- Mam się ukryć jak szczur? A co z obradami senatu? Wypełnię swój obowiązek, choćby nie wiem, co. Poza tym dzisiaj muszę się z kimś spotkać. Wybadaj Harlana, tylko ostrożnie. Uważaj także na van Rema. - zbieram się do wyjścia.
- I dzięki za pomoc. Możliwe, że pójdę do twojego informatora.
Miraluka pożegnał cię skinieniem głowy. Trudno ocenić co pomyślał o twoich słowach. Stanęłaś za drzwiami hotelowego pokoju, na skąpanym w nocnym świetle, cichym korytarzu.
Idę jak najszybciej do swojego pokoju, aby zabrać rzeczy. Wysyłając impulsy Mocy, próbuje wybadać, czy nie ma nikogo w pobliżu lub w pokoju. Spodziewam się wizyty kogoś niemiłego.
Przypinałaś właśnie miecz do pasa, gdy stwierdziłaś, że w pokoju nie ma nikogo niemiłego. Ale poza pokojem już tak. Nie wiesz dokładnie gdzie, nie wiesz dokładnie kto... lub co... Ale na pewno Moc w hotelu zadrżała, zaburzona przybyciem czegoś paskudnego.
Biorę wszystko, wychodzę z pokoju i jeszcze raz pędzę do Riahla. Odstawię do jego pokoju mniej potrzebne rzeczy. Przy okazji po drodzę sprawdzam, jak się zmieniają zawirowania Mocy w hotelu.
Gdy zeszłaś dwa piętra niżej, poczułaś obecność jakiejś osoby tuż obok, przez ścianę. Ktoś musiał jechać windą na piętro, gdzie mieszkałaś. Jednocześnie kilka pięter niżej, może pięć - coś koło tego - otworzyły się drzwi do klatki schodowej. Patrząc w dół, między poręczami, zobaczyłaś jak drzwi otwierają się... A potem jakby same zamykają. Nie widziałaś by ktokolwiek przez nie przeszedł. Ale czułaś go wyraźnie. Tak samo wyraźnie jak tego, kto wysiadł z windy dwa piętra nad tobą.
Wchodzę z klatki schodowej po cichu na piętro hotelu, biorę wazon z kwiatami, który pewnie gdzieś tu stoi i wylewam trochę wody na podłogę w pobliżu wyjścia z klakti shcodowej. Następnie kieruję się do windy. Nie wiem, czy jest jakaś inna klatka schodowa, więc przywołuję windę. Jednocześnie uważam na schody i kałużę wody.
Zdawało ci się, że czekasz na windę w nieskończoność. Gdy wreszcie usłyszałaś dzwonek pojawiającej się kabiny odetchnęłaś z ulgą. Wsiadając, kątem oka dostrzegłaś jak drzwi na klatkę schodową otwierają się, a but, który stanął w kałuży rozjaśnił się elektrycznym blaskiem spięcia urządzenia maskującego. Drzwi windy zamknęły się za tobą i zaczęłaś zjeżdżać w dół. Zanim jednak zupełnie opuściłaś piętro, w drzwi windy wbił się czerwony świetlny miecz, który przeorał kawałek dachu zjeżdżającej w dół kabiny.
Obecne zawirowania Mocy znajdują się teraz nad tobą. Chyba jest ktoś jeszcze niżej, ale nie możesz być pewna. Najbliższy z nich natomiast znalazł się dokładnie tam, gdzie patrzysz. Na dach windy opadło coś ciężkiego, wgniatając plastalowe tworzywo z głuchym łoskotem. Winda zatrzymała się, kierowana awaryjnym systemem bezpieczeństwa, zaś czerwony miecz zaczął rozcinać klapę od góry, jakby jego właściciel dobierał się właśnie do konserwy.
[Rozumiem, że chodzi ci o ciągnięcie miecza przy użyciu Mocy]
Gdy przyciągnęłaś go do siebie rozległ się ponownie łoskot i blacha wybrzuszyła się na całej powierzchni. Ktokolwiek był na górze najwyraźniej właśnie stracił równowagę i glebnął na blachę (dosłownie i w przenośni), dzięki czemu zyskałaś kilka cennych sekund.
Wypadłaś z windy na korytarz. Drzwi do klatki schodowej, znajdujące się jakieś pięć metrów od ciebie, otwarły się gwałtownie i wypadła przez nie wysoka postać w czarnym skafandrze z maską i świetlnym mieczem. Po drugiej stronie korytarza, również jakieś pięć metrów od ciebie, wychodziły z pokoju dwie osoby - Harlan i Riahl.
Po przebiciu mieczem napastnika w windzie i wyjściu na zewnątrz, rzucam szybkie spojrzenie na Harlana. Jak wygląda, w jaki sposób wyszedł z pokoju.
Cofam się powoli w kierunku Riahla oraz Harlana, próbując podnieść za pomocą Mocy tego, który wypadł z klatki schodowej.
Wyglądało na to, że Harlan i Riahl wyszli z pokoju ze wszech miar "normalnie", choć nie było czasu się przyglądać. Widząc co się dzieje obaj wyciągnęli broń. Biegnący na ciebie napastnik nagle uniósł się gwałtownie pod sufit, jednak niemal natychmiast pchnął w ciebie mocno, aż wpadłaś na Riahla. Nie zdążył jednak opaść na podłogę gdy Harlan zdmuchnął go na drugi koniec korytarza.
- Wycofajmy się, prawdopodobnie jest ich więcej. - mówię do nich i kieruję się w stronę schodów. Przeciwnikowi chwilę zajmie pozbieranie się. Trzeba to wykorzystać. Nadal jednak nie obdarzam Harlana pełnym zaufaniem.
*Silni są. Tak dobrze walczyć, a jednocześnie umieć posługiwać się Mocą.*
- To tyle, jeśli chodzi o bezpieczeństwo Kaileen. - Westchnąłem do siebie Riahl, łącząc dwa miecze świetlne w jeden. - Czy wycofanie rzeczywiście coś da? - zapytał retorycznie - Harlanie, jesteś z nami? - rzucił przez ramię do człowieka i wyszedł przez was w stronę napastnika z końca korytarza. W tym momencie sufit nad wami eksplodował. Powstała w nim czterometrowa wyrwa zrzuciła na was ogromne płaty podłogi wyższego piętra. Jednocześnie z Harlanem zatrzymałaś je tuż nad głowami, a przez wyrwę zeskakiwało do was dwóch kolejnych zabójców.
- Nic nie da. - krzyczę, po czym skierowuję siłę od grawitacji poziomo i odpycham tych dwóch zabójców w głab korytarza lub na klatkę schodową. Może spadną. Natomiast resztki podłogi opadaja po bokach.
Jeden spadł tuż przy windzie, nieopodal Riahla walczącego właśnie z tym, którego Harlan rzucił przez korytarz. Drugi spadł bliżej, rzucony na ścianę na wprost ciebie, lecz w przedziwny sposób jakby przykleił się do niej i odbił, lądując tuż przed tobą, wykonując przewrót w przód i natychmiastowe pchnięcie w pozycji pół-klęczącej. Harlan już miał do niego doskakiwać, ale zatrzymał się nagle i wbił miecz w powietrze za sobą... A jak się okazało wcale nie w powietrze. Pojawiło się kolejne spięcie i ukazał się wam kolejny napastnik, który zastygł z rękami uniesionymi do ciosu, przebity w połowie przez Harlana.