klasnął w dłonie - Macie jeszcze do mnie jakieś pytania? Czy zbieramy się i gadamy po drodze?
- Zbierajmy się, będzie dużo czasu na rozmowy podczas podróży.
Wstaję z ławki i otrzepuję siedzenie.
- Udam się jeszcze do swych komnat, by sie spakować. Będę punktualnie.
Po czym skłaniam się i odchodzę.